Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl.
Z góry dziękujemy.
Na tyle na ile Traditionis Custodes podaje jakieś objaśnienie dla swojej jawnej wrogości wobec katolickich tradycjonalistów, polega ono na twierdzeniu, że tradycjonalistyczne wspólnoty spowodowały podziały w Kościele. A zatem, sugeruje papież Franciszek (a Kongregacja Kultu Bożego nalega na to z jeszcze większą surowością), tradycjonalizm trzeba zdusić.
To odwrócona logika. To nie ruch tradycjonalistyczny – a tym bardziej nie tradycyjna liturgia – zaostrzył podziały w katolicyzmie. Winne jest obecne przywództwo Watykanu. To samo przywództwo, które teraz chce zrzucić winę na kozła ofiarnego.
Przez kilkadziesiąt lat po Soborze Watykańskim II katolicy, którzy z braku lepszego określenia mogliby zostać sklasyfikowani jako „konserwatywni” – zaliczam się do nich – patrzyli na tradycjonalistów podejrzliwie. Nawet “The Wanderer”, gazeta nigdy nie kojarzona z liberalizmem, postrzegała tradsów jako nazbyt często skażonych krytykanctwem. Broniliśmy liturgii Novus Ordo ufając, że wszystko będzie dobrze, kiedy tylko ekscesy lat 70., które z pewnością nie były autoryzowane przez Sobór Watykański II, zostaną wyeliminowane. Oburzaliśmy się na pogląd, że to sam Sobór spowodował trudności. Mocno wierzyliśmy, że to celowe nadużycia w interpretacji Soboru pogrążają Kościół w chaosie.
Nade wszystko my, „konserwatywni” katolicy tęskniliśmy, zabiegaliśmy i modliliśmy się o „reformę reformy” w liturgii. Głęboko wierzyliśmy, że po usunięciu dziwactw, nowinek i jawnych nadużyć, będzie można przywrócić Mszy dostojność i godność. Wyobrażaliśmy sobie — a jeśli sprzyjało nam szczęście, czasami uczestniczyliśmy — we Mszy naprawdę celebrowanej zgodnie z zasadami podanymi w Sacrosanctum Concllium. I znajdowaliśmy w niej piękno.
Mimo to, przez wszystkie te lata, liturgia którą spotkaliśmy w zwykłych parafiach, nie zmieniała się na lepsze. Nadużycia nie były korygowane, nadal pleniło się nowinkarstwo. Zazwyczaj mogliśmy znaleźć parafię, w której liturgia była sprawowana w miarę poprawnie, ale sytuacja ta mogła się zmienić z dnia na dzień wraz z pojawieniem się nowego proboszcza lub z nowymi wytycznymi z diecezji. Podczas podróży, wchodziliśmy do nieznanego kościoła pełni niepokoju, nigdy nie wiedząc na jaką Mszę trafimy.
Jednocześnie z pogłębiającym się upadkiem liturgii, mieliśmy do czynienia z zanikiem ortodoksyjnego nauczania katolickiego, odchodzeniem od norm moralnych podawanych przez Kościół i exodusem wiernych (zwłaszcza młodych). Wszystkie te nieszczęścia następowały po Soborze Watykańskim II. Ale my powtarzaliśmy, że to nie z powodu Soboru. Winna była jego błędna interpretacja.
Bogu dzięki mielismy oparcie w Rzymie. W jego przywództwie, prawowiernym nauczaniu, inspiracji. Papieże Jan Paweł II a następnie Benedykt XVI wielokrotnie wskazywali nam, że w swojej najgłębszej istocie Kościół się nie zmienił. Niestety nie powodowało to znaczącej poprawy na poziomie parafii. Liturgie były kiepskie, a katecheza jeszcze gorsza. Młodzi stale odchodzili. Czekaliśmy, podtrzymywaliśmy nadzieję i modliliśmy się, aby wreszcie to jasne papieskie nauczanie przeniknęło do lokalnych kościołów. Byliśmy pewni, że tak się stanie, bo czyż papież nie jest ostatecznym autorytetem w wyjaśnianiu tego, czego nauczał Sobór i czego naucza Kościół?
