Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl.
Z góry dziękujemy.
Artykuł jest przedmową do książki "Odwieczna Msza. Świadectwa", która powstała w opracowaniu Konrada Czerskiego i Fundacji Rosa Mystica. Można ją nabyć w księgarni wydawcy.
Gdy kard. Joseph Ratzinger został poproszony na jesieni 1998 roku o wykład podsumowujący dziesięć lat obowiązywania motu proprio Ecclesia Dei, dokumentu, w którym Jan Paweł II dał kapłanom i wiernym Kościoła szerszy dostęp do tradycyjnej liturgii rzymskiej – zwanej często potocznie trydencką, łacińską czy przedsoborową, pisał w taki oto sposób:
Jakiego podsumowania można dokonać po dziesięciu latach? [...] Myślę, że jest to przede wszystkim okazja, abyśmy okazali naszą wdzięczność i dziękczynienie. Rozmaite wspólnoty, założone na podstawie tego dokumentu papieskiego, dały Kościołowi wielką liczbę powołań: kapłanów i zakonników, którzy z gorliwością, radością i w głębokim zjednoczeniu z papieżem pełnią swoją służbę dla Ewangelii w naszej epoce historii. Dzięki nim wielu wiernych zostało utwierdzonych w radości płynącej z faktu, że mogą żyć liturgią, oraz w swej miłości do Kościoła, albo może odzyskali oni tę radość i miłość. W wielu diecezjach – a ich liczba nie jest taka mała! – wspomniani kapłani i zakonnicy służą Kościołowi, współpracując z biskupami i utrzymując braterskie więzi z tymi wiernymi, którzy czują się dobrze w odnowionej formie nowej liturgii. To wszystko może nas dzisiaj jedynie pobudzać do wdzięczności![1]
To samo byłbym gotowy napisać także i dziś, jesienią roku 2021, gdy od ogłoszenia innego motu proprio, zatytułowanego Summorum Pontificum, minęło lat prawie piętnaście. W roku 1999, gdy kwartalnik „Christianitas” opublikował zacytowany powyżej wykład pod tytułem Rozproszyć obawy przed dawną liturgią, w Polsce praktycznie wszyscy uczestnicy Mszy w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego znali się osobiście. Środowisk było niewiele, były rozproszone w kilku miastach, ale ożywiał je – tak moglibyśmy powiedzieć – ewangeliczny zapał. Takie świadectwo dają ci, którzy już wtedy, w każdą niedzielę wyruszali w często długą i uciążliwą podróż na Mszę. Jej celebracja zwykle miała miejsce w godzinach, w których większość ludzi siada do niedzielnego obiadu. Jeśli ktoś mieszkał poza większym ośrodkiem miejskim, gdzie zwykle odprawiano, i do tego miał już gromadkę dzieci, Mszy – zupełnie realnie – podporządkowywał cały dzień. Culmen et fons – szczyt i źródło –tym mianem Konstytucja Soboru Watykańskiego II o liturgii świętej Sacrosanctum Concilium określa miejsce Kultu Bożego w życiu katolickim. Bez wątpienia tak też rozumieli swoje zaangażowanie w tradycyjną liturgię katolicką ci, którzy w latach 90. podejmowali się dzieła prawdziwej odnowy liturgicznej.
Działo się to jednak nie w duchu tak modnego dziś w Kościele planowego reformizmu, ale według zasady podyktowanej przez Pana Jezusa: Szukajcie najpierw Królestwa Bożego (Mt 6,33). Paweł Milcarek, redaktor naczelny „Christianitas” we wspomnieniu na dwudziestopięciolecie odprawiania Mszy tradycyjnej w Warszawie tak wspominał swoje doświadczenia z roku 1996:
Oboje z żoną wróciliśmy niedawno z kilkudniowego pobytu w Opactwie Fontgombault we Francji, gdzie prawdziwe odkrycie starego rytu przyszło na nas jak burza, a jego głód czuliśmy odtąd dotkliwie[2].
