Przyszedł ten niezwykły moment: że Prezydent mówi światu o tragedii naszej historii - i wszyscy słuchają, wsłuchują się jak nigdy dotąd: prasa niemiecka czy telewizja rosyjska, wszystko wypełnia się wspomnieniem o Katyniu. Smoleńsk 2010 otwiera Europie oczy na Katyń 1940.
Pan Prezydent Rzeczypospolitej, wszyscy wstają. Tym razem bez ociągania i złośliwości - z powagą, której nie był czasami w stanie przywołać majestat Urzędu; przywołał ją majestat śmierci.
Nasza świadomość i uwaga zostały jakby przywiązane w tych dniach do jednego punktu, unieruchomione w nim przez pajęczynę "zbiegów okoliczności": okrągła rocznica Katynia, Niedziela Miłosierdzia Bożego, dzień umierania Jana Pawła II - wszystko to nagle tak blisko, uchwycone w jedną garść strasznego wydarzenia katastrofy smoleńskiej.
Jest coś co unieruchamia gonitwę myśli i ruchliwość uczuć - gdy pomyślimy, że w jednym uderzeniu "rodziny" katyńskie wróciły do swych dziadków, ojców, stryjów... naczelni dowódcy Wojska Polskiego przywitali się z dawno zabitymi oficerami... poszli do nich kapelani z biskupem polowym... A wszystko to brzmi potężnie także dlatego, że cały ten tłum ludzi poszedł na drugą stronę za Prezydentem.
Do Katynia prowadził go nie tylko urzędowy obowiązek, nawet nie sentyment - lecz służba oparta na patriotyzmie mocnym i energicznym, w którym właśnie pamięć o dołach katyńskich była memento i imperatywem budowania suwerennego Państwa.
Dziś i my słyszymy mocniej, z Europą, katyńską mowę Prezydenta Rzeczypospolitej... A po drugiej stronie, za drzwiami śmierci zabrzmiała zapewne wczoraj mocna komenda: Panowie oficerowie, Prezydent Rzeczypospolitej!
Tu czy tam: Wszyscy wstać.
(pm)
(1966), założyciel i redaktor naczelny "Christianitas", filozof, historyk, publicysta, freelancer. Mieszka w Brwinowie.