Tekst równocześnie ukazuje się w prowadzonym przez Josepha Pearce'a Saint Austin Rewiev.
Doświadczenie jakim w polskich dziejach była homilia Jana Pawła II wygłoszona w Warszawie 2 czerwca 1979 roku na Placu Zwycięstwa trudno przecenić. O kazaniu kończącym się słynnymi słowami “Niech zstąpi Duch Twój i odmieni oblicze ziemi, tej ziemi” napisano tysiące tekstów, wiele książek, a sama homilia była cytowana trudną do zliczenia liczbę razy w polskim piśmiennictwie. Dopatrywano się w niej cudu, który “uruchomił” proces kształtowania się ruchu “Solidarność”. To zapewne w jakiejś mierze prawda, biorąc pod uwagę, że czas poprzedzający najpierw wybór papieża-Polaka, a potem jego pierwszą pielgrzymkę do Ojczyzny charakteryzowało przekonanie, że komunizm będzie w kraju nad Wisłą panował wiecznie.
Sądzę jednak, że możemy do tego “cudu” nieco się przybliżyć i zrozumieć z niego coś więcej, od tego co daje klucz wytłumaczeń z zakresu socjologii ruchów społecznych i charyzmy ich liderów. Nie często próbuje się ująć wydarzenie z czerwca 1979 z głębszej perspektywy katolickiej filozofii dziejów i tego co nazywam w jednej ze swoich książek hermeneutyką polskości[1]. To ona pozwala nam lepiej zrozumieć dlaczego ten moment, z tym jednym człowiekiem stojącym w tym konkretnym miejscu kraju i dziejów - wobec miliona słuchaczy - stał się jednym z kamieni milowych polskiej historii.
Filozof Ryszard Legutko w swojej książce Esej o duszy polskiej[2] pisał w roku 2008, że współczesna Polska nie sięga dalej niż do PRL, że najpierw rozbiory w XIX wieku, a potem okupacja hitlerowska i wreszcie czasy komunizmu, całkowicie zerwały nić polskiej tradycji. To, co w Polsce stało się i wciąż dzieje wartościowego założył na nowo Jan Paweł II właśnie w roku 1979. To radykalna opinia jest socjologicznie interesująca, a – przede wszystkim – efektowna. Nawet jeśli weźmiemy w nawias jej najbardziej radykalny punkt, czyli twierdzenie o całkowitej utracie przez Polskę własnej tradycji jako par exellence narodowej suwerennej racjonalności, która miałaby się dokonać z powodu tragicznych okoliczności historycznych, nikt nie ma wątpliwości, że Polska od połowy XVIII wieku poniosła wielkie straty w kulturze narodowej. Pozostawaliśmy większą część tego czasu bez suwerennego państwa, tego niezbędnego składowego elementu formy życia narodów. Choć jest oczywiste, że polskie doświadczenia od upadku państwa w XVIII wieku stały się przyczyną swoistej eksplozji życia kulturalnego, literackiego czy artystycznego to jednak te przejawy żywotności nie mogły zastąpić realności życia narodu, które daje “ciało” życia państwowego.
W tym też sensie teza Legutki jest wyzwaniem i pytaniem - czy może powstać naród, który prawie (lub całkowicie) przestał istnieć. A przecież z drugiej strony wszyscy w Polsce - słusznie - uważali przed rokiem 1979, że Polscy istnieją. Spojrzenie historyczne nie może wykluczyć przecież polskiego powojennego sprzeciwu wobec komunistów, ani roli kard. Stefana Wyszyńskiego, prymasa Kościoła w Polsce w podtrzymywaniu ducha narodu. Jednak “wydarzenie teologiczne” jakim była pierwsza pielgrzymka Jana Pawła II do Ojczyzny uświadomiła narodowi - wierzącym i niewierzącym - że marazm w jakim znaleźliśmy się w tamtym momencie trwania komunistycznego reżimu wynikł z głębokiej dezorientacji co do własnego rozumienia dziejów i miejsca Polski w tych dziejach. Spróbujmy krótko wyjaśnić tę kwestię nieco ab ovo.
Pamięć Boga
Święty Augustyn mówił, że to pamięć Boga utrzymuje świat w istnieniu. Pamięć dla Augustyna „stwarza tę szczególną rzeczywistość, którą jest »teraźniejszość«: pamięć wyodrębnia pewien krąg nieprzerwanego toku wydarzeń i ujmuje go w dzisiaj”[3]. Joseph Ratzinger, ten znakomity współczesny augustynik, w swoich wypowiedziach na temat spraw ostatecznych, dopowiadał, że nieśmiertelność i zmartwychwstanie człowieka są możliwe tylko dlatego, że Bóg każdego z nas zachowuje w swojej pamięci. A pamięć Boga stwarza rzeczywistość.
