Przed nami kolejne wybory, tym razem prezydenckie, podczas których trzeba będzie dokonać trudnej sztuki wybrania możliwie dobrego kandydata, z możliwie chrześcijańskimi, a przynajmniej nie z antychrześcijańskimi poglądami. Oprócz bardzo ważnej cechy, jaką jest katolickość, czy choćby przywiązanie do chrześcijaństwa, kandydat powinien oczywiście spełnić także inne wymagania merytoryczne, żeby w pełni można było go nazwać dobrym. W tym tekście skupię się jednak tylko na wątku poglądów etycznych tak, aby zarysować pewne problematyczne kwestie zaistniałe wraz z pojawieniem się na scenie politycznej jednego z kandydatów.
W tym roku wyścig do prezydentury przedstawia się wyjątkowo ciekawie, także dlatego, że wystartował w nich Szymon Hołownia, popularny katolicki publicysta oraz prezenter telewizyjny, znany m.in. ze współprowadzenia widowiska „Mam talent” w telewizji TVN. Zanim jednak przejdę do krótkiego omówienia programu tego „katocelebryty” – jak mawia się o sławnych katolickich personach – chciałbym wpierw nakreślić pewien problem występujący w Kościele w Polsce (choć pewnie nie tylko tu), aby można było łatwiej zrozumieć dalszą część tekstu.
Jedną z głównych trudności dzisiejszych chrześcijan jest kwestia odpowiedniego osadzenia wiary w świecie, tzn. zdolności łączenia codzienności z byciem chrześcijaninem – uczniem Pana Jezusa. Od odpowiedniego ułożenia hierarchii w tym zakresie będą zależeć nasze codzienne decyzje i relacje, które nawiązujemy, bądź których właśnie nie jesteśmy w stanie utrzymać (por. Łk 14,26n).
Jako chrześcijanie musimy pamiętać, że nasze życie zasadza się na Chrystusie i w Nim odnajduje sens[1]. Wierząc prawdziwie w Syna Bożego i Jego święty Kościół, jesteśmy w stanie czynić wszystko na chwałę Bożą w codzienności (1 Kor 10, 31). Wiara jednak wymaga nie tylko zaangażowania (rozumianego bardzo różnie), ale przede wszystkim radykalizmu, jeśli chodzi o wierność Bogu. W podstawowym wymiarze objawia się ona w wierności Jego Kościołowi.To samo dzieje się w różnych relacjach, w których jesteśmy – szczególnie w małżeństwie, które prawdziwie może rozkwitać, gdy wola małżonków, jest zwrócona ku współmałżonkowi bez reszty.
Ten aspekt wiary, jakim jest pełne oddanie się Kościołowi, zdaje się być dzisiaj dość często zapominany. Z jednej strony mamy postępującą laicyzację, w wyniku której, znacznie powiększyło się grono katolików traktujących swoją wiarę tylko jako jedną z wielu tradycji istniejących obok siebie. Nie zdają sobie oni sprawy z powinności nawiązania relacji z Panem Jezusem, w konsekwencji nie nawiązują jej w ogóle, bądź czynią to bardzo powierzchownie. Z drugiej strony nie brak w Polsce prasy i portali katolickich przedstawiających zniekształconą naukę Kościoła, bądź krytykujących tę obowiązującą, ukazując ją jako zbyt sztywną i nie pasującą do współczesnych czasów. Katolicy, karmiąc się takimi treściami, przesiąkają fałszywymi ideami, przyjmując je jako prawdziwe. Liberalnej części wiernych nie odpowiada Kościół, który nie wpasowuje się w ich nowoczesną wizję wspólnoty. W konsekwencji czego nie mają chęci głośno dawać świadectwa wiary w Boga i w naukę Jego Kościoła. Łatwiej przychodzi im krytyka niż obrona tradycyjnych wartości. Jako przykład można podać niedawno zorganizowaną akcję „Piekło kobiet”, powstałą jako sprzeciw wobec projektu ustawy mającej poprawić jakość ochrony życia. Na w mediach społecznościowych można było zaobserwować liczne zdjęcia profilowe przywdziewające pro-aborcyjne nakładki. Smuci fakt, że część tych profili należy do ludzi deklarujących się jako katolicy.
