Lewica (nawet ta, którą można cenić) od kiedy PiS jest u władzy lansuje narrację, że mamy do czynienia z "antyunijnym nadymaniem się" i że jest to sytuacja godna pożałowania.
Jeszcze mogę zrozumieć taką krótkowzroczną postawę u "kawiorowych", dla których kluczowa jest sprawa “cywilizacyjna”, a nasza bliskość z UE, to gwarant uczestnictwa w pewnym modelu życia, który jest dla nich wartością samą w sobie, i przynależność do pewnej paneuropejskiej subkultury (klasy) stawiają wyżej od suwerenności państwa, w którym żyją i które faktycznie, na poziomie elementarnym życie im umożliwia. Prawda jest taka, że gdy skończą się państwa, skończą się też narosłe na nim subkultury. Jest też inna perspektywa - tylko państwo narodowe może zapewnić sprawiedliwość wobec własnych obywateli, co jak się zdaje jest jednym z priorytetów lewicy. Dlatego znacznie trudniej zrozumieć mi oburzenie jej "społecznych" przedstawicieli.
Dziwne, że nie zauważa się kto jest rzeczywistym beneficjentem 25 lat "polskiej transformacji". Są nimi kraje Unii (niektóre można by wymienić szczególnie), a unijne dopłaty, fundusze etc., które miałyby być taką wielka łaską dla nas, nowym planem Marshalla, to jednak jałmużna na uspokojenie sumień - bogatych jako panów i naszych jako niewolników - ewentualnie kolonizatorów i skolonizowanych. Korzyści jakie przedsiębiorstwa - choćby niemieckie - osiągnęły dominując liczne obszary naszego życia gospodarczego, to są dopiero "dopłaty" osiągane kosztem naszej pracy a za pomocą przewagi kapitału.
Oczywiście nie dziwi mnie, że rolnik nie będzie chciał słuchać takich dywagacji, ponieważ dla niego liczy się dzisiejsza kwota, którą otrzymuje do każdego hektara, podobnie jak dla samorządowca dotacja na jakiś projekt rozwojowy jego gminy. Wydaje się, że refleksja ludzi zatroskanych o Polskę powinna przekroczyć jednak taki poziom argumentacji, porównywalny z apologią rządów PO w wykonaniu Bartłomieja Sienkiewicza. Czy w Polsce najlepiej się dzieje kiedy premier nic nie robi i zgadza się na wszystko co Niemcy powiedzą?
Naprawdę, są elementy suwerenności, które Polska może wykorzystywać, a tego nie robiła od dawna. Ciekawe, czy ci sami autorzy będą ubolewać nad tym, że minister obrony zrezygnował z projektu rakiet "Patriot" (coraz droższego, nieokreślonego jeśli chodzi o termin realizacji), jako "nadymaniem antyamerykańskim". Wątpię, ponieważ w grę wchodzą tu jeszcze rozmaite sentymenty. A sprawa jest na pewnym poziomie analogiczna, ponieważ dotyczy interesów. Jeśli Polska zamierza wydać w najbliższych 35 mld na uzbrojenie to niekoniecznie musi je przekazać tym państwom, które akceptują Akt Stanowiący NATO-Rosja, utrwalający nasz status natowskiego sojusznika drugiej kategorii.
W Unii też prowadzi się politykę - nie kryją się z tym także mniejsze państwa - choć Niemcy czy Francja chciałyby uznać Europę za swoją domenę - przestrzeń oczyszczoną z polityki, będąca miejscem bezpośredniego realizacji ich interesów. Niekoniecznie musimy zawsze jak ślimaki chować się do muszli kiedy tylko pan Juncker czy pani Merkel tupnie nogą - skoro inni mają, także w Polsce, swoje interesy, które chcą chronić, to powinni tez pamiętać, że drogą do tej ochrony mogą być choćby ustępstwa wobec naszych interesów.
Tomasz Rowiński
(1981), redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, publicysta poralu Aleteia.org, senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.