Felietony
2017.08.16 12:49

Radykalne świętowanie stulecia niepodległości?

Czas mija szybko i wielkimi krokami zbliża się rok 2018, który to będzie przecież setną rocznicą odzyskania przez Polskę niepodległości. Wiadomo, że będą do wydania państwowe pieniądze i to znaczne. Chciałoby się powiedzieć, że trzeba je dobrze wydać, bo przecież dawno już nie mieliśmy w Polsce tak ważnej rocznicy. Otóż nie jest to prawda. Mieliśmy ją dopiero co. Przecież 1050 lecie chrztu Mieszka - chrztu Polski bez wątpienia było czymś znaczącym szczególnie w kontekście tego, że w roku 1966 władze państwowe postanowiły programowo skonfliktować się z narodem oraz Kościołem i obchodzić zamiast rocznicy zaczątków Polski chrześcijańskiej rocznicę tysiąclecia polskiej państwowości. Kontra pozostała tylko kontrą, ponieważ trudno powiedzieć, co by miało być tą cezurą dla zaistnienia polskiej państwowości akurat w roku 966. Państwo Mieszka istniało i przed rokiem 966, zatem w tej rocznicy chodziło o coś innego - lub o coś więcej - niż o państwo.

A jednak kiedy myślę o roku 2018 to mam poczucie, że dawno nie było takiej rocznicy. Pierwszy powód zapewne jest taki, że faktycznie 1050-lecie to tylko cień prawdziwego tysiąclecia i bardziej było czymś w rodzaju 50-lecia millenium, przez które przeprowadził Polaków kardynał Stefan Wyszyński. Drugi powód jest bardziej prozaiczny, ale i w wymowie pesymistyczny. Obchody 1050-lecia chrztu Polski zamiast stać się znaczącą narodowo “ewaluacją” choćby Ślubów Jasnogórskich i przyrzeczeń tam złożonych, zamiast być anamnezą, przypomnieniem sensu naszych dziejów zakończoną aktem intronizacyjnym, jaki został ostatecznie wypowiedziany w sanktuarium na krakowskich Łagiewnikach, stał się słabo zorganizowanym nurtem rozproszonych wydarzeń kulturalnych, po których niewiele pozostało. Ot, jakby chodziło o odfajkowanie tematu.

Ponieważ w 2013 przez pewien czas roku byłem blisko osób, które w porozumieniu z abp Jędraszewskim i Narodowym Centrum Kultury dążyły do zintegrowania wysiłków Kościoła i państwa w pracy nad dobrym przygotowaniem tej rocznicy, mogę bez poczucia przesady powiedzieć, że państwo Polskie zachowało się tylko trochę lepiej niż w roku 1966. Jeszcze za ministra Zdrojewskiego doszło do klinczu i współpraca utknęła, rozmyła się. Liczne projekty miały tylko charakter historyczny tak jakby chrzest już nic nie znaczył. W wielu przypadkach trudno wręcz było się zorientować, że to czy inne wydarzenie ma jakiś związek z programem obchodów milenijnych. Nawet poznańskie przemówienie Prezydenta Andrzeja Dudy wypowiedziane przed Zgromadzeniem narodowym nie miało takiej wymowy, że oto w Polsce trwa cywilizacja chrześcijańska i jej budowa wymaga jeszcze wiele wysiłku, ale sprowadziło się do wzruszających wspomnień. Aktualność chrześcijaństwa i katolickości Polski jest trudna do pojęcia nawet dla tych, którzy deklarują się jako jej polityczni reprezentanci. Chrześcijańskość zdaje się ograniczać do osobistego związku z Kościołem, wymiaru estetycznego religii, który w szerokim sensie oznacza także uczestnictwo przedstawicieli władz w niektórych wydarzeniach kościelnych. Do tego dochodzi niezobowiązujący autorytet moralny katolicyzmu. Ale już na tym poziomie sprawa jest trudna.

Przecież to właśnie w roku 2016 rządzący polską dali wyraźnie znać jak obca im jest cywilizacja chrześcijańska, gdy najpierw zignorowali postulat ograniczenia dzieciobójstwa prenatalnego, a potem - poza Prezydentem - nie byli obecni podczas liturgii oddania Polski Jezusowi Chrystusowi, jako Królowi i Zbawicielowi. To nie są oczywiście wszystkie tematy agendy chrześcijańskiej w Polsce. Jeśli jednak naprawdę chce się wprowadzać zasady sprawiedliwości społecznej w naszym kraju, jeśli chce się uleczyć rany jakie naszemu narodowi zadali komuniści a potem lata III RP, gdy rósł poziom ubóstwa i społecznej atomizacji oraz rozwarstwienie trzeba zacząć od początku. A początkiem jest niezgoda na zabijanie nienarodzonych. Bez skupienia na każdym członku naszej powiększonej rodziny, czyli narodu - także tym najmniejszym - państwo nastawione na solidaryzm stanie się wylęgarnią społecznego egoizmu. Tak właśnie na to należy spojrzeć - egoizm wynika nie z samej redystrybucji będącej próbą sprawiedliwego dzielenia renty rozwojowej, która w Polsce niewątpliwie się pojawiła, a omijała choćby rodziny biorące na siebie wysiłek pracy wychowawczej czy choćby opiekuńczej. Egoizm pojawia się wtedy, gdy grant idzie w parze z przymykaniem oka na niesprawiedliwość wobec jeszcze słabszych.

