szkice
2024.07.31 14:16

Potrzebna jest szeroka konfederacja w obronie ojczyzny. Uwagi po pół roku Zjednoczonej Prawicy w ławach opozycji

Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl. Z góry dziękujemy. 

 

Esej powstał w ramach projektu Ordo Iuris Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris.

 

Pół roku po uformowaniu się trzeciego rządu Donalda Tuska nie jest niczym trudnym krytykowanie jego poczynań. Obserwujemy próbę zniszczenia, konstytucyjnej przecież w naszym kraju, ochrony prawa do życia, demontowany jest system edukacji, opóźniane i zatrzymywane są kolejne projekty rozwojowe państwa. Do tego Rafał Trzaskowski, ważny polityczny towarzysz Donalda Tuska, postanowił wbrew Konstytucji Rzeczypospolitej dyskryminować chrześcijan. Nie da się inaczej potraktować wydanego przez prezydenta Warszawy rozporządzenia nakazującego usunięcie krzyży ze stołecznych urzędów, także z biurek poszczególnych urzędników. Niepokojących sygnałów jest zatem wiele, a to nie są jeszcze wszystkie.

Jednak punktowanie działań rządu koalicji Platformy Obywatelskiej, Polski 2050, PSL i Lewicy można znaleźć w bardzo wielu tekstach i wypowiedziach. Znacznie mniej - szczególnie z perspektywy katolickiej - pisze się o problemach, i to zasadniczych, dotykających ugrupowania jeszcze do niedawna rządzącego. Sygnały, jakie od samego początku nowej kadencji, dobiegają do nas z obozu Prawa i Sprawiedliwości są bardzo niedobre. Wstępnie można by je zaanonsować następująco: partia Jarosława Kaczyńskiego marnuje szansę na odbudowę szerokiego frontu politycznego, który nie tylko będzie odwoływał się do polskiej potrzeby suwerenności politycznej, ale nada jej właściwą formę zakorzenioną w tradycji katolickiego chrześcijaństwa. O tej tradycji mówi polska Konstytucja w swojej preambule wyrażając wdzięczność naszym przodkom za “kulturę zakorzenioną w chrześcijańskim dziedzictwie Narodu i ogólnoludzkich wartościach”.

“Odbudowa narodu musi następować poprzez odbudowę tkanki społecznej, wzajemnie przenikających się środowisk, społeczności i wspólnot, cechujących się szczególną w porównaniu z organami państwa demokratycznego stabilnością, budowanych wokół różnych idei przewodnich, w tym wokół spraw społecznych, interesów grupowych, wreszcie wokół realizacji potrzeb najpierwszych, w tym wspólnego wyznawania wiary i wspólnotowego przeżywania powołania do katolickiej, społecznej służby całemu narodowi. [...] Religia katolicka, głęboko przenikająca naszego ducha narodowego i kulturę, daje nam w Polsce wszelkie instrumenty, by odbudować taką tkankę narodową. By na nowo tchnąć ducha wspólnej troski o byt Rzeczypospolitej w rozedrgany politycznymi złudzeniami naród” - pisał w maju 2024 roku w mediach społecznościowych prezes Instytutu Ordo Iuris Jerzy Kwaśniewski1.

W powyższej uwadze zawarta została zasadnicza prawda, cywilizacja chrześcijańska, dla wierzących i niewierzących, jest najbardziej ludzką z form szerokiej kultury. Zdolną do głębokiego humanizowania postaw społecznych, wchodzenia w alianse z innymi prądami, gotowymi by chronić podstawowe prawa ludzi i ich naturalnych wspólnot, jak rodzina czy naród. Sama zasada suwerenności, którą dziś politycy Prawa i Sprawiedliwości umieścili na sztandarze, tak rzeczywiście istotna dla Polski i Polaków, łatwo może przekształcić się, podobnie jak demokracja, w “jawny lub zakamuflowany totalitaryzm”2. Suwerenność może stać się także rodzajem bezładnego biegu ugryzionego żubra znanego z metafory Jarosława Marka Rymkiewicza3, który w ten sposób opisywał polskie przebudzenia polityczne. Czasy nowoczesne są wielkim cmentarzyskiem projektów zbudowanych na źle ulokowanych ambicjach suwerennościowych, które zostały osadzone w nieludzkich ramach ideologii, błędów intelektualnych i moralnych. Sama suwerenność nie gwarantuje ani roztropnej polityki, ani troski o dobro wspólne, ani ochrony praw słabszych, ani sprawiedliwości czy wolności. Źle pojęta suwerenność może wręcz stać się powodem utraty wszystkich tych dóbr, a także jej samej, gdy państwo i naród, poprzez swoich polityków stają się niewolnikami władzy, żądzy nieograniczonej ekspansji, materialnego dobrostanu obywateli czy którejś z form społecznego egoizmu.