Niewątpliwie jest wielu katolików, dla których Bóg i Kościół to silna podstawa ich życia, ale nawet u nich można znaleźć pewne zniechęcenie co do wierności Magisterium. Gdy piszę o wierności doktrynie, mam na myśli uznawanie tego, czego naucza Kościół, niezależnie od pełnego rozumienia tej nauki. Niestety nie brak w Kościele środowisk, które chciałyby radykalnych zmian wykraczających poza ramy nauczania katolickiego, a przecież jak wierzymy, to właśnie w Nim znajdujemy pełnię prawdy[2]. Jest rzeczą ważną dla prawidłowego rozwoju duchowego i zachowania pełnej komunii z Kościołem, aby spoglądać na rzeczywistość poprzez Objawienie (bowiem nauczanie Kościoła, czyli Magisterium, należy do Niego), a nie przez pryzmat własnych interpretacji tego nauczania. To nas m.in. różni od protestantów, wśród których każdy wierny może po swojemu interpretować Biblię i uważać, że właśnie on ma rację, a nie setki tysięcy innych braci w wierze. My natomiast chcemy zachować wiarę przekazywaną od czasów apostolskich do dziś, wierząc, że dzięki asystencji Ducha Świętego czynimy to poprawnie. Wierni nie powinni i nie mogą od siebie oczekiwać, że będą rozumieli wszystkie niuanse związane z teologią, skoro nawet teologowie niekoniecznie obejmują jej wszystkie aspekty, specjalizując się – podobnie jak lekarze – w wąskich dziedzinach. Jednak zamiast przyjąć, że Kościół faktycznie naucza prawdy, wchodzimy na quasi-protestancki grunt i mówimy: „na to nie mogę się zgodzić”, tak jakby nauka Kościoła była demokratycznym tworem wszystkich wiernych i nie opierała się właśnie na Objawieniu.
Chciałoby się dodać ironicznie, że z jakiegoś powodu liberalni katolicy prędzej nie zgodzą się z nauką Kościoła w sprawie aborcji lub aktów homoseksualnych niż transsubstancjacji. Choć nigdy przecież nie przebadali tej ostatniej kwestii – ona im po prostu w życiu nie wadzi. Wydaje mi się, że powodem obecnej sytuacji w Kościele jest patrzenie na Niego jako na dynamicznie zmieniającą się wspólnotę, dla której doktryna jawi się jako coś, co musi zmieniać się wraz z ludźmi, bo inaczej staje się obca danym czasom. Oczywisty problem z takim spojrzeniem polega na tym, że prawda po prostu istnieje i nie jest zależna od niczego i nikogo. Doktryna podlega pewnej ewolucji, nowemu wyjaśnieniu (jak chociażby maksyma extra ecclesiam nulla salus – “poza Kościołem nie ma zbawienia”), lecz są pewne elementy, które na gruncie Tradycji i Pisma Świętego są stałe. Oczywiście taka eklezjologia, gdzie doktryna jest ściśle powiązania z czasami, w których jest odczytywana, jest nie do zaakceptowania. Głową Kościoła – Mistycznego Ciała – jest sam Chrystus, który zapewnił, że Ojciec pośle Pocieszyciela, a ten nas wszystkiego nauczy i wszystko nam przypomni (J 14, 26). Nie pomniejszając sensus fidei, wierni – szczególnie wykształceni teologowie – powinni pilnie badać i wiernie przedstawiać doktrynę Kościoła, zamiast proponować coraz to nowsze, niezgodne na gruncie ortodoksji rozwiązania. Przykładów współczesnych przekłamań nauki Kościoła nie brak: próby ukazania aktów homoseksualnych jako moralnie dobrych, z argumentem, że cóż złego jest w miłości; przedstawianie metody zapłodnienia in vitro jako leczącej bezpłodność (sic!), a więc dobrej, bo dającej szczęście przyszłym rodzicom; czy w końcu „wybielanie” kwestii aborcji wraz z zasłanianiem się ciężką sytuacją matek, bądź zbyt dynamiczną sytuacją polityczną.
Ten fałszywy obraz Magisterium i jego nauczania wynika ze złej woli (u ludzi wykształconych teologicznie), bądź niewiedzy. W czasach, gdy chrześcijaństwo nie jest specjalnie popularne, bowiem to nauki przyrodnicze rzekomo mają zaraz wyjaśniać nam całą rzeczywistość[3], boimy się zostać ośmieszeni za zbyt ortodoksyjne poglądy. Nawet gdy znajdziemy w sobie wystarczającą siłę do konfrontacji z krzyżem odtrącenia przez otoczenie, to możemy nie wierzyć w sens dźwigania go. Nie dla wszystkich może być jasne jak ważne jest dawać codziennie świadectwo swojej miłości do Boga i Jego Kościoła. Moim zdaniem dzieje się tak nie dlatego że niektórzy bardziej liberalni katolicy ułożyli sobie system wartości w taki, a nie inny sposób, a raczej dlatego że właśnie nie odpowiedzieli w sumieniu na pewne pytania, co wytworzyło u nich próżnię wypełnioną przez liberalne poglądy.
