„Chcę, abyś kontynuował realizację reformy liturgicznej Soboru Watykańskiego II oraz byś kontynuował to dobre dzieło w liturgii zainicjowane przez papieża Benedykta XVI” – powiedział Franciszek kardynałowi Robertowi Sarah, który precyzował, że papież miał na myśli, że odnowa liturgii wprowadzona przez Benedykta XVI wyraża się przede wszystkim w adhortacji "Sacramentum Caritatis" oraz w motu proprio "Summorum Pontificum".
Czy to co mówi kard. Robert Sarah jest zaskakujące na tle wydarzeń tego pontyfikatu?
I tak, i nie. Nie - ponieważ Franciszek , mimo swej zdecydowanie innej wrażliwości duszpasterskiej, nigdy nie dał oznak jakiegoś odwrotu id prac Benedykta XVI. Owszem, sam nie idzie w kierunku tych prac - ale przecież co jakiś czas zachęca, by inni z tych kierunków korzystali. Z różnych wypowiedzi np. około Summorum Pontificum, wynika, że Papież chce być lojalny wobec tego, co tam zarządzono. Jednak z drugiej strony jest w tej wypowiedzi kard. Sarah coś - może bardziej upewniającego niż zaskakującego. Na tle atmosfery wokół Franciszka - atmosfery, w której niektórzy byli w stanie się zaprzysięgać jakiś czas temu, że "ten Papież" na pewno mianuje na prefekta Kultu jakiegoś "bugninistę", np. abp. Mariniego - na tle takiej atmosfery ta mocna deklaracja kardynała i zawarte w niej zwierzenie co do intencji Franciszka jest czymś krzepiącym, dla tego nowego ruchu liturgicznego, który wyrósł z trosk wyrażanych przez kard. Ratzingera i który nie chciałby pozostać z tymi troskami sam, jakby wbrew obecnemu Papieżowi. To dobra wiadomość - i sygnał dla odpowiedzialnych w kościołach lokalnych.
Zapytam Cię o samego kard. Roberta Sarah, jak go postrzegasz, czy to "ratzingerysta"?
Pamiętasz, że od dawna mamy świadomość, że jest to jeden z najwybitniejszych hierarchów - nawet umieszczaliśmy jako papabile. Czy jest "ratzingerystą"? Nie mam pojęcia. Na pewno widać, że linia Benedykta XVI nie jest dla niego wspomnieniem do jak najszybszego porzucenia. Wygląda to na ewenement: prefekt kongregacji, który chlubi się tym, że Papież polecił mi iść linią Benedykta.
Sądzisz, że takie sygnały pozwalają też spokojnie patrzeć na poczynania samego Papieża w tym okresie dużego niepokoju w Kościele?
Myślę, że "spokój" to słowo, które w ogóle nie mieści się w słowniku teologicznym Franciszka, a w każdym razie nie kojarzy się mu z przeżywaniem wiary. Czyli nie da się też na to patrzeć "ze spokojem". Mamy w grze różne tendencje, o skrajnie odmiennych wizjach. Papież jak na razie jedynie moderuje ich obecność i wpływy - dając każdemu okazję do potwierdzenia się w swych dążeniach.
Jeśli chodzi o liturgię to wydaje się, że zapanował pewien nowy porządek, ale daleki jest on od powszechnego użycia starszej formy liturgii, nowa też nie przeszła „reformy reformy”. Sytuacja jest wygodna dla wielu ludzi Kościoła, bo reforma Benedykta ostatecznie nie naruszyła ich obrazu Kościoła po Soborze, a jedynym kosztem poniesionym była nieznaczna absorbcja starszych obyczajów. Czy kard. Robert Sarah może przygotować jakiś większy ruch czy tylko będzie wprowadzał niewielkie korekty do istniejącej równowagi sił?
W czasach Benedykta XVI kongregacja liturgiczna nie zrobiła wiele - właściwie cały czas, poza okresem gdy był tam abp Ranjith , trwał jedynie jakiś powolny namysł nad pracą. Na pewno było to jakoś związane z tym żartem, że pontyfikat Benedykta miał wizję, ale nie miał woli. Pontyfikat Franciszka ma mieć w sobie więcej woli - choć wizja jest mniej sprecyzowana. Nie wiem jakie warunki pracy tworzy to dla kard. Sarah. Wariant optymistyczny - że kardynał przychodzi do Papieża z wizją, a Papież przykłada tu swą nieugiętą jezuicką wolę - nie jest wykluczony. Jednak osobiście skłaniam się do myśli, że kardynał będzie miał tu wielu konkurentów, a więc ostatecznie wydarzy się niewiele.
Może zatem trzeba też na tę silniejszą pozycję kard. Sarah (jako prefekta) patrzeć w kontekście niestabilnej sytuacji przed synodem, czy takie rzeczy nie mają znaczenia?
Wszystko ma znaczenie. Kard. Sarah to jedna z czołowych osobistości zaangażowanych w wymaganie, by synod potwierdził drogę chrześcijańskiego małżeństwa i rodziny. Swoją drogą, uważni watykaniści zauważają, że w ostatnich miesiącach Franciszek skoncentrował się na tym potwierdzeniu.
Jak oceniasz sytuację ruchu liturgicznego? Czy jesteