Polska chrześcijańska
2018.10.30 18:35

„Pokój w wierze”. Konfederacja warszawska (1573)

W roku stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości publikujemy kolejne rozdziały książki Pawła Milcarka "Polska chrześcijańska. Kamienie milowe". Książkę można kupić w księgarnii Wydawnictwa Dębogóra.

Nie ominęły Rzeczypospolitej podziały wyznaniowe wynikłe z reformacji – ale ominęły domowe wojny religijne; nie ominęły tumulty i rozruchy między wyznawcami różnych konfesji – ale niemal zupełnie ominęło palenie innowierców na stosie. W ten sposób dzieje chrześcijaństwa w Rzeczypospolitej XVI wieku okazują się czymś zupełnie odmiennym od dziejów chrześcijaństwa w innych krajach Europy tamtego czasu.

W innych krajach akty tolerancji religijnej przychodziły po wcześniejszych wojnach i prześladowaniach, jako podejmowane przez monarchę próby zakończenia konfliktów – i odnosiły się z reguły do jednego wybranego wyznania mniejszościowego. Tymczasem w Rzeczypospolitej akt zabezpieczający pokój między wyznawcami różnych konfesji uprzedził konflikt, miał charakter porozumienia stanów podczas bezkrólewia, obejmującego nie jedno, lecz wszystkie wyznania obecne na terytorium Rzeczypospolitej.

Chodzi o tzw. konfederację warszawską, zawiązaną 28 stycznia 1573 roku, w trakcie bezkrólewia po śmierci ostatniego króla jagiellońskiego, Zygmunta Augusta, na sejmie elekcyjnym. W jej tekście napisano:

My Rady Koronne, duchowne i świeckie, i rycerstwo wszystko, i stany insze jednej a nierozdzielnej Rzeczypospolitej […]

Oznajmujemy wszystkim wobec komu należy na wieczną tej rzeczy pamięć, iż pod tym niebezpiecznym czasem, bez króla pana zwierzchniego mieszkając, staraliśmy się o to wszyscy pilnie na zjeździe warszawskim, jakobyśmy przykładem przodków swych sami między sobą pokój, sprawiedliwość, porządek i obronę Rzeczypospolitej zatrzymać i zachować mogli. […]

A iż w Rzeczypospolitej naszej jest różnorodność niemała z strony wiary krześcijańskiej, zabiegając temu, aby się z tej przyczyny miedzy ludźmi rozruchy jakie szkodliwe nie wszczęły, które po inszych królestwach jaśnie widziemy, obiecujemy to sobie spólnie za nas i za potomki nasze na wieczne czasy pod obowiązkiem przysięgi, pod wiarą, czcią i sumnieniem naszym, iż którzy jestechmy różni w wierze, pokój miedzy sobą zachować, a dla różnej wiary i odmiany w Kościelech krwie nie przelewać ani się penować odsądzeniem majętności, poczciwością, więzieniem i wywołaniem i zwierzchności żadnej ani urzędowi do takowego progressu żadnym sposobem nie pomagać. I owszem, gdzie by ją kto przelewać chciał, z tej przyczyny zastawiać się o to wszyscy będziem powinni, choćby też za pretekstem dekretu albo za postępkiem jakim sądowym kto to czynić chciał[1].

Dokument ten nazywany jest magna charta polskiej tolerancji. Nie była to jednorazowa manifestacja. Włączona do tzw. artykułów henrykowskich (art. 2), zasada „pokoju w sprawie religii” stała się składnikiem systemu prawnego Rzeczypospolitej: w ramach przysięgi poprzedzającej koronację przyjmował ją odtąd jako swoje zobowiązanie każdy król-elekt.

O tym jak poważnie to traktowano, świadczy anegdota o Henryku Walezym, który jako elekt tronu polskiego miał się wzdragać przed zaprzysiężeniem artykułu tolerancyjnego – wtedy hetman Jan Zborowski ponoć rzekł po prostu: Si non iurabis, non regnabis – Jeśli nie przysięgniesz, nie będziesz panował. Rzecz działa się w Paryżu, w lecie 1573, czyli około roku po paryskiej „nocy świętego Bartłomieja” i pół roku po podpisaniu Konfederacji Warszawskiej. Król Henryk przysiągł.