Motorem polskiej cywilizacji, przez tysiąc lat jej trwania było raczej dążenie do ładu inspirowanego katolickim nauczaniem społecznym, niż pragnienie dominacji. Duch dominacji ogarnął formę polityczną wielu narodów europejskich, wtedy, gdy porzuciły one myślenie z perspektywy jednej christianitas. Społeczny egoizm upowszechnił się najpierw w imperiach kolonialnych i odrzuceniu niezależnej władzy duchowej Kościoła reprezentującej obiektywny ład etyczny. Dziś zaś kulminuje razem z rozrostem nowoczesnego liberalizmu oraz skrajnie partykularnych i zideologizowanych polityk tożsamościowych służących rozmaitym grupom, jako narzędzie walki o uznanie. Ten rodzaj egoistycznej suwerenności jest zauważalną pokusą także dla współczesnych sił politycznych w Polsce, które chętnie sięgają - mniej lub bardziej wprost - po romantyczną, mickiewiczowską koncepcję “dwóch narodów”, narodu patriotów i narodu zdrajców. Suwerenność polityczna odarta z perspektywy wspólnej narodowej racjonalności i etosu łatwo prowadzi do głębokiej erozji społecznej. Efektem takiej zpartykularyzowanej suwerenności mogą być choćby destrukcyjne rządy dwóch rokoszów, z których oba sądzą, że są najszlachetniejszymi formami konfederacji w obronie ojczyzny. Bez spoiwa, tym w Rzeczypospolitej jest chrześcijaństwo i klasyczna nauka o dobru wspólnym, grozi nam ugrzęźnięcie w państwie podzielonym na dwa “królestwa”, z których oba będą się uważały za reprezentację całego narodu. W polityce międzynarodowej, ale także w budowaniu państwa będziemy się odbijać raz od ściany serwilizmu wobec Okcydentu, innym razem od ściany złudzenia całkowitej politycznej niezależności. Obie postawy są w polskim przypadku formami politycznego irracjonalizmu.

*

Trudno uwierzyć w suwerenność tych, którzy nie trzymają się stabilnie dobrych zasad. Dotyczy to nie tylko państw, ale i partii. Przez wiele lat ugrupowanie Jarosław Kaczyńskiego starało się przekonywać opinię publiczną, że jest główną w Polsce siłą narodowo-katolicką i konserwatywną. Dziedzicem Polski skonfederowanej na rzecz niepodległości. Była już rzecznik Prawa i Sprawiedliwości Beata Mazurek ogłosiła wręcz w 2018 roku, że partia ta jest po prostu partią katolicką4. Stanowisko to było kwestionowane zarówno publicystycznie5, jak i praktycznie - w tym wypadku głównie przez opieszałość liderów PiS w realizacji najważniejszych punktów katolickiej agendy. Również przez brak wsparcia dla projektów strony społeczne, czyli także Instytutu Ordo Iuris. Decyzja Trybunału Konstytucyjnego w sprawie niekonstytucyjności przesłanki eugenicznej z ustawy o ochronie życia, podjęta dopiero jesienią 2020 roku, która nie mogłaby zostać podjęta bez woli politycznej, była najsłabszą z możliwych dróg wzmocnienia prawnej ochrony życia. W dodatku okazała się decyzją, której liderzy Prawa i Sprawiedliwości nie chcieli bronić ani w chwili gdy ona zapadała, ani później6.

 

Przegrane wybory z jesieni 2023 roku zweryfikowały jeszcze mocniej narrację o katolickości Prawa i Sprawiedliwości. Narracja ta przez lata organizowała myślenie i mobilizowała bardziej religijny oraz konserwatywny elektorat w Polsce do głosowania na Zjednoczoną Prawicę. Ważną weryfikacją ideowych ram, w których porusza się polityka PiS okazało się expose Mateusza Morawieckiego z 11 grudnia 2023 roku7. Morawiecki był gotowy obiecać wtedy wszystko wszystkim, byle tylko skłonić kogokolwiek do wejścia w koalicję z własną partią. Jednak wiele idei swojego środowiska wyraził zupełnie wprost, szczególnie we wstępnej części wystąpienia poświęconej przyświecającym mu wartościom. Pomimo tego, że próby stworzenia nowej centroprawicowej koalicji od początku były skazane na niepowodzenie, premier zdecydował się przedstawić manifest polityczny, który z perspektywy dobra Polski trzeba uznać za ideowo kapitulancki. Morawiecki twierdzeniami swojego wystąpienia przyznał się wobec wszystkich do etycznej słabości reprezentowanego przez siebie ugrupowania, a także do tego - niezależnie od intencji - że jest ono nastawione w pierwszej kolejności na utrzymanie władzy.

Lektura tekstu expose Mateusza Morawiecki szybko narzuca pierwsze spostrzeżenie. Mówiąc o wartościach były premier, ani razu nie odniósł się do konstytutywnego dla Polski dziedzictwa chrześcijańskiego, nie mówiąc już o głębszych zasadach katolickiej polityki. Odchodzący szef rządu wspominając o tym, co jest zakorzenione w długim trwaniu naszego bytu politycznego ograniczył się jedynie do stwierdzenia, że “Polska ambitna to naród, który nie wstydzi się swoich korzeni”. Tak abstrakcyjnie ujęte dziedzictwo narodowe może jednak oznaczać dla każdego z obywateli niemal cokolwiek. Nic nie wskazuje, by tego rodzaju sformułowanie pojawiło się w wystąpieniu premiera przypadkowo.

