Artykuł ten pierwotnie ukazał się jako rozdział książki Pawła Milcarka pt. "Polska chrześcijańska. Kamienie milowe" (Dębogóra-Kraków, 2016).
W listopadzie roku 1862 Cyprian Kamil Norwid pisał w liście do Michaliny z Dziekońskich Zaleskiej te słynne słowa:
Wszystko, co patriotyzmu i historycznego dotyczy uczucia, tak wielkie jest i wielmożne w narodzie tym, iż zaiste że kapelusz zdejmam przed ulicznikiem warszawskim - ale - ale wszystko to, czego nie od patriotyzmu, czego nie od narodowego, ale czego od społecznego uczucia wymaga się, to jest tak początkujące, małe i prawie nikczemne, że strach wspominać o tym !
[...]
Gdyby Ojczyzna nasza była tak dzielnym społeczeństwem we wszystkich człowieka obowiązkach, jak znakomitym jest narodem we wszystkich Polaka poczuciach, tedy bylibyśmy na nogach dwóch, osoby całe i poważne - monumentalnie znakomite. Ale tak, jak dziś jest, to Polak jest olbrzym, a człowiek w Polaku jest karzeł - i jesteśmy karykatury, i jesteśmy tragiczna nicość i śmiech olbrzymi ... Słońce nad Polakiem wstawa, ale zasłania swe oczy nad człowiekiem...[1]
Skarga ta padła w okresie nowego potężnego wzmożenia patriotycznego w kraju, w epoce „rewolucji moralnej”, manifestacji patriotycznych i starań o autonomię w zaborze rosyjskim. Kilka miesięcy później wybuchło powstanie styczniowe, po którego strasznej klęsce wydawało się, że przepadły wszystkie nadzieje.
Rodzący się w latach popowstaniowych polski pozytywizm postawił na minimalizm w porządku dążeń niepodległościowych – ale maksymalizował postulat pracy społecznej: „praca organiczna” miała zapewnić społeczeństwu ziem polskich wystarczający byt ekonomiczny, a „praca u podstaw” miała zapewnić należytą oświatę warstwom ludowym.
Hasła pozytywistów były formułowane i propagowane w środowiskach inteligenckich, gdzie niedawną konspiracyjno-powstańczą tradycję poświęcenia z bronią w ręku próbowano przekuwać, razem ze swoim własnym losem wędrowców z dworków do miast, w świadomość obywatelskiego obowiązku pracy społecznej. Należące do tej atmosfery utwory Sienkiewicza, Prusa czy Orzeszkowej dają nam poznać, ze chrześcijaństwo było w tym obecne bardziej jak światło niewidocznej lampy niż jak wysoko podniesiony sztandar: postulaty społeczne formułowano w języku moralności Dekalogu i Ewangelii, choć bez angażowania wiary religijnej.
Program poruszył wielu zacnych ludzi i wytworzył swój pozytywny prąd. Jednak podjęte zadania okazywały się często ponad siły dzielnych ludzi, przystępujących do nich jak ich ojcowie i dziadowie do powstania. Siłaczki umierały młodo, Judymowie spalali się w samotnej bezkompromisowości, a Obareccy przekształcali swą frustrację w konformizm.
Zamiast Doktora Judyma – brat Albert Chmielowski, zamiast Siłaczki – matka Marcelina Darowska? Heroiczne ideały pozytywizmu, pracy u podstaw spełniali u nas z naddatkiem księża i zakonnicy, zakonnice. Organizowali ogrzewalnie, jadłodajnie, ochronki, szkoły rzemieślnicze i kursy dla dziewcząt, warsztaty, kasy pożyczkowe, spółdzielnie, szpitale itp. W tych dwóch, trzech pokoleniach – od tego, które wchodziło w pełną aktywność około powstania styczniowego, do tego, które miało już swoje osiągnięcia na progu niepodległości w roku 1918 – ukazał się jakiś niesamowity dynamizm społeczny o niewątpliwych źródłach chrześcijańskich; zdolność uczynienia ofiary i ze swojej pozycji społecznej, i ze swoich aspiracji wynikających z tejże pozycji. Popatrzmy tylko.
Edmund Bojanowski, urodzony w roku 1814, studiował we Wrocławiu i Berlinie – historię sztuki, muzykę, psychologię, logikę, odkrywał w sobie talent poety i tłumacza… Co zrobił w swoim życiu? We wsi Grabonóg założył ochronkę, a we wsi Podrzecze – „dom miłosierdzia” dla sierot, apteki dla biednych, biblioteki, czytelnie; w końcu i zgromadzenie służebniczek, złożone z dziewcząt zgłaszających się do pomocy.
