Felietony
2014.05.21 10:34

Powołanie - spojrzenie Mistrza

Podyskutuj o tym artykule na FB

Powłanie św. Piotra i św. Andrzeja

Maj to czas odpowiedni do tego, aby zastanowić się nad tematem powołania. IV niedziela wielkanocna była obchodzona w Kościele jako Niedziela Dobrego Pasterza, a tydzień, który po niej nastąpił przeżywano jako Tydzień Modlitw o Powołania. W najbliższym czasie młodzi ludzie zdający egzaminy maturalne zadadzą sobie pytanie "co dalej?". Być może wielu z nich już podjęło decyzję odnośnie wyboru kierunku studiów, czy w ogóle swojej życiowej drogi. Inni ciągle się zastanawiają. Wielu podejmie decyzję określającą całą ich przyszłość dopiero za kilka lat. Tak czy inaczej, obecny czas sprzyja zadaniu sobie pytania "czym jest powołanie?". Mam tu na myśli wszystkie powołania, jakie istnieją w Kościele - powołanie małżeńskie, kapłańskie, a także wszystkie inne powołania do miłowania Boga niepodzielnym sercem.
Zacznę od tego, że powołanie, każde powołanie, jest zakochaniem. Nie można inaczej zdefiniować tego, co dzieje się między powołanym a Bogiem, a w przypadku powołania małżeńskiego między dwojgiem ludzi. Zawsze jest to niewyrażalne słowami uczucie, wzajemne przyciąganie. Z tego powodu bardzo trudno jest wytłumaczyć innym, dlaczego decydujemy się na daną drogę. Dla otoczenia taki czy inny wybór może wyglądać absurdalnie. Szczególnie widać to w przypadku powołania, które zawiera w sobie miłowanie Boga niepodzielnym sercem. Wydaje mi się jednak, iż tę miłość tylko pozornie trudniej wytłumaczyć, niż miłość do drugiego człowieka. Jakże często irracjonalne wydaje się, że ona kocha właśnie tego Krzyśka, że nie widzi poza nim świata, pomimo że jej koleżanki, czy rodzice mogą wymienić całą litanię jego wad i przywar charakteru. Bóg wprawdzie nie ma wad ani przywar, ale Jezus był świadomy trudności związanych ze zrozumieniem zaproszenia do miłowania Go w sposób wyłączny, skoro powiedział: "Nie wszyscy to pojmują, lecz tylko ci, którym to jest dane" (Mt 19,11). Miłość zawsze pozostanie tajemnicą, najczęściej także dla samych zakochanych, niezależnie, czy są to Bóg i człowiek, czy dwoje ludzi. Może miłość oblubieńcza wobec Boga jest trudniejsza do pojęcia, bo przekracza uwarunkowania ludzkiej natury. Warto jednak podkreślić, że dla tego, kto naprawdę kocha, nie jest to trudne, nie jest zniewoleniem, lecz wyzwoleniem. Ludzie, którzy widzą w celibacie uciemiężenie, po prostu nie są zakochani w Panu i dlatego bezżenność wydaje się im ciężarem. Nie należy się im co dziwić - chyba każdy widziałby zniewolenie w wymaganiu wierności osobie, której się nie kocha - nie wolno jednak pozwolić, aby narzucili to spojrzenie innym. Celibat nie jest cierpieniem dla tego, kto wybiera go z miłości, podobnie jak wierność jednej żonie nie jest problemem, dla zakochanego małżonka. Wręcz odwrotnie, skłonienie takiej osoby do tzw. zmiany partnerki wiąże się z zadaniem cierpienia.
Często na szkolnej katechezie padają pytania o naturę powołania. Jak rozpoznać, że mam powołanie? Warto byłoby powiedzieć wówczas właśnie tak: powołanie to jest zakochanie. A zakochanie jest szaleństwem, takim dobrym, zdrowym szaleństwem. To nie przypadek, że w Piśmie Świętym znajduje się księga Pieśni nad Pieśniami, a w niej słowa: "Posilcie mnie plackami z rodzynek, wzmocnijcie mnie jabłkami, bo chora jestem z miłości" (Pnp 2,5). Pieśń nad Pieśniami opisuje miłość między dwojgiem ludzi i często ogranicza się jej interpretację tylko do tego aspektu, zapominając, że to, co przedstawia, może zostać z powodzeniem odniesione także do miłości między Bogiem a człowiekiem, szczególnie tym powołanym, by oddać wszystkie swoje władze i siły Bożej miłości. Kiedy Psalmista kieruje swoją tęsknotę do najpiękniejszego z synów ludzkich (Ps 45,3) i woła: "Jak łania pragnie wody ze strumieni, tak dusza moja pragnie Ciebie, Boże! Dusza moja pragnie Boga, Boga żywego: kiedyż więc przyjdę i ujrzę oblicze Boże?" (Ps 42,2-3) oraz "Boże, mój Boże, szukam Ciebie i pragnie Ciebie moja dusza. Ciało moje tęskni za Tobą, jak zeschła ziemia łaknąca wody" (Ps 63,2), nie czyni nic innego niż oblubienica z Pieśni nad Pieśniami.