W analogiczny sposób narody chrześcijańskie są w rękach (w pamięci) Opatrzności. Potrzeba jednak by same nie zamykały się na wybranie jakie Bóg im ofiarowuje. Ponieważ Polska nie ma innego początku niż chrzest Mieszka I w roku 966, przeznaczenie Polski nie może w pełni realizować się poza konsekwencjami chrztu. W nim jest źródło polskiej tradycji, na którą składa się własna racjonalność wspólnoty narodowej, jak i jego instytucje istnienia.
Jak zauważa Ratzinger, pamięć Boga daje zatem nadzieję, która wykracza daleko poza nas samych - wskrzesza człowieka[4] i podobnie może też wskrzesić naród, nawet jeśli on sam zapomniał o sobie. To Bóg nosi go w swojej pamięci takim, jakim jest w istocie. Istota to nie tylko początek, ale także „to, co dojrzało w ziemskiej egzystencji.”[5] Narody chrześcijańskie nie są klonami jednej platońskiej matrycy, ale same w dziejach uczą się na własne sposoby realizować swoje powołanie. Zatem nie chodzi o z góry przyjętą ideę Polski, która Polaków nie potrzebuje, by istnieć, ale o prawdziwą Polskę razem z Polakami wszystkich czasów. Oczywiście, człowiek jest ważniejszy od narodu, dlatego Bóg go wskrzesi w Dniu Ostatecznym, co możemy przyjąć jako nadzieję pewną wiary katolickiej. Jednak i naród ma swoje zadania, kanały łaski, sposoby dostępu do Stwórcy. Nie powinno więc wydawać się nam kontrowersyjne, że Polska i Polacy istniejąc dzięki przymierzu zawartemu z Bogiem i dzięki jego pamięci, mogli się kolejny raz odrodzić.
Kościół jako Pamięć
Jeśli chodzi o pamięć do pewnego stopnia podobnie rzecz ma się z Kościołem, instytucją Bożą na ziemi. Jest on nie tylko religią – konkretne formy religijności zmieniają się, nawet w ramach katolickiej ortodoksji. Jest on także pamięcią, która przechowuje to, co wiemy o zbawieniu i sprawach najważniejszych dla człowieka. Przechowuje także wiele dóbr doczesnych, które mogą podtrzymywać i umacniać chrześcijańskie życie. Z pewnością do tych dóbr przechowywanych w pamięci Kościoła należy trwanie i dzieje narodów chrześcijańskich – Kościół jest strażnikiem ich sensu. Danièle Hervieu-Legér, francuska socjolog uchwyciła ten rys religii i Kościoła w niezwykle przekonujący sposób:
Religia [...] to specyficzny rodzaj organizacji i funkcjonowania wierzenia, owa „specyficzność” zaś leży w tym, że odwołuje się do pamięci poprzednich pokoleń, a więc do tradycji. Dzięki temu powstaje coś, co można nazwać linią wyznaniową, religijną tożsamością, która zawiera w sobie wzorce dotyczące wszystkich dziedzin ludzkiego życia. Istnienie religii wymaga ciągłej anamnezy, „odpamiętywania”, przywoływania przeszłości, ponieważ to ona nadaje religijny sens teraźniejszości i patrzeniu w przyszłość.[6]
W Polsce bez chrześcijaństwa zrozumienie sensu historii nie jest możliwe do odcyfrowania. W takim stanie niezrozumienia, jak się zdaje, znaleźliśmy się pod władzą komunistów. Przed papieską wizytą w 1979, nasza racjonalność i instytucje były rozbite na trudne do połączenia fragmenty przez trwające od XVIII wieku turbulencje. Bez chrześcijaństwa historia jest dla Polski tylko czasem chaosu, a Polacy dziećmi we mgle szukającymi u fałszywych proroków - poetów czy ideologów - nadziei, że to oni „założą formalne podstawy ich odrębnego, nieprzetłumaczalnego na inne języki istnienia”[7]. W stanie takiej dezorientacji nie może w dłuższej perspektywie trwać żaden “naród historyczny”. Jeśli Polska miałaby swoim podstaw formalnych dopiero szukać, znaczyłoby, że może być czymkolwiek, że nie jest “narodem historycznym”, ale pustym słowem na mapie. Tymczasem odpowiedź na to, czym jest polska forma polityczna i narodowa daje nam historia, w której jesteśmy osadzeni i w której rozwinęliśmy swoją “regułę życia” - swoiste ordo. Historia wskazuje na jeden bardzo konkretny moment kiedy polskość wynurzyła się z mroku, z bezkształtu. Wtedy zapewne ona sama o sobie jeszcze wiele nie wiedziała, ale jej istota już była poznana. Już była w pamięci Boga i Kościoła. Bóg i Kościół patrzyli na kraj Mieszka, pierwszego naszego chrześcijańskiego władcy i wiedzieli, czym on jest oraz jak może się zrealizować jego życie. Polska od samego początku, czyli roku 966 jest dzieckiem Kościoła. Plemienny wcześniej byt nagle zaczął nabierać innego ciała.