A potem przyszedł papież Franciszek.
Najpierw powoli, a potem w zatrważająco przyspieszonym tempie, Papież zachwiał naszym zaufaniem w jego autorytetu. To tu, to tam udzielał poparcia liberalnym poglądom i postawom, które zwykliśmy odrzucać jako błędne interpretacje Vaticanum II. Papież nie okazywał żadnego zainteresowania przywróceniem dostojeństwa katolickiej liturgii. Wręcz przeciwnie - regularnie podśmiewał sie z tych, którzy o to zabiegali. „Reforma reformy” została pogrzebana głęboko.
Papież Benedykt ugruntował w nas przekonanie, że Sobór trzeba odczytywać zgodnie z zasadą hermeneutyki ciągłości, podkreślając, że nauczanie Kościoła z lat 60. XX w. musi koniecznie być zgodne z jego nauczaniem z lat 60. wieku XVII i wieku VI. Aż tu nagle nowy papież powiedział nam, nie pozostawiając cienia wątpliwości, że ciągłość została zerwana, tak jak teraz ogłosił, że nastąpiło radykalne zerwanie w liturgicznej tradycji Kościoła.
Nie można już było po prostu odrzucić tych argumentów, skoro wypowiadał je biskup Rzymu. Trzeba było potraktować je poważnie i zapytać: czy rzeczywiście zaistniała radykalna nieciągłość między katolicyzmem przedsoborowym a posoborowym? Jeśli tak, to konsekwentnie trzeba by zadać drugie poważne pytanie: czy Kościół odszedł od autentycznej katolickiej tradycji? Lub ujmując to inaczej: czy były takie elementy nauczania soborowego, które wymagały przynajmniej wyjaśnienia, jeśli nie bezpośredniej korekty?
Zadaliśmy więc te pytania, które nasi tradycjonalistyczni przyjaciele zadawali już od lat. Odpowiedzi popychały nas jeszcze bardziej w ich stronę. Nie mogliśmy, niezależnie od naszych wcześniejszych rozbieżności, ignorować tego że tradycjonaliści żywii te same fundamentalne przekonania, które my pielęgnowaliśmy, te same wierzenia, które teraz zewsząd były atakowane. Nie mogliśmy ignorować faktu, że wspólnoty tradycjonalistyczne rozrastały się, w czasach, gdy zwyczajne parafie się kurczyły, a diecezje dokonywały restrukturyzacji zamykając drzwi opuszczonych kościołów. A nade wszystko nie można było przejść obojętnie obok faktu, że tradycyjna Msza łacińska była sprawowana z godnością i przekazywała bogate dziedzictwo naszej wiary.
W ostatnim czasie rozmawiałem z pół tuzinem innych katolików, którzy podobnie jak ja zaczęli regularnie uczęszczać na tradycyjną mszę łacińską. Każdy z nich zaczął podążać w tę stronę w czasie obecnego pontyfikatu. Nie skłoniliśmy się w kierunku tradycjonalizmu, ponieważ tradycjonaliści zaatakowali papieża. Dużo bardziej precyzyjne byłoby stwierdzenie, że poszliśmy tą drogą, ponieważ to Papież zaatakował nas.
Jeśli Watykan szuka wyjaśnienia zaostrzających się podziałów w Kościele, a w szczególności najnowszej eskalacji wojen liturgicznych, poszukiwania powinien zacząć, niestety, na tronie Piotrowym. Tych podziałów nie zaleczy niewypowiedziana wojna Watykanu z tradycjonalizmem.
Phil Lawler
tłum. Piotr Chrzanowski
Tekst pierwotnie ukazał się na portalu "The Catholic Culture".
-----
Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.