Książka Rachel Cusk Po. O małżeństwie i rozstaniu, która słusznie zebrała pozytywne recenzje zarówno we „Frondzie” jak i „Wysokich obcasach” (w każdym z tych mediów w ich własnym specyficznym stylu) jest rzeczywiście warta uwagi. Może przede wszystkim dlatego, że przynajmniej miejscami stanowi wstrząsające świadectwo dramatu rozwodowego oraz przykład, że nawet autorka taka jak Cusk, z dużym bagażem – nazwijmy to „feministycznej erudycji” – jest w stanie przebić się przez ideologię do rzeczywistości zachowując uczciwość intelektualną. To przebicie owocuje spostrzeżeniem, że małżeństwo nie jest czymś przygodnym w ludzkiej… naturze. Nie, aż tak daleko Cusk się nie posunęła. Można sądzić, że słowo „natura” nie przeszłoby przez jej pisarskie gardło. Jednak bez wątpienia dostrzegła ona – rozbijając swoje małżeństwo – że to co męskie i kobiece oraz związek obu płci jest zakorzeniony głębiej niż sięga dyskurs i społeczne narracje. A także, że obu tych elementów nie można dowolnie pomieszać.
Trzeba też jednak zwrócić uwagę na słabości jakie zawiera ta książka – dotyczą one zasadniczej wizji świata. Choć rozwód jest dramatem, którego autorka żałuje – żałuje też tej decyzji, jednak nie może uciec od narzucającej się jej się opowieści każącej jej nazwać małżeństwo więzieniem, każącej widzieć rodzinę jej rodziców jako rodzaj psychicznego mroku. Jeśli ktoś pamięta film Godziny, to Cusk serwuje nam podobną truciznę na temat życia rodzinnego. Trudno oddzielić tu narrację od rzeczywistych problemów i toksycznych elementów w kulturze epoki.
Sama Cusk zresztą, jak się zdaje, jest do pewnego stopnia świadoma okowów intelektualnych, w których się znajduje. Widać to w pewnym dystansie, jaki udaje się jej uzyskać w stosunku do własnych uczuć wywołujących w niej choćby falę antychrześcijańskiej narracji. Ta psychoanalityczna redukcja chrześcijaństwa i idealizacja życia w czasach antycznych, do którego nie mamy przecież dziś żadnego już dostępu, może być zwodnicza. Antyk, który widzi Cusk w sferze obyczajowej jest w gruncie rzeczy niczym innym jak pewnym wyobrażeniem dzisiejszej epoki na swój temat, zawierającym oświeceniowe wyrachowanie libertynizmu skrytego pod romantyczną narracją o miłości namiętnej. W opozycji chrześcijańska rodzina jawi się jedynie jako hipokryzja.
Tymczasem Cusk szuka w antyku rzekomych źródeł współczesnej wolności zapominając, że dawna Grecja była w gruncie rzeczy wedle naszych standardów okrutnym pogaństwem, w którego logice śmierć Sokratesa, czy ostracyzm wobec wybitnych jednostek nie był niczym dziwnym. A na pewno nie w taki sposób, w jaki dziwi ludzi naszych czasów.
Dla ilustracji warto przytoczyć jeden dłuższy fragment, który dobrze pokazuje, z jakiego rodzaju zaczarowaniem świata w sobie samej musiała zmagać się pisarka.
Winię za to chrześcijaństwo: uważam, że to ono spowodowało problem. To Święta Rodzina – komórka społeczna, która wypomniała światu skupienie na samym sobie, a nie wahała się ściągnąć go w całości na siebie, sprowokowała świat do przemocy, po czym w orgii samogloryfikacji skazała go na wieczny wstyd, skazała cywilizację na dwa tysiąclecia zinstytucjonalizowanej hipokryzji; w porównaniu z rodami rządzącymi Argolidą i Tebami ma doprawdy sporo na sumieniu. W parku obserwuję spod przymrużonych powiek tych świetnie zorganizowanych spadkobierców chrześcijańskiej świętoszkowatości. Mam wrażenie, że odarli życie z całej frajdy – dranie! Gdzie się podziały namiętne konflikty i godzenie się, kinetyka mężczyzny i kobiety, która napędza obieg krwi? Mężczyźni i kobiety wkładają teraz kaski ochronne na przejażdżkę rowerem po miejskim parku. Siedzę na ławce i rozmyślam ponuro. Dawny wzorzec namiętności przepadł w dniu kiedy słabowity Józef zgodził się poślubić brzemienną Marię. To był dopiero akt fundamentalnej hipokryzji: nowy wzorzec małżeństwa zasadzał się na kłamstwie. W kulcie sentymentalizmu i pozorów zrodziła się nowa wizja rodziny. Rodzina stała się obrazem, którego celem było zakrycie rzeczywistości – stajenka z całą swoją fałszywa skromnością, anioły i bydlęta, żłóbek, przed którym klękali królowie, „rodzice” stojący przy dziecku w pozach uwielbienia – obrazem ubóstwienia dziecka, świętego, nieznającego ambiwalencji macierzyństwa, męskości bez ikry i ojcowskiej niemocy. W dwudziestym pierwszym wieku ten obraz wciąż do nas wraca w okolicy Bożego Narodzenia; nakazuje sobie pamiętać, żeby w tym roku nie wysyłać kartek świątecznych.
Starożytni Grecy oczywiście są dziś w modzie: ich szczerość, gwałtowność emocji i łamanie tabu uważamy za pożytecznie odmienne i lecznicze. Siedzimy w doskonale neutralnych gabinetach psychoterapeutycznych i omawiamy kompleks Elektry, ale po sesjach wszyscy wracamy do domów, do żłóbka i Świętego Dzieciątka, do ról i relacji, na których wzór ukształtowało się nasze poczucie rodzinnej rzeczywistości, choć one same rzeczywistością nie są. Rzeczywistość to wiedza i pragnienie ciała: obraz istnieje po to, żeby je trzymać w ryzach i tworzy z nich własną, dziwna półrzeczywistość.
Można by cytat ten wydłużyć - jednak nawet ten fragment dobrze nam pokazuje, że fałszywe mitologizacje chrześcijańskiej historii i wiary wynikają z ich zsekularyzowanych wersji charakterystycznych dla nowoczesności. Ironicznie można by zapytać Rachel Cusk jak postapiłby św. Józef, gdyby - używając jej terminologii - miał ikrę, czy odpowiadałoby to jej feministycznej tozsamości? Zatem nie chodzi wcale o Greków, ale o konsekwecje tego, że jestesmy w ciałach - niezgoda na konsekwencje tej cielesności jest źródłem poczucia uwięzienia. Jest tu i choroba romantyczna i nieco bowaryzmu - nie jest łatwo to wszystko z siebie strzepnąć.
Tomasz Rowiński
Rachel Cusk, Po. O małżeństwie i rozstaniu, przeł. Agnieszka Pokojska, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2013.
(1981), redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, publicysta poralu Aleteia.org, senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.