Do Polski w roku 1966, na milenium chrztu, chciał przyjechać Papież Paweł VI, ale władze komunistyczne na to nie pozwoliły. Za to zorganizowały konkurencyjne do kościelnych obchody tysiąclecia państwa polskiego. Pomimo oporu Kościoła pogłębiało to dezoriencję polskiej samoświadomości. Samoświadomość narodowa rzadko po prostu się zapada, raczej krok po kroku wycofuje. Dlatego, gdy Jan Paweł II przyjechał w roku 1979 do swojej Ojczyzny nawiązywał do tej niedokonanej pielgrzymki swojego poprzednika i pierwsze co zrobił przypomniał Polakom sens ich własnych dziejów. Z tej perspektywy podróż ta była odnowieniem chrztu Polski, a poprzez wezwanie Ducha Świętego, bierzmowaniem.
Otóż nie sposób zrozumieć dziejów narodu polskiego – tej wielkiej tysiącletniej wspólnoty, która tak głęboko stanowi o mnie, o każdym z nas – bez Chrystusa. Jeślibyśmy odrzucili ten klucz dla zrozumienia naszego narodu, narazilibyśmy się na zasadnicze nieporozumienie. Nie rozumielibyśmy samych siebie. Nie sposób zrozumieć tego narodu, który miał przeszłość tak wspaniałą, ale zarazem tak straszliwie trudną – bez Chrystusa. Nie sposób zrozumieć tego miasta, Warszawy, stolicy Polski, która w roku 1944 zdecydowała się na nierówną walkę z najeźdźcą, na walkę, w której została opuszczona przez sprzymierzone potęgi, na walkę, w której legła pod własnymi gruzami, jeśli się nie pamięta, że pod tymi samymi gruzami legł również Chrystus-Zbawiciel ze swoim krzyżem sprzed kościoła na Krakowskim Przedmieściu. Nie sposób zrozumieć dziejów Polski od Stanisława na Skałce do Maksymiliana Kolbe w Oświęcimiu, jeśli się nie przyłoży do nich tego jeszcze jednego i podstawowego kryterium, któremu na imię Jezus Chrystus.[8]
Skrótowy, teologiczny dyskurs Papieża o dziejach Polski i jej sensie stał się anamnezą, która wybudziła Polaków z dezorientującego snu “małej stabilizacji”, tej namiastki nowoczesnego wygodnego życia w czasach komunistycznego przywództwa Edwarda Gierka. Jan Paweł II, niczym Gandalf z oczu Theodena, zdjął zły czar zagubienia spowodowanego zbyt długim stanem udręki, ale i wyniszczenia polskich elit. Ujawniony został na nowo, z niezwykłą wyrazistością na tle języka propagandy, logos polskich dziejów. Pomimo realnego zerwania wielu wątków naszej formy, Polacy odzyskiwali dzięki Papieżowi wzrok, rozumieli na nowo swoją osobność w historii, rodowód i przeznaczenie. Papież wypowiadał swoje słowa jako następca biskupa Jordana (pierwszego polskiego biskupa), biskupa Stanisława (biskupa krakowskiego, męczennika zabitego przez króla Bolesława Śmiałego) i całej realnej trwałości związku polskości i katolickości. Okazało się wyraźnie, że Kościół w osobie biskupa Rzymu zachował w swojej pamięci sens polskości i przywrócił nam go wtedy, nawet pomimo ruiny materialnej naszych dziejów i widzialnego zmierzchu życia narodowego. Doświadczenie roku 1979 przypominało wielu ludziom źródła trwałości polskiej formy kulturalnej i politycznej.
