szkice
2024.04.02 08:56

Perwersja w prawach człowieka

Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl. Z góry dziękujemy. 

 

Tekst pierwotnie ukazał się na stronie Instytutu na rzecz kultury prawnej Ordo Iuris

 

Drugi tekst z cyklu "Aborcja - droga do narodowego horroru".

 

 

Przewrotna retoryka aborcjonistów

Zwolennicy prawnej dopuszczalności zabójstwa prenatalnego chętnie posługują się retoryką wykorzystującą język praw człowieka. To metoda bardzo skuteczna w przekonywaniu wahających się, ponieważ pojęcie praw człowieka zawiera w sobie znaczny poziom niejednoznaczności, dzięki któremu możliwe jest manipulowanie opinią publiczną. Szczególnie dotyczy to tej części opinii publicznej, która - choć szuka dobra moralnego, gdy rozważa swój pogląd w takich sprawach, jak ochrona życia - to jednocześnie pozostaje pod silnym wpływem emocji politycznych.   

Trzymanie się przez proaborcyjnych propagandystów z szeroko rozumianej lewicy języka praw człowieka w ich antyludzkich narracjach jest użyteczne przynajmniej z trzech powodów. Ma też ono swoje głębsze uzasadnienie, o czym traktują dalsze paragrafy tego artykułu.

Po pierwsze, język praw człowieka pozwala kamuflować przemocowy charakter postulatów i celów, do których dążą aborcjoniści. Po drugie, pozwala zachować wrażenie, że postulaty te są zakorzenione w wysokiej moralności i kulturowym dziedzictwie świata zachodniego. Dotyczy to nie tyle odległych tradycji, co źródeł myślenia moralnego bliskich każdemu z żyjących. Niezależnie, czy jestesmy wierzącymi katolikami czy też nie przyłączamy się do tej wiary, wciąż funkcjonujemy w przestrzeni społecznej świadomości, w której Powszechna deklaracja praw człowieka jest ważnym dokumentem i punktem odniesienia. Warto przypomnieć, że do praw człowieka odwoływali wszyscy ci, którzy przed rokiem 1989 walczyli w naszym kraju z komunistyczną dyktaturą – był to zarówno Jan Paweł II, jak i intelektualiści lewicy laickiej. Powoływanie się na prawa człowieka pozwala dziś zachować złudzenie ciągłości pomiędzy historyczną już sprawą wolności i niepodległości narodowej, a prawem do zabijania nienarodzonych. 

Po trzecie, powoływanie się środowisk oraz partii proaborcyjnych na prawa człowieka pozwala umacniać w opinii publicznej przekonanie, że u samego korzenia tych praw znajdują się nieredukowalne sprzeczności pomiędzy nienegocjowalnymi wartościami. Sprzeczności te miałby być podstawą do tego, by wymagać od obrońców życia jakieś rodzaju ustępstw. W końcu pierwszy artykuł Powszechnej deklaracji praw człowieka mówi, że „wszyscy ludzie rodzą się wolni i równi pod względem swej godności i swych praw. Są oni obdarzeni rozumem i sumieniem i powinni postępować wobec innych w duchu braterstwa”. W trzecim artykule czytamy zaś: “każdy człowiek ma prawo do życia, wolności i bezpieczeństwa swej osoby”. W nowoczesnym umyśle, który zwykle nie potrafi hierarchizować najważniejszych dóbr i zasad, ale wymienia je jednym tchem, jako równe sobie, lektura tekstu Deklaracji nieuchronne musi powodować dysonans. Tzw. konflikt wartości wydaje się wręcz nieunikniony. Wynika on w znacznej mierze ze zwykłej dezorientacji dotykającej człowieka pozbawionego kryterium, które pozwoliłoby mu postawić sprawę niewinnego życia przed sprawą nielimitowanej wolności.

