Komentarze
2010.07.01 08:21

Antykomunizm, postkomunizm, neokomunizm

Muszę przyznać, że to, co dzieje się obecnie z Jarosławem Kaczyńskim, jest dla mnie zadziwiające. Mniej już dziwił mnie jego chłód w kwestii ochrony życia i poświęcenie w 2007 roku, w imię własnej strategii, tak ważnego dla PiS-u polityka, jakim był Marszałek Marek Jurek, niż nazwanie Józefa Oleksego politykiem lewicy. Bracia Kaczyńscy nigdy nie byli prawicą katolicką – trzeba to jasno powtarzać w dzisiejszej sytuacji pomieszania wielu pojęć, ale zawsze byli antykomunistami. To, co teraz oglądamy w mediach, wydaje się być jakimś chocholim tańcem i zaprzeczaniem wielu wcześniejszym poglądom, które były przecież wyrażane w sposób przemyślany i zdecydowany. Oczywiście Jarosław Kaczyński uważa się za stratega i pragnie nade wszystko być znów Mistrzem Sytuacji, ale zapędził się już tak daleko, że mam wątpliwości, czy zostało cokolwiek, czego mógłby bronić jako swojego niezaprzeczalnego stanowiska.

 

Przed laty, w debacie z Markiem Jurkiem i Cezarym Michalskim na łamach dziennika „Życie”, dzisiejszy prezes PiS mówił: „Przede wszystkim komunizm jest tym, co zostało zrealizowane i skompromitowane. Wydaje mi się, że tych dwóch zjawisk – komunizmu i lewicy – mieszać nie można, co oczywiście nie znaczy, że nie należy się lewicy przeciwstawiać” („Życie”, 12-13.12.1998). Powyższa typologia, raczej nieradykalna, byłaby nie do zaakceptowania dla wielu antykomunistów, choćby tych spod znaku encykliki „Divini redemptoris” Piusa XI. Niestety, także sens owej typologii sprzed kilkunastu lat został obecną strategią przekreślony. Nie tylko (post)komunizm stał się lewicą, ale sama lewica sojusznikiem.

 

To, „co zostało zrealizowane i skompromitowane” po 1989 roku, nazwano postkomunizmem lub neokomunizmem. Oczywiście ludzie aparatu PRL, którzy utworzyli własną formację partyjną, nazywali siebie od początku lewicą, choć nią wcale nie byli. Lewicą można byłoby określić tę część opozycji solidarnościowej, która przyznawała się do takich korzeni. W wielu jednak przypadkach z zastrzeżeniem - do momentu, kiedy nastąpił strategiczny sojusz pomiędzy nomenklaturą i  częścią środowisk liberalnych lewicowego skrzydła opozycji. W ten sposób powstał szeroki front neokomunistyczny. Były tam, rzecz jasna, różne odcienie i stanowiska, ale dominację zdobywała zasada, którą wnieśli postkomuniści. Kiedy dziś nazywa się Józefa Oleksego politykiem lewicy (jest w tym jakieś echo nazywania Kiszczaka człowiekiem honoru) – zaprzecza się jego nomenklaturowej przeszłości, a także nomenklaturowej przeszłości całego obozu SLD. W taki oto sposób siła ta staje się częścią „obozu patriotycznego”, z którego po 1989 roku była systematycznie wykluczana przez większość politycznych elit solidarnościowych – zarówno prawicowych, jak i liberalnych.

 

Zwolennicy obecnej strategii Jarosława Kaczyńskiego mogą zawsze wziąć w obronę prezesa PiS-u i zwrócić uwagę, że przecież dzisiaj siłą SLD są twarze Grzegorza Napieralskiego i Wojciecha Olejniczaka, będących jakoby prawdziwymi „młodymi chłopcami” lewicy. Mówiąc szczerze wiele więcej tych młodych twarzy nie znajdujemy w pierwszych szeregach SLD. Mówienie, że pokolenie, które swoją karierę polityczną zaczęło jeszcze w 1989 roku, jest słabe i pozbawione siły w ramach struktur Sojuszu, jest zwyczajnie nieprawdziwe. Być może jednak ważniejsze jest to, że argumentacja taka lekceważy też najprostszą wiedzę socjologiczną – zasady, struktury, sposób formowania kadr i mentalność podlegają reprodukcji i odtwarzają się w kolejnych pokoleniach partyjnych funkcjonariuszy. Warto pamiętać, że postkomuniści legitymują się najdłuższą i nieprzerwaną ciągłością instytucjonalną spośród polskich sił politycznych – ta ciągłość sięga lat czterdziestych XX wieku. Zmiana szyldu z PZPR na SdPR, a potem SLD, jest jedynie błahostką w perspektywie zakrojonej - już w latach 80-tych na szeroka skalę - akcji przeformułowania „nomenklaturowego socjalizmu” na „nomenklaturowy kapitalizm”. Jak mówił we wspomnianej debacie dziennika „Życie” Marek Jurek: „Neokomunizm to przystosowana do demokracji akcja polityczna na bazie wcześniejszych instytucji politycznych”.