Brak odniesienia do cywilizacji chrześcijańskiej jest kwestią całkowicie zasadniczą by właściwie zinterpretować triadę pozytywnych wartości przedstawionych przez Mateusza Morawieckiego z sejmowej mównicy. Te wartości to “człowiek - każdy obywatel Rzeczypospolitej”, “suwerenność” i “ambicja”. Wydają się one atrakcyjne, jednak powinny budzić wiele wątpliwości u każdego roztropnego obywatela. Bez chrześcijańskiej formy w życiu politycznym, już na samym początku nie unikniemy groźnego pytania o to kim w ogóle jest “człowiek - każdy obywatel”. Co więcej, przyjmując za drugą najważniejszą wartość “suwerenność”, Morawiecki zdaje się uznawać, że naród sam może decydować, nie tylko o tym kto należy do wspólnoty politycznej, ale też kogo wolno wykluczyć z ludzkiego kręgu. Punktem odniesienia dla tej podstawowej kwestii ma być - jak rozumiemy - trzecia z triady “ambicja”, którą ta wspólnotą, ale i jej członkowie, winni się kierować. Ambicja, jako jedna z najważniejszych wartości, oderwania od roztropnej troski o wspólnotę, sugeruje odbiorcy pewną hierarchię dóbr oraz działania. Narodowa “ambicja” może sprawić, że czyjeś życie, życie i los pewnych grup, będzie uznane za mniej warte ocalenia. Europejski imperializm posyłał, realizując swoje ambicje, masy mężczyzn na śmierć w wojnach, a cywilizacja liberalna - nie tylko ona zresztą - optymalizując dobrobyt wysoko funkcjonujących obywateli, uznaje za niepełnowartościowe życie osób nienarodzonych, terminalnie chorych, starych czy mniej odpornych, np. psychicznie. Zgadza się na zabijanie słabych by obniżyć koszty wygody silniejszych. Przemówienie Mateusza Morawieckiego nie było odezwą imperialną, jednak dało się w nim zauważyć politycznego ducha, który można by określić mianem narodowego liberalizmu. W tym narodowo liberalnym etosie ponad dobrem wspólnym, ponad prawem moralnym stoi wola narodu, tę zaś trzeba zaprząc do poparcia partii reprezentującej, we własnym przekonaniu, mickiewiczowski naród patriotów. Nie można jednak samemu nadać sobie miania partii patriotów. Polski patriotyzm, choć zawiera wiele czynników składowych nie może obyć się bez odniesienia do sprawiedliwości, normy moralnej i całości.

Powyższe spostrzeżenia potwierdza również sposób, w jaki Mateusz Morawiecki zdefiniował człowieka-obywatela. “Pierwszą wartością, a zarazem fundamentem naszej wizji przyszłości jest człowiek, jest każdy obywatel Rzeczypospolitej. Człowiek z jego godnością, ale też z wolnością, możliwością decydowania o sobie samym. Człowiek, który ma prawo myśleć i wierzyć w to, co zechce - wolność wyboru. Człowiek, bez względu na to, jaką ścieżkę realizacji dla siebie wybierze i bez względu na to, czy będzie to ścieżka życia rodzinnego, czy kariera zawodowa.” - mówił premier.

W powyższym cytacie widać trzy odniesienia - godność, wolność wyboru i samorealizację. W perspektywie chrześcijańskiego formy politycznej ta druga triada, podobnie zresztą jak pierwsza, nie musi wydawać się kontrowersyjna. Jednak pozbawiona fundamentu etycznego polskiej metapolitycznej tradycji, to znaczy par excellence racjonalności narodowej, może prowadzić do praktyk sprzecznych z dobrem wspólnym. Jeśli przyjmiemy, że człowiekiem-obywatelem możemy być tylko wtedy, gdy jesteśmy zdolni do wolnego wyboru, samorealizacji i posiadamy godność - co trzeba tu potraktować jako synonim indywidualnej suwerenności - staje się oczywiste, że nie każdy w tym samym stopniu może być traktowany jako człowiek-obywatel. A być może - konsekwentnie - nikt w pełni. Oznacza to, że o losie każdego z nas decydować może arbitralnie wspólnota polityczna - suwerenna i ambitna, nastawiona na samorealizację tych, którzy w jakiś sposób mogą uczestniczyć w systemie władzy. Inaczej mówiąc, w systemie społecznego przymusu. Tam bowiem, gdzie nie ma perspektywy etycznej - nie mówiąc o nadprzyrodzonej - króluje przemoc. Etos i prawa chronią słabszych, to fundamentalna chrześcijańska, a zatem i polska zasada. Polska musi chcieć chronić nie tylko silnych i przebojowych.

