Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl.
Z góry dziękujemy.
Ojciec Święty w 2017 roku, w alokucji skierowanej do uczestników Krajowego Tygodnia Liturgicznego we Włoszech, zadeklarował „nieodwracalność reformy liturgicznej” i zbędność „rewizji reformy”. To drugie zostało odebrane jako odrzucenie „reformy reformy”, za którą orędował Benedykt XVI. Intepretowano tę ideę jako uwzględnienie w zreformowanym Mszale najważniejszych tradycyjnych zastrzeżeń. Również jako celebrowanie nowej liturgii w sposób możliwie zbliżony do tradycyjnej. Franciszek zdecydowanie wystąpił przeciw tego rodzaju oczekiwaniom już na cztery lata przed „Traditionis custodes”
Choć jednak papież regularnie występuje jako bezwzględny obrońca Mszału Pawła VI – zmiany w liturgii zachodzą ciągle. Ale to tylko pozorna sprzeczność. Sam charakter reformy nie zakładał ustalenia form trwałych, ale przeciwnie – nowy Mszał zawiera wiele wariantowych propozycji, ad libitum, do wyboru i uznania, oczywiście kapłana sprawującego liturgię. Z punktu widzenia realnie funkcjonującego rytu oznacza to jego ciągłą ewolucję, nie tylko reformę reformy (taki charakter – reformy postępującej – miało na przykład opublikowania polskiego Mszału kardynała Glempa, istotnie różniącego się od Mszału opublikowanego za czasów kardynała Wyszyńskiego), ale również reformę reformy reformy, potem reformę reformy reformy reformy i tak dalej.
Choć we wspomnianej alokucji Ojciec Święty mówił, że „ze swej natury liturgia jest «ludowa», a nie klerykalna” – wewnętrzna otwartość Mszału Pawła VI na dowolność ma radykalnie klerykalny charakter. Upodobania księdza mają orientować wiernych. Mają wręcz wpływać na (daną) treść modlitwy liturgicznej. Oczywiście, bywa i inaczej, szczególnie w wypadku Mszy ślubnych, kiedy narzeczeni bywają proszeni o wybór czytań. Ale to w zasadzie podwójny wyjątek, potwierdzający regułę. Podwójny, bo odnoszący się do okoliczności (zawarcie małżeństwa) i do jednej tylko części Mszału (czytań).
Ten klerykalny charakter to fakt obiektywny i nie trzeba być zwolennikiem laicyzacji liturgii, otwierania jej na inicjatywy i preferencje świeckich, by go stwierdzić. Obie zresztą tendencje – klerykalizm i laicyzacja – są przeciwieństwem eklezjalnego, kościelnego charakteru liturgii tradycyjnej, która jest dana wszystkim stanom Kościoła i wszyscy nawzajem od siebie mogą oczekiwać dla niej czci i wierności.
Dowolność nie powinna jednak mylić, nie ona stanowi istotę zmian liturgicznych. Wielowariantowy charakter nowego Mszału ma bowiem swoje granice, w przeciwieństwie na przykład do przygotowanego (w pewnym sensie w takiej samej strukturze, choć w innym duchu) Mszału dla anglokatlików, którzy dołączyli do jedności Kościoła za pontyfikatu Benedykta XVI. Tam wielowariantowość dopuszczała celebracje tradycyjne, tymczasem w Mszale Pawła VI nie ma na przykład możliwości zastąpienia nowych modlitw „przygotowania darów” – tradycyjnymi modlitwami Ofiarowania. Nie ma też możliwości (ad libitum właśnie) odmawiania modlitw u stopni ołtarza czy ostatniej Ewangelii (obecnej w Mszale anglokatolickim).
Jako konkretny przykład modernistycznej reformy reformy można wskazać coraz częstsze pomijanie w trakcie Mszy świętej modlitwy Confiteor i zwięzłej litanii Kyrie. Te dwa tradycyjne elementy zostają (nie zawsze, ale coraz częściej właśnie) porzucone na rzecz nowonapisanych modlitw „Panie, który... – zmiłuj się nad nami”, bez spowiedzi powszechnej, bez dawnej litanii. Dydaktyczna, ale i redukcjonistyczna dowolność, wypiera modlitwy, które zawierały i wyznanie grzechów, tak ważne dla tych, którzy jeszcze nie przystąpili do koniecznej spowiedzi, i Kyrie, w którym zawierają się wszystkie nasze prośby.