Nowe „prawa” dalekie od pierwotnej wizji

Prawa człowieka – te które ustanowiono w 1949 roku jako moralną pieczęć zamykającą horror II wojny światowej – mają w sobie dodatkowy autorytet dla opinii publicznej. Były one efektem stosunkowo krótkiego sojuszu pomiędzy liderami powojennej opinii chrześcijańskiej, a opinią, którą można by określić mianem liberalnej i oświeceniowej. Wielu ludzi mogło sądzić, że razem z Deklaracją rodzi się niezwykła historyczna synteza cywilizacji chrześcijańskiej i laickiej. Jest oczywiste, że dziś niewiele osób zdaje sobie sprawę z historycznych okoliczności w jakich powstawała Powszechna deklaracja praw człowieka, jednak jej mit wciąż jest obecny w społeczeństwach. Problem z jakim się dziś mierzymy polega na tym, że Deklaracja ta, jak i same prawa człowieka w znacznym stopniu stały się jedynie legendą instrumentalnie wykorzystywaną przez polityków.

Mit praw człowieka pozwala obecnie na podsuwanie społeczeństwom haseł, które nie mają nic wspólnego z intencjami twórców Powszechnej deklaracji praw człowieka i w żadnym zakresie nie znalazły w niej swojego miejsca. „Prawa kobiet” wyodrębnione z praw uniwersalnych, hasło „praw reprodukcyjnych”, ukrywające prawo do odebrania drugiemu, niewinnemu człowiekowi jego prawa do życia czy wreszcie perwersyjne w stosunku do tekstu Deklaracji (wprost obecnie forsowane jako prawo człowieka) „prawo do aborcji”. Współcześni promotorzy nowych praw człowieka zwykle przemilczają wobec opinii publicznej fakt, że oni sami widzą te prawa zupełnie inaczej niż przedstawia je tekst Powszechnej deklaracji praw człowieka. Przemilczają, ponieważ to milczenie jest im polityczne na rękę.

Rewolucja w prawach człowieka

Proces przekształceń w rozumieniu, czym są prawa człowieka, jaki dokonuje się w międzynarodowych gremiach eksperckich i decyzyjnych, mec. Jerzy Kwaśniewski, prezes Instytutu Ordo Iuris, kilka lat temu nazwał „wewnętrzną rewolucją” toczącą dyskurs o podstawowych prawach ludzkich.

“Jesteśmy [...] świadkami cichego przekształcenia katalogu niezmiennych praw podstawowych – życia, wolności, zdrowia, bezpieczeństwa, sumienia i własności – w katalog poszerzony nowych praw, których celem nie jest umocnienie gwarancji, lecz głęboka przemiana społeczeństwa” – pisał Jerzy Kwaśniewski w 2019 roku na łamach “Rzeczpospolitej”. Przekształcenie to polega na stopniowej rezygnacji z katalogu praw podstawowych, znanych z Powszechnej deklaracji praw człowieka, na rzecz ograniczania ich do wąsko rozumianych praw ludzkich, opartych jedynie na arbitralnych zasadach godności osobistej i zakazu dyskryminacji. W praktyce oznacza to, że do katalogu „praw człowieka” dołączają kolejne postulaty ochrony prawnej, w imię których zechcą występować eksperci od praw człowieka lub które posiadają potencjał, by wokół nich mogły się organizować ruchy politycznego nacisku. W konsekwencji prawa człowieka przestają się właściwie różnić od innych form prawa pozytywnego. Z tą różnicą, że prawo – jego kształt – w państwach demokratycznych podlega (nawet jeśli pośrednio) kontroli społecznej. Nowe prawa człowieka, debatowane w międzynarodowych gremiach i trybunałach, takiej kontroli są pozbawione. Jednocześnie stanowią one zupełnie realne narzędzie nacisku na suwerenność państw, ponieważ autorytet praw człowieka wciąż działa i jest wykorzystywany szczególnie w polityce międzynarodowej.