W tamtych czasach Mszy – jak później określił ją Benedykt XVI – w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego towarzyszyła głęboka podejrzliwość, a czarna legenda abp. Marcela Lefebvre’a, który był dla wielu pierwszym skojarzeniem, jakie pojawiało się w kontekście katolickiej tradycji liturgicznej, w Kościele – także w Polsce – sięgało zenitu. Dziś to tylko wspomnienia[3], ale zapał, który wtedy ożywiał nie tak znów wielu ludzi na całym świecie, a także przychylność papieża Benedykta sprawiła, że sięgająca w sposób nieprzerwany najdawniejszych czasów Kościoła tradycyjna liturgia rzymska jest dziś dostępna prawie dla każdego, kto jest choć trochę zdeterminowany, by w niej uczestniczyć. Tak jest dziś w Polsce, ale i w wielu krajach europejskich czy amerykańskich. Nie tylko nie ma szans, by wszyscy uczestnicy dawnej formy liturgii się znali, ale też nie da się łatwo zliczyć wszystkich środowisk.
Nie da się również ukryć, że gorliwość, którą powoduje dziś u wielu katolików odkrycie dawnej formy liturgii, sprawia, że Msza trydencka stała się ważnym elementem krzewienia katolicyzmu, ale nie tylko[KM1] . Integruje ona także wiarę wielu ludzi, dzięki czemu – mówiąc żartobliwie językiem Marksa – stają się „katolikami dla siebie”, odkrywają głębię własnej przynależności do Ciała Chrystusa. Coraz częściej także droga ludzi, którzy trafiają do Kościoła z jego obrzeży czy w ogóle spoza jego granic, to efekt zetknięcia się z hieratycznym pięknem i prawdą katolickiej liturgii w jej tradycyjnej formie. Zjawisko to mówi nam, że tradycyjna Msza nie jest tylko marginalnym zjawiskiem dla szukających oryginalności katolików, ale blaskiem promieniującym poza granice kościelnej wspólnoty. Jak pisał nie tak dawno na łamach pisma „The Spectator” Tim Stanley, mający perspektywę krajów silnie zlaicyzowanych: „Seminaria są pełne młodych mężczyzn, którzy chcą odprawiać Stary Ryt!”[4]
Co zatem kryje w sobie Msza? Bez wątpienia jest ona ostatnim widzialnym murem rytualnej tradycji, jaki zachował się w Kościele zachodnim. Oczywiście, w życiu katolickim wciąż funkcjonuje wiele bardzo starych i pięknych cegieł wyjętych z dawnego muru katolickiego rytuału, ale właśnie często są one obecne bez szerszego kontekstu, czasem ich trwanie ma charakter jedynie lokalny. Często też w Kościele z tych starych cegieł zdążono wznieść już całkiem nowe budowle. Możemy je cenić, ale ich ciągłość czasowa ze Źródłem jest już inna niż ma Msza z towarzyszącymi jej rytuałami sakramentalnymi. Francuski myśliciel związany z ruchem tradycji katolickiej Jean Madiran napisał w trudnych dla liturgii posoborowych czasach, że Kościół uratuje każda Msza. To prawda, jednocześnie nie można zapominać innej prawdy, że łaska Boża nie działa mechanicznie, ale pracuje długotrwale w ludzkiej naturze i w ludzkiej historii. Każdy z nas to czuje: rytuały społeczne tworzone pospiesznie na podstawie modnych socjologicznie czy psychologicznie reguł nie mają dla nas właściwej powagi. Rzeźbiona przez Ducha Świętego forma liturgiczna jest jak malowany długotrwale i przez wielu autorów fresk. Staje się on coraz bogatszy w znaczenia, które nie wynikają już osobistych koncepcji poszczególnych artystów, ani z upodobań tej czy innej epoki. Rozwijając się w historii, tradycyjna liturgia oderwała się od przemijającej historyczności, a dzięki temu jest dla nas tym samym czym była przed wiekami dla rzesz świętych i grzeszników szukających Boga. Dlatego zapewne wielu, również współczesnych ludzi uderza świętość Wydarzenia, jakie w wielkiej obfitości uobecnia się w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego.
Ponieważ tradycyjna liturgia rzymska rozwijała się nieprzerwanie, nigdy nie doświadczając zerwania, nigdy nie będąc przedmiotem manipulacji na podstawie ludzkich koncepcji, jest ona zarówno niezwykłym świadectwem obecności w Ciele na tym świcie samego Chrystusa, jak i świadectwem zapowiedzianej przez niego pouczającej obecności Ducha w dziejach Kościoła. Jest oczywiste, że sercem rytów są sakramenty, które – nawet sprawowane w nędzy ogołocenia, jaką stanowią liczne w świecie nadużycia liturgiczne i bylejakość – są ważne i skuteczne. Jednocześnie zarazem tradycyjne liturgie, czy to zachodnie czy wschodnie, trzeba traktować jak pomost, ułożony dla nas miłosiernie przez Boga w dziejach, byśmy z większą radością i łatwością mogli przyjąć łaskę, której On tak bardzo chce nam udzielać.