Po ogólnym nakreśleniu napięcia między doktryną Kościoła a niechęcią uznania jej w pełni u licznych dzisiejszych katolików, chciałbym przejść do programu politycznego Szymona Hołowni, by pokazać, dlaczego w mojej ocenie jest on nieodpowiednim, a przynajmniej mocno kłopotliwym kandydatem na urząd prezydenta z katolickiego punktu widzenia. Główny problem z Hołownią polega na tym, że będąc znanym jako autor książek religijnych, reprezentuje jednocześnie poglądy tylko luźno związane z doktryną katolicką.
Aborcja
Temat aborcji znalazł się w broszurze programowej, którą można przeczytać na stronie internetowej kandydata[4]. Zapisano tam m.in., że „sprawom stricte światopoglądowym zamierzam poświęcić inną publikację”. Już samo to sformułowanie jest mocno problematyczne. Co autor rozumie przez “sprawę światopoglądową”, skoro jest faktem naukowym (nie trzeba w przypadku aborcji odwoływać się do wiary), że życie zaczyna się w momencie poczęcia[5]? Czy chodzi o podzielenie ludzi na tych, którzy są relatywistami moralnymi i tych, którzy wierzą w pewien zbiór niezbywalnych praw człowieka? Czy może właśnie chodzi o światopogląd religijny, co zdradzałoby fałszywe założenia Hołowni, że obrona życia jest zależna od wiary chrześcijańskiej? W dalszej części tekstu pada deklaracja pozostawienia obecnego prawa aborcyjnego, które „pozwala (…) (bo przecież nie nakazuje) kobiecie na dokonanie aborcji w trzech dramatycznych przypadkach (…)”. Hołownia zaznacza, że gdyby jednak większość parlamentarna chciała zmiany tej regulacji, to odesłałby taką ustawę do Sejmu, aby ten, uzyskawszy większość kwalifikowaną (3/5 głosów), mógł ją dalej procedować. Za uzasadnienie takiej deklaracji mógłby posłużyć fragment tekstu, w którym kandydat przyznaje, że w jego odczuciu prawo aborcyjne jest dalekie od ideału, ale jednocześnie jedyne możliwe do zaakceptowania w społeczeństwie podzielonym jak obecnie. Jest to twierdzenie o tyle absurdalne, że nic nie wskazuje, aby ten podział miał zaniknąć i nie może on być uzasadnieniem dla sytuacji, w której niewinni ludzie w dalszym ciągu muszą ginąć. Jeżeli druga wojna światowa i wszystkie towarzyszące jej okropieństwa nie sprawiły, że sami z siebie bardziej szanujemy dzisiaj ludzkie życie od początku jego istnienia, aż do jego końca, to nie wiadomo co miałoby nas powstrzymywać przed popieraniem polepszenia prawa.
Należy tutaj wspomnieć o nauczaniu Jana Pawła II zawartym w encyklice Evangelium Vitae. Papież omawia tam przypadek projektu ustawy zaostrzającej dostęp do aborcji, ale jej całkowicie nie znoszącej. W takim przypadku parlamentarzysta, którego absolutny sprzeciw wobec aborcji jest jasny, głosując za uchwaleniem takiej ustawy, czyni moralne dobro, bowiem „nie współdziała się w sposób niedozwolony w uchwalaniu niesprawiedliwego prawa, ale raczej podejmuje się słuszną i godziwą próbę ograniczenia jego szkodliwych aspektów”[6]. Z kolei Hołownia nie tylko deklaruje chęć pozostawienia w mocy obecnej ustawy, ale zapowiada aktywne utrudnianie uchwalenia nowego prawa w tej materii, niezależnie od kierunku jego zmian. Wszystko po to, aby zminimalizować ryzyko kolejnej “wojny światopoglądowej”. Być może nazbyt przyzwyczailiśmy się do obecnego stanu rzeczy, ale warto przypominać, że ludzi się nie zabija i należy dążyć do tego, aby zmienić prawo, które na to pozwala. Wciąż na nowo z niedowierzaniem przypominamy sobie, do jakiego bestialstwa byli zdolni ludzie podczas drugiej wojny światowej, by wspomnieć tylko liczne obozy zagłady, w których śmierć poniosło około sześciu milionów ludzi. Jednocześnie na świecie dokonuje się dziesiątki milionów aborcji rocznie. W latach 2010-2014 na całym świecie dokonano 56,3 milionów aborcji[7], a w samej Polsce w 2018 r. zabito 1076 dzieci[8]. Mimo okropieństw zbrodni XX w., dziś zamiast refleksji nad ludzkim życiem i jego wielką wartością, wykonujemy kolejne wyroki śmierci na niewinnych osobach. Ciężko mi zrozumieć, jak człowiek – nawet wyłączając kwestie wiary – może tę sytuację sprowadzać do wojny światopoglądowej. A przecież Szymon Hołownia deklaruje, że jest katolikiem, więc tym bardziej powinien być wrażliwy na niesprawiedliwość, która pozwala żyć tylko tym, którzy spełniają pewne wymagania.
