Najpierw wytłumaczę młodszym czytelnikom czym było kilkadziesiąt już lat temu legendarne, choć zupełnie fikcyjne, Radio Erewań. Otóż było ono obrazem groteskowej propagandy panującej w Związku Sowieckim i całym ówczesnym bloku państw znajdujących się pod butem „bratniego narodu radzieckiego”. Dowcipy o nigdy nie istniejącym Radiu Erewań miały swoją popularność również w Polsce. Przytoczę jeden z cyklu „Radio Erewań odpowiada słuchaczom”:
Słuchacze pytają: Czy to prawda, że na Placu Czerwonym rozdają samochody? Radio Erewań odpowiada: tak, to prawda, ale nie samochody, tylko rowery, nie na Placu Czerwonym, tylko w okolicach dworca warszawskiego i nie rozdają, tylko kradną.
W Irlandii od dwóch tygodni trwa kolejna „afera” związana z atakiem na Kościół katolicki i bliskie mu instytucje. Od Dublina aż po Nowy Jork trwa wyścig na tytuły prasowe, wydawcy sięgają do arsenałów propagandy z zamierzchłych czasów podziału Europy na dwa wrogie bloki. „Ciała 800 dzieci znalezione w szambie byłego domu dla samotnych matek”, grzmi „Washington Post”. „800 szkieletów dzieci odkryto w szambie domu dla samotnych matek”, pisze „New York Daily News”. „Historyk z Galway znalazł 800 dzieci w grobie-szambie”, czytamy w „Boston Globe”. Irlandzkie media oczywiście nie pozostają w tyle, histeria dosięga również polityków, żądających ukarania winnych. Znaleźli się nawet tacy spośród nich, którzy żądają zbadania tej „zbrodni przeciwko ludzkości” przez ONZ.
Daję sobie głowę uciąć, że sprawa ta nie byłaby nawet w połowie tak „atrakcyjna” dla mediów gdyby nie fakt, że dom dla samotnych matek prowadziły siostry zakonne. Z obrazu tworzonego przez irlandzkie i światowe media wynika, że musiały to być szczególnie krwiożercze siostry-wampiry. Ośrodki masowego przekazu, co najmniej ośmieszone już w sprawie osławionych pralni Magdalenek, brną dalej i dalej ośmieszają głównie same siebie.
Niestety nie trzeba było długo czekać na negatywne efekty. Na Twitterze, Facebooku, blogach w oparciu o prasowe doniesienia, zrobiono z sióstr zboczone morderczynie. I bingo! O to przecież chodziło.
Jeśli w tej dramatycznej niewątpliwie sprawie można by użyć słów trywialnych, trzeba by powiedzieć, że mamy do czynienia z odgrzewanym kotletem. Sprawa dzieci z Tuam jest znana przynajmniej od połowy lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, kiedy to dwójka chłopców bawiących się na terenie byłego domu dla samotnych matek wygrzebała z ziemi w okolicach zbiornika na ścieki ludzkie kości. Sprawa wróciła teraz za sprawą lokalnego historyka z Galway, Catheriny Corless, która przeprowadziła i opublikowała badania dotyczące domu dla samotnych matek w Tuam, w County Galway. Jaką wiedzę przyniosły te badania?
Ośrodek, o którym mowa, był czynny w latach 1925-1961 i prowadziły go siostry zakonne. Przebywały w nim samotne matki z dziećmi. Chociażby ze sprawy pralni Magdalenek wiemy, że w ówczesnych czasach w Irlandii (ale przecież nie tylko) niezamężne matki lub ciężarne kobiety narażone były na społeczny ostracyzm i nie miały lekko. Powszechnym zwyczajem było więc grzebanie zmarłych nieślubnych dzieci na nieoznakowanych działkach. Działo się tak aż do połowy XX wieku.
Dokumentacja zbadana przez Corless pozwoliła ustalić, że w całym okresie (1925-1961) funkcjonowania ośrodka w Tuam zmarło 796 dzieci, w większości niemowląt. Średnia statystyczna śmiertelności nie odbiegała od tej notowanej w Galway, a była niższa od rejestrowanej w kilku innych rejonach Irlandii. Była też dużo niższa niż w podobnych ośrodkach w USA, gdzie zdarzała się śmiertelność noworodków i niemowląt na poziomie 90%! Catherina Corless przez 3 lata wyciągała na własny koszt akty zgonów wszystkich zmarłych w ośrodku w Tuam dzieci, płacąc za każdy 4 euro i wydając w ten sposób ponad 3 tysiące euro na swoje badania. Według dokumentacji dzieci umierały najczęściej na choroby zakaźne, o które nie trudno w tak ubogich rejonach, jakim była zachodnia Irlandia.
