Polemiki
2011.02.02 14:27

Asyż - nie rozpraszajmy spojrzenia

Skrócona wersja tego artykułu ukazała się w formie listu w papierowym wydaniu Rzeczpospolitej z dnia 2 lutego 2011. Został on wysłany jako głos w debacie  wokół planowanego na jesień międzyreligijnego spotkania w Asyżu.

Dyskusja dotycząca planowanego na październik międzyreligijnego spotkania w Asyżu, w którym ma wziąć udział Benedykt XVI mocno się rozwinęła. To co w niej jest naprawdę ciekawe to spór nie tylko o wymowę takiego czy innego gestu papieża, ale o tożsamość wiary katolickiej i nas wyznawców Jezusa Chrystusa.

Piotr Sikora, teolog, w swoim tekście Bóg będzie w Asyżu będącym polemiką z artykułem Pawła Lisickiego Chętnie pojadę do Asyżu, naczelnego Rzeczpospolitej przytacza znamienną scenę biblijną, w której  „Abraham […] przyjął od Melchizedeka błogosławieństwo i na jego ręce złożył dziesięcinę” Miał to być przykład wydarzenia, kiedy lud Izraela odstąpił od swojego twardego stanowiska w sprawie czystości kultu i modlił się razem z poganami. Jednak przykład ten zdaje się być w tekście Piotra Sikory wzorem dla nas wszystkich wierzących chrześcijan i niejako oczywistym usprawiedliwieniem spotkania w Asyżu. Sądzę, że zabieg jaki został tu zastosowany jest jednak zupełnie nietrafny. Skąd takie przekonanie? Z jednego podstawowego powodu, który jednak jest czymś ogromnie ważnym w wierze i doświadczeniu chrześcijańskim. Tym powodem jest czas i wiara, że Bóg działa poprzez dzieje realizując plan zbawienia człowieka. Choć Abraham jest ojcem wiary to jednak inaczej musimy na niego spojrzeć, gdy przyjmujemy perspektywę indywidualnej duchowości, rozstrzygania „decyzji wiary”, a inaczej, gdy rozpatrujemy sprawy z perspektywy Bożego działania w dziejach zbawienia. Poruszmy pierwszy problem – mówienie o „Izraelu” w przypadku Abrahama nie pozostaje jednak w zgodności z teologiczną i historyczną wymową tekstów, które znajdujemy w Piśmie Świętym. Sytuacja spotkania Abrahama i Melchizedeka to „czas” kiedy wciąż obowiązuje przymierze zawarte przez Boga z ludzkością poprzez sprawiedliwego Noego. Przymierza z Izraelem jeszcze nie ma, nie ma też samej nazwy “Izrael” – jest to przecież imię Jakuba syna Izaaka. Przymierze pomiędzy Bogiem a Abrahamem dopiero się kształtuje i jest właśnie, ściśle rzecz biorąc przymierzem pomiędzy Bogiem a Abrahamem a nie ludem Hebrajczyków, czyli Izraelem. Abraham owszem, daje początek temu ludowi, ale też i innym narodom które nie pójdą za Przymierzem, czyli Izmaelitom. Ojcem Hebrajczyków, jako „Izraela” będzie dopiero Mojżesz zawierający Przymierze w imieniu całego ludu na górze Synaj. Melchizedek więc korzystając z błogosławieństwa danego ludziom w przymierzu Boga z Noem mógł właśnie tą drogą być kapłanem Boga Najwyższego. Oprócz błogosławieństwa przymierze to zawierało pewne nakazy. Zacytuję tylko niektóre fragmenty, całość aktu przymierza została opisana w Rdz 8,20-9,17): „Nie wolno Wam tylko jeść mięsa z krwią życia. […] Jeśli kto przeleje krew ludzką przez ludzi ma być przelana krew jego, bo człowiek został stworzony na obraz Boga. Wy zaś bądźcie płodni i mnóżcie się; zaludniajcie ziemię i miejcie nad nią władzę”. Już za moment jednak przymierza z Abrahamem, a potem z Mojżeszem zmienią wszystko. Bóg, nie unieważniając obietnicy danej Noemu wybiera sobie Naród. Musimy mieć świadomość, że każde kolejne przymierze zmienia optykę dziejów zbawienia. Bóg wyprowadzając Izraela z Egiptu wyprowadza go spośród narodów pogańskich. Odtąd Izrael już nigdy nie modli się z poganami i oczekuje Nowego Przymierza, które ma „wybawić Izraela” i przyciągnąć inne narody, by bliżej poznały Boga i miały udział w Zbawieniu. Izrael ma świadomość, że otacza go mrok nieznajomości Boga. Jeśli taka świadomość towarzyszy przymierzu Izraela to co dopiero powiedzieć o posłannictwie, które otrzymał Jezus Chrystus – w Nim przecież sam Bóg stał się człowiekiem.