Niekiedy przywoływane są argumenty, mówiące że po ewentualnej zmianie treści ustawy, która całkowicie zakaże aborcji, następna, bardziej liberalna władza, znacznie złagodzi prawo aborcyjne w stosunku do obecnie obowiązującej ustawy z 1993 r. Jednak gdy spojrzy się na radykalne hasła środowisk popierających aborcję i chcących jej legalizacji, to nie ma się wątpliwości, że taka próba nastąpi i tak, ponieważ kwestionują one także obecny stan prawny potwierdzony przez Trybunał Konstytucyjny. Wychwalanie skrajnie egocentrycznych powodów aborcji dokonanej przez Natalię Przybysz, czy okładki czasopism z paniami ubranymi w koszulki z napisem „Aborcja jest ok” pokazują podejście aborcjonistów do tematu. Aborcja nie jest dla nich dramatyczną decyzją kobiety, a wyborem jak każdy inny. Świetnym przykładem działania ruchów proaborcyjnych są kraje zachodnie, gdzie systemy prawne godzą się na mord prenatalny w szerokim zakresie, a sama aborcja jest zjawiskiem bardzo częstym. Prawo obowiązujące w tych krajach nie było poprzedzone uchwalaniem ustaw antyaborcyjnych, czy tak aktywnym działaniem grup „pro-life”, jak to możemy zaobserwować to w Polsce. Hołownia, szczególnie jako chrześcijanin, powinien więc z łatwością wyrazić swój sprzeciw wobec postaw proaborcyjnych, jednocześnie pragnąc i aktywnie dążąc do całkowitego zakazania mordowania dzieci. Warto zauważyć jeszcze, że w cytowanym fragmencie programu wyborczego na temat ustawy aborcyjnej pada dość osobliwe sformułowanie mówiące, że ustawa “przecież nie nakazuje” kobiecie dokonania aborcji. Zastanawiające jest po co w ogóle zostało dodany ten fragment. Czy jest to forma pocieszenia, że nie ma obowiązku zabijania dzieci? Marna to pociecha dla ponad tysiąca osób, których matki postanowiły skorzystać z usługi kata. Aż dziw, że komuś przyszło do głowy dodawać tak bezużyteczną uwagę do tak drażliwego tematu.
Gwoli uczciwości należy zauważyć, że Szymon Hołownia proponuje pewne rozwiązania, które miałyby pomóc kobietom noszącym trudne z jakiegoś względu ciąże. Chodzi o „system realnego wsparcia ze stałą opieką psychologiczną, wytchnieniową, dodatkowym urlopem”, czy zwiększenie wsparcia dla hospicjów prenatalnych. Jednak wciąż nie wiadomo, co zrobić, gdy mimo to kobieta stwierdzi, że nie widzi powodu by nosić dziecko (oczywiście nie użyje tego słowa) przez dziewięć miesięcy w swoim łonie, skoro może się go czym prędzej pozbyć. Jak Hołownia chciałby zmotywować najtwardsze feministki, żeby zrobić coś konkretnego zamiast – cytując jego program – „po raz kolejny ubierać się w retoryczne szaty obrońców kobiet albo obrońców życia”.