W expose premiera Morawieckiego pojawiła się także definicja ostatecznego celu polityki, będąca cytatem z programu Porozumienia Centrum, partii założonej przez Jarosława Kaczyńskiego w latach 90. - “nie będzie dobrobytu, ani bezpieczeństwa w kraju, który nie zabezpieczył swojej suwerenności”. Bezpieczeństwo rozumiane jako nieorganiczna etycznie zasada zachowania, jest jedną z zasad polityki ekspansji, którą gubi zwykle ów pęd ku rozszerzaniu wpływów i mocy - poza dobrem i złem8. Tymczasem, przyjmując realistycznie wszystkie ograniczenia, jeśli chcemy polskiej suwerenności, czyli zachowania tej niezwykłej w dziejach własnej drogi narodu polskiego, powinniśmy budować republikę, której formą będzie dziedzictwo chrześcijańskie. Republikę, w której instytucjach, w ich celach i ukierunkowaniu rozpoznamy długą pracę łaski i rąk ludzkich w poszukiwaniu mądrości, która buduje dobre życie publiczne. Republikę, która mając ambicje, nie zaniedbuje prawdziwej godności. Przy całej nędzy I Rzeczypospolitej w czasach jej zmierzchu, Polska nie przepadła całkowicie w dziejach dzięki temu, że nasz społeczno-polityczny byt zachował swoją - niczym nadprzyrodzone interregnum - chrześcijańską formę i tkankę. Na nic się zdała dawna potęga militarna i bogactwo. Czy dziś Polska suwerenna przetrwa jeśli będzie po prostu naśladować liberalny nacjonalizm Niemców i Francuzów, który narody te wydoskonaliły przez wieki? Tylko zachowując naszą chrześcijańską formę polityczną możemy zachować rodzaj samopoznania, który i był podstawą polskiej suwerenności i autonomii dobrych i złych czasach. To dzięki zasadom chrześcijańskiej polityki jeden z dwóch rokoszy może stać się prawdziwą konfederacją w obronie ojczyzny.

Podkreślenie przez Mateusza Morawieckiego wagi wolności wyboru, tak jakby była ona bóstwem stojącym choćby ponad prawem do życia, w czasie gdy obóz polityczny Donalda Tuska już forsował zdjęcie prawnej ochrony z życia nienarodzonych jeszcze dzieci, trzeba traktować jako odezwą z gruntu liberalną. Tym bardziej negatywnie trzeba ocenić jawnie sekularyzacją parafrazę zdania znanego z tradycji augustyńskiej - “Jeśli Bóg w życiu jest na pierwszym miejscu, wszystko znajdzie się na właściwym miejscu” - dokonaną w expose przez Mateusza Morawieckiego. W parafrazie tej Bóg został zastąpiony “dobrem Polski”. Nie ma zatem Boga ponad Polską, ideą, której treścią jest zasada samozachowania i ambicja, godność będąca pędem ku nieokreślonej samorealizacji.

Niewątpliwie Morawiecki, razem z Jarosławem Kaczyńskim, w akcie desperacji, zmarnowali szansę na nowe ideowe otwarcie dla swojego ugrupowania. Otwarcie czerpiące z najgłębszych polskich tradycji politycznych i społecznych. Obaj politycy widać uznali, że bardziej koncyliacyjnym będzie chrześcijaństwo odrzucić i odwołać się do bazowego doświadczenia politycznego Jarosława Kaczyńskiego po roku 1989, jakim była polityczna droga Porozumienia Centrum. Warto jednak już teraz zauważyć, że to nie gotowość lidera PiS do - bardzo nielicznych w sumie - ustępstw wobec agendy katolickiego elektoratu sprawiła, że Zjednoczona Prawica znalazła się w izolacji. Doprowadził do tego cały szereg politycznych radykalizacji, przed którymi Jarosław Kaczyński i wysokie kadry Prawa i Sprawiedliwości były ostrzegane. Gdyby nie fala radykalnych emocji w sprawach często drugiego rzędu, kwestia, z perspektywy sprawiedliwości społecznej centralna, życie ludzi, nie spowodowałoby tak dużej fali społecznej demoralizacji. Jednak liderzy PiS uznali, że dla arbitralnie sformułowanego wyższego dobra, jakim jest zachowanie władzy, a razem z nim, oczywiście, zachowanie pewnych projektów rozwojowych, można ignorować tych z nas, którzy w swojej sprawie nie mogą jeszcze zabrać głosu (nienarodzeni) lub których głos choć sprawiedliwy, nie ma dostatecznej mocy (opinia katolicka).

Czy expose Mateusza Morawieckiego mogło jednak okazać się nowym otwarciem wzywające Polaków do mobilizacji na rzecz roztropnej troski o dobro wspólne duchu chrześcijańskim, suwerenistycznym i solidarystycznym? Czy były do tego warunki polityczne? Oczywiście, ponieważ takie właśnie ramy ideowe są i długo jeszcze będą bliskie wyborcom Prawa i Sprawiedliwości. Co więcej, liderzy centroprawicy zdali się zapomnieć, że to właśnie polityka jest tym miejscem, w którym szykuje się mikstury łączące idee, rozum praktyczny i społeczną fizjologię, czyli także zbiorowe emocje. Zapomnieli, że polityka ma charakter formacyjny, a utrwalanie chrześcijańskiego etosu w życiu publicznym, na czym Jarosławowi Kaczyńskiemu i Mateuszowi Morawieckiemu powinno zależeć, nie obejdzie się bez chrześcijańskiej polityki. Ta zaś winna kierować się wolnością w kwestiach partykularnych, roztropnością w ważnych sprawach negocjowanych, gotowością do ostrego sporu dopiero w zakresach zasadniczych. Bez wątpienia liderzy PiS nie wykorzystali swoich zasobów i możliwości oddziaływania. Zadziałali według impulsów i taktycznych schematów własnego środowiska, a powinni pozwolić sobie na głęboki oddech długofalowej politycznej racjonalności.

