Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl.
Z góry dziękujemy.
Artykuł jest rozdziałem książki abp Fultona Sheena pt. Komunizm i sumienie zachodu, która ukazała się właśnie nakładem wydawnictwa Esprit i jest do nabycia w księgarni wydawcy.
Warunkiem dostąpienia pokoju jest odrodzenie pasji. Obecnie ze słowem „pasja” spotykamy się chyba wyłącznie w filmach lub w nowoczesnych powieściach. A przecież kiedyś pasja była jednym z autentycznych elementów rzeczywistości. Narodziła się na obrzeżach Cesarstwa Rzymskiego, na wzgórzu o nazwie Golgota, w Piątek, który nazywamy Wielkim. Była Miłością, Ogniem, Radością, a w swojej najintensywniejszej, ekstatycznej postaci objawiła się siedem tygodni później, w dzień Pięćdziesiątnicy. Następnie przybierała formę męczeństwa, mistycyzmu oraz działalności misyjnej i apostolskiej. Usunęła z tego świata grecki ideał umiarkowania i rzymską obojętność na prawdę. Ta Pasja Miłości pochłaniała mężczyzn do tego stopnia, że opuszczali swoje domy, aby szerzyć Dobrą Nowinę. Tak mocno absorbowała młode kobiety, że oddawały swoje serca Bożemu Oblubieńcowi, nie poświęcając się ludzkim pośrednikom. Jej pochodnię przekazywano z pokolenia na pokolenie, a miliony ludzi ukochały swojego Pana tak bardzo, że żadne ziemskie obietnice nie mogły ich skłonić do rezygnacji z posiadania czegoś, co sprawiało, że wszelkie inne posiadanie wydawało się niczym. Ta pasja w niektórych ludziach budziła pragnienie oddania wszystkiego Boskiemu Kochankowi: tak narodziły się śluby ubóstwa. Młodych inspirowała do oddawania Bogu tego, co najlepsze. A ponieważ to, co najlepsze, nie znajduje się w ciele, lecz w duszy, narodziły się śluby czystości. Inni odczuwali potrzebę wyrzeczenia się własnej woli, aby zjednoczyć ją z wolą Ukochanego – tak narodziły się śluby posłuszeństwa. Poeta Francis Thompson nazywa ten rodzaj ognia „beznamiętną pasją, burzliwym spokojem” oraz „miłością, której brakuje nam we wszelkiej miłości”.
Wprawdzie ta pasja rozpala jeszcze serca garstki wiernych, ale jeśli wziąć pod uwagę cały świat, właściwie przestała istnieć. Wypalił się nasz płomień. Świat Zachodu nabrał świeckiego, jeśli nie ateistycznego charakteru. Chociaż jednak zachodni przedstawiciel burżuazji, czy też zwolennik liberalizmu, przestał chodzić do kościoła, wciąż miał niejasne poczucie, że nie jest do końca w porządku zamieniać katedry na bezbożne muzea. Chociaż nie chciał, by religii nauczano w szkołach, chciał, aby mężowie stanu mówili o wolności wyznania. Chociaż wypierał się grzechu, wciąż czuł, że drogą do przezwyciężenia egoizmu jest edukacja i uregulowanie relacji między pracującymi a zarządzającymi. Chociaż nie czcił Boga, czuł, że jeśli człowiek chce Go czcić, ma do tego prawo, tak jak ma prawo do głosowania na republikanów lub demokratów.
Nie ma już w nas pasji, zapału, ognia. Zastąpiła je otwartość umysłu, którą obecnie uważa się za najwspanialszą spośród wszystkich cnót. O człowieku, który nie potrafi się na nic zdecydować, mówi się, że ma otwarty umysł, a tego, który kieruje się w życiu określonym zestawem zasad, potępia się za umysłową ciasnotę. Tolerancja została zdegradowana do poziomu obojętności na prawdę. Dzisiaj bowiem na równi traktuje się to, co dobre, i to, co złe; to, co właściwe, i to, co niewłaściwe. W sytuacji, gdy świat – na wzór Poncjusza Piłata – z równą uwagą słucha Chrystusa i Barabasza, cnoty i występku, dobra i zła, i gdy pozwala, by wybór między jednym a drugim dokonywał się w ramach głosowania, nie ma potrzeby liczenia głosów. Dobro zawsze zostanie poprowadzone na krzyż. W głowach ludzi pojawia się pytanie, czy Jezus nie oceniałby łagodniej swojego ukrzyżowania niż współczesnej obojętności na Prawdę. Angielski poeta, G.A. Studdert Kennedy, porównuje wejście Chrystusa na Golgotę z Jego pojawieniem się we współczesnym, otwartym i tolerancyjnym mieście Birmingham.
Gdy Jezus na Golgotę wszedł, przebili nogi, ręce,
Drwili, szydzili, śmiali się, poddali strasznej męce.
W koronie z cierni, brocząc krwią, wydał ostatnie tchnienie,
Bo człowiek w ten ponury czas nie był u ludzi w cenie.
Gdy Jezus wszedł do Birmingham, to tylko przeszli obok,
Dali po prostu umrzeć Mu, bardzo zajęci sobą.