Na łożu mym nocą szukałam umiłowanego mej duszy, szukałam go, lecz nie znalazłam. Wstanę, po mieście chodzić będę, wśród ulic i placów, szukać będę ukochanego mej duszy. Szukałam go, lecz nie znalazłam. Spotkali mnie strażnicy, którzy obchodzą miasto. "Czyście widzieli miłego duszy mej?" Zaledwie ich minęłam, znalazłam umiłowanego mej duszy, pochwyciłam go i nie puszczę, aż go wprowadzę do domu mej matki, do komnaty mej rodzicielki (Pnp 3,1-4).

Czy nie przypomina to zachowania wielu świętych kobiet i mężczyzn, którzy budzili się nocą, myśląc o Tym, którego nazajutrz przyjmą pod postacią Chleba?

Ten pierwotny zachwyt Panem i zakochanie w Nim przynosi konkretne konsekwencje. Tak właśnie zaczyna się szaleństwo miłości. Człowiek robi różne dziwne i niezrozumiałe dla innych rzeczy, aby pokazać Panu, jak bardzo Go kocha. Jezus zdecydował się na śmierć na krzyżu, chociaż mógł nas zbawić aktem woli. Ale czy wtedy pojęlibyśmy jak bardzo nas ukochał? Kiedyś jeden z kapłanów posłużył się przykładem miłości ludzkiej i jej szaleństw. Czy jedna z dawnych piosenek nie wyraża tego z przymrużeniem oka, ale przecież prawdziwie: "Ja dla ciebie byłem gotów kilo wiśni zjeść z pestkami"? 

Miłość ma swoją dynamikę. Są chwile, w których z łatwością przychodzi zjeść owe wiśnie z pestkami ze względu na ukochaną osobę, ale są też takie, kiedy znika entuzjazm. Miłość wymaga pielęgnowania. Jakże wiele się o tym mówi w odniesieniu do miłości międzyludzkiej! Podobnie jest w przypadku miłości do Boga. Niedawno spotkałam się z zarzutem rytualizmu. Podobno chrześcijanie, a zwłaszcza osoby powołane do różnych form wyłącznej służby Bogu, są niewolnikami rytuałów, na przykład modlitwy o wyznaczonych godzinach. Jeżeli ktoś w ten sposób podchodzi do tego zagadnienia, ten, znowu, nie rozumie jego istoty, którą jest miłość. Te rytuały nie są bowiem celem, ale środkami służącymi podtrzymywaniu ognia miłości. Podobnie jak pamięć o urodzinach, imieninach, rocznicach ukochanej osoby, przynoszenie jej kwiatów, czy niedzielny spacer. Niech za ilustrację posłuży fragment Małego Księcia:

Następnego dnia Mały Książę przyszedł na oznaczone miejsce.
- Lepiej jest przychodzić o tej samej godzinie. Gdy będziesz miał przyjść na przykład o czwartej po południu, już od trzeciej zacznę odczuwać radość. Im bardziej czas będzie posuwać się naprzód, tym będę szczęśliwszy. O czwartej będę podniecony i zaniepokojony: poznam cenę szczęścia! A jeśli przyjdziesz nieoczekiwanie, nie będę mógł się przygotowywać... Potrzebny jest obrządek.
- Co znaczy "obrządek"? - spytał Mały Książę.
- To także coś całkiem zapomnianego - odpowiedział lis. - Dzięki obrządkowi pewien dzień odróżnia się od innych, pewna godzina od innych godzin. Moi myśliwi, na przykład, mają swój rytuał. W czwartek tańczą z wioskowymi dziewczętami. Stąd czwartek jest cudownym dniem! Podchodzę aż pod winnice. Gdyby myśliwi nie mieli tego zwyczaju w oznaczonym czasie, wszystkie dni byłyby do siebie podobne, a ja nie miałbym wakacji.