Jest faktem, że wśród licznych sygnatariuszy Konfederacji Warszawskiej – sformułowanej na sejmie z udziałem biskupów-senatorów – był tylko jeden hierarcha kościelny: biskup krakowski Franciszek Krasiński, mocno za to krytykowany przez współbraci w biskupstwie i nawet przez własną kapitułę krakowską. Biskupi polscy nie mieli co prawda zamiaru czynić nic przeciwnego postanowieniom tolerancyjnym – ale prawne przyznanie tejże tolerancji uważali za zbyt daleko idące sankcjonowanie grup innowierczych, których istnienie uważali za zjawisko przejściowe. To stanowisko dobrze streszczał gorący przeciwnik Konfederacji, ksiądz Piotr Skarga:

Inna rzecz cierpieć i znosić herezye, gdy się ukarać bez tumultów szkody Katholickiej nie mogą. Inna rzecz wolność im dawać, i one w pszenicy podsiewać. Inna rzecz prawe, pospolitym obronę im gotować, i niejako je pochwalić. Pierwszą rzecz sam Chrystus w tych słowach swoich Sinite crescere natrąca, i wszyscy się na nią Katholicy zgadzają. Wtórą sam diabeł czyni, a trzecią do niej co najgorszą Konfed: przyczynia z czartem się zgadzając, i jeszcze więcej przykładając. Bo i podsiewać ten kąkol diabelski dopuszcza i obronę mu prawną daje, aby rósł na szkodę pszenicy[2].

Jeśli więc nie w teorii, to jednak w praktyce – stosunek Kościoła do (skądinąd potężnie między sobą skonfliktowanych) wspólnot protestanckich był bardzo odmienny od tego, co działo się w innych krajach, zarówno tych objętych wojnami religijnymi, jak i broniących się przed „nowinkarstwem” metodami inkwizycyjnymi. Zapewne w podtrzymywaniu tego stanu niemal niezakłóconego „pokoju religijnego” dużą rolę odegrała solidarność stanowa szlachty, na pewno także wzgląd polityczny jedności państwa, czyli powody świeckie – jednak widoczna jest także i zupełnie fundamentalna niechęć do posługiwania się przemocą w sprawach wiary. W słynnym i powtarzanym do dziś zdaniu hetman Jan Zamoyski, zausznik Batorego i protektor jezuitów, mówił do innowierców, że dałby sobie jedną rękę odciąć za to, by się nawrócili do prawdziwej wiary, lecz dałby odciąć drugą gdyby chciano im zadawać gwałt.

W ciągu jednego wieku obecność protestancka wśród szlachty polskiej, początkowo rosnąca i znaczna, sprowadziła się do wyraźnej mniejszości, kojarzonej już coraz mocniej z wpływem niemieckim. W wieku XVIII sprawa innowierców nabyła charakteru jednoznacznie politycznego, a ich samych zaczęto traktować jako swoistych zakładników polityki sąsiadów ingerujących w sprawy wewnętrzne Rzeczypospolitej (postulat wspierania polskich innowierców znajdował się jako punkt tajny we wszystkich sojuszniczych traktatach rosyjsko-pruskich od roku 1730).

Ostatnie własne słowo I Rzeczypospolitej w sprawie „pokoju religii” zostało wypowiedziane w pierwszym artykule Konstytucji 3 maja:

Religią narodową panuiącą jest, i będzie wiara święta Rzymska katolicka, ze wszystkiemi jey prawami. Przeyście od wiary panującey do jakiegokolwiek wyznania, iest zabronione pod karami apostazyi. Że zaś taż sama wiara święta przykazuie nam kochać bliźnich naszych; przeto wszystkim ludziom, iakiegokolwiek bądź wyznania, pokóy w wierze i opiekę rządową winniśmy; i dla tego wszelkich obrządków i religii wolność w kraiach Polskich, podług ustaw kraiowych, waruiemy[3].

Paweł Milcarek

[1] Transkrypcja według druku: Konstytucyje, statuta i przywileje na walnych sejmach koronnych od roku 1550 aż do roku 1578 uchwalone, Kraków, M. Szarfenberg, 1579, k. 119v-120v. Egz. Biblioteki Narodowej w Warszawie, sygn. XVI. F. 692

[2]Piotr Skarga, Proces nad konfederacją, w: tenże, Kazania przygodne i inne drobniejsze pisma, cz.2, Wilno 1738, s. 142.

[3] Tekst za: Volumina Legum, t. IX, Kraków 1889, s. 220.


Paweł Milcarek

(1966), założyciel i redaktor naczelny "Christianitas", filozof, historyk, publicysta, freelancer. Mieszka w Brwinowie.