Teraz byli delikatniejsi – nikt Go nawet nie dotknął,
Poszli dalej do swoich spraw – On został sam i moknął.
Lecz wolał: „Ojcze, wybacz im, nie wiedzą bowiem, co czynią!”,
A w odpowiedzi zimny deszcz strugami na ziemię płynął.
Tłum przeszedł i nie został nikt na drodze zlepionej błotem,
Jezus skulony pod ścianą łkał i prosił o Golgotę. [1]
Ukrzyżowanie było łatwiejsze do zniesienia niż otwartość umysłu, która nie jest ani gorąca, ani zimna, a to znaczy, że Bóg wyrzuci ją ze swych ust [2] . Świat jednak nie mógł długo wytrwać bez ognia i pasji. Dlaczego po pierwszej wojnie światowej w Europie przyjęto totalitarne systemy nazizmu, faszyzmu i komunizmu? Faszyzm w odmianie brunatnej, czarnej i czerwonej nie pochłonąłby Niemiec, Włoch i Rosji, gdyby na podstawowym poziomie nie był dla ludzi atrakcyjny i nie zaspokajał tłumionej od dawna tęsknoty. Człowiek Zachodu mógł dalej trwać w obojętności do religii, ale obojętność nigdy nie jest stanem stabilnym. Tolerancja zawsze ustępuje miejsca cynizmowi, a cynizm prześladowaniom. Żadna cywilizacja nie może przez dłuższy czas pozostawać obojętna wobec religii. W końcu ludzie albo religię pokochają, albo znienawidzą. Naziści, faszyści i komuniści podjęli zdecydowane działania – nie byli bojaźliwi. Świat zachodni wierzył w indywidualny ateizm, a oni mieli na tyle śmiałości, żeby nadać mu powszechny, oficjalny charakter i zastosować go w praktyce. Komunizm, faszyzm i nazizm były buntem przeciwko połowicznemu materializmowi w imię materializmu totalnego, sprzeciwem wobec indywidualizmu w imię kolektywizmu. Różnica między trzema formami totalitaryzmu polega tylko na tym, że w nazizmie osoba została wchłonięta przez rasę, w faszyzmie przez państwo, a w komunizmie – przez klasę społeczną. Wszystkie trzy systemy były natomiast wyrazem buntu przeciwko procesowi rozkładu zachodzącemu w świecie.
Nigdy nie będziemy w stanie zrozumieć naszych czasów, jeśli przyjmiemy naiwne założenie, że wymienione wyżej systemy są dziełem kilku gangsterów lub bandy kryminalistów. Atrakcyjność nazizmu, faszyzmu i komunizmu miała zasadniczo wymiar negatywny. To były przejawy buntu wymierzonego przeciw mdłemu liberalizmowi, przeciw pozbawionej kręgosłupa obojętności na przyczyny zdarzeń, przeciw niedostrzeganiu faktu, że w tym świecie nic już nie jest na tyle złe, aby tego nienawidzić i nic nie jest na tyle dobre, aby za to umrzeć. Narody Europy pragnęła czegoś, co utraciły po odrzuceniu Kościoła. Chociaż nie były tego świadome, pragnęły wiary, religii, przekonania o istnieniu absolutu. Pragnęły dogmatów, nieomylności, dyscypliny, autorytetu, posłuszeństwa i poświęcenia. Chciały uwolnić się od nudy, która była rezultatem fałszywego poczucia wolności, a raczej samowoli, dlatego skupiły się wokół dyktatora. Potrzebowały przymusowej organizacji chaosu wytworzonego przez liberalizm, w którym miarą postępu była liczba jeszcze nie zniesionych obowiązków i samoograniczeń. Pragnęły pielgrzymek, a ponieważ zniszczyły kościoły Maryjne, zastąpiły je fabrykami traktorów. Chciały wierzyć, że w świecie istnieje zło. Dla jednych jego uosobieniem byli Żydzi, dla innych kapitaliści, chrześcijanie, parlamentaryzm lub demokracja. To przekonanie dawało im przynajmniej poczucie, że istnieje jakiś cel, że kobiece pragnienie dawania życia może znaleźć bardziej wyrafinowany wyraz w odbieraniu go przez wojownicze Amazonki, że poświęcać można się dla partii, klasy społecznej lub narodu, otrzymując kulę w plecy. Wróciła pasja, ogień zapłonął na nowo. Była to jednak pasja do nieokreślonej zbiorowości, która na podobieństwo molocha unicestwiała osobistą godność, znosiła wszelkie moralne wartości i negowała ważność niebiańskich zobowiązań.
Totalitaryzm dał Europejczykom religię, dał antykościół w miejsce Kościoła, wiarę do zwalczania wiary, natchnioną „ewangelię Marksa” w zamian za odrzuconą Ewangelię Marka; ziemskiego boga zamiast Boga w niebiosach. Dał nowe ciało mistyczne, którego widzialna głowa znajduje się nie w Rzymie, lecz w Moskwie i jest nieomylna, gdy wypowiada się ex cathedra na temat polityki i ekonomii. Ciało to ma także niewidzialną głowę, ale jej imię jest zbyt straszne, by je wymówić. Niemcy, Włochy i Rosja miały rację, gdy domagały się zmian. Podjęły jednak błędne rozwiązania. Nie było nic złego w tym, że syn marnotrawny czuł głód. Złe było to, że żywił się strąkami.