Wróćmy jednak do roku 2018. Podobnego rozgardiaszu co przy okazji 1050-lecia można się spodziewać także w projekcie obchodów stulecia naszej nowoczesnej niepodległości. Również spodziewam się wiele niepotrzebnego i źle ukierunkowanego radykalizmu tak charakterystycznego dla rządu PiS, czy to w sprawie Trybunału Konstytucyjnego czy sądów. A bierności tam tam gdzie potrzebna jest rzeczywiście odwaga - dobrym przykładem była uległość wobec czarnych marszy. Nie mam telewizora w domu, ale w czasie wakacji zdarza mi się coś obejrzeć w gościnie i oto zobaczyłem jakoś w lipcu reklamę społeczną będącą propozycją by Polacy zaprojektowali nowy, rocznicowy, paszport. W dokumencie mają być umieszczone ważne miejsca Polskiej historii. Zaproponowano w tym swoistym plebiscycie choćby cmentarz Orląt - dziś znajdujący się na Ukrainie, czy Ostrą Bramę znajdującą się przecież na Litwie. Wydaje się, że te miejsca są naprawdę bliskie Polakom, a po roku 1918 znalazły się w granicach ówczesnej Rzeczypospolitej. Trzeba zapytać jednak czy to mądre posunięcie dzisiaj, gdy nasza niepodległość jest jednak nieco inna niż ta z roku - powiedzmy 1921. A przynajmniej znajduje się w innych granicach Trafnie napisał o tym Jerzy Haszczyński w “Rzeczpospolitej”:

“Oba miejsca są mi bliskie. W kaplicy Ostrobramskiej w stolicy Litwy brałem ślub. Mój dziadek po mieczu był lwowskim orlęciem. Tym bardziej czuję się uprawniony do stwierdzenia, że pomysł, aby obywatele Polski jeździli po świecie z oficjalnym dokumentem, w którym są fotografie z miast nienależących do Polski, jest prowokacją. Niezależnie od tego, że miejsca te kojarzą się z odzyskiwaniem przez nasz kraj niepodległości. Nietrudno sobie wyobrazić, jaki krzyk (i słusznie) podniósłby się w Polsce, gdyby w niemieckich dokumentach pojawiły się zdjęcia ratusza w Poznaniu czy Hali Stulecia we Wrocławiu. Oczekując wrażliwości od innych, wymagajmy jej od siebie.”

Niezależnie od naszych sentymentów, Polska - ta niepodległa - jest właśnie taka jaka jest dzisiaj, w granicach jakie mamy od roku 1945. Nie byłoby jej bez jesieni roku 1918 - to oczywiste. Nie daje nam to jednak prawa do quasi-rewizjonizmu historycznego, który podniesie jeszcze poziom irytacji naszych sąsiadów. Warto pamiętać, że racją naszej niepodległości nie są interesy polityczne Polski międzywojennej, ale Polski dzisiejszej, która potrzebuje przyjaznego środowiska politycznego w regionie. Jest jasne, że polityka - nawet ta prowadzona wobec sojuszników lub potencjalnych sojuszników - nie zawsze może sprowadzać się do głaskania. Jednak wydaje się, że nasze konflikty z Litwą czy Ukrainą lepiej jest rozgrywać na poziomie organizacji pozarządowych, które jednak przecież zwykle są przybudówką jakiejś polityki a to już zależy w dużej mierze od pieniędzy i tego gdzie są kierowane.

Na tym polega jednak trudność z polityką PiS, który lubi prężyć symboliczne muskuły swojego radykalizmu. Nie wynika z tego ani żadna większa sprawiedliwość, ani pełniejsza realizacja polskich interesów - jedynie kumulacja emocji zapewniających brak społecznego zainteresowania analizą rzeczywistych pożytków lub strat. Kumulacja emocji sprawia, że diagnozy polityczne obywateli słabo odnoszą się do rzeczywistych spraw, a to zapewnia dalszy podział społeczny na bazie partykularnych ideologii partyjnych. Oby stulecie niepodległości nie zamieniło się w kolejną rocznicę polskich wojen domowych.

Tomasz Rowiński

Artykuł jest rozszerzoną wersją felietonu, który ukazał się na łamach Tygodnika Bydgoskiego.

 


Tomasz Rowiński

(1981), redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, publicysta poralu Aleteia.org, senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.