Rzeczywistość rozwoju ewangelicznej radości spowodowanej odkrywaniem w Kościele wielkiego dziedzictwa liturgicznego Zachodu podsumowywał papież Benedykt w liście, który dołączył do motu proprio Summorum Pontificum:
Zaraz po Soborze zakładano, że zapotrzebowanie na Mszał z roku 1962 ograniczy się do starszego pokolenia, które w tej formie liturgii wyrosło. W międzyczasie jednak okazało się z całą oczywistością, że młodsze pokolenie też może odkryć tę formę liturgiczną, poczuć jej piękno i odnaleźć w niej ten sposób spotkania z Tajemnicą Najświętszej Eucharystii, który byłby najlepiej do niego dopasowany[5].
I kontynuował w słynnym fragmencie, który pozostaje nadal aktualny:
Nie ma żadnej sprzeczności pomiędzy tymi dwoma wydaniami Rytu Rzymskiego. W historii liturgii jest wzrost i postęp, nie ma za to żadnych zerwań. To, co poprzednie pokolenia uważały za święte, świętym pozostaje i wielkim także dla nas, przez co nie może być nagle zabronione czy wręcz uważane za szkodliwe. Skłania nas to do tego, byśmy zachowali i chronili bogactwa będące owocem wiary i modlitwy Kościoła i byśmy dali im odpowiednie dla nich miejsce[6].
Warto też zwrócić uwagę, że „nowy ruch liturgiczny”, jak określono na początku lat 90. zjawisko rozwoju pobożności katolickiej skupionej wokół tradycyjnej liturgii rzymskiej był i jest ruchem ludzi świeckich. W ten sposób stał się on niezwykłym zjawiskiem, w którym najlepsze intuicje Soboru Watykańskiego II o zaangażowaniu ludzi spoza duchowieństwa i osób konsekrowanych, stały się Bożym narzędziem, wehikułem, dzięki któremu bezcenne dobro i praktyki życia katolickiego zostały przeniesione przez cień, jaki na życie katolickie rzuciły lata posoborowego zamieszania. Trafnie pisał o tym swego czasu prof. Paweł Skibiński:
Paradoksalnie więc możemy zaryzykować tezę, że bez soborowego nauczania na temat świeckich znacznie trudniej byłoby wiernym przywiązanym do tradycji łacińskiej skutecznie upominać się o miejsce tradycji liturgicznej w życiu Kościoła[7].
Trzeba jednak też wspomnieć, że sytuacja się skomplikowała. 16 lipca 2021 roku papież Franciszek opublikował nowe motu proprio, pod tytułem Traditions custodes, za pomocą którego znaczenie ograniczył dostęp do nadzwyczajnej formy rytu rzymskiego. Szczególnej kontroli poddał kwestię zezwoleń dla kapłanów na odprawianie Mszy. Niestety w liście, który dołączył do tekstu motu proprio, papież podjął też próbę zobowiązania biskupów do tego, by wygaszali obecność klasycznego rytu rzymskiego: „Przede wszystkim do Was należy działanie na rzecz powrotu do jednolitej formy celebracji, weryfikując w każdym przypadku prawdziwą sytuację grup celebrujących według tego Missale Romanum”[8]. Powrót do jednolitej formy celebracji oznacza oczywiście wywieranie presji, by wiernych zniechęcać do kultywowania przywiązania do dawniejszego zwyczaju liturgicznego. Zarówno w motu proprio, jak i w liście mu towarzyszącym, pada wiele bolesnych słów wobec nas, wiernych przywiązanych do tradycji łacińskiej. Są to zarzuty instrumentalnego traktowania Mszy, nieposłuszeństwa, ideologizowania. Niech nikogo nie dziwi, że takie oskarżenia wywołały wśród wielu osób również reakcję gniewu. Zwłaszcza, że Traditionis custodes w szczególny sposób uderzyło w tych z nas, którzy przez lata przywiązywali wielką wagę, by zdjąć z Mszy piętno wiążące tę tradycję z niezgodą w Kościele.