Straszne poczucie pustki, którą pod koniec pierwszej wojny światowej zapełniły w Europie systemy totalitarne, jest teraz obecne w narodach, które wyszły zwycięsko z ostatniej wojny. Dlaczego młodzież wykazuje skłonności rewolucyjne? Przecież nie robi tego ze złych pobudek. Przeciwnie – intencje ma dobre. Młodzi ludzie tracą zaufanie do tak zwanego liberalnego świata, usiłującego na próżno zachować wolność jednostki w środowisku społecznym, w którym odrzucono wszelkie zasady moralne i religijne. Pragną absolutu, który zajmie miejsce relatywizmu. Dostrzegają niespójność między nauczaniem profesora, który w sali lekcyjnej przekonuje ich, że nie istnieje rozróżnienie na dobro i zło, a retoryką armii, do której mają wstępować, aby poświęcać swoje życie, ponieważ rozróżnienie na dobro i zło jednak istnieje. Nasza młodzież widzi płytkość emocjonalnego znieczulenia optymistów, zdaniem których wszystko ostatecznie dobrze się skończy dzięki ewolucji i edukacji; dostrzega też daremność wysiłków mających na celu podtrzymanie szacunku do religii bez jej praktykowania. Zauważa, że życie nic nie znaczy, jeśli muszą przechodzić przez noc niczym lunatycy zapalający zapałki, podczas gdy reszta świata pali pochodnie.[3]
Współczesna młodzież pragnie tego, czego pragnęła Europa pod koniec ostatniej wojny – pasji, ognia, entuzjazmu. Ona także chce wierzyć, że na świecie istnieje zło i że człowiek powinien z nim walczyć. Niestety, zarówno kapitaliści, jak i komuniści przekonują młodych, że zło tkwi jedynie w systemie gospodarczym. W rezultacie komuniści są przekonani, że można połączyć pasję do sprawiedliwości społecznej z całkowitym brakiem troski o prawość jednostki. Odwołują się do sumienia społecznego, aby naprawiać zło wyrządzone przez innych, ale brak im sumienia indywidualnego, aby poprawić własne złe uczynki. Organizują się, aby zwalczać rzekomą niegodziwość innych, ale czują się zwolnieni z wszelkiej osobistej odpowiedzialności wobec moralnych zasad, sumienia i Boga. Jeśli tylko walczą o tych, którzy mają mniej praw, czują się uprawnieni do czynienia wszelkiego zła. Młodzi czują więc wobec zła bezlitosną agresję. Wypełnia ona pustkę powstałą po usunięciu wielkiej Pasji Miłości, ale tylko wzmaga panujący na świecie chaos, bo trawiący ich żar spala teraz domy sąsiadów, zamiast trawić żużel ich serc.
Nasza cywilizacja znajduje się obecnie w stanie opisanym przez Jezusa w przypowieści o powrocie ducha nieczystego. Wypędziliśmy diabła z domu Europy, ale ponieważ nie zamieszkały w nim dobro, sprawiedliwość, prawda, odpowiedzialność i miłość, zajęło go siedem demonów jeszcze gorszych od poprzedniego. My, ludzie zachodnich demokracji, nie mamy wiary, filozofii życia ani wspólnego celu. Kiedy wyruszaliśmy na wojnę, wiedzieliśmy, czego nienawidzimy, ale teraz, kiedy wojna się skończyła, nie potrafimy ustalić, co kochamy. Poczucie pustki sprawiło, że staliśmy się ofiarami Wielkiego Dietetyka, który podaje nam do spożycia czerwony faszyzm, tak jak alkoholik podsuwa innemu alkoholikowi kolejny drink, aby postawić go na nogi. Wypełnia on wprawdzie poczucie pustki, ale w podobny sposób sęp mógłby wypełnić gniazdo małego rudzika. Tyrania komunizmu nie miałaby w sobie nic atrakcyjnego w jakiejkolwiek innej epoce, kiedy na świecie panowała jeszcze atmosfera chrześcijańska. Obecnie przyciąga do siebie ludzi dlatego, że chociaż odwróciliśmy się od Bożego światła, to wciąż go potrzebujemy i niczym ćmy spalamy się w wątłym płomieniu totalitarnych świec i podżegaczy.
Jak radzić sobie z pasją, entuzjazmem i zapałem do nowej religii, jaką jest totalitaryzm? Sam humanizm nie przywróci potrzebnej nam pasji, przede wszystkim dlatego, że jedyną integralną wartością ludzkiej istoty jest fakt bycia stworzeniem Bożym. Jeżeli człowiek pochodzi tylko od zwierzęcia, trudno oczekiwać, że będzie się zachowywał lepiej niż ono. Jeśli stanowi jedność z naturą, a psychologia jest tylko fizjologią, to tak jak wszystkie rzeczy naturalne może zostać wykorzystany jak narzędzie lub kamień, na którym stawia się stopę, aby iść dalej. Skoro więc człowiek zasadniczo stanowi jedność z przyrodą i nie jest wobec niej transcendentny dzięki nieśmiertelnej duszy, wówczas trudno zrozumieć, czym właściwie różnią się tak zwane humanistyczne wartości od wartości fizycznych. Kiedy ludzie zostają zredukowani do jednego wymiaru, trzeba ich zorganizować, a organizacja ograniczona do jednego wymiaru prowadzi do dehumanizacji ludzkiej istoty.