Promotorzy i praktycy tego rodzaju pominięć traktują modlitwy liturgiczne jako nieszczególnie istotne. Czy słusznie? Na przykład litania Kyrie w swoim błagalnym charakterze zbiera wszystkie nasze grzechy i niedole, co tak dobrze wyraża śpiew gregoriański. Ma również wspaniały wymiar „ekumeniczny”, czy raczej po prostu katolicki. To nie jest, owszem, pierwotny element liturgii rzymskiej. Wprowadzono ją do Rzymu półtora tysiąca lat temu, przyjmując starożytny wschodni zwyczaj, bo – jak potem wyjaśniał święty Grzegorz Wielki – „nie ma w tym nic złego, gdy naśladuje się to, co się znajduje gdzie indziej, nawet u Greków”. I Kyrie nadal możemy śpiewać po grecku (wbrew konceptowi „Mszy w języku łacińskim”). Jeszcze ważniejszy jest jej charakter trynitarny, kolejne prośby kierowane do trzech Osób Trójcy Świętej, a przecież wyrażający Ich Jedność. Swoją drogą, cóż by się stało, gdyby wierni dziś w kościołach mogli powtarzać za kantorem dwukrotnie każde z trzech wezwań, a nie tylko jeden raz? Może przegląd polskiego Mszału to okazja, by tym drobnym gestem wyrazić miłość do Tradycji i cześć dla jej mądrości?
Jakaż jednak intencja stoi za coraz częstszym pomijaniem w odprawianiu Mszy tak czcigodnych modlitw? Wydaje się, że po prostu, w swej istocie, antyliturgiczna. Przekonanie, że odprawianie Mszy zawsze jest dalekie od wiernych, dla których trzeba ją nieustannie upraszać i „udosłowniać”. W tej koncepcji liturgia jest nie tyle czynnikiem ewangelizacji, co jedynie jej okolicznością, a jednocześnie – barierą. I kierując się autentycznie dobrą wolą, wielu księży zapełnia liturgię nieliturgicznymi drabinami i rusztowaniami, by łatwiej barierę liturgii przekraczać. A że każda forma może alienować wewnętrzne uczucia, utrudnia „dotarcie do ludzi” – żadna nie jest ostateczna, gdyż każda „kostnieje”.
To tendencja wprost przeciwna do mistagogicznych apeli ostatniego Soboru Powszechnego, żeby liturgię wiernym objaśniać, przybliżać, tłumaczyć. Rezygnacja z nauczania liturgicznego, podnoszenia kultury liturgicznej, to jednocześnie rezygnacja z innej, ściśle z tamtą powiązanej, idei „Sacrosanctum concilium” – aktywnego i świadomego uczestnictwa wiernych (por. art.art. 11, 14,16,19, 54). Populistyczny koncept „przybliżania ludziom” zakłada bowiem, że uczestnictwo będzie tym bardziej aktywne – im bardziej liturgię się zdekonstruuje. Przy takim podejściu bowiem nie tylko tradycyjna, ale każda liturgia zachowująca utrwaloną formę – jest przeciwieństwem bezproblemowego autentyzmu i spontaniczności.
Takie nastawienie rujnuje diachroniczną wspólnotę Kościoła, jego nieprzemijającą jedność w przemijającym czasie. Formuły, których bronimy, również wtedy, gdy pozostają w liturgii reformowanej, nie są kostyczne, są uroczyste. One nie tylko wyrażają, ale budzą uczucia ludu. Cóż bowiem (by sięgnąć tym razem po przykład para-liturgii) lepiej wyraża wspólną modlitwę narodu za Ojczyzną niż hymn „Boże, coś Polskę”!?
Wielu tradycjonalistów powie – po co te rozważania? Przecież mamy Mszę tradycyjną. To prawda, co więcej – jesteśmy przekonani, że jest uprzywilejowaną drogą odnowy Kościoła. Jednak ciągle ogromna większość katolików uczestniczy w liturgii zreformowanej. Jej kształt, jej wewnętrzne tendencje, są również miejscem, gdzie żyją lub zanikają elementy Tradycji. Tam też trzeba ich bronić – dla całego Kościoła i dla braci.
Święty kardynał Newman pisał, że czym „była zasada dogmatyczna w historii chrześcijaństwa”, tym „jest sumienie w dziejach poszczególnej duszy”. Owszem, wyrobione „bywa rozmaicie, a zatem błędnie u różnych osób. Często bierze mylnie błąd za prawdę, a jednak wierzymy, że na ogół – i to nawet w tych wypadkach, kiedy jest źle pouczone” – jeżeli jego „głosu pilnie się słucha, to stopniowo sumienie się oczyści, uprości i udoskonali, tak że umysły, jeśli tylko są uczciwe, będą zmierzały z biegiem czasu do jednej i tej samej prawdy, choćby nawet różne były ich punkty wyjścia”.
Ktoś może uznać nadzieje świętego kardynała za przesadnie optymistyczne, ja uważam je po prostu za realistyczne. Debata o Tradycji, o wszystkich jej elementach, jest niezbędna dla zachowania i rozwoju diachronicznej (a synchronicznej również) jedności Kościoła. Kto szczerze chce ją zachować, kto szczerze szuka Tradycji – znajdzie ją, nawet gdyby się mylił w szczegółach.
Marek Jurek
-----
Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.
(1960), historyk, współzałożyciel pisma Christianitas, były Marszałek Sejmu. Mieszka w Wólce Kozodawskiej.