In vitro
Jasna deklaracja co do metody in vitro z ust Hołowni padła w programie „Kropka nad i” w TVN24[9]. Szymon Hołownia odżegnywał się tam od swojego artykułu sprzed siedmiu lat, mówiąc, że po wielu spotkaniach i rozmowach z bezdzietnymi parami zmienił zdanie co do zapłodnienia in vitro. Zaznaczył jednocześnie, że należałoby przedyskutować kwestię nadliczbowych zarodków, choć nie wyjaśnił wprost, dlaczego chciałby to zrobić. Wspomnienie w tej rozmowie o poszerzaniu wrażliwości etycznej oraz o wiedzy biologicznej nijak ma się do realnego problemu nadliczbowych zarodków, które są takimi samymi istotami ludzkimi jak te urodzone. Poza tym, jeżeli Hołownia uważa, że zmienił już zdanie co do oceny moralnej tej metody, to o czym zamierza dyskutować? A jeśli jednak są pewne kwestie, które w obecnym stanie uważa za nie w porządku, to dlaczego mówi, że zmienił zdanie? Dziwi też słabość argumentacji uzasadniającej deklarowaną zmianę poglądów. Pary, którym dziecko urodziło się z metody in vitro nie powinny być sędziami we własnej sprawie. Emocje nie powinny być podwaliną pod podejmowanie ważnych decyzji politycznych i etycznych. Ludziom może być przykro z wielu różnych przyczyn, ale ten stan nie jest rozstrzygający w kwestii dobra i moralnego wymiaru spraw, do których się odnoszą. Inną kwestią jest, że zgodnie z nauczaniem Kościoła – którego Hołownia oficjalnie twierdzi, że jest członkiem – metoda in vitro jest zawsze niemoralna, bowiem oddziela „prokreację od prawdziwego ludzkiego kontekstu aktu małżeńskiego (…)”[10]. Już Pius XII wypowiadał się w podobnym tonie w przemówieniu podczas międzynarodowego kongresu lekarzy katolickich w 1949 r.[11] Dalsze potępienia tej metody – nie nawiązujące do liczby zarodków, ale do nieposzanowania aktu płciowego – znajdziemy w Katechizmie Kościoła Katolickiego w nr 2377, Instrukcji o szacunku dla rodzącego się życia i o godności jego przekazywania “Donum Vitae” Kongregacji Nauki Wiary z 1987 r.[12] czy w Instrukcji “Dignitas Personae” dotyczącej niektórych problemów bioetycznych Kongregacji Nauki Wiary z 2008 r. Żaden katolik nie ma prawa ignorować tak wyraźnego głosu Magisterium, zatem Hołownia nie ma prawa głosić poglądów jakoby metoda in vitro była moralnie dobra.
Związki partnerskie i małżeństwa homoseksualne
W kwestii związków partnerskich i małżeństw homoseksualnych występuje u Hołowni pewien rozdźwięk. Co do tych pierwszych Hołownia deklaruje, że gdyby Sejm przegłosował ustawę dopuszczającą takowe, to by ją podpisał[13] – w domyśle nie skierowałby jej na nowo pod obrady czy też do Trybunału Konstytucyjnego. W przypadku małżeństw homoseksualnych skorzystałby jednak z prawa do odesłania ustawy do ponownego sprawdzenia i dopiero po ewentualnym powtórnym przegłosowaniu ustawy podpisałby ją. Zastanawiające jest czemu Hołownia nie chce w ten sam sposób surowo potraktować obu projektów ustaw i jednakowo ich skrytykować? Między związkami partnerskimi a małżeństwami jest pewna różnica, co do konsekwencji prawnych, jednak oba rozwiązania są do siebie zbliżone. Prawdą jest, że związki partnerskie upodabniają się do instytucji małżeństwa i – z prawnego punktu widzenia – pełnią taką samą funkcję[14]. Istnieje kilkanaście przykładów państw, gdzie „formalizacja związków partnerskich miała istotny wpływ na otwarcie małżeństwa dla dwóch osób tej samej płci (…)”[15]. Jednocześnie wraz z czasem związkom partnerskim przyznawano kolejne uprawnienia, które zacierały różnice pomiędzy związkami formalnymi a faktycznymi[16]. Bardzo ważnym głosem dotyczącym tej materii jest dokument wydany przez Kongregację Nauki Wiary Uwagi dotyczące projektów legalizacji związków między osobami homoseksualnymi z 2003r. W tekście znajdziemy krytykę ustaw, które są przychylne związkom homoseksualnym, uzasadnioną tym, że prowadzą one do zmian porządku społecznego, które jawią się jako sprzeczne z dobrem wspólnym[17]. Biorąc to wszystko pod uwagę, należało jasno sprzeciwić się obu tym prawnym rozwiązaniom jako niedopuszczalnym z punktu widzenia nauki Kościoła.