Polski kobierzec dziejów
Przesłanie Jana Pawła II do Polaków jest najbardziej współczesną aktualizacją opowieścią o polskiej suwerenności. Jej szczególne znaczenie to wynik okoliczności, w jakich powstała. Nie mamy w tym przypadku do czynienia z naukową „obróbką tekstów kultury”, ale z głosem idącym z samego wnętrza polskiej opowieści, samego rdzenia tej tradycji. Praktyczny wymiar, jaki papieska narracja miała dla działalności politycznej opozycji demokratycznej i morale całego narodu końca lat siedemdziesiątych i dekady lat osiemdziesiątych przypieczętował siłę tej aktualizacji.
Homilia z 2 czerwca 1979 jest szczególna, ze względu na swój dziejowy moment, kairos, który był zapowiedzią wielkiej zmiany, ale i ratunkiem. Jan Paweł II przypomniał swojemu narodowi opowieść o Polsce poukładaną ze strzępów narracji, coraz bardziej osamotnionych symboli, z puzzli, w które zamieniały ją konsekwentnie kolejne próby zniszczenia Polski podejmowane przez zaborców, okupantów, “sojuszników”, a także ich wewnętrznych sprzymierzeńców. Papież spełnił w swojej homilii podstawowy warunek suwerennej opowieści, która powinna być reprezentacją całości sensu, powinna wychodzić od tego, co możemy odnaleźć w dziejach jako akt założycielski, od którego rozwijają się wszystkie zasadnicze wątki dziejów. Próba ujęcia całości sensu daje szansę, zamiast wewnętrznych podziałów, uzyskać suwerenną odrębność. Ta zaś umożliwia wolność. W perspektywie podanej przez Jana Pawła II sens naszej historii wiedzie od chrztu Polski do zabójstwa biskupa Stanisława, który swoim ciałem zagroził drogę rozrostowi ambicji władzy świeckiej. Później poprzez czas, gdy Kościół stał się ciałem scalającym kraj rozbity średniowiecznym dzielnicowym podziałem, dalej znajdujemy złoty wiek epoki dynastii jagiellońskiej i ostatniego z rodu Zygmunta Augusta, który miał stwierdzić, że nie chce być władcą ludzkich sumień. Co można uznać za jeden z praktycznych szczytów katolickiej zasady tolerancji w czasach wojen religijnych. Ukoronowaniem tej opowieści jest obraz Rzeczpospolitej jako kraju wolnego, kraju bez stosów, schronienia dla chrześcijan różnych denominacji i Żydów, a także przedmurza katolicyzmu wobec muzułmańskiej ekspansji.
Nie znaczy to, że mamy do czynienia w papieskiej homilii z idealizacją. Krytyczne uwagi papieża dotyczą choćby upadku ducha suwerenności i podmiotowości w epoce Polski przedrozbiorowej. Opowieść nabiera konkretniejszych kształtów w czasach coraz nam bliższych, dawnym epokom pozwala wyznaczyć pewien kontur, zarys istnienia, odrębności i rodowód polskości. Dalszy ciąg tej narracji stanowią takie elementy, jak wyjątkowy - religijny i katolicki - charakter polskiego oświecenia, dalekiego od rewolucyjnego zaślepienia znanego z Francji, a także oparcie się nowoczesnej polskiej kultury na fundamencie wiary katolickiej. W ten właśnie sposób w dziejach polska suwerenność złączyła się z religijnością.
Dlatego komuniści podjęli intensywne wysiłki by przeprowadzić “świeckie” obchody tysiąclecia Polski. Było to świadome zmaganie o władzę nad sensem Polskich dziejów w latach zależności od sowietów. Można powiedzieć, że ówczesny pierwszy sekretarz Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej Władysław Gomułka podjął jak dotychczas najszerzej zakrojoną próbę całościowego przejęcia polskiej formy. Chciał zachowania polskości, a odrzucenia katolicyzmu. Jan Paweł II przeszkodził temu procesowi, który był w rzeczywistości wielkim zagrożeniem dla dalszego trwania Polaków jako “narodu historycznego”, suwerennego od potęg kontynentu europejskiego. Bowiem sensem polskości w historii jest rozpoznawanie Boga zarówno przez naród, jak i państwo, które to rozpoznawanie jest źródłem naszego pojęcia sprawiedliwości, wolności oraz ładu społecznego. W tej sytuacji katolicka forma jest jedną z najważniejszych naszych instytucji istnienia – trzeba ją chronić, zwłaszcza, że jest zaniedbywana przez państwo, które dziś kuleje i wymaga naprawy.