Taktyczne decyzje kierownictwa PiS - taktyczne, ale o konsekwencjach strategicznych - musiały przełożyć się na praktykę. Narracja w partii bardzo szybko została zbudowana zgodnie z oczekiwaniami radykalnej lewicy. Suwerenność polityczna Zjednoczonej Prawicy okazała się papierowa - silna wobec słabych, słaba wobec tych, których liderzy PiS uznali za silniejszych. To katolicy i najważniejszy obecnie punkt katolickiej agendy, czyli prawna ochrona życia osób w prenatalnej fazie życia, zostali obarczeni winą za porażkę PiS. Problem jest rzecz jasna znacznie szerszy, a obojętność wobec życia najsłabszych z nas, stanowi tylko element szerzej oddziałującej dynamiki porzucania suwerennego i równocześnie rozumnego sposobu widzenia świata przez polskich polityków i idący za nimi naród.

*

Pierwszym ważnym cywilizacyjnie sprawdzianem nowego parlamentu, było głosowaniach w sprawie “obywatelskiego projektu ustawy o zmianie ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych”, czyli refundacji procedury in vitro. Zjednoczona Prawica pokazała w tym procesie, że na dziś przystępuje do obozu rewolucji i - nawet gdy słusznie podnosi kwestię suwerenności - musi być traktowana z pełnym zaufaniej.

Po wniosku posła Grzegorza Brauna, by odrzucić projekt ustawy już w pierwszym czytaniu za dalszym procedowaniem projektu ustawy 28 listopada 2023 roku opowiedziało się 155 posłów Koalicji Obywatelskiej, a dwóch posłów tej partii w głosowaniu nie wzięło udziału. Za projektem byli także wszyscy posłowie Polski 2050, PSL i Lewicy, jak również 56 ze 175 głosujących polityków Prawa i Sprawiedliwości. Aż 16 posłów tego ugrupowania nie wzięło udziału w głosowaniu, aż 43 wstrzymało się od głosu, a tylko 76 było za odrzuceniem projektu już w pierwszym czytaniu. Podobnie głosowało 18 – czyli wszyscy – posłów Konfederacji, którzy byli zaskakująco solidarni w tej sprawie i konsekwentni.

W decydującym głosowaniu, 29 listopada 2023 roku, za refundacją in vitro głosowali wszyscy obecni na sali plenarnej posłowie KO, czyli 155 osób – dwóch było nieobecnych, 33 posłów klubu Polska 2050, 29 posłów PSL – trzech było nieobecnych, 26 posłów Lewicy, a także 23 posłów PiS – 102 było przeciwko, 49 wstrzymało się od głosu, w tym Jarosław Kaczyński, 17 nie wzięło udziału w głosowaniu. Jak widać część posłów PiS, którzy byli za procedowaniem projektu ustawy ostatecznie jej nie poparło, jeszcze większa liczba posłów uciekła od odpowiedzialności, w tym sam lider partii. Projekt ustawy poparli m. in. Mateusz Morawiecki, Piotr Muller, Rafał Bochenek, Radosław Fogiel, Marcin Przydacz, Olga Semeniuk-Patkowska, Mariusz Kamiński i Joanna Lichocka.

Głosowanie części ważnych posłów PiS za refundacją in vitro, czy brak weta prezydenta w tej sprawie zachwiały zaufaniem do partii Kaczyńskiego u wielu popierających ją ludzi. Zarówno wierzących, jak i po prostu tych kierujących się dobrą wolą. Znów nie był to jednak przypadek. Na początku listopada 2023 roku Mateusz Morawiecki w głośnym wywiadzie dla portalu interia.pl faktycznie obciążył środowisko pro-life w swojej partii winą za porażkę wyborczą. Zrobił to formułując tezę, że złożenie do Trybunału Konstytucyjnego wniosku, dzięki któremu jasnym się okazało, że nienarodzone jeszcze, a chore dzieci mają w Polsce prawo do życia, było błędem. Sam Trybunał, jak powiedział premier Morawiecki, nie mógł postąpić inaczej, więc całe odium jego niezadowolenia spadło na posła Bartłomieja Wróblewskiego i tych wszystkich, którzy mu wtedy w sprawie wniosku sekundowali. Poza parlamentem działanie katolickiej grupy posłów PiS wspierały liczne środowiska obrońców życia, szeroka opinia katolicka, ale i całkiem sporo, także związanych z PiS, mediów.

Wypowiedź premiera uruchomiła zresztą licznych komentatorów w mediach społecznościowych, którzy jasno określili hierarchię spraw. Wspieranie PiS należy traktować jako narzędzie niedopuszczania do władzy Donalda Tuska, którego powrót grozi zatrzymaniem polskiej modernizacji. Symbolami tej modernizacji są budowa Centralnego Portu Komunikacyjnego, elektrowni atomowej i kilku innych projektów infrastrukturalnych, których politycy prawicy, ale i większość ekspertów słusznie nieustępliwie broni.