Niejako odpowiadając na prasowe „sensacje”, badaczka stwierdziła na łamach „Irish Times”, że jej badania i wnioski są nadinterpretowane w mediach. Nigdy i nigdzie nie stwierdziła, że ciała 800 dzieci zostały w Tuam wrzucone do szamba. Ba! Nigdy i nigdzie nie twierdziła, że w Tuam w ogóle odnaleziono 800 ciał, bo nikt nigdy nie przeprowadził tam żadnych badań ani żadnych wykopów. We wnioskach, czy też raczej - w domysłach powstałych w wyniku badań dokumentacji papierowej, sama sądzi, że kilkadziesięcioro dzieci zostało pochowanych w nieczynnym od 1937 roku zbiorniku adaptowanym na kryptę. Jej domysły potwierdza pośrednio odnaleziony przez nią jeden z dwójki chłopców – wspomnianych wcześniej „odkrywców” kości. Zapamiętał on, że szkieletów mogło być około 20. Inni pamiętają, że dopóki były tam siostry zakonne, nad pogrzebanymi dziećmi rosły roże.
Uporządkujmy fakty:
- w latach 1925-1961 zmarło w ośrodku w Tuam 796 dzieci
- według jedynego, jak na razie, świadka odkrytych szkieletów mogło być ok. 20
- nikt nigdy nie odkrył w Tuam 800 ciał utopionych w szambie; mało tego, nikt do tej pory nie odkrył właściwie żadnych ciał!
Teraz porównajcie fakty i wnioski z prasowymi tytułami i wypowiedziami polityków, dziennikarzy oraz wszystkich innych krzyczących o ludobójstwie, porównujących sprawę z Tuam do mordów dokonanych przez nazistów, do Srebrenicy i holocaustu. Bzdura wierutna i kłamstwo szyte tak grubymi nićmi, że doprawdy tylko idiota z wypranym przez media mózgiem może im ulec. Tych, jak się okazuje, niestety nie brakuje.
Cały ten wrzask mocno przypomina sprawę pralni Magdalenek. Całe lata wypowiadano się na temat bitych, maltretowanych, gwałconych kobiet w pralniach prowadzonych przez siostry zakonne – nie tylko katolickie, bo sprawa tak samo dotyczyła pralni prowadzonych przez protestantów. Ale sami możecie się domyślić, jeśli jeszcze nie wiecie, na kim skupiła się wściekłość mediów. Podpowiem – nie na protestantach. Do czasu, aż ukazał się raport, będący wynikiem pracy państwowej komisji do zbadania „katolickiej zbrodni”, który ujawnił tyle, że nie jest w stanie wskazać ani jednego przypadku gwałtu, ani maltretowania kobiet w pralniach. Pomimo setek żyjących i zeznających kobiet-„ofiar”. Jakby mało było tej kompromitacji, okazało się, że autorka najlepiej sprzedawanego w XXI wieku w Irlandii książkowego bestselleru o pralniach, Don’t ever tell, Kathy O’Beirne, nigdy nie była pensjonariuszką żadnej pralni. Cóż z tego, kiedy cytaty z zupełnie fikcyjnej książki–hoaxu w międzyczasie stały się pożywką dla prasy, filmu, teatru, telewizji i gawiedzi. Były źródłem wykorzystywanym do niewybrednych ataków.
Jak mówi sama Catharina Corless, jedynym jej celem była chęć upamiętnienia bezimiennych dotąd zmarłych dzieci pochowanych w bezimiennych grobach. Stąd jej osobiste koszty na uzyskanie wszystkich 796 aktów zgonu. Stąd stowarzyszenie, które zbiera pieniądze na wykonanie 796 metalowych tabliczek z imieniem i nazwiskiem każdego dziecka zmarłego w domu matki i dziecka w Tuam. Stąd Msze św. w intencji zmarłych dzieci w Tuam.
Wiem, że kryzys Kościoła w Irlandii nie wziął się znikąd. Kościół w Irlandii niewątpliwie ma sporo na sumieniu. Wiem, że zapewne nie wszystko było w porządku w pralniach Magdalenek i w domach dla matek z nieślubnymi dziećmi. Ale też jestem przekonany o tym, że wiem, kto w tej chwili szarga pamięć o dzieciach z Tuam.
Słuchacze pytają: Czy będzie wojna? Radio Erewań odpowiada: Wojny nie będzie. Będzie taka walka o pokój, że kamień na kamieniu nie zostanie.
Sławek Matacz
(1961), mąż, ojciec dwóch córek. Od niemal 10 lat w Irlandii, początkowo z przyczyn ekonomicznych, teraz z wyboru. Zainteresowany historią, religią i Irlandią.