Jeśli religia się nie odrodzi, przepaść między kulturą a masami będzie się powiększać, ponieważ w kulturze Zachodu wiara była jedynym punktem wspólnym dla tych dwóch obszarów. Kultura pozbawiona religii staje się snobistyczna, a masy ulegają procesowi ujednolicenia, po czym padają ofiarą przywództwa, które nie ma z kulturą nic wspólnego. Mikołaj Bierdiajew zwraca uwagę: „Wyższa klasa inteligencka od dawna żyje w zamknięciu i izolacji, pozbawiona jakichkolwiek szerokich fundamentów społecznych i odłączona od wspólnotowego życia narodu”[ 4].
Pasję można pokonać tylko inną pasją, potrzeba wiary, aby przezwyciężyć wiarę. Tylko dogmat może się mierzyć z dogmatem, a filozofia życia z filozofią życia. Jak na razie zachodni świat jest w stanie przeciwstawić nowej pasji tylko zmianę sposobu prowadzenia narracji politycznej, zmianę narodowych nastrojów według wskazań sondaży Gallupa oraz okazjonalną zmianę członków tego czy innego gabinetu.
Dlaczego zachodni dyplomaci byli bezradni wobec apostołów nowej pasji? Z pewnością nie dlatego, że brakowało im chęci podtrzymania w tym świecie jakiejś formy przyzwoitości, porządku i wolności. Przyczyna była prosta: od samego początku zajmowali stanowisko pozbawione logiki. Zachodni świat usiłował przechować owoce chrześcijaństwa, chociaż wcześniej odrzucił jego korzenie. Próbował podtrzymać szacunek dla ludzkiej godności, wolności i nienaruszalności ludzkich praw, chociaż wcześniej odrzucił wiarę w Boga, który nadaje godność człowiekowi jako istocie stworzonej na Jego obraz i podobieństwo – chociaż odrzucił Ducha, który jest fundamentem wolności, oraz Stwórcę, który jest Autorem naszych nienaruszalnych praw. Na próżno Zachód będzie się starał utrzymać krzyże na dachach kościołów, skoro wcześniej naruszył fundamenty tych budowli. Wróg zajmuje znacznie lepszą pozycję. Mówi do nas: „Wy, tak jak my, odrzucacie owoce demokracji i chrześcijańskiego humanizmu, dlaczego więc postępujecie nielogicznie i staracie się zachować to, co nie ma już korzeni?”.
Obecny stan rzeczy można podsumować następująco: współcześni chrześcijanie mają prawdę, ale nie mają zapału; materialiści mają zapał, ale nie mają prawdy. Oni mają w sobie płomień, ale nie mają światła; my mamy światło, ale nie mamy płomienia. Oni mają pasję, ale nie mają ideałów; my mamy ideały, ale nie mamy pasji. Ani my nie jesteśmy idealni, ani oni. Oni grzeszą przeciwko Światłu, my przeciwko Miłości. Kto jest milszy Bogu? Nasz Pan, Jezus Chrystus, opowiedział następującą przypowieść: „Pewien człowiek miał dwóch synów. Zwrócił się do pierwszego irzekł: «Dziecko, idź i pracuj dzisiaj w winnicy». Ten odpowiedział: «Idę, panie!», lecz nie poszedł. Zwrócił się do drugiego i to samo powiedział. Ten odparł: «Nie chcę». Później jednak opamiętał się i poszedł. Który z tych dwóch spełnił wolę ojca?” [Mt 21, 28–31]. Jezus sugeruje, że na pochwałę zasługuje ten syn, który początkowo nie chciał iść do pracy, ale później poszedł. Na zasadzie analogii można powiedzieć, że to my, którzy przyznajemy się do chrześcijaństwa i wierzymy w istnienie Boga oraz prawo moralne, a jednak nie stosujemy się do tej wiary, zasługujemy na potępienie. Nasz występek polega na tym, że nie wypełniamy chrześcijańskiego obowiązku, skrapiamy ogień namiętności zimną wodą apatii, a poddając się przeciętności, nie dostrzegamy, że skończył się czas otwartości umysłu i cała ludzkość poszukuje duszy.
Hitler powiedział kiedyś: „Coś się skończyło”. I rzeczywiście: dobiegł końca niereligijny okres nowożytnej historii opartej na materializmie i pozytywizmie. Postrenesansowy rozdział został zamknięty. Epoka, w której człowieka uznawano za miarę wszystkich rzeczy, zakończyła się rozczarowaniem. Świat odkrywa właśnie, że nie może żyć bez religii i bez absolutu. Skończyły się czasy neutralności, obojętności i otwartości umysłu. Ludzkość poszukuje Boga i musi dokonać wyboru między prawdziwą religią a jej namiastką. Nie będzie można stanąć z boku. Człowiek albo będzie płonął nienawiścią do tych, którzy starają się uniemożliwić budowę ludzkiego państwa na ruinach państwa Bożego, albo zapłonie miłością do dokonujących dzieła zniszczenia, modląc się za nich w ruinach: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”.