Dlatego też mówienie o różnych religiach jako odmiennych drogach do Boga, co wyraźnie sugeruje Piotr Sikora jest jedynie echem protestanckiej wizji ekumenizmu rozciągniętej na cały świat religii. Wedle tej teorii „wszyscy zbłądzili” nie tylko w wymiarze indywidualnym, ale także kościelnym, doktrynalnym i teraz razem się trudzą by odnaleźć Boga. Gdyby tak było to czy faktycznie Kościół mógłby być Ciałem Chrystusa, a my jego członkami? Czy którekolwiek ze wspomnianych powyżej przymierzy miałoby rzeczywisty sens? Czy Kościół nie rożni się od Izraela wybraniem, a Izrael wybraniem od pogan? Czy nie różni się niczym Kain od Abla i innych synów Adama, ani błogosławieństwo Noego dla Sema od przekleństwa dla Kanaana? Zaś Edomici od potomków Jakuba? Losy potomków patriarchów to przecież niejednokrotnie losy różnorodnych dróg religii, które nie poszły za Przymierzem.

Jezus Chrystus przyszedł na świat po to by wszystkim narodom była głoszona Ewangelia. Nie przyszedł powiedzieć, że znosi to co Bóg mówił patriarchom, prorokom, czy sędziom. Czy Chrystus polecił nam to na próżno? Czy była w tym poleceniu po prostu głębsza wiedza o tym jaki jest świat „po” najważniejszym  wydarzeniu w dziejach zbawienia. Poprzez Jezusa Chrystusa wiara Kościoła jest jedyną religią, która nie wywodzi się z upadłego świata i to pomimo grzechów nas wierzących, ponieważ Człowiek-Bóg, będący sam Przymierzem, za nią ręczy. Chrystusa głosi się na całym świecie od dwóch tysięcy lat, czy słusznym jest więc argumentowanie, że ludzie innych religii, a przynajmniej ich przywódcy i przewodnicy, nie mieli możliwości go poznać? Przecież nie trudno zaprzeczyć faktom, że dziś prawie cały świat religijny znajduje swoje odniesienie właśnie w chrześcijaństwie i Jezusie Chrystusie głoszonym wszędzie nie tylko przez katolików. Powinniśmy być może bardziej zaufać Ojcom naszego Kościoła, którzy byli przekonani, że ten kto nie oddaje hołdu Chrystusowi oddaje hołd bałwanom i demonom. Owszem ziarna prawdy są rozsiane wszędzie, ale nie mogą one zastąpić całości, ani nie zabezpieczają przez demonicznymi inwazjami, które zmieniają znaczenia słów i intencji. Czy sam fakt, że ktoś mówi, iż wierzy w Boga sprawia, że oddaje cześć Prawdziwemu Bogu, a nie jakiejś ułudzie wyobraźni podsuwanej przez zepsutą kulturę? Czy można naprawdę oddawać, cześć Bogu nie przyjmując Jezusa, nie przyjmując Dekalogu i prawa naturalnego? Wątpliwości te potwierdzają świadectwa egzorcystów, którzy nie raz stykają się ludźmi, którzy Jedynego szukają w różnych religiach, kultach, doświadczeniach szamańskich. Potem przychodzą do Kościoła Jezusa Chrystusa i płaczą błagając o pomoc, ratunek, ponieważ rzekomy Bóg okazał się złym duchem. Pamiętajmy – wśród nas jest ktoś większy niż Abraham. Czy mamy się modlić o pokój ze złymi duchami? Nie wiemy dość by to wszystko precyzyjnie rozsadzić - czy nie powinniśmy zachować ostrożności?Jezus Chrystus jako Zbawiciel jest kryterium prawdy. Skoro Chrystus, znany i głoszony jest na całym świecie, może trzeba zacząć mówić także, że jest odrzucany. Jeśli prawda nie jest kryterium życia, wszelka religijność traci sens, który wynika z prawdziwej wiary. Owszem może pozostać sens ludzki, taki jaki ma wiele innych naszych wytworów. Jaka religia, poza Kościołem, stawia prawdę w centrum? Piotr Sikora argumentuje, że „bardzo trudno […] pogodzić wiarę w Boga, absolutną Miłość, z przekonaniem, że jest Ona dostępna tylko w ramach jednej tradycji/wspólnocie religijnej” Jeśli wszystko postrzegamy z perspektywy tradycji rozumianej jako wytwór ludzkiej inwencji, a obecność Boga jako produkt usiłowań ludzkiej kultury, to owszem, „trudno pogodzić”. Takie spojrzenie oznacza jednak odrzucenie Tradycji rozpoczętej przez Boga i przez Boga podtrzymywanej. Jest to tradycja Przymierza, którą znamy z Pisma Świętego. Jej celem było przyciągnięcie wszystkich do Jezusa i Jego Ciała czyli Kościoła. Miłość Boża to nie tylko sentymentalna ufność, o jakiej pisze Piotr Sikora, zapominająca o aktywnej obecności zła w świecie - także w świecie religii, ale pragnienie przyciągnięcia każdego jak najbliżej i umożliwienie jak najlepszego poznania czym jest sam Bóg. Jeśli ufamy w aktywność Boga w dziejach, to musimy dojść do wniosku, że prawdziwie mógł się On objawić właśnie w jednej Tradycji. Dlaczego? Czy Bóg może być sprzeczny wewnętrznie jak protestancki ekumenizm? Czym jest poznanie, jeśli nie oglądaniem prawdy? Tylko przy prawdziwym poznaniu, miłość Boża może mówić do serca człowieka. Idźmy w głąb, a nie rozpraszajmy spojrzenia.

Tomasz Rowiński


Tomasz Rowiński

(1981), senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.