Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl. Z góry dziękujemy.
Ten krótki tekst mógłby być jednym z odcinków długiego cyklu poświęconego niesprawiedliwości, jaka spotyka człowieka za sprawą wdrażania „równościowej” agendy. Agendy, która niesie na swoich sztandarach hasła walki ze wszelką „opresją” i „stygmatyzacją”. Zgodnie z ogólnie przyjętą narracją, oba zjawiska w szczególny sposób dotykają kobiety. Sposobem na ich wyeliminowanie ma być powszechne „równouprawnienie”, dotyczące wszelkich sfer życia, bez względu na to, czy kobiety (w większości) pragną takiej „równości”, czy też nie. Rewolucjoniści – jak zawsze – najlepiej wiedzą co jest dobre dla człowieka, czy grupy społecznej. Niechęć – choćby większości – do „uszczęśliwiających” zmian, to dla rewolucjonistów dodatkowa motywacja, by jeszcze bardziej zewrzeć szeregi i spotęgować wysiłki dla uszczęśliwienia także tych, którzy jeszcze nie wiedzą, co dla nich dobre. Choć największym rozmachem i pomysłowością walki o równouprawnienie kobiet odznaczają się różne ruchy lewicowe, istnieje dyscyplina, w której prawica nie ustępuje lewicy w walce z „nierównością społeczną”. Dyscyplina niezwykle wymagająca, walka ambitna, w której przeciwnikiem jest sama natura. Natura człowieka, czy szerzej, natura istoty żywej.
Jeśli nie wszyscy znają z lekcji religii (czy osobistej lektury Biblii) opis stworzenia świata z Księgi Rodzaju, to, biorąc pod uwagę powszechność obowiązku szkolnego, powinni pamiętać z lekcji biologii, że najważniejszym zadaniem wszystkich żyjących istot jest ich praca na rzecz zachowania swojego gatunku. Oczywiście, najważniejszym elementem tej pracy jest rozmnażanie się (przekazywanie życia) i odpowiednie przysposobienie potomstwa do samodzielnego funkcjonowania. Ten drugi człon jest specyficznym zadaniem zwierząt, w sposób szczególny kręgowców. Im bardziej rozwinięte, inteligentne, im bardziej skomplikowane środowisko ich życia, tym większy, niezbędny wkład „wychowawczy” rodziców. Jak wiadomo, człowiek – jako istota żywa, jako przedstawiciel ssaków – podlega tej samej zasadzie. Co więcej, dziecko, z uwagi na niezwykle rozbudowaną sferę psychiczną, a także na potencjał rozwoju intelektualnego i duchowego, zmysłu etycznego i smaku estetycznego (prawdopodobnie w ogóle nieobecnych nawet u najbardziej inteligentnych ssaków), wymaga nieporównanie większego i dłuższego zaangażowania swoich rodziców.
Trudno zatem sobie wyobrazić zadanie bardziej ambitne i zajęcie bardziej wymagające niż wydanie na świat potomstwa i jego odpowiedzialne wychowanie. Choć niezbędny niegdyś, dla sprawnego funkcjonowania rodziny czy gospodarstwa, tradycyjny podział ról żony i męża, matki i ojca, w wyniku zmian modelu gospodarczego ulega znacznemu zatarciu, dopóki ma trwać nasz gatunek, dopóty naszym najważniejszą, a zarazem najambitniejszą (i chyba najciekawszą) pracą będzie ta poświęcona wychowaniu dzieci.
Tymczasem, prawica prześciga się z lewicą w „uszczęśliwianiu” kobiet za sprawą rozwiązań mających ułatwiać im możliwie jak najszybszy po urodzeniu dziecka „powrót na rynek pracy”. Trwa licytacja na programy rozwoju żłobków i przedszkoli, a w sukurs dodatkowo przychodzi sztuczna inteligencja, która wkrótce może przybrać postać robotów-opiekunek, robotów-wychowawców… Czym jest dla polityków, a być może, nawet dla większości nowoczesnych społeczeństw, pobyt kobiety w domu związany z opieką rodzicielską i samodzielnym wychowywaniem własnych dzieci, skoro walka o jej szybki „powrót do pracy” stała się z jednym z priorytetów społecznej polityki państwa? Można się domyśleć co najmniej dwóch motywacji takiej troski: (a) praca w domu jest niegodna współczesnej kobiety, więc jak najszybciej powinny wrócić do pracy poza domem, lub (b) pozostając w domu, będąc nieaktywne na rynku pracy, kobiety takie stanowią obciążenie dla „pracującej” części społeczeństwa. Świadomie, czy nie, sprowadzając wsparcie państwa dla młodych matek do tworzenia systemu służącemu ich jak najszybszej aktywizacji zawodowej, politycy tworzą atmosferę publicznej i społecznej stygmatyzacji i opresji wobec tych, które decydują się na całkowite poświęcenie się pracy najbardziej wymagającej i odpowiedzialnej – wychowaniu przyszłego pokolenia Polaków. Ile z nich nie wytrzymuje tej presji, porzucając swoje najszlachetniejsze rodzicielskie pragnienia i plany?
Jeśli chcemy trwać jako naród, musimy sobie przypomnieć, że największym naszym dobrem nie są najlepsze nawet żłobki czy przedszkola, a oddani, odpowiedzialni rodzice nie bojący się wyzwań wynikających z samodzielnego wychowywania dzieci. I to ich praca, a szczególnie całodobowa praca matki zasługuje na najwyższe uznanie i szacunek. Jak żadna inna z dostępnych na „rynku pracy”.
Andrzej Bobiec
Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl. Z góry dziękujemy.