Komentarze
2024.09.26 18:45

Papieski irenizm i jego ofiary

Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl. Z góry dziękujemy.

 

Jakiś czas temu poruszenie wśród katolików wywołały wypowiedzi Papieża na międzyreligijnym spotkaniu z młodzieżą w Singapurze. Zwrócono uwagę zwłaszcza na te zdania: «Jedną z rzeczy, która najbardziej zaimponowała mi w was, młodych ludziach, jest zdolność do dialogu międzyreligijnego. I to jest bardzo ważne, ponieważ jeśli zaczynasz się kłócić: „Moja religia jest ważniejsza od twojej...”, „Moja jest prawdziwa, twoja nie jest prawdziwa...”. To dokąd to prowadzi? Dokąd? Niech ktoś odpowie, dokąd? [Ktoś odpowiada: „Do zniszczenia”]. Tak to jest. Wszystkie religie są drogami dojścia do Boga. Są – dokonuję porównania – jak różne języki, różne wyrażenia, aby tam dotrzeć. Ale Bóg jest Bogiem dla wszystkich. A ponieważ Bóg jest Bogiem dla wszystkich, wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi. „Ale mój Bóg jest ważniejszy niż twój!”. Czy to prawda? Jest tylko jeden Bóg, a my, nasze religie, są językami, ścieżkami prowadzącymi do Boga. Ktoś jest sikhem, ktoś muzułmaninem, ktoś hinduistą, ktoś chrześcijaninem, ale są to różne ścieżki.»

Wielu obserwatorów uznało, że ta wypowiedź Papieża wyraża w istocie indentyferyzm religijny, który jest w oczywisty sposób nie do pogodzenia z katolicką nauką o jedyności zbawczej Jezusa Chrystusa. Nie zabrakło głosów o Papieżu-heretyku (a nawet i antychryście), wyrazów oburzenia i poczucia zagubienia (całkowicie zrozumiałego). Z drugiej strony odezwali się obrońcy papieskiej wypowiedzi. Najbardziej skrajni widzieli w niej uprawniony rozwój magisterium. Nie podejmuję się nawet dyskusji z takim ujęciem sprawy. Mam wrażenie, że ci, którzy je prezentują, byliby skłonni uznać za rozwój magisterium zanegowanie Synostwa Bożego Jezusa i dogmatu o Wcieleniu, jeśliby tylko dokonał tego papież, którego agenda odpowiadałaby ich wyobrażeniom na temat Kościoła. Inna grupa obrońców Franciszka twierdziła, że w istocie Papież nie głosi niczego nowego w stosunku do dotychczasowej nauki Kościoła. Przy tym często te argumenty połączone były z mniej lub bardziej zawoalowanymi uwagami na temat tradycjonalistów, którzy jakoby nie znali zasad wiary. Cóż, nawet pobieżne zapoznanie się z nauczaniem Kościoła, choćby tylko z okresu posoborowego, pokazuje, że zdania Papieża idą kilka kroków dalej niż to, co dotąd w tej materii głoszono. Nie wiem, jakiej ekwilibrystyki umysłowej należałoby dokonać, by uznać, że zdania: “Jest tylko jeden Bóg, a my, nasze religie, są językami, ścieżkami prowadzącymi do Boga. Ktoś jest sikhem, ktoś muzułmaninem, ktoś hinduistą, ktoś chrześcijaninem, ale są to różne ścieżki.” odpowiadają w całości swego znaczenia słowom: “Chrystus jest jedynym pośrednikiem między Bogiem a ludźmi (...). Ludzie zatem mogą wejść w komunię z Bogiem wyłącznie za pośrednictwem Chrystusa, pod działaniem Ducha. To Jego jedyne i powszechne pośrednictwo, bynajmniej nie stanowiąc przeszkody w dążeniu do Boga, jest drogą ustanowioną przez samego Boga i Chrystus jest tego w pełni świadomy. Jeśli nie są wykluczone różnego rodzaju i porządku pośrednictwa, to jednak czerpią one znaczenie i wartość wyłącznie z pośrednictwa Chrystusa i nie można ich pojmować jako równoległe i uzupełniające się.”