Wacław Koźmiński, urodzony w 1829, studiował na Wydziale Budowniczym Szkoły Sztuk Pięknych w Warszawie, aresztowany pod zarzutami spisku na cara, w trakcie pobytu w Cytadeli odzyskuje wiarę, a następnie nie kończąc studiów wstępuje do kapucynów (przybrał imię Honorat). Co zrobił w życiu? Poza tym że był obleganym spowiednikiem i kaznodzieją – założył kilkanaście zgromadzeń bezhabitowych, między innymi tzw. „siostry fabryczne”, których członkowie i członkinie pracowali w najróżniejszych środowiskach, na ogół blisko zwykłych ludzi.
Adam Chmielowski, urodzony w 1845, wrażliwy artysta, ranny w powstaniu styczniowym, studiował malarstwo w Warszawie, Paryżu i Monachium, swoimi pracami zdobył uznanie w środowisku, wśród jego przyjaciół byli: Wyczółkowski, Gierymski, Witkiewicz, Modrzejewska… Co zrobił w życiu? Porzuciwszy karierę w 42 roku życia, zaczął pomagać bezdomnym, zakładając przytuliska i warsztaty uczące zawodu, sam zamieszkał z ubogimi, a potem – jako brat Albert – założył zgromadzenie zakonne poświęcające się tej pracy opiekuńczej (tzw. albertyni).
Marcelina Darowska, urodzona w 1827, z rodziny ziemiańskiej, jako młoda wdowa (zmarło jej także jedyne dziecko) razem z Józefą Karską założyła zgromadzenie niepokalanek, które za swoją misję uznało wychowywanie dziewcząt w zakładanych przez siebie szkołach, pensjonatach, warsztatach.
Urszula Ledóchowska, urodzona w 1865, arystokratka z rodziny pełnej osób pełniących rozmaite służby społeczne, jako zakonnica zakładała szkoły dla dziewcząt i ochronki dla sierot.
Wacław Bliziński, urodzony w 1870, ksiądz diecezjalny, proboszcz w Liskowie, gdzie założył sierociniec, szkoły, kółko rolnicze, dom ludowy, ośrodek zdrowia, sklep i kasę kredytową. Był aktywnym działaczem ludowym, a poza tym pracował też w departamencie opieki społecznej ministerstwa pracy i opieki społecznej.
Adalbert Koplin, urodzony w 1875, potomek zgermanizowanej rodziny mazurskiej, wstąpił do kapucynów (przyjął imię Anicet); będąc dobrym kaznodzieją i pisarzem, zajmował się jednak także opieką nad emigrantami zarobkowymi, więźniami i jeńcami wojennymi. Od roku 1918 mieszkał w Warszawie, gdzie szybko przylgnęło do niego określenie „opiekun ubogich”; rozwinął szeroką pomoc dla bezrobotnych, stając się jedną z najpopularniejszych postaci warszawskich. W trakcie okupacji hitlerowskiej organizował pomoc Żydom. Został zamordowany w niemieckim obozie koncentracyjnym w Auschwitz.
I tak dalej, i tak dalej… Ówczesna Polska – w tym polu czasowym od upadku powstania styczniowego do dwudziestolecia niepodległości – była pełna rozmaitej biedy – ale reagowało na nią, w różnych miejscach, cały szereg ludzi nietuzinkowych, którzy brali sobie do serca to, co na swój sposób wyraził święty Brat Albert Chmielowski:
Powinno się być dobrym jak chleb; powinno się być jak chleb, który dla wszystkich leży na stole, z którego każdy może kęs dla siebie ukroić i nakarmić się, jeśli jest głodny[2].
Ludzie ci stworzyli nie tylko wiele konkretnych dzieł charytatywnych i wychowawczych, ale i rozwijali wyobraźnię miłosierdzia w czasach, które przez postęp przemysłowy i związane z nim modyfikacje społeczne były przecież bardzo odmienne od poprzednich lat i stuleci.
Paweł Milcarek
-----
Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.
Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)
-----
[1] Cyprian Norwid, Listy, Warszawa 1980, ss. 496n.
[2] Cyt za: http://www.albertynki.pl/indexb.php
(1966), założyciel i redaktor naczelny "Christianitas", filozof, historyk, publicysta, freelancer. Mieszka w Brwinowie.