Historia się nie skończyła
Jednak papieska homilia nie zakończyła “sporu o Polskę”, nowoczesność komunistyczna, znalazła po roku 1989 swoich następców w nowoczesności liberalnej. Choć jej przedstawiciele jako opozycja demokratyczna korzystali z ochrony jaką dawał Kościół w czasach komunizmu, na granicy jego upadku zawiązali sojusz z postkomunistami. Wspólny cel tego sojuszu był taki sam jak ten, który postawił przed sobą Gomułka - wyprzeć katolicyzm z polskiej debaty i polityki, odebrać mu siłę kształtowania polskości. Przedstawiciele liberalno-lewicowych elit, innymi metodami, a częściowo też za pomocą innych idei niż komuniści wywierają nieustanną presję na polską kulturę, by porzuciła ona swoją chrześcijańską suwerenność na rzecz podporządkowania się politycznej racjonalność i moralności zlaicyzowanych potęg zachodu. Ta presja na porzucenie drogi katolickiego narodu powtarza się, doświadczyliśmy jej już w wieku XVIII przed upadkiem państwa, gdy naciskały na nas oświecone absolutyzmy Rosji i Prus.
Symboliczne w tym względzie stało się agresywne odrzucenie przez dominującą na scenie politycznej część dawnej opozycji antykomunistycznej Jana Pawła II, który w roku 1991 przyjechał do Polski by umocnić przekaz z roku 1979 i mówił o Dekalogu jako etycznym programie dla polskiej polityki. Choć po stronie konserwatywnej powstało przekonanie, że Kościół był w czasach komunizmu czymś w rodzaju regencji, jak za czasów rozbicia dzielnicowego czy zaborów, a kard. Wyszyńskiego i Jan Paweł II nazwano niekorowanymi królami Polski, przyszłość naszego narodu nie jawi się jako spokojna. Na pewno jakiś lud mówiący po polsku będzie nad Wisłą mieszkał jeszcze długo, ale czy będą to suwerenni i świadomi swojego powołania i przeznaczenia Polacy czy też pomniejszy ludek, całkowicie zależny kulturowo i politycznie od innych. Tego jeszcze nie wiadomo. Ci jednak którzy pozostaną wierni muszą pamiętać, że i Bóg pamięta i jest On gwarantem polskich nadziei. Jeśli tylko go całkowicie nie odrzucimy.
Tomasz Rowiński
-----
Drodzy Czytelnicy i Przyjaciele!
Ukazała się właśnie książka "Aby On panował. Dwadzieścia lat Christianitas" wydana z okazji jubileuszu pisma. Zawiera ona trzy wykłady wygłoszone przez Pawła Milcarka, Piotra Kaznowskiego i Tomasza Rowińskiego podczas rocznicowego sympozjum, które odbyło się jesienią 2019 roku.
W związku z tym mamy dla Państwa propozycję, która będzie jednocześnie szansą na wsparcie pracy zespołu redakcyjnego. Każdy, kto przekaże darowiznę w wysokości nie mniejszej niż 50 PLN otrzyma książkę z dedykacją redaktora naczelnego "Christianitas". Za darowiznę w wysokości nie mniejszej niż 100 PLN swoje dedykacje dodadzą pozostali autorzy.
Promocja dotycząca otrzymania tego wydawnictwa książkowego trwa do końca maja. Imiona i nazwiska wszystkich darczyńców, którzy nie zgłoszą, że chcą pozostać anonimowi zostaną opublikowane w „Christianitas”, nr 79-80.
Szczegóły akcji znają Państwo pod linkiem:
christianitas.org/static/patronat-jubileuszowy/
----
[1] Zob. rozdział “Polska wieczna” i “Polska w budowie”. Rzecz o romantykach i pragmatykach w mojej książce Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa, Kraków 2015, s. 24.
[2] R. Legutko, Esej o duszy polskiej, Kraków 2008.
[3] J. Ratzinger, Eschatologia-śmierć i życie wieczne, przeł. M. Węcławski, Poznań 1984, s. 201.
[4] Ibidem.
[5] Ibidem.
[6] Streszczenie koncepcji D. Hervieu-Legér przywołuję za T. Dekert, Liturgia i pamięć, „Plus-Minus. Tygodnik Rzeczpospolitej”, 13.09.2013.
[7] W. Rymkiewicz, Na co Polska może być jeszcze potrzebna, głos w ankiecie, „Arcana“, nr 100 (4/2011).
[8] Fragment homilia wygłoszonej podczas Mszy św. w Warszawie na Placu Zwycięstwa 2 czerwca 1979 r.
(1981), redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, publicysta poralu Aleteia.org, senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.