Komentarze
2014.06.06 10:12

Odważne wyjście do świata z mocnym świadectwem wiary czy skuteczne wpasowanie się w świat?

Wobec nowych estradowych sukcesów s. Cristiny Scucci przypominamy nasz komentarz w tej sprawie. Pierwotnie ukazał się on 21 marca 2014 roku na profilu facebookowym Christianitas.

 

Głośny na cały już świat występ we włoskiej edycji “Voice of Italy” włoskiej urszulanki Cristiny Scucci mieściłby się w ramach jej powołania zakonnego jedynie, gdyby wykonała go w wąskim gronie współsióstr lub świadomych, praktykujących katolików. Wtedy taki żart byłby właśnie "żartem", to znaczy chwilowym zawieszeniem obowiązujących reguł po to, żeby umocnić swoje przywiązanie do nich. Nikt by z tego zawieszenia reguł nie pomylił ze zniesieniem reguł albo uznaniem żartu za nową regułę.

Jednak taki występ wobec publiczności stojącej z dala od Kościoła jest zwykłym wprowadzaniem jej w błąd co do natury powołania zakonnego.

„Wierni oczekują od kapłanów tylko jednego, aby byli specjalistami od spotkania człowieka z Bogiem. Nie wymaga się od księdza, by był ekspertem w sprawach ekonomii, budownictwa czy polityki. Oczekuje się od niego, by był ekspertem w dziedzinie życia duchowego” – mówił w Warszawie papież Benedykt XVI.

Trzeba teraz do tego dodać - wierni nie oczekują od zakonnicy, by była specjalistką od publicznego wykonywania utworów rozrywkowych. Niezależnie od intencji siostry Cristiny, przekaz jej występu był taki: my chrześcijanie, katolicy, osoby konsekrowane jesteśmy tacy sami jak wy. Tymczasem Kościół powinien mówić: mamy do zaoferowania coś, czego nikt inny poza nami nie ma. Jeżeli Kościół ma do zaoferowania to samo, co świat nie dziwmy się, że ludzie wybiorą oryginał a nie kościelną podróbkę.

Ksiądz mógłby być świetnym ojcem i mężem, pośrednikiem w handlu nieruchomościami, cyrkowcem, producentem nawozów sztucznych itp. Każda z tych czynności jest sama w sobie dobra i potrzebna, a wykonując ją solidnie, ksiądz dawałby pozytywne świadectwo wobec ludzi stojących z dala od Kościoła. Pokazywałby, że są w Kościele nie tylko te Msze, modlitwy i inne "smuty", czyli cały ten zapyziały, zdaniem świata, "stuff". Nie trzeba jednak wielkiej wyobraźni, żeby dojść do wniosku, że ewangelizacyjna skuteczność takich zabiegów byłaby pozorna. Bo nawet jeśli ktoś zainteresuje się Kościołem pod wpływem takiego księdza i postanowi się mu przyjrzeć bliżej, to w większości wypadków doświadczy rozczarowania. W końcu przy bliższym poznaniu okazuje się, że nie chodzi jednak o handel nieruchomościami, występy w “Mam talent”, ale o te nudne modlitwy, Msze itp.

Jeśli ktoś mówi, że siostra pokazała radość, spontaniczność, szczerość to mogę tylko przywołać słowa Jezusowe: “Czyż i poganie tego nie czynią?”. Wezwanie Chrystusa polega na tym by się od świata odróżniać, że miarą chrześcijaństwa jest właśnie to, czego nikt inny, żaden "talent" nie ma do zaoferowania. Nie negując tego, że można śpiewać piosenki czy handlować nieruchomościami, trzeba pamiętać, że do tego człowiek nie potrzebuje Kościoła, czy zakonów. Za to do sakramentów, nauczania i oddawania publicznej czci Bogu Kościół jest niezbędny.

Nieprawdziwe jest przyjęcie założenia, że tylko udział w świeckich rozrywkach może być remedium na "przesadną powagę, ascezę, ponuractwo i nieustanne umartwienie". Dlaczego tylu ludzi Zachodu przestało kojarzyć duchowość z katolickimi zakonami, a odruchowo szuka jej w religiach Dalekiego Wschodu. Może dlatego, że nawet najbardziej zeświecczony człowiek podświadomie wie, że świat potrzebuje mnichów, zakonnic i zakonników. Potrzebuje ich w ich pewnym dystansie, odosobnieniu, rezygnacji z wielu spraw. I podświadomie czuje, że w żaden sposób nie kłóci się to z prawdziwą radością.

Historia Kościoła uczy, że takie zeświecczające działania NIGDY nie przełożyły się na liczne nawrócenia czy wzrost powołań kapłańskich czy zakonnych. NIGDY. Jeśli cokolwiek przekładało się na widoczny wzrost nawróceń, powołań kapłańskich i zakonnych, to ZAWSZE było to wzmocnienie dyscypliny, powrót do pierwotnej surowości i likwidacja takich właśnie świeckich ciągot wśród księży i zakonników.

I to trzeba powiedzieć w sprawie siostry Cristiny.

 

Michał Barcikowski


Michał Barcikowski

(1980), historyk, redaktor "Christianitas", mieszka w Warszawie.