Zawołanie to jest dosyć oczywiste, gdy widzimy coś zdumiewającego. Zatem nie powinno nas dziwić, że gdy na ulicach Paryża pojawili się młodzieńcy odziani tak szaleńczo, jak szalone były ich obyczaje i sposób mówienia, rozbrzmiewało ono dość często. To chyba też nikogo nic nie dziwiło, bo właśnie zakończył się okres terroru jakobińskiego, a rozpoczęła nowa rzeź, tym razem określana – od miesiąca z kalendarza rewolucyjnego – mianem termidoriańskiej.
Owi francuscy dandies uzyskali miano właśnie niesamowitych: „Les Incroyables”. Wszystko co cechowało modę wytworzoną przez tych niesamowitych ludzi zasługuje na jedno określenie: przesada. Przesadnie szerokie i rozłożyste wyłogi kamizelek i fraków przepięknie barwnych, nadawały heroiczny kształt nawet najbardziej cherlawej piersi. Równie przesadne były wywijane kołnierze. W końcu strój miał określać coś bardzo wyraźnego – wskazywał, że ci młodzi ludzie nie chcą utożsamiać się z proletariackim albo mieszczańskim sznytem rewolucyjnym.
Pierwszym aktem owej szalonej mody były styl la Vittim – ofiary. Wokół szyi wiązano czerwone nitki, które z czasem zamieniły się w szerokie wysoko wiązane chusty – wyglądające jak przesadnie udrapowane fulary, sięgające ponad brodę – aż do ust. Pozwalano sobie także na noszenie na piersi krwawo-czerwonych szarf.
Istotna była także fryzura: włosy z tyłu bądź to upinano, bądź krótko przystrzygano – zachowując jednocześnie bujna grzywkę i loki zakrywające uszy (tzw. oreilles de chien). Było to - podobnie jak owe czerwone nitki na szyjach - nawiązanie do gilotyny, skazanym na ścięcie obcinano włosy nad karkiem aby nie utrudniały pracy opadającemu ostrzu dekapitującemu wrogów ludu. Nawet ukłon – gwałtowne i bezwładne opadniecie brody na piersi – miał naśladować dekapitację. Znamienny był powrót do krótkich, obcisłych spodni, zapinanych pod kolanami na kilka guzików lub wiązanych obszernymi wstążkami. A całość stroju była barwna, wręcz pstrokata.
Szalenie sugestywny opis tej mody znajdujemy na blogu Anny Nurzyńskiej:
Następna fazą tego szaleństwa i dekadencji była wyjątkowo kosztowna i dziwaczna moda, która miała sprawiać wrażenie nędzy, szaleństwa i choroby. Incroyables nosili stroje szalenie zindywidualizowane, projektowane często przez siebie i specjalnie zamawiane. Wszystko było groteskowe, obskuranckie i dziwaczne. Cylindry z naderwanym denkiem lub wgniecione, bicorny ekstremalnie wysokie, podszewka kieszeni wywleczona na wierzch. Włosy nosili w uczesaniach a la psie uszy, w warkoczach lub kokach czesanych na kształt ubikacji w więzieniach ofiar czekających na egzekucje. W uszach wielkie kolczyki. Lubili fraki z szalenie wysokim stanem i kołnierzami wykładanymi, o szerokości przekraczającej szerokości ich ramion. Wysokość tych kołnierzy sięgała zaś uszu, ale szyje obwiązywali chustkami (poszerzając je tak, że nie było żadnego zwężenia pod brodą) jeszcze wyżej, czasem aż pod nos. Pod frakami nosili kamizelki bardzo krótkie i fantazyjnie, z równie wielkimi kołnierzami, czasem po kilka na raz i wówczas kołnierzy było co nie miara a każdy w innym kolorze i wzorze. Dominowały kontrastowe i krzykliwe paski. Olbrzymie guziki jak u klaunów, zbyt długie ogony fraków, o które się potykali i pończochy w pasy lub inne zwariowane wzory nadawały im wygląd jeszcze niedostatecznie ekstrawagancki, ponieważ uzupełniali je pozami i akcesoriami.