Ktoś mógłby zapewne zapytać: skąd bierze się w komunizmie ta pasja do zła, niszczenia i przemocy? Czy to możliwe, że płomienie Pięćdziesiątnicy zostały skradzione przez siły wrogie Bogu, skoro zapał ich misjonarzy równy jest zapałowi głosicieli samej Ewangelii? Skąd pochodzi ten duch poświęcenia obecny w czerwonym faszyzmie, który sprawia, że jego wyznawcy rezygnują z natychmiastowych korzyści na rzecz przyszłych zysków i władzy? Jak wytłumaczyć fakt, że antywiara z taką pasją podchodzi do swojej wiary? Odpowiedź jest następująca: ten ogrom poświęcenia jest możliwy tylko dlatego, że wpływ chrześcijaństwa jest jeszcze odczuwalny w świecie, a cień krzyża wciąż jeszcze pada na ich drogę. Ich pasja jest autentyczna tylko dlatego, że w karykaturalny sposób naśladują wielką Pasję Tego, który powiedział: „Nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół” [J15,13]. Gdyby antyreligijnej pasji czerwonego faszyzmu udało się kiedyś wymazać chrześcijaństwo ze świata – co stać się nie może – to sam czerwony faszyzm stałby się niemożliwy, ponieważ nie mógłby już nadawać znaczenia służbie wyższym celom. Nie byłoby już wielkiej pasji, którą mógłby naśladować, ani wielkiej miłości, którą mógłby wypaczać.
Jedynym źródłem antyreligijnego zapału zwolenników totalitaryzmu jest sama religia. Ich ślepe posłuszeństwo jest karykaturą poddania się Bożej prawdzie. Ich ateizm byłby głupotą, gdyby Bóg nie istniał, bo wtedy każdy z nich byłby jak Don Kichot, który toczy bój z wyimaginowanymi wiatrakami. Tylko realność Boga podsyca płomień ich ateizmu. Byliby szaleńcami, gdyby Bóg był tylko wytworem wyobraźni, ale nimi nie są, ponieważ walczą przeciwko czemuś, co jest równie prawdziwe, jak pchnięcie miecza lub uścisk człowieka. O prawdziwości tego stwierdzenia świadczy fakt, że gdy tylko antyreligijna kampania czerwonego faszyzmu zostaje uwieńczona sukcesem, wszyscy jego członkowie tracą zapał i na wzór pozbawionych kręgosłupa kapitalistów zasiadają w carskich pałacach, wygrażając kapitalizmowi ze swoich wież z kości słoniowej. To autentyczność chrześcijaństwa nadaje sens ich antychrześcijaństwu, ponieważ diabeł nie byłby tak zajęty, gdyby Bóg nie istniał.
Tak wyraził to Bierdiajew, który doskonale zna rosyjską duszę:
Dojście do komunizmu wymaga zaangażowania religijnej energii ducha, zakłada zdolność do poświęcenia siebie dla realizacji ponadosobowego celu. Skąd pozyskać tę duchową energię, tę zdolność do poświęceń, tę umiejętność oddania samego siebie dla spraw wyższych? Gdy religijne źródła życia wyschną ostatecznie, gdy pod wpływem antyreligijnej propagandy wyczerpie się duchowa energia religii, realizacja komunistycznej ideologii stanie się niemożliwa, ponieważ nikomu nie będzie zależeć na ponoszeniu strasznych, a przecież niezbędnych ofiar, nikt nie będzie chciał się poświęcać dla realizacji ponadosobowego celu. Komunizm jest wrogo nastawiony do chrześcijaństwa i do religii jako takiej, korzysta jednak z chrześcijańskiego treningu ducha, z chrześcijańskiej formacji duszy. Wszystkie światowe ruchy – nawet te, które przyjmują antychrześcijańską postawę – korzystają z rezultatów, jakie pozostawiły po sobie stulecia chrześcijańskich wpływów. Gdyby ostatecznie udało się usunąć ślady tego wpływu z ludzkiego ducha, zniszczyłoby to jego zdolność do wszelkiego rodzaju bezinteresownych działań społecznych i oznaczałoby sprowadzenie ludzkiej istoty do poziomu zwierzęcia. Europejski komunizm może odrzucać chrześcijaństwo z wielkim zapałem, nie zmieni to jednak faktu, że choć sobie tego nie uświadamia, jego funkcjonowanie opiera się na podstawie stworzonej z elementów chrześcijaństwa. Uznanie godności każdego człowieka, wartości każdej ludzkiej duszy, wolności sumienia – oto prawdy zaczerpnięte z chrześcijańskiego objawienia. Kiedy chrześcijaństwo kompletne, czyli chrześcijańska doktryna o człowieku, zostanie zanegowane, znikną argumenty przeciwko przywróceniu niewolnictwa, przeciwko wyzyskiwaniu człowieka przez człowieka. Nic nie będzie w stanie zapobiec apoteozie nieokiełznanej siły, która nie ma litości dla słabych. A ponieważ komunizm całkowicie zrywa z chrześcijaństwem, dopuszcza zniewolenie człowieka w komunistycznym państwie. Pozwala istnieć tylko silnym, a wobec słabych jest bezlitosny. Ale przecież nawet do realizacji swoich antychrześcijańskich celów potrzebne mu są entuzjazm i bezinteresowna postawa, którą wzbudzają ideały wykraczające poza interesy jednostki. Komunistyczna ideologia zajmuje się człowiekiem, musi być realizowana przez ludzi i domaga się wykorzystania nie tylko dużej części, lecz wszystkich sił ludzkości. A jednak, wyznaczając swoje cele, zapomina o jednostce, którą traktuje wyłącznie jak narzędzie, czyli tak samo jak ustrój kapitalistyczny [5].