Powyższych poglądów Hołowni nie da się usprawiedliwić brakiem wiedzy, bo od autora licznych religijnych publikacji oczekuję, że zna podstawowe dane nauki Kościoła np. na temat aborcji czy in vitro. Warto jeszcze wspomnieć o kwestii parytetów. W dniu 8 marca – w Dzień Kobiet – Szymon Hołownia na Twitterze[18] i na Facebooku napisał, że połowę stanowisk ministerialnych powinny piastować kobiety. Pod wpisami kandydata na prezydenta można było przeczytać liczne krytyczne komentarze zarzucające rozdzielanie stanowisk ze względu na płeć, a nie na kompetencje. Hołownia odniósł się do tych zarzutów tłumacząc, że przy dobieraniu ministrów najważniejszym kryterium będzie merytoryczne przygotowanie do wykonywania zawodu. Niestety nie oznacza to w praktyce, że wszystkie miejsca w Radzie Ministrów będą obsadzone przez najlepszych kandydatów. Jeżeli w momencie tworzenia rządu najlepszym kandydatami na wszystkie stanowiska będą kobiety, to niestety połowa z nich będzie musiała oddać swoje stanowiska gorzej przygotowanym kolegom. Aż trudno uwierzyć, że Hołownia nie zauważył tej oczywistej, seksistowskiej pułapki, gdzie kobiety wypadają jako mniej kompetentne, skoro należy sztucznie stworzyć im miejsca w rządzie.
Co ciekawe, Hołownia okazuje się bardzo dobrym kandydatem zarówno dla części wierzących, jak i niewierzących wyborców. Dla wierzących, tych raczej liberalnych – bowiem kusi ich lewicową wrażliwością wobecdzieci w Afryce, zwierząt czy właśnie parytetami, ignorując jednocześnie takie fundamentalne problemy jak chociażby życie nienarodzonych dzieci. Zwolennicy poczytują mu to za walor, ponieważ zdają się nie czuć zbyt dobrze z – według nich radykalnymi (sic!) – rozwiązaniami, takimi jak całkowity zakaz aborcji, albo mają argumenty na rzecz tego, dlaczego w tym momencie jest niemożliwe jego wprowadzenie. Jeśli chodzi o ludzi o liberalnych społecznie poglądach, raczej niewierzących, to oczywiście właśnie ta pozorna katolickość jest wyraźną zaletą. Hołownia nie jawi się im jako fanatyk religijny, tylko „swojak”, który w coś wierzy, ale niespecjalnie się tym afiszuje, a przynajmniej nie w kluczowych kwestiach. To, czy prezydent pójdzie w niedziele do kościoła może być obojętne dla niewierzących, o ile nie wpływa to na ich życie. Wszak nieraz niewierzący są tak naprawdę wierzący, choć nie lubią tak o sobie myśleć, zatem koncepcja jakiegoś kultu nie jest im obca.
Rozumiem, że polska polityka jest rozczarowująca, a kolejni kandydaci na prezydenta tylko z pozoru różnią się między sobą, kończąc niejako podobnie. Zatem rozumiem też, że wielu katolików mogło poczuć przyjemny powiew nowości, a nawet ekscytację, że pojawiła się prawdziwie nowa osoba, której tym razem naprawdę zależy na Polsce. Jednak powstaje poważne pytanie, czy ktoś, kto jest nieszczery w swojej wierze może być dobrym prezydentem? Słusznie zauważył Tomasz Terlikowski na swoim profilu na Facebooku[19], że PiS w praktyce nie jest bardziej katolickie od Szymona Hołowni[20]. Choć partia rządząca lubi epatować hasłami o tradycyjnej rodzinie i katolickiej Polsce, jednocześnie nie udało jej się – mając w dodatku większość w sejmie - przegłosować ustawy antyaborcyjnej. Co do prezydenta Andrzeja Dudy, to wydaje się nazbyt bierny w ważnych dla katolików kwestiach. Co prawda 9 kwietnia 2020 r. prezydent udzielił wywiadu tygodnikowi katolickiemu “Niedziela”, gdzie wyraził swój sprzeciw wobec aborcji eugenicznej. Nie wiadomo jednak, czy można takie deklaracje brać na poważnie – kampania wyborcza jest czasem, w którym kandydaci powiedzą wszystko, co ich elektorat chce usłyszeć. Wszak prezydent miał całą kadencję, aby wyrażać sprzeciw, apelować do posłów, czy wychodzić z inicjatywą ustawodawczą w kwestii ochrony życia. Na koniec zadajmy pytanie: czy trzeba być wierzącym człowiekiem, żeby być dobrym prezydentem? W pewnych kwestiach na pewno nie i być może Hołownia ma potencjał, żeby być dojrzałą i odpowiedzialną głową państwa. Jeżeli jednak podchodzi tak liberalnie do najważniejszej kwestii w swoim życiu, jaką jest wiara, lekceważąc jej prawdy, to dlaczego miałby nie być równie liberalny i lekceważący w innych zagadnieniach?