Trzecia linia obrony Papieża odwołuje się do kontekstu, w którym padły cytowane zdania. Wydarzenie miało charakter międzyreligijny, mało formalny, Franciszek nie wygłaszał przygotowanego przemówienia, lecz spontanicznie odnosił się do treści, przedstawionych na spotkaniu. Często podkreślano też, że Papież jest znany z tego, że podczas spotkań publicznych rzadko przemawia językiem doktryny, a częściej odnosząc się do egzystencjalnych doświadczeń słuchaczy.

Muszę przyznać, że w tym ostatnim typie argumentacji jest sporo racji. Istotnie, nie należy sądzić, że wygłoszone w Singapurze zdania były jakimś wyrazem doktrynalnego nauczania. Uważam, że jako katolicy jesteśmy zobowiązani, by w szczególności do osoby Ojca Świętego stosować zasadę św. Ignacego Loyoli, by być bardziej skorym do ocalenia wypowiedzi bliźniego, niż do jej potępienia. Osobiście nie sądzę, żeby Papież Franciszek BYŁ heretykiem, i jestem przekonany, że gdyby wprost zapytać Go o wiarę w jedyność zbawczą Chrystusa, potwierdziłby katolickie nauczanie. Pomiędzy wygłoszeniem zdania, które brzmi jak heretyckie, a byciem materialnym i formalnym heretykiem, jest jednak pewna różnica, o czym warto zawsze pamiętać.

Dobrze, ale czy uwzględniając uwagi trzeciej grupy obrońców Franciszka możemy uznać, że nie ma żadnego problemu? Otóż sądzę, że nie, że ta wypowiedź (podobnie jak to się działo już wcześniej) pociąga za sobą dwie bardzo istotne konsekwencje.

Po pierwsze, należy się odnieść do jej “egzystencjalnego” wymiaru. Można uznać, że Papież nie tylko podsumowuje pewne życiowe doświadczenia słuchaczy, ale przez aprobatywny ton ukazuje je też jako pewien wzór zachowań. Cóż więc może usłyszeć ktoś, kto przeczyta bezkrytycznie te zdania, przekonany, że taka jest nauka katolicka? Że nie warto kłócić się o przekonania religijne, dyskutować na temat wiary, bronić jej i przekonywać do niej. W następstwie może uznać, że nie istnieje obiektywna prawda religijna, wszystkie religie głoszą jakąś część prawdy o Bogu, ale żadna nie jest niej bliżej niż inna; można wierzyć w cokolwiek, byleby być dobrym człowiekiem. W ostatecznym rozrachunku prowadzić to będzie do osłabienia wiary i podważenia sensu wszelkich misyjnych aktywności Kościoła, bo jaki jest sens nawracać ludzi, skoro każda religia prowadzi do Boga? I jaki jest sens zostawać chrześcijaninem, skoro nawet Papież mówi, że moja dotychczasowa religia jest prawdziwa? Jeszcze raz podkreślę: nie sądzę, żeby taka była intencja Papieża, ale jestem pewien, że właśnie taki oddźwięk znajdą Jego słowa w sercach wielu słuchaczy.

Papieska wypowiedź nosi wyraźny posmak irenizmu, terminu odnoszącego się w ścisłym sensie do ekumenizmu, ale mogącego znaleźć zastosowanie i w kontekście dialogu międzyreligijnego. Postawa taka charakteryzuje się poszukiwaniem porozumienia (w podstawowym znaczeniu między wyznaniami, w naszym kontekście między religiami) kosztem prawdy. Fałsz takiego podejścia opisał soborowy Dekret o ekumenizmie: “Sposób formułowania wiary katolickiej żadną miarą nie powinien stać się przeszkodą w dialogu z braćmi. (...) Nic nie jest tak obce ekumenizmowi jak fałszywy irenizm, który przynosi szkodę czystości nauki katolickiej i przyciemnia jej właściwy i pewny sens.” 