Jeżeli bowiem my, ludzie Zachodu, nie będziemy kochać kogoś bardziej niż siebie, po czyjej stronie się opowiemy, gdy jedna pasja stanie oko w oko z inną pasją, a kochankowie zaczną się kłócić? W dziejach ludzkości nastała chwila, w której Piłaci tego świata wystawiają na widok publiczny tylko dwóch kandydatów: Chrystusa i Barabasza. Nadchodzi dzień, w którym będziemy musieli wybierać nie między rzeczami dobrymi, lecz między duchowymi przywódcami a duchowymi półbogami. W konflikcie między dwoma namiętnościami dobre rady optymizmu nie będą miały żadnego odniesienia do rzeczywistości. Ta walka nie toczy się między politycznymi systemami o panowanie nad światem materialnym, lecz między systemami religijnymi o panowanie nad ludzką duszą. Świat zabrnął już zdecydowanie za daleko, aby mógł go naprawić byle majsterkowicz, a wszelkie rozwiązania polityczne i ekonomiczne są w gruncie rzeczy formami majsterkowania. Świat może uratować tylko namiętne umiłowanie prawdy, pasja na tyle żarliwa, że za jej sprawą nasi wrogowie będą nas nazywać marzycielami, głupcami i fanatykami [6].
Komunizm to daremna próba psychologicznego zrekompensowania utraty wiary. Człowiek nie może przez dłuższy czas żyć bez wielkiej miłości, a odwróciwszy się od Miłości Nieskończonej, przez całe stulecie zachwycał się tandetną miłością do samego siebie. Ale indywidualizm, czyli egocentryzm, wywołał poczucie nudy, a to stworzyło okazję do przyjęcia komunizmu przez tych, którzy nie zamierzali wrócić do Pasji Bożej Miłości. Przyniosło im to poczucie ulgi, ponieważ wyzwolili się od nieznośnego znużenia wywołanego samowolą. Wolność to jedyna rzecz, jaką człowiek może komuś oddać. Odda ją opinii publicznej, dyktatorowi albo Bogu, ale odda ją na pewno. Człowiek, dla którego wolność oznacza tylko wolność od czegoś, a nie wolność do czegoś, bezwiednie przyczynia się do wywoływania chaosu w społeczeństwie. W początkowym okresie swojego rozwoju komunizm daje przyzwolenie na rozwój chaosu, a następnie wykorzystuje go do przejęcia władzy i zniewolenia człowieka. Nigdy jeszcze w swoich dziejach ludzie nie zapłacili tak wysokiej ceny za wyzwolenie się od nudy.
Siła przyciągania pasji totalitaryzmu polega również na negowaniu ludzkiej winy. Psychologiczne warunki sprzyjające przyjęciu dyktatury powstają wtedy, gdy ogromne rzesze ludzi zrzekają się osobistej odpowiedzialności i akceptują wpajane im przekonanie, że człowiek nie jest zdeterminowany przez siły wewnętrzne, lecz przez czynniki zewnętrzne, takie jak niewystarczająca ilość placów zabaw, mleko gorszej jakości, rozbrykane hormony, złe środowisko czy kompleks Narcyza. Współczesna edukacja: od darwinizmu po freudyzm jest nastawiona na negowanie faktu, że człowiek ma jakieś grzechy do wyznania. Wyzbycie się odpowiedzialności zawsze pociąga za sobą pragnienie całkowitego poddania się działaniu jakiegoś czynnika zewnętrznego. Jedni pozwalają, by zawładnęła nimi muzyka, która pobudza ich emocje, inni wybierają alkohol, tabletki nasenne i różne rozproszenia. To wszystko ma im pomóc w ucieczce przed odpowiedzialnością, którą podpowiada głos sumienia. Kiedy ludzie uznają, że determinują ich zewnętrzne wpływy niemieszczące się w ramach prawa moralnego zapisanego w ich sercach, stają się surowcem idealnie nadającym się do kształtowania przez propagandę, która zanurza ich w boskiej mocy anonimowości. Tak jak odpowiedzialność zakłada istnienie religii, tak też brak odpowiedzialności zakłada istnienie antyreligii, ponieważ nowa zbiorowość daje odartemu z osobowości człowiekowi przedmiot, który w miejsce Boga może stać się obiektem jego czci. Rozwój totalitaryzmu jest wprost proporcjonalny do zaniku odpowiedzialności jednostki.