Stanisław Artymowski
-----
Drogi Czytelniku, w prenumeracje zapłacisz za "Christianitas" 17 złotych mniej niż w salonach prasowych. Zamów już teraz, wesprzesz pracę redakcji w czasie epidemii. Do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Po więcej unformacji kliknij TUTAJ.
-----
[1] Jan Paweł II, Redemptor hominis, 10.
[2] Dość wspomnieć o głośnej akcji „Przekażmy sobie znak pokoju”, którą wspierały środowiska Tygodnika Powszechnego, Więzi i Znaku, a którą skrytykowało prezydium KEP za rozmywanie wymagań Ewangelii. Por.https://episkopat.pl/prezydium-kep-kampania-przekazmy-sobie-znak-pokoju-rozmywa-jednoznaczne-wymagania-ewangelii/ [dostęp 16.03.2020 r.].
[3] Co jest oczywiście absurdalne, bo, zajmując się światem materialnym, nie mają nic do powiedzenia o rzeczywistości niematerialnej. Jest to jednak temat na inny artykuł.
[4]NOWY PREZYDENT, Wizja i konkrety kandydatury,https://holownia2020.pl/NowyPrezydent.pdf [dostęp 04.04.2020 r.]
[5] Można by zauważyć, że nauka mówi tylko o momencie rozpoczęcia życia, a przypisaniu mu nazwy “człowiek” jest już tylko antropologicznym zagadnieniem. Jednak wszelkie próby wyznaczenia momentu, kiedy to z czegoś nieokreślonego nagle powstaje człowiek nie zdają egzaminu jakiegokolwiek zdrowego rozsądku, czy zdroworozsądkowej filozofii. Na życie należy spojrzeć jak na pewną ciągłość, która rozpoczyna się wraz z poczęciem i kończy się śmiercią tego organizmu. Jest to ciągły proces, gdzie nie ma “przeskoków jakościowych” pozwalających na określenie momentu stania się człowiekiem. Świetnie to współgra nie tylko ze zdrowym rozsądkiem, ale również z tomistyczną wizją człowieka. To, co dzisiaj wiemy o człowieku i jego strukturze biologicznej tylko potwierdza pod początku głoszoną prawdę przez Kościół, że życie zaczyna się wraz z poczęciem.
[6] Jan Paweł II, Evangelium Vitae, nr 73,http://www.vatican.va/content/john-paul-ii/pl/encyclicals/documents/hf_jp-ii_enc_25031995_evangelium-vitae.html [dostęp 05.04.2020 r.]
[7] Por. Abortion incidence between 1990 and 2014: global, regional, and subregional levels and trends,https://www.thelancet.com/journals/lancet/article/PIIS0140-6736(16)30380-4/fulltext [dostęp 05.04.20r.].
[8] Por. O. Zakolska, Oficjalne dane o legalnej aborcji w Polsce: 1076 zabiegów przerwania ciąży w 2018 r.,https://pulsmedycyny.pl/oficjalne-dane-o-legalnej-aborcji-w-polsce-1076-zabiegow-przerwania-ciazy-w-2018-r-967790 [dostęp 05.04.20r.].
[9]https://tvn24.pl/wybory-prezydenckie-2020/szymon-holownia-o-in-vitro-aborcji-zwiazkach-partnerskich-i-swoim-pomysle-na-prezydenture-3925194 [dostęp 05.04.2020 r.].
[10] Jan Paweł II, Evangelium Vitae, nr 14,http://www.vatican.va/content/john-paul-ii/pl/encyclicals/documents/hf_jp-ii_enc_25031995_evangelium-vitae.html [dostęp 05.04.2020 r.]
