Rozdział 59. O ofiarowywanych przez rodziców synach ludzi możnych i ludzi ubogich
1 Jeśli ktoś z możnych ofiaruje swego syna Bogu w klasztorze, a chłopiec jest małoletni, rodzice sami napiszą prośbę, o której wyżej mówiliśmy. 2 Następnie zawiną ten dokument i rękę chłopca razem ze swoim darem w obrus ołtarza i tak go ofiarują.
3 Co zaś tyczy się majątku, to powinni w składanym przez siebie dokumencie zobowiązać się pod przysięgą, że nigdy ani sami, ani przez pośrednika, ani w jakikolwiek inny sposób niczego mu nie podarują ani nie umożliwią posiadania czegokolwiek. 4 Jeśliby zaś nie chcieli tego uczynić, a pragnęli ofiarować jakąś jałmużnę klasztorowi jako wynagrodzenie, 5 niechaj sporządzą na rzecz klasztoru akt prawny darowizny tych rzeczy, jakie zamierzają ofiarować, zatrzymując sobie, jeśli zechcą, prawo użytkowania. 6 Trzeba tak to wszystko urządzić, by zapobiec powstaniu w sercu chłopca jakichś zamysłów, które mogłyby go zwieść i — co nie daj Boże — doprowadzić do zguby. A wiemy z doświadczenia, że to się zdarza.
7 W podobny sposób niech postępują także ludzie ubożsi. 8 Kto zaś w ogóle niczego nie posiada, niech po prostu napisze prośbę i wraz z darem ofiaruje syna w obecności świadków.
To prawda, że Reguła — prawo o mocy uniwersalnej i o odpowiedniej elastyczności — przychodzi do nas z kultury już bardzo różnej od naszej. Nie chodzi tym razem ani o to, że ta nasza choruje aż tak mocno na desakralizację czy eksmisję misterium, ani o to, że tyle w międzyczasie powstało usprawnień i udogodnień dostępnych niemal powszechnie; chodzi o to, że mocno zmienił się sposób w jaki patrzymy na podległość „części” wobec „całości”, a więc i na przynależność wspólnotową człowieka — i w konsekwencji też na sposób dysponowania losem ludzi we wspólnocie. Zmiany te kojarzyły się nieraz z niepokojącymi „modernizmami” i wypływały w powiązaniu z działalnością wywrotową względem christianitas — jednak nie sposób podsumować ich samych jako zniszczenia i negacji. Co więcej, niekiedy te zmiany wypływające w oparach bardzo negatywnych manifestów pobudzały sumienie chrześcijańskie do głębszego wejrzenia w sprawy, które kiedyś zostawiono inercji starszych „ludzkich tradycji”, choć mogłyby zostać przetworzone przez ducha Ewangelii.
Kiedy czytamy rozdział o ofiarowywaniu małoletnich synów do klasztoru, to nawet przy szacunku dla równowagi obyczajów odległej epoki myślimy już o tym inaczej niż wtedy: jesteśmy ostrożniejsi w determinowaniu losu dzieci. Co więcej, los dzieci nie jest już traktowany po rzymsku, jako wewnętrzna sprawa domu i obszar bezwzględnej patria potestas. Ta przemiana nastąpiła już dość dawno i zdążyło się z nią sparować prawo kanoniczne: dzisiaj nie można zostać zakonnikiem dlatego że tak chce ojciec i nie można nim zostać zanim nie osiągnie się wieku samodzielnych decyzji. Co nie znaczy, niestety, że wiek ten osiąga się szybko — wręcz przeciwnie, dzisiejszy świat — między innymi z powodu wydłużenia życia — jest o wiele bardziej zarządzany przez starców niż wieki Reguły; i są to dziś często „starcy”, którzy na różne sposoby bardziej przeszkadzają ofiarowaniu (się) młodego człowieka do klasztoru niż mu w tym pomagają. Mamy inne wyzwania.
Wracając do tekstu: także w Regule ofiarowanie dziecka do klasztoru nie oznaczało zapewne aktu definitywnego. Już raczej chodzi tu o przypadek porównywalny z istniejącymi i dziś tu i ówdzie „małymi seminariami” — z tym że oczywiście włączenie do codziennego życia wspólnoty mniszej jest egzystencjalnie mocniejsze. O świętym Tomaszu z Akwinu — którego rodzice oddali do benedyktynów na Monte Cassino, a który przecież potem zmienił dość gruntownie swą drogę, wbrew rodzinie — mówi jeden z najlepszych znawców jego myśli, że „do pewnego stopnia nigdy nie przestał być benedyktynem”. Lata wczesnej formacji w codziennym śpiewie Psalmów oraz słuchaniu Pisma i Ojców, we wspólnej pracy — to cenny kapitał. Ale w pewnym momencie dojrzewania przychodził czas na podjęcie własnej decyzji — takiej, która mogłaby oznaczać rzeczywiste i definitywne wejście na drogę mnicha.
Dzisiaj będzie z tym inaczej. Nikt z nas nie „ofiaruje” swego dziecka klasztorowi tak jak to czytamy w tym rozdziale — ale czy nie zdarza się nam ofiarowywać ich wewnętrznie naszej umiłowanej wspólnocie mniszej, świętemu Ojcu Benedyktowi, wszystkim świętych Zakonu Naszego? Czy nie leży nam na sercu, by wspólne bywanie w klasztorze dawało i dzieciom okazję zaczerpnięcia tej uzdrawiającej „woni olejku”, która wyrzuca smród zapomnienia o Bogu i lekceważenia stworzonej przezeń natury? By nie tylko pory modlitwy, ale i pory pracy, posiłków, rozrywki, rozmowy i żartu — były napełnione tym innym duchem, który czasami tak trudno podtrzymać z dala od tych miejsc? Tak bywa, tak może być. I jeśli któregoś dnia ta woń obudzi w którymś z naszych „gości” pragnienia pójścia „tam”, przecież będziemy błogosławić, a nie lamentować.
Rozdział o ofiarowaniu — oblacji — synów do klasztoru czytamy dziś również jako jedyny ślad innej instytucji, która powstanie później i będzie kształtowała się bardzo rozmaicie. Chodzi o oblaturę, czyli związek ze wspólnotą mniszą, który nie polega na pełnym włączeniu we wszystko, lecz jednak jest już realną przynależnoscią. Poza tzw. oblatami regularnymi (czyli takimi niemal-mnichami, których czasami spotyka się w klasztorach, gdzie mieszkają z mnichami, trudni do odróżnienia od nich) są też i tzw. oblaci świeccy, czyli osoby świeckie (ale i kapłani diecezjalni), którzy zostają przyjęci do wspólnoty duchowej z klasztorem i dzielą z nim zasadę życia, chociaż pozostają w swoim stanie, miejscu życia i powołaniu, np. małżeńskim i rodzicielskim. Są oblatami i oblatkami — czyli „ofiarowanymi”. Sami chcieli pójść tą drogą, a teraz starają się żyć tą duchowością ofiarowania.
PM
-----
Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.
Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)
(1966), założyciel i redaktor naczelny "Christianitas", filozof, historyk, publicysta, freelancer. Mieszka w Brwinowie.