Problem nie polega jednak na tym, że Polacy mają aspiracje polityczne, ale na tym, że – zapewne częściowo nieświadomie – znaczna część prawicowych środowisk przyswoiła sobie i zaczęła powtarzać budzącą grozę utylitarną doktrynę, wedle której prawna ochrony życia ludzkiego na jego prenatalnym etapie jest przeszkodą dla rozwoju suwerennej i nowoczesnej Polski. Wprost wyraziła ją choćby Klementyna Suchanow w swojej książce To jest wojna9. Zapewne w przekonaniu Kaczyńskiego, Morawieckiego i innych liderów PiS, a także w perspektywie ich wąskiego, a także krótkowzrocznego ujęcia suwerenności, trzeba obecnie wyciszyć wszystkie spory wokół pierwszych zasad, a społeczeństwo maksymalnie zaangażować w nowe zmaganie o niepodległość wobec brukselskiej zaborczości. Zapewne za słuszne trzeba uznać przekonanie liderów PiS, że ludzi sprzeciwiających się oddaniu ważnych kompetencji polskiego państwa Brukseli, a pośrednio Berlinowi i Paryżowi znajdzie się wielu w elektoratach wszystkich partii od prawa nawet do lewa. A to otwiera przestrzeń dla kolejnego przetasowania składu parlamentu. Jednak ta, ogarniająca wszystkie społeczne emocje taktyka polityczna sprawia, że życie najsłabszych pośród nas staje się jeszcze bardziej społecznie obojętne. Obojętna też może stać się perspektywa dobra wspólnego, której potrzebuje Polska. Od samego od jesiennej porażki należało budować obronną konfederację suwerenności w silnym powiązaniu z zasadami polityki chrześcijańskiej. A przecież solidarystycznej agendzie PiS nie jest do niej wcale tak daleko. Jednak ważne błędy zostały popełnione wcześniej, a dzisiejsze są konsekwencjami tamtych.

Św. Augustyn, być może najbardziej wpływowy pisarz polityczny cywilizacji chrześcijańskiej uważał, że państwa niesprawiedliwe podobne są do band zbójeckich. Te bowiem wcale nie są bezładną ludzką zbieraniną, ale rządzą się swoimi prawami. Trudność, która się jednak wiąże z istnieniem band polega na tym, że nawet gdy są one zamożne i potężne ich prawa pozostają okrutne i niesprawiedliwe, niegodne tego by nazywać je nie tylko chrześcijańskimi, ale nawet republikańskimi czy właśnie suwerennymi. Wytwarzają mechanizmy przemocy i same się w nie wikłają czyniąc ze swoich obywateli niewolników wad społecznych. Suwerenność, czy też podmiotowość nie może właściwie rozwijać się bez związku ze sprawiedliwością. Polski sposób związania siły i zasad daje nam tylko chrześcijaństwo. Jeszcze nie tak dawno zwracał na to uwagę Jarosław Kaczyński mówiąc - z oratorską przesadą - że “poza Kościołem jest tylko nihilizm, który wszystko niszczy”. Jeśli jednak za przedmiot tej uwagi weźmiemy chrześcijański, nie zawsze nawet wyznaniowy etos, będzie ona prawdziwa. To chrześcijaństwo stworzyło i stwarza polską formę. Koniec chrześcijańskiej formy Polski, może okazać się dosłownie końcem Polski.

Politykom PiS trzeba zatem postawić po pół roku pytanie, czy są pewni, że chcą budować państwo na przemocy podobnie jak liberałowie? Czy polska przyszłości ma być budowana na cierpieniu niewinnych, podobnie jak zbudowane zostały inne nowoczesne potęgi?

Zwrot w polityce PiS został jeszcze wzmocniony dwa dni przed debatą parlamentarną w sprawie omawianego tu projektu ustawy, gdy Piotr Muller, rzecznik rządu Morawieckiego ogłosił, że kwestia in vitro znajdzie się w Dekalogu Polskich Spraw10. Dokument ten, nieznany wtedy jeszcze z treści, został przedstawiony jako rodzaj platformy programowej, dzięki której Prawo i Sprawiedliwość, a także Mateusz Morawiecki, mieli utworzyć kolejny, tym razem już koalicyjny, narodowo liberalny rząd. Zapowiedziano, że w Dekalogu znajdą się ważne postulaty wszystkich partii, które weszły do parlamentu. W dniu debaty parlamentarnej 22 listopada 2023 roku zarówno Piotr Muller, jak i rzecznik PiS, Rafał Bochenek zadeklarowali zgodnie, że popierają obywatelski projekt ustawy11, której skutkiem będzie przywrócenie w Polsce refundacji procedury in vitro. Muller stwierdził nawet, że taka decyzja jest zgodna z jego poglądami. Zgodnie ze zwyczajem jaki panuje w PiS, najważniejsze głosowania nad kwestiami dotyczącymi życia i śmierci określane są mianem “światopoglądowych”, co oznacza, że posłom w czasie głosowań pozostawia się wolną rękę. Oznaczało to także, że sprawa refundacji in vitro była niestety już wtedy właściwie przesądzona. Decyzje władz PiS można interpretować, jako celowy ruch na lewo i do centrum, taki, jaki wykonało w historii już wiele partii chadeckich. Jawne dołączanie PiS do rewolucji jest oczywiście złym zjawiskiem, ponieważ to wciąż partia Jarosława Kaczyńskiego ma potencjał by się jej skutecznie przeciwstawiać i utworzyć konfederację w obronie niepodległości. Jej liderzy muszą jednak pojąc wagę tej sprawy i tego chcieć. Niestety w kwietniu Mateusz Morawiecki ponowił swoje stanowisko. Tak, ten najważniejszy kandydat na przejęcie politycznego dziedzictwa Jarosława Kaczyńskiego jest za powrotem przesłanki umożliwiającej zabijanie chorych dzieci w fazie prenatalnej12. Obrazu nowego kursu partii nie zmienią niemrawe głosy liderów PiS w obronie warszawskich krzyży13.