[11] „Sztuczne zapłodnienie w małżeństwie, ale będące wynikiem trzeciego czynnika aktywnego jest także niemoralne, a jako takie musi być nieodwołalnie potępione. Tylko małżonkowie mają prawo wzajemne w stosunku do swego ciała, by począć nowe życie; prawo wyjątkowe, nie-przekazywalne i niezbywalne. Tak powinno być, biorąc pod uwagę dziecko. Każdemu, kto daje życie małej istocie, natura narzuca na mocy tej więzi obowiązek jego zachowania i wychowania. Między legalnym małżonkiem i dzieckiem, owocem trzeciego czynnika aktywnego (za zgodą małżonka), nie istnieje żaden związek pochodzenia, moralny czy prawny, prokreacji małżeńskiej”. Przemówienie papieża Piusa XII podczas 4. Międzynarodowego Kongresu Lekarzy Katolickich, 29 września 1949 r., [w:] Breviarium Fidei. Wybór doktrynalnych wypowiedzi Kościoła, Poznań 2007.
[12] Interesujące są szczególnie podrozdziały Jaki związek jest wymagany z moralnego punktu widzenia między sztucznym zapłodnieniem a aktem małżeńskim? oraz Czy jest moralnie dopuszczalne sztuczne zapłodnienie homologiczne w probówce?
[13]https://www.pch24.pl/holownia-popiera-zwiazki-partnerskie--w-gw-mowi-o-aborcji--lgbt-i-konstytucji,72910,i.html, [dostęp 06.04.2020 r.];https://tvn24.pl/wybory-prezydenckie-2020/szymon-holownia-o-in-vitro-aborcji-zwiazkach-partnerskich-i-swoim-pomysle-na-prezydenture-3925194, [dostęp 06.04.2020 r.].
[14] Por. J. Pawliczak, Zarejestrowany związek partnerski a małżeństwo, LEX, 2014.
[15] J. Pawliczak, Zarejestrowany związek partnerski a małżeństwo, LEX, 2014.
[16] Por. J. Pawliczak, Zarejestrowany związek partnerski a małżeństwo, LEX, 2014.
[17] „Ustawodawstwa przychylne związkom homoseksualnym są sprzeczne z prawym rozumem, ponieważ udzielają gwarancji prawnych analogicznych do tych, jakie przysługują instytucji małżeństwa, związkom między dwoma osobami tej samej płci. Biorąc pod uwagę wartości, które się z tym wiążą, państwo nie może zalegalizować takich związków bez uchybienia swemu obowiązkowi promowania i ochrony zasadniczej instytucji dla dobra wspólnego jaką jest małżeństwo. Można by zapytać w jakim sensie może być przeciwne dobru wspólnemu rozporządzenie, które nie nakazuje żadnego szczególnego zachowania, a ogranicza się do prawnego uznania faktycznej rzeczywistości, która pozornie wydaje się nie powodować niesprawiedliwości wobec nikogo. W tym względzie należy rozważyć przede wszystkim różnicę istniejącą między zachowaniem homoseksualnym jako zjawiskiem prywatnym, a tym samym zachowaniem jako relacją społeczną prawnie przewidzianą i zaaprobowaną, włącznie z nadaniem jej rangi jednej z instytucji systemu prawnego. Ten drugi przypadek nie tylko jest o wiele poważniejszy, ale przybiera zasięg o wiele większy i głębszy, przez co prowadziłby do zmian całego porządku społecznego, które okazałyby się sprzeczne z dobrem wspólnym. Prawa cywilne są zasadami ukierunkowującymi życie człowieka w łonie społeczności, ku dobru albo ku złu. « Odgrywają rolę bardzo ważną, a czasem decydującą w procesie kształtowania określonej mentalności i obyczaju ».(14) Formy życia i wzory w nich wyrażone nie tylko kształtują zewnętrznie życie społeczne, ale prowadzą do modyfikowania w nowych pokoleniach zrozumienia i oceny zachowań. Zalegalizowanie związków homoseksualnych powodowałoby zatem przysłonięcie niektórych fundamentalnych wartości moralnych i dewaluację instytucji małżeństwa.”, Kongregacja Nauki Wiary, Uwagi dotyczące projektów legalizacji związków między osobami homoseksualnymi.
[18] https://twitter.com/szymon_holownia/status/1236704076294959105, [dostęp 19.04.2020 r.]
[19] https://www.facebook.com/tomasz.terlikowski/posts/3311543495542500, [dostęp 27.04.2020 r.]
[20] Więcej o rozbieżności między Prawem i Sprawiedliwością, a poglądami katolickimi można przeczytać na portalu Christianitas: http://christianitas.org/news/filozofia-publiczna-radyklanej-centroprawicy/.
(1989) z zawodu programista, magister teologii, miłośnik dogmatyki i św. Tomasza. Twórca Vademecum Liturgicznego. Mieszka w Warszawie wraz z żoną i synkiem.