„Istotą powojennego systemu praw człowieka nie była pozytywistyczna ochrona równości, lecz zwrot ku poszukiwaniu norm realizujących zasady sprawiedliwości po nocy prawniczego pozytywizmu nazistowskich Niemiec. W miejsce kultu pewności prawa stanowionego, nakazującego posłuszeństwo najgłębszemu ustawowemu bezprawiu, na nowo odkryto znaczenie ludzkiego sumienia, rozumu i “sumienia ludzkości” (preambuła powszechnej deklaracji praw człowieka)” – pisał w cytowanym już tekście mec. Jerzy Kwaśniewski. Obecnie, gdy litera Deklaracji jest kwestionowana, zamiast umocnienia niezmiennych praw człowieka, wywiedzionych z najgłębszych źródeł zachodniej cywilizacji, obserwujemy powrót pozytywistycznego triumfu woli, powrót rządów arbitralnej segregacji i przemocy wobec słabszych usprawiedliwionej rzekomo najwyższymi zasadami. Czego najlepszym przykładem jest postępująca prawna normalizacja zabójstwa prenatalnego i dehumanizacja dzieci na prenatalnym etapie życia, ale przecież nie tylko. Ludzie chorzy fizycznie, starsi, cierpiący psychicznie, noworodki stanowią szeroką grupę osób zagrożonych ideami utylitarnymi proponowanymi jako rozwiązania prawne. 

Wola ludu najważniejsza?

Fakt, że z prawami człowieka dzieje się coś niedobrego zauważono jednak znacznie wcześniej niż pod koniec drugiej dekady XXI wieku. Francuski filozof Jean Madiran poświęcił temu problemowi książkę zatytułowaną Les Droits de l'homme DHSD już pod koniec lat 80. XX wieku. W tym czasie, gdy w Polsce wciąż pokładano w doktrynie praw człowieka – całkiem słusznie zresztą – wielkie nadzieje, Madiran opisywał zmierzch powojennego projektu uniwersalnej doktryny moralnej. Polacy widzieli w prawach człowieka polityczną syntezę najlepszych europejskich tradycji religijnych i etycznych, mogącą przeciwstawić się totalitaryzmowi, Madiran dostrzegał, że na glebie debaty o prawach człowieka dochodzi do odrodzania totalitaryzmu, tyle, że w jego demokratycznej i liberalnej wersji.  

Według Madirana, dla środowisk lewicowych ale także liberalnych, właściwym punktem odniesienia nigdy nie była Powszechna deklaracja praw człowieka z roku 1949, ale francuska rewolucyjna Deklaracja praw człowieka i obywatela z 1789 r., dla której struktury – niezależnie od kolejności w jakiej zapisano poszczególne prawa – najważniejsza pozostaje treść artykułów 3 i 6. Ich treść nadaje całej deklaracji właściwą formą, którą moglibyśmy określić mianem demokratycznego totalitaryzmu. W artykule 3 rewolucyjnej Deklaracji czytamy, że „żadne ciało ani jednostka nie może wykonywać władzy, która nie pochodzi wprost z woli narodu”, z kolei artykuł 6 mówi, że „prawo jest wyrazem woli ogółu”. Oba te punkty połączone ze sobą mówią, ni mniej ni więcej, ale tyle, że każdy, kto będzie chciał się sprzeciwić arbitralnej w gruncie rzeczy woli narodu, w imię jakiegoś wyższego – np. etycznego czy religijnego – prawa, może być uznany za wroga demokracji. Nowoczesna demokracja, wedle rewolucyjnego ujęcia praw człowieka, to rządy subiektywnych pożądań rozmaitych zbiorowych tożsamości reprezentujących wolę ludu. Jeśli lud zgodzi się co do tego, że nienarodzone dziecko, czy też starzec są społecznymi pasożytami, nikt nie powinien nawet dyskutować z „prawem do aborcji” czy „prawem do eutanazji”, ponieważ są one wyrazem właściwie pojętych praw człowieka. Konstytucyjna ochrona prawa do aborcji, która została wprowadzona niedawno we Francji, jest właśnie wyrazem tego rodzaju logiki.

Dlaczego zatem lewica nie potrafi przyjąć do wiadomości, że w niektórych przynajmniej narodach wyrazem ducha demokratycznego, woli narodu, jest sprzeciw wobec dzieciobójstwa prenatalnego? Głównie dlatego, że w perspektywie rewolucyjnej i postępowej ten rodzaju społecznej opinii nie ma charakteru rzeczywiście demokratycznego, ale jest efektem oddziaływania rezyduów świata przedrewolucyjnego, w którym decydującą rolę odgrywały autorytety niepochodzące od ludu – religia, władza rodzicielska, władza przełożonych w życiu zawodowym. Wszystkie te siły można z jednej strony określić mianem ograniczających drzemiącą w człowieku żądzę dominowania, a nawet eksterminacji innych, a z drugiej wydobywającej potencjały natury każdego z nas. Jednak w logice, która króluje także w polskiej debacie na temat ochrony życia, każdy, kto powołuje się na inne źródła ładu społecznego niż ochlokratyczny żywioł, może zostać uznany za wroga demokracji, wolności wyboru, zwolennika arbitralnych zakazów.