Oddzielnym zagadnieniem jest rozeznawanie powołania. Ostatnio usłyszałam o tak zwanych "czterech zasadach Miriam", czyli Maryi. Opierają się one na zachowaniu Matki Bożej w chwili zwiastowania. Są to: uczucie, rozum, osąd otoczenia, potwierdzenie w faktach. W chwili Zwiastowania Maryję wypełniają różne uczucia - radość, zdziwienie, lęk. My też powinniśmy zwracać uwagę na poruszenia naszego serca. Ale to nie wszystko. Następnie Maryja zadaje pytanie: "Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?". Odwołuje się do osądu rozumu, zastanawia się, czy propozycja, którą usłyszała w sercu, jest realna. Anioł rozmawia z Józefem, mężem Maryi, głową nowo założonej przez Nią rodziny. W tym momencie realizuje się trzecia zasada - osąd otoczenia, osąd przełożonych, którzy mają szczególne światło, łaskę stanu, aby rozeznać wolę Bożą wobec osoby, która przeczuwa Boże wezwanie. Wreszcie - potwierdzenie w faktach. Maryja udaje się do Elżbiety, która rzeczywiście okazuje się brzemienną, zgodnie ze słowami Anioła. Bóg również wskazuje w faktach, w życiu powołanego, potwierdza, że dana droga jest dla niego odpowiednia. Tyle „teorii”. W praktyce jednak rozeznanie powołania zajmuje niekiedy nawet kilka lat. Ważne, żeby się nie zniechęcać, ale usilnie prosić Pana o światło. Aby pójść za wolą Bożą trzeba trwać na modlitwie z gotowością uczynienia tego, o co Bóg poprosi. "Boże, uczyń ze mną, co zechcesz. Naprawdę, co TY zechcesz". Taka postawa zawiera w sobie zgodę na przyjęcie od Boga zaproszenia, które często okazuje się zaskoczeniem i niespodzianką. Niektórzy mówią, że powołanie to sytuacja, w której mówimy "sam bym tego nie wymyślił". Mojżesz, Gedeon, Dawid czy Jeremiasz czuli się wręcz nieodpowiedni do wyznaczonej im przez Boga misji… Pan lubi wybierać sobie osoby, które pozornie się nie nadają. Możliwe, że właśnie po to, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas (2 Kor 4,7) i dlatego, że "Izrael mógłby przywłaszczyć sobie chwałę z pominięciem Mnie i mówić: 'Moja ręka wybawiła mnie'” (Sdz 7,2).
Podsumowując, nie sposób zrozumieć powołanie bez odniesienia do miłości. Wielki błąd popełniają ci, którzy przedstawiają taką, czy inną drogę życiową jako łatwiejszą i czynią z tego argument, zachęcający do jej wyboru. Małżeństwo nie jest wcale łatwe, podobnie celibat. To, co czyni je łatwymi (pomimo trudności) jest miłość. Kto wybiera z innych powodów, najczęściej przeżyje rozczarowanie. Podobnie błędem jest przedstawianie drogi życiowej tylko z perspektywy związanych z nią wyrzeczeń i odstraszanie zainteresowanych. Na sam koniec warto zwrócić uwagę, że nie sposób zakochać się nie poznawszy wpierw danej osoby. Tylko spotkanie może zrodzić miłość. Dzisiaj przeżywamy kryzys powołań, bo doświadczamy kryzysu życia religijnego, zaniedbania modlitwy i życia wewnętrznego. Przeżywamy kryzys życia rodzinnego, bo nie przebywamy ze sobą, ograniczamy nasze kontakty do komunikacji elektronicznej, a przecież nic nie zastąpi spotkania twarzą w twarz. Dajmy dzieciom, młodzieży i sobie samym żelazny czas dla Boga i żelazny czas dla naszych rodzin i przyjaciół. Ze spojrzenia prosto w oczy Mistrza zrodzi się wiele powołań do całkowitej służby Panu, bo pojawi się zauroczenie Jego pięknem, a dialog wśród przyjaciół zaowocuje małżeństwami opartymi na prawdziwej miłości.

 

Monika Chomątowska


Monika Chomątowska

(1989), doktorantka Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, publikuje w Christianitas i Frondzie. Mieszka w Krakowie