Nie ma tu teraz miejsca, aby analizować szczegółowo treść motu proprio i listu, robią to inni autorzy w wielu miejscach[9]. Podobnie nie ma miejsca, by wracać do kwestii, jakie były rzeczywiste przyczyny „liturgicznej wojny” po Soborze Watykańskim II. Jedno jednak muszę zaznaczyć: nieprawdziwe jest przekonanie wyrażone przez papieża Franciszka, że idea pojednania wewnętrznego Kościoła zaproponowana przez Benedykta XVI – dotycząca zarówno liturgii, jak i pojednania katolickiej przeszłości i teraźniejszości – poniosła klęskę. Środowiska tradycji rozrosły się, ale i wrosły w tkankę kościołów lokalnych. Prawie zniknęła stygmatyzacja, pojawiły się serdeczne relacje z hierarchami coraz liczniej erygowanych duszpasterstw tradycji. Świadectwem tej zmiany okazała się reakcja tak wielu biskupów z całego świata, którzy wzięli swoich „tradycyjnych wiernych” w obronę wobec radykalnej decyzji papieża. Czy to dziwi? Nie. To właśnie we wspólnotach tradycji łacińskiej, szczególnie w zlaicyzowanych społeczeństwach świata zachodniego, można znaleźć gorące przywiązanie do katolickiej nauki, także w kwestiach dla świata współczesnego najbardziej kontrowersyjnych. Za tym zaś idą powołania, prawdziwa gotowość do oddania życia Chrystusowi. Być może to właściwe miejsce, aby podziękować szczególnie polskim biskupom za to, że w większości na Traditionis custodes zareagowali duszpastersko w najlepszym sensie tego słowa.
Co jednak ze świadectwem o Mszy? Czy się zdezaktualizowało? Czy Kościół rzeczywiście po czternastu latach odnowionego zachęcania do wybierania drogi tradycji jako dobrej drogi duchowej teraz tego zaniechał? To trudne pytanie, gdy pisze się pod presją papieskiego dokumentu. Jednak, choć zmieniła się dyscyplina kościelna i pewnie klimat dotyczący starszych form tradycji katolickiej także się pogorszy, swoją aktualność zachowują teologiczne wskazania, jakie zostawił nam papież Benedykt, a które we fragmentach cytowałem. Warto wracać do tekstu Summorum Pontificum i towarzyszącego temu dokumentowi listu – teologia tam zawarta nie została zanegowana przez wskazania Traditionis Custodes. Trzeba przyjąć nową epokę liturgiczną jako wezwanie do większej katolickiej gorliwości. Skoro świeccy i towarzyszący im kapłani przechowali skarb liturgiczny, tę prostą drogę do Boga, w czasach największego ucisku lat 70., to i dziś niedogodności, jakie nas spotykają, niech stanowią posiew pod przyszły, jeszcze większy wzrost.
Mam nadzieję, że tym z czytelników, którzy Mszy w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego jeszcze nie znają, zawarte w książce świadectwa będą zachętą do jej odkrycia, a tych, co już rozsmakowali się w duchowym bogactwie, umocnią na drodze, którą Bóg przez wieki podawał jako pewną.
Tomasz Rowiński
-----
Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ
[1] J. Ratzinger, Rozproszyć obawy przed dawną liturgią, „Christianitas”, 1-2, 1999, s. 15, przeł. Paweł Milcarek.
[2] P. Milcarek, Jubileusz Mszy warszawskiej, christianitas.org, 22.06.2021.
[3] Mogę polecić jeszcze dwa teksty wspomnieniowe Pawła Milcarka: Księża naszej drogi. Wspomnienie, christianitas.org, 26.06.2021 oraz Koryfeusze indultu, christianitas.org, 06.07.2021.
[4] T. Stanley, The Pope’s merciless war against the Old Rite, „The Spectator”, 17.07.2021.
[5] Tekst listu podaję za portalem sanctus.pl, data dostępu: 12.11.2021.
[6] Dz. cyt.
[7] P. Skibiński, Soborowa teologia świeckich i jej paradoksalne skutki, „Christianitas”, nr 51/2013, s. 247.
[8] Tekst listu podaję za portalem episkopat.pl, data dostępu 12.11.2021.
[9] Polecam tu niedawny numer „Christianitas”, 83-84/2021, zatytułowany Kontynuujemy, warunki się zmieniły.
(1981), redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, publicysta poralu Aleteia.org, senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.