Jednocześnie obecna sytuacja otwiera przestrzeń dla inicjatyw politycznych o bardziej zdecydowanie chrześcijańsko narodowym charakterze. Ta możliwość pozostaje tym bardziej otwarta, im bardziej Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki będa tracili orientację w tym czym jest i czym ma być ich partia. Możliwość tę powinni oni traktować jako przestrogę.

*

Narodowy liberalizm PiS nie ma niestety żadnej uniwersalnej podstawy i kieruje się czymś, co można by określić mianem politycznego objawienia otrzymywanego przez Jarosława Kaczyńskiego. Wymownym, choć drugorzędnym przykładem może być układ list w wyborach do parlamentu europejskiego, który wyborcy PiS zbojkotowali odrzucając partyjne “jedynki”. Wcześniej mogliśmy się o tym przekonać w czasie krótkiej debaty o przyczynach jesiennej porażki Zjednoczonej Prawicy. Szczególnie dobrze pokazuje to lektura opublikowanego w piśmie “Arcana” artykułu wybitnego historyka prof. Andrzeja Nowaka. Poza propozycją skierowaną do Jarosław Kaczyńskiego, by ten udał się na polityczną emeryturę, w tekście zatytułowanym Głos starego wyborcy z myślą o młodszych trudno znaleźć zakorzenioną etycznie wizję przyszłości Polski, a nawet samej, wspieranej przez profesora, partii. A przecież mamy do czynienia z artykułem wybitnego przedstawiciela krakowskiej, prawicowej inteligencji. To, co prof. Nowak w swoim artykule przedstawia jako szczególnie istotne w zakresie zaniedbań rządów PiS, to owszem kwestie ważne, ale nie krytyczne z perspektywy naszej suwerenności i formy.

Przypomnijmy na co zwracał uwagę prof. Nowak: na brak rozwiązania sprawy katastrofy smoleńskiej, na zbyt późne uruchomienie komisji ds. wpływów rosyjskich, na brak inicjatywy w zakresie stworzenia niezależnych - faktycznie pewnie jednak związanych z PiS - prawicowych mediów, na złe rządy w edukacji i szkolnictwie wyższym i lekceważący stosunek PiS do wyborów samorządowych, a także europejskich. To garść niepowiązanych spraw o bardzo różnej randze. Z pewnością profesorowi Nowakowi towarzyszyły najlpesze intecje, gdy pisał swój artykuł. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że jego tekst bardziej skupił się na obsłużeniu niektóre z uczuć skierowanych do wewnętrznego wroga jakie towarzyszą środowisku bliskiego kręgu Prawa i Sprawiedliwości - może poza edukacją - niż dobrem ogółu i Rzeczpospolitej. W jakiejś mierze artykuł powtarza znaną logikę - proponuje radykalizm tam gdzie nie jest on potrzebny, a milczy o rzeczywiście radykalnych potrzebach polskiego dobra wspólnego - jak rzeczywiście uchronić Polskę przed europejskim zaborem? Zabór ten może mieć wymiar nie tylko polityczny, ale moralny, odnoszący się do formy, reguły życia, w której ceni się etos i łaskę przyniesioną przez katolicyzm.

Narodowy liberalizm nie jest bowiem żadną formą koncyliacji narodowej, ale tylko inną szatą koncepcji walki “dwóch narodów”, z których jeden - ahistorycznie - jest narodem patriotów a drugi zdrajców. Myśląc i działając w ten sposób nie da się zbudować szerokiej konfederacji w obronie ojczyzny. Nie da się nawet umocnić państwa, o czym marzyli etatyści z PiS. Trzeba znów zadać pytanie czy w działaniach dotyczących Trybunału Konstytucyjnego, sądów, polityki unijnej, nieustannym otwieraniu niepotrzebnych frontów politycznych, nie reagowaniu na działania Strajku Kobiet, biernej polityce demograficznej i migracyjnej, a nade wszystko w arogancji wobec potencjalnych sojuszników Zjednoczona Prawica nie utrudniła zbudowanie konfederacji na rzecz obrony ojczyzny, nie otworzyła przestrzeni na przyjście widniejącego dziś na horyzoncie politycznego i kulturowego upadku Polski. Opinia, że wiele z tych złych rzeczy stało się z powodu odrzucania chrześcijańskiego etosu polityki roztropnej, nie jest wcale przesadzona.