Utrata moralności osobistej jest rekompensowana przez gorliwe posłuszeństwo wobec moralności społecznej. Sumienie społeczne zajmuje miejsce sumienia indywidualnego. To z tego powodu wyznawcy nowego, demonicznego mistycyzmu mają poczucie, że obwiniając innych, sami zdejmują z siebie winę, a likwidując osoby dopuszczające się niesprawiedliwości, uwalniają się od winy za niesprawiedliwości, których sami się dopuszczają. Również z tego powodu we wszystkich odmianach totalitaryzmu żarliwej pasji do wprowadzania reform społecznych towarzyszy całkowity brak zainteresowania potrzebą odnowy osobistej. Jeśli ktoś usunął belkę z oka bliźniego, nie musi przejmować się drzazgą w swoim oku. W takiej sytuacji polityka przemienia się w nową teologię. Miarą dobrego życia staje się przyjęcie ideologii, a nie oparta na miłości relacja z Miłością, Prawdą i Życiem. Zanegowanie zasad moralnych w naturalny sposób poszerza obszar działania zła, a nasilenie się zła wymaga stosowania represji przez dyktatora. Im bardziej wrażliwe jest ludzkie sumienie, tym mniej potrzebuje przymusu. Naprawdę wolni są tylko ci ludzie, którzy uznają istnienie moralności indywidualnej. Staromodna i pogardzana koncepcja, zgodnie z którą świętość jednostki jest warunkiem podjęcia działalności apostolskiej w społeczeństwie, znacznie skuteczniej wprowadzała społeczny ład niż współczesne metody oparte na idealistycznych ideologiach i takich aspektach tych ideologii, które sprzeciwiają się zasadom moralnym. Komunizm jest skazany na porażkę właśnie dlatego, że niszczy miłość i sprawiedliwość, gdy usiłuje je wcisnąć w ramy przymusowych regulacji.
Trzecią przyczyną, która sprawia, że pasja totalitaryzmu przyciąga ludzi do siebie, jest potrzeba społecznej jedności. Kiedy cywilizacja traci jednoczącą filozofię życia i wspólny cel, staje się jak ciało bez duszy i rozpada się na tysiące niepasujących do siebie elementów. Przez pewien czas podejmuje się próby utrzymywania stanu równowagi między przeciwstawnymi siłami (właśnie taka taktyka obowiązuje obecnie). Po pewnym czasie ludzie zaczynają jednak dostrzegać potrzebę jedności i autorytetu. Ponieważ odrzucili spoiwo duchowe podobne do tego, jakie dusza zapewnia ciału, a system moralny państwu, starają się zrekompensować tę stratę, poddając się przymusowej, zewnętrznej organizacji, czyli dyktaturze. Od tej chwili jedność nie wynika już z działania sił wewnętrznych, lecz zależy od czynników zewnętrznych, takich jak bicz. W ten sposób społeczeństwo, które utraciło wiarę w autorytet Kościoła, ponownie przemyca autorytet do wspólnoty, wprowadzając go przez drzwi antykościoła. Tak właśnie postąpił Kant, który wygnał Boga przez drzwi czystego rozumu, a wprowadził Go z powrotem przez drzwi rozumu praktycznego. Autorytet wewnętrzny oparty na objawieniu prawdy Bożej ustępuje miejsca autorytetowi zewnętrznemu opartemu na linii partyjnej wytyczonej przez dyktatora. Kiedy wiara wewnętrzna zostaje utracona, dyktatura staje się koniecznością, aby możliwe było przywrócenie siłą pewnego rodzaju porządku. Każdy szuka jakiegoś wyjścia z sytuacji, ale nikt nie myśli o tym, że najpierw sam powinien dążyć do tego, aby stać się lepszym. Zasługą komunizmu jest to, że rozpalił prawdziwy ogień pasji, ale jego wielka wada polega na tym, że jest to ogień, który niszczy, a nie daje światła. Podstawowy defekt komunizmu, jak również monopolistycznego kapitalizmu polega jednak na przyjęciu błędnego założenia, że wystarczy zmienić elementy zewnętrzne, aby wnętrze również uległo zmianie. Zgodnie z takim tokiem myślenia, jeśli pomaluje się autobus, można mieć pewność, że nie będą nim jeździć grzesznicy, a tylko sami święci. Jeden z bohaterów powieści Bracia Karamazow trafnie podsumowuje ten fundamentalny błąd obecny w komunistycznej pasji: „Myślę, że urządzą się po sprawiedliwości, ale odrzuciwszy Chrystusa zaleją w końcu świat krwią, albowiem krew krwi się domaga”7 . Naszymi najcięższymi grzechami prawdopodobnie nie są grzechy działania, lecz grzechy zaniedbania – grzechy braku miłości – których nikt nigdy sobie nie wyrzuca.