 

Jakie były fundamenty postkomunizmu/neokomunizmu? Majątek partyjny, a także państwowy, przekazywany w ręce prywatne poprzez spółki państwowe i stanowiący silne zaplecze dla działalności politycznej, widzianej jako możliwość czerpania jak największych korzyści z posiadanej władzy. Jednak to nie wszystko. Nikły poziom reform instytucji państwowych sprawił, że państwo polskie w dalszym ciągu jest zbudowane i funkcjonuje w interesie partykularnych grup, a nie dobra wspólnego - a to podstawa logiki post- i neokomunistycznej. Geneza postkomunizmu jako formacji politycznej jest zatem odmienna od genezy innych sił politycznych, które powstawały w większości jako formacje patriotyczne, ideowe, państwowotwórcze, czy reformatorskie i z czasem dopiero dewaluowały się do aspektów pragmatycznych i partykularnych. Proces ten niejednokrotnie miał miejsce w momencie zetknięcia dobrych intencji z instytucjami państwa, trwającymi bez większych zmian od czasów PRL-u, generującymi patologie i słabość. Postkomunizm zaś od początku realizował pragmatycznie „rządzę władzy” – czerpał z lekcji władców socjalistycznych, przez pół wieku szukających najlepszych sposobów na oligarchizację państwa.

 

Jak wspomniałem wcześniej, myślenie postkomunistyczne przeniknęło także do umysłów wielu dawnych solidarnościowych opozycjonistów. Najbardziej, jak się zdawało, gorzki wyraz tej tendencji dał Marszałek Bronisław Komorowski, wyrażając nad trumnami ofiar smoleńskich swoje polityczne motto: „O co chodzi? Państwo jest przecież domeną zdobywców władzy”.

 

Partykularyzm, prywata, słabość, brak zainteresowania dla scalenia suwerenności Polski, rozczłonkowanie instytucji i środków pomiędzy partykularyzmy - wejście w logikę postkomunistyczną wzmacnia tylko postkomunizm. Czy warto więc przeformułowywać całość dotychczasowego samorozumienia polskiej polityki i „wtórny” neokomunizm PO zwalczać w sojuszu z samym jego źródłem, które ontologicznie jest frakcyjne, antypatriotyczne i antynarodowe? W dodatku wsparte realnymi interesami wewnętrznych i zewnętrznych dysponentów kapitału często o charakterze mafijnym i korporacyjnym?

 

Nie może dojść do scalenia państwa oraz państwa z narodem – a takie tendencje na nowo obserwujemy dziś w Europie – jeśli idzie się na skróty, przez komunizm, który jest samym rozkładem, chorym życiem polityki opartym na fałszywej koncepcji życia publicznego. Obecne zabiegi Jarosława Kaczyńskiego wyglądają niebezpiecznie – wizerunkowe i mitopolityczne odbrązawianie dawnego śmiertelnego wroga wskazuje na wejście na drogę nowej strategii. Być może jest ona podobna do strategii, jaką wcześniej podjęto przy koalicji z Samoobroną i LPR. Problem jednak polega na tym, że SLD to nie „przystawka”. Neokomunizm ma podwójne instytucjonalne wsparcie – w dawnych układach i w nowych unijnych kontaktach, dla pozyskania których stroi się on w piórka zapateryzmu (ten moment przeniesienia pozwala odróżnić postkomunizm od neokomunizmu - łączy je wspólne działanie, którego celem nie jest dobro wspólne Rzeczpospolitej, ale partykularyzmy — oligarchiczne, lub imperializmy - ideologiczne).

 

Co jest więc obecną ideologią prezesa PiS-u, jeśli  zaprzeczył on poglądom, które wydawały się dla niego najważniejsze? Czyżby nie ten sam ponadnarodowy komunistyczny pragmatyzm? A może przedpolityczny, pozaracjonalny agon o władzę z PO? Trzeba mieć nadzieję, że nie to pierwsze. Ostatnim bastionem realistycznej narodowej polityki, który wydaje się, że jeszcze trwa w przekazie Jarosława Kaczyńskiego, to zapowiedzi asertywnej polityki zagranicznej. I tego się trzeba będzie trzymać przy urnie w drugiej turze. Praca nad polityką zasad musi się zacząć w Polsce od nowa – nadzieje roku 2005 ostatecznie przepadają pod ciosami strategii i przy uśmiechu "szlachetnych lewicowców" z SLD.

 

Tomasz Rowiński

 


Tomasz Rowiński

(1981), senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.