“Patrząc na życie społeczne w naszym kraju trudno nie ulec wrażeniu, że jesteśmy widzami, albo też uczestnikami walki jak gdyby „dwóch plemion”. Nie jest jasne, jak do tego doszło. Nie chodzi wszak o dwie różne grupy etniczne, ani nawet o podział postkomunistyczny. Można by odnieść wrażenie, że istotą sporu są przede wszystkim partyjne interesy głównych partii politycznych, które budują emocje społeczne prowadzące do rozbicia poczucia wspólnoty narodowej. Ów spór toczy się – niestety – na pograniczu szacunku dla Konstytucji Rzeczypospolitej. W tej sytuacji, pragnę gorąco zachęcić wszystkich do modlitwy i postu w intencji naszej Ojczyzny” - pisał niedawno arcybiskup Stanisław Gądecki, który wyważonymi słowami wyraził prawdę już tu przywołaną - poza etosem chrześcijańskim Polskę czeka nihilizm i upadek - nawet jeśli nie gwałtowny a długotrwały. Jednak obecność tego etosu nie ogranicza się do obozu Zjednoczonej Prawicy. Jak zostało już powiedziane, czasem nawet trudno go tam znaleźć. Polityka nieustannego podziału osłabia potencjał oddziaływania tego najbardziej potrzebnego Polsce etosu. Co więcej, polityka podziały popycha wielu porządnych ludzi w ręce niszczycielskiego rokoszu będącego dziś u władzy. Jak byśmy jednak nie patrzyli na podziały, to największy z nich tworzy sprzeciw wobec suwerenności każdego ludzkiego życia.

W zakresie symboliki politycznej zostało w Zjednoczonej Prawicy przywiązane do spraw ważnych dla emocjonalnego świata jej lidera, czyli Jarosława Kaczyńskiego. Ważni katoliccy politycy zostali przez Kaczyńskiego definitywnie wypchnięci z kręgu wpływu, a reszta katolickich działaczy w PiS uległa marginalizacji. Jarosław Marek Rymkiewicz, pisarz kreujący poprzez swoje teksty Kaczyńskiego na mesjasza polskiej polityki zmarł. Nie ma nikogo, kto nadałby pisowskiemu patriotyzmowi znów formę. Jaka powinna ona być? Zostało to już napisane - chrześcijańska, suwerenna i solidarna, patrząca na nasz naród polityczny jako na całość i szukająca sojuszników dla przyszłości Polski w różnych środowiskach politycznych. Wiele zostało zmarnowane, wiele jednak jeszcze da się, miejmy nadzieję, odzyskać, zależy to jednak od decyzji podejmowanych przez ludzi.

 

Tomasz Rowiński

 

-----

Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.

 

1 J. Kwaśniewski, https://x.com/jerzKwasniewski/status/1790460104497598736, dostęp 11 czerwca 2024.

2 Jan Paweł II, Centesimus annus, 46.

3 J. M. Rymkiewicz, Rozmowy polskie w latach 1995-2008, Warszawa 2009, s. 194.

4Beata Mazurek: Jesteśmy partią katolicką, https://www.rp.pl/polityka/art9862791-beata-mazurek-jestesmy-partia-katolicka, dostęp: 11 czerwca 2024.

5 T. Rowiński, Dlaczego PiS nie jest partią katolicką?, https://www.rp.pl/opinie-polityczno-spoleczne/art1851361-tomasz-rowinski-dlaczego-pis-nie-jest-partia-katolicka, dostęp: 11 czerwca 2024.

6 M. Jurek, 100 godzin samotności. Rewolucja październikowa nad Wisłą, Dębogóra 2021.

7 Stenogram expose premiera Mateusza Morawieckiego, https://www.gov.pl/web/premier/stenogram-expose-premiera-mateusza-morawieckiego-2023, dostęp 11 czerwca 2024.

8 T. Rowiński, Romantyczne ukąszenia. Polityka jako estetyka i samozachowanie, w: tenże, Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa, Kraków 2015, s. 27-38.

9 K. Suchanow, To jest wojna. Kobiety, fundamentaliści i nowe średniowiecze, Warszawa 2020.

10Zwrot PiS w stronę in vitro. Zaskakujące doniesienia, https://dorzeczy.pl/opinie/505434/mueller-w-dekalogu-polskich-spraw-pojawi-sie-kwestia-in-vitro.html, dostęp: 11 czerwca 2024.

11 In vitro finansowane przez państwo? Rafał Bochenek: Będę głosował za, https://www.rp.pl/polityka/art39442231-in-vitro-finansowane-przez-panstwo-rafal-bochenek-bede-glosowal-za, dostęp: 11 czerwca 2024.

12 R. Biskupski, Mateusz Morawiecki popiera powrót do kompromisu aborcyjnego. „Nie jestem naiwny”, https://www.rp.pl/polityka/art40159461-mateusz-morawiecki-popiera-powrot-do-kompromisu-aborcyjnego-nie-jestem-naiwny, dostęp: 11 czerwca 2024.

13Morawiecki w obronie krzyża: Nie jest nam potrzebna ideologiczna wojna. Polsce potrzeba spokoju i szacunku dla ważnych symboli, https://wpolityce.pl/polityka/693777-morawiecki-broni-krzyza-nie-jest-nam-potrzebna-wojna, dostęp: 11 czerwca 2024.

 


Tomasz Rowiński

(1981), senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.