Jednym z owych akcesoriów była sękata, bądź też skręcona spiralnie laga, zwana – w okrutnym żarcie – konstytucją. Służyła ona do bicia po pośladkach i plecach, a także do rozbijania głów przeciwników politycznych, bądź też po prostu każdego, kogo owi niesamowici młodzieńcy pobić chcieli. Była skuteczną bronią w walkach z sankiulotami, ale także siłami porządkowymi.
Owym niesamowitym młodzieńcom towarzyszyły równie niesamowite damy. Owe merveilleuses nie tyle ubierały się, co rozbierały, ekstrawagancko. Wykorzystując prześwitujące materiały elegantki odsłaniały piersi i nogi. Złośliwi karykaturzyści starali się je ukazać także z gołymi pośladkami czy wyrwanymi w sukniach dziurami, ukazującymi to, co powinno być zakryte.
Przesadne kapelusze z ogromnymi rondami lub sięgającymi daleko w przód daszkami, celowo deformującymi kształt głowy. Z drugiej strony fryzury i kroje sukni nawiązywały do znanych z rzymskich marmurowych posągów. Trudno ustalić, czy owe wspaniałe damy bardziej chciały szokować czy zachwycać, pragnęły być uznanymi za brzydkie czy też pociągające w swej ekstrawagancji.
Nie tylko stroje były w owej subkulturze wykoślawione. Incroyables i merveilleuses postanowili także odrzucić literę „r”, głoskę tę zastąpili dźwiękiem najbliższym brzmieniu „zy”. Co ciekawiej nadano nawet owej wymowie własną nazwę. Dlatego gdy ktoś powiedział: He bonzou, monsez, come tu es eng'aisse depuis que jen et'ai vu; ma pa'ole d'honneu', c'est inc'oyable!; to było wiadomo, że po prostu „garatyzuje”, naśladuje wymowę uwielbianego piosenkarza, ówczesnego celebryty.
Owa moda z czasów schyłku rewolucyjnego państwa była kojarzona jednoznacznie politycznie. „Niesamowitym” przeciwstawiano ubierających klasyczne, skromne stroje. Ukuto nawet dla owych przeciwników własną nazwę – collets noirs. Incroyables i „czarne krawaty” byli ukazywani, jako dwie frakcje w sporze politycznym, a rozgorączkowani publicyści porównywali ich do fakcji zielonych i niebieskich z czasów Justyniana i Belizariusza.
Jednakże istotnym elementem owej przesadnej i dziwacznej mody był erotyzm. W czasach termidoriańskich prawdziwą furorę na balach sprawiał nowy – w opinii dojrzałych dam i mężów – nieprzyzwoity taniec towarzyski, czyli walc. Mówiono, iż ciągłe wirowanie w tańcu może prowadzić do kłopotów ze zdrowiem. Zgorszenie budził także bliski kontakt ciał tańczących partnerów. W wielu ośrodkach walc stał się tańcem zakazanym, we Francji podejrzana była także wiedeńska proweniencja owego tańca.
Szaleństwo termidoriańskie było nie tylko reakcja na ciągnący się przez kilka lat terror rewolucyjny, był skutkiem pewnej paranoicznej atmosfery wypracowanej w tych czasach. Zdumiewają nas szaleństwa złotej młodzieży, ale zdajemy się zapominać że i sama republika zamawiała u swego malarza Davida, projekty oficjalnych strojów, które nas zadziwiają na równi z ekscentryzmem termidoriańskim.
Ale już w tym czasie na Francję zaczął padać cień człowieka, którego osobowość będzie oddziaływać nie tylko na sztukę wojenną, ale także na prawo i ustrój całej Europy. Styl empirowy zaciąży także na modzie początku XIX wieku.
Juliusz Gałkowski
(1967) historyk sztuki, teolog, filozof, publicysta, bloger. Stały publicysta miesięczników: Egzorcysta i List. Współpracuje z portalami areopag21.pl, rebelya.pl, historykon.pl, teologia polityczna.pl. Ponadto pisuje w wielu innych miejscach. Mieszka w Warszawie.