Do tej pory nasze pragnienie Boga było sennym marzeniem, a teraz pozostała nam tylko gazeta w rękach i szum radia w uszach. Kiedy nasz ogień zapłonie na nowo? Wtedy gdy zdamy sobie sprawę, dlaczego go utraciliśmy, a utraciliśmy go z tego samego powodu, z jakiego stracił go Piotr. Pewnego razu, gdy około czwartej straży nocnej apostołowie znajdowali się na środku jeziora, Zbawiciel przyszedł do nich, krocząc po wodzie. Piotr zawołał do Niego: „«Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie!». A On rzekł: «Przyjdź!». Piotr wyszedł z łodzi i krocząc po wodzie, podszedł do Jezusa” [Mt 14, 28–29]. Jednak Piotr po chwili zaczął tonąć. Dlaczego? Pismo Święte podaje odpowiedź: „na widok silnego wiatru” [w. 30]. Innymi słowy, zaczął brać pod uwagę przeciwieństwa, mierzyć prędkość wiatru i siłę burzy. Toniemy, ponieważ tak jak Piotr całą naszą uwagę skupiamy na zawirowaniach opinii publicznej, na prądach obojętności, na militarnych, ekonomicznych i politycznych przeciwnościach czyhających na nas z tej lub z innej strony. Idziemy na dno z tego samego powodu, z którego zaczął tonąć Piotr: odwróciliśmy oczy od Mistrza.
Być może, gdy znajdziemy się trochę głębiej pod wodą z powodu braku wiary i miłości, z naszych serc wyrwie się zawołanie Piotra: „Panie, ratuj mnie!” [w. 30]. W ciemnościach nocy, ponad wzburzonymi wodami, Piotr poczuł wtedy, że chwyta go ręka Mistrza, i usłyszał Jego głos: „Czemu zwątpiłeś, człowiecze małej wiary?” [w. 31]. Dopóki my, ludzie tonący w wodach bardziej wzburzonych niż wody Jeziora Galilejskiego, nie wykrzyczymy z głębin naszej pozornej ruiny tego samego błagania, dopóty burza nie ustanie. Dopiero wtedy wejdziemy do łodzi, aby przyłączyć się do apostołów i powtórzyć to, co powiedzieli, gdy burza ucichła: „Prawdziwie jesteś Synem Bożym” [w. 33]. Wtedy nasza pasja, tak jak Jego Pasja, podbije świat, a wrogowie naszej pasji zawrą z nami pokój, bo zwyciężymy nie siłą, lecz Bożą miłością.
abp Fulton Sheen
-----
Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.
[1] „When Jesus came to Golgotha, they hanged Him on a tree/ They drove great nails through hands and feet, and made a Calvary;/ They crowned Him with a crown of thorns, red were His wounds and deep,/ For those were crude and cruel days, and human flesh was cheap./ When Jesus came to Birmingham they simply passed Him by,/ They never hurt a hair of Him, they only let Him die;/ For men had grown more tender, and they would not give Him pain,/ They only just passed down the street, and left Him in the rain./ Still Jesus cried, «Forgive them, for they know not what they do»,/ And still it rained the winter rain that drenched Him through and through;/ The crowds went home and left the streets without a soul to see/ And Jesus crouched against a wall, and cried for Calvary”, S. Kennedy, The Rhymes of G.A. Studdert Kennedy, London 1940, s. 34.
[2] Nawiązanie do Ap 3, 16 [przyp. red.].
[3] „Trudności wywołane kryzysem najdotkliwiej odczuwa młodzież wszystkich narodów świata. Nie chodzi jednak o problemy materialne – lata bezrobocia, bezczynności i braku perspektyw. Nie to jest najtrudniejsze do zniesienia. O wiele dotkliwsze są niedostatki duchowe: niepewność, brak poczucia sensu i celu, jaskrawa sprzeczność między tym, czym świat powinien być, a tym, czym jest w rzeczywistości. Młodzież bowiem postrzega go jako rzeczywistość pozbawioną standardów, wartości i przywództwa, która zmierza ku strasznej katastrofie. Młodzi ludzie nie potrafią zrozumieć przyczyn zdarzeń i wzajemnych powiązań między nimi, bo wszelkie próby wyjaśnień kończą się pustymi frazesami, partyzanckimi podchodami lub naukowymi bredniami. Czy można się dziwić, że młodzież szuka ucieczki w prymitywizmie, rozrywkach i zabawie?”, H. Rauschning, Time of Delirium, New
York 1946, s. 219–220.
[4] N. Berdyaev, The Fate of Man in the Modern World, London 1935, s. 117.
[5] N. Berdyaev, w: Christianity and the Crisis, London 1933, s. 572–573.
[6] „Komunizm przekazuje chrześcijaństwu naukę, o której nigdy nie powinno było zapomnieć. Uczy je mianowicie, że prawdziwa wiara domaga się od człowieka, aby poświęcił dla niej każdy element swojego życia. Tutaj nie ma miejsca na «sprawy prywatne»”, H. Lilje, The Christian Faith of Today, London, s. 53.
[7] F. Dostojewski, Bracia Karamazow, tłum. A. Wat, Warszawa 1984, s. 376.
(1895-1979), arcybiskup amerykański, autor książek i audycji radiowych, kaznodzieja, Sluga Boży. Intercede pro nobis!