Polska pójdzie drogą Francji?

Czy jednak zatem wszyscy eksperci, którzy dziś pryncypialnie –  przyjmując stanowisk przeciwko życiu – mówią, że „nie głosuje się nad prawami człowieka”, nie wchodzą w rolę dawnych, przedrewolucyjnych – a w rzeczywistości naturalnych – autorytetów omijających nie zawsze godziwą wolę ludu? We własnym mniemaniu nie, ponieważ we własnym mniemaniu uważają oni się za strażników 3 i 6 artykułu Deklaracji praw człowieka i obywatela z roku 1789, za strażników samej istoty praw człowieka. Mechanizm tego myślenia jest prosty. Sprawy, które, choć należą do fundamentów sprawiedliwości społecznej, jak ochrona życia nienarodzonych, ale niosą w sobie choćby element zaangażowania np. autorytetu religijnego, muszą być poddawane zwielokrotnionej weryfikacji przez „wolę ludu”, aż wreszcie zostają zweryfikowane negatywnie w imię „prawdziwej demokracji”. Zresztą ta sama logika towarzyszyła politycznym narracjom, które przez osiem lat rządów centroprawicy w Polsce przypominały o konieczności przywrócenia w naszym kraju demokracji. Chodziło o – ni mniej, ni więcej – ograniczenie polityki do grona partii uznających pragmatyczne, relatywistyczne, hedonistyczne, a w efekcie przemocowe zasady organizowania ładu publicznego.

Wedle rewolucjonistów, takich zresztą jak politycy KO czy Lewicy, to, czego ludzie rzeczywiście chcą, ogranicza się pożądań egoistycznych i nikomu tych pożądań nie wolno limitować. Podstawą działań promotorów nowoczesnych praw człowieka jest zatem pewnego rodzaju wizja antropologiczna, a nie to, co ludzie deklarują, że rzeczywiście chcą. Jeśli zaś ludzie chcą czegoś innego niż mówi wizja, należy ich do wizji przekonać bez oglądania się na moralny wymiar środków perswazji. Mechanizmy te są bardzo dobrze znane z historii. Z perspektywy agitatorów nowych praw człowieka, ludzie dzielą się na tych, którzy uznają bezwarunkowo 3 i 6 artykuł Deklaracji praw człowieka i obywatela oraz tych, którzy świadomie się im przeciwstawiają lub niuansują ich znaczenie – ci są wrogami demokracji, i tych, którzy tkwią jeszcze w fałszywej świadomości i których należy za wszelką cenę przeciągnąć na stronę rewolucji, by wyniki sondaży badających opinię publiczną zgadzały się z ideologią.

To m.in. od wyniku zmagań debaty na temat praw człowieka zależy, czy ład publiczny w Polsce zachowa swój prawnonaturalny porządek w najważniejszych aspektach czy raczej podążymy drogą Francji. Logika rewolucyjnego ujęcia praw człowieka jest nieubłagana. Dzisiejsze propozycje Lewicy i KO ale także Polski 2050 i PSL należy traktować jedynie jako cele pośrednie w drodze do konstytucyjnego zabezpieczenia dzieciobójstwa prenatalnego. Ci, którzy dziś – licząc na nowy „kompromis” w zakresie prawa do życia – są skłonni, by przyklasnąć poaborcyjnym projektom w imię ochrony pokoju społecznego, powinni uświadomić sobie, że tkwią w bezpodstawnym błędzie nie tylko w moralnym, ale i politycznym.

Tomasz Rowiński

 

----- 

Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.


Tomasz Rowiński

(1981), redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, publicysta poralu Aleteia.org, senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.