W kontekście dialogu międzyreligijnego pisał o tym problemie George Weigel w książce “Następny papież”: “Dialog międzyreligijny w okresie panowania wzmożonej i upolitycznionej religijności jest skomplikowany i nieprzewidywalny, a czasem wręcz niebezpieczny. Następny papież przyczyni się najlepiej do rozwoju tej wymiany myśli, jeśli odmówi obciążania i tak już trudnych rozmów brzemieniem fałszywych obrazów i tropów.” Oczywiście nie chodzi o to, by zanegować wartość międzyreligijnych działań charytatywnych czy edukacyjnych. Jednak nie wiem, czy możemy mówić o realnym dialogu, jeśli apriorycznie odrzucamy dyskusje na tematy najistotniejsze, które stanowią rdzeń naszego rozróżnienia na tle religijnym. Wydaje się, jakby Papież tak bardzo obawiał się dyskusji, że każe nam nie zauważać obecnego w pokoju słonia przekonań religijnych. To może skończyć się tylko na dwa sposoby: albo ów słoń wkroczy do akcji w chwili najmniej spodziewanej, niszcząc iluzję “dialogu”, albo zaczniemy uważać, że w swej najgłębszej istocie nie jest on niczym ważnym, ani dla nas, ani dla kogokolwiek innego.

Drugi wniosek, jeszcze bardziej ogólny, odnosi się do roli papieża we wspólnocie Kościoła. Jednym z najważniejszych tekstów, określających zadania Piotra i Jego następców jest zdanie, zapisane u Łukasza w 22 rozdziale: “Szymonie, Szymonie, oto szatan domagał się, żeby was przesiać jak pszenicę; ale Ja prosiłem za tobą, żeby nie ustała twoja wiara. Ty ze swej strony utwierdzaj twoich braci.” (Łk 22,31-32). Tak, nigdy dość przypominania: papiestwo zostało ustanowione dla Kościoła, a konkretniej, dla ochrony i umocnienia wiary “maluczkich”. To do nich jest w pierwszym rzędzie posłany każdy papież, a nie do świata, choć czasem oczywiście jest słusznym, by zwrócił się i do niego. Czy rozliczne wypowiedzi Franciszka, które swoimi niejasnymi sformułowaniami mogą wypaczać wiarę jednych, a drugich prowadzić do odrzucenia jedności z “papieżem-heretykiem”, są wypełnieniem tej trudnej misji bycia skałą dla braci? Cóż, wydaje się, że nie.

Wszystko to wiąże się z kwestią “inflacji” papieskich wypowiedzi, problemem oczywiście starszym niż Franciszek. Jeszcze sto lat temu publiczne wystąpienia papieży były rzadkością, świętem dla Kościoła. Dziś jesteśmy nimi wprost zalewani, przy czym zdecydowana większość z nich ma autorytet nie większy, niż niedzielne kazanie naszego proboszcza. Jak to ujął w cytowanej książce George Weigel: “Wyjątkowość tego urzędu stawia również wysokie wymagania wobec samodyscypliny sprawującego go człowieka. Zatem następny papież musi troszczyć się o to, by nie wypowiadać się w sposób pozwalający na utożsamienie jego osobistych opinii z utrwalonym nauczaniem Kościoła. (...) Poza tym korzystając w XXI wieku ze współczesnych środków przekazu (oraz mediów społecznościowych), papież może «obniżać wartość» nowej ewangelizacji, jeśli będzie wypowiadał się tak często, iż osłabi wpływ tego, o czym naprawdę powinien mówić biskup Rzymu, «pierwszy świadek» Ewangelii i jej mocy.” To oczywiście działa i w drugą stronę, nakładając na nas obowiązek odróżniania wypowiedzi ważnych od mniej istotnych, których oczywiście nie należy całkowicie lekceważyć, ale też nie przeceniać.

Cóż z tym wszystkim może zrobić biedny katolik, który nie chce odcinać się od Papieża, ale ma też świadomość błędnych sformułowań, zawartych w niektórych jego wypowiedziach? Pewnie to, co zwykle: modlić się za Kościół i Ojca Świętego oraz poznawać prawdziwą naukę wiary. Być może powinien też wziąć na siebie część odpowiedzialności Piotra i dbać o umocnienie wiary tych, za których słusznie może czuć się odpowiedzialny. Tak, to mało spektakularne, na pewno mniej, niż ogłaszanie Papieża heretykiem i toczenie internetowych wojen. Ale cóż, nasze życie, wbrew temu, co lubimy o sobie myśleć, jest właśnie tak niepozorne.

Grzegorz Jazdon

Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl. Z góry dziękujemy. 


Grzegorz Jazdon

(1984), mąż i ojciec, z wykształcenia teolog i administratywista, z zawodu pracownik muzeum. Członek Klubu Jagiellońskiego. Publikował na łamach "Przewodnika Katolickiego", "Pressji" i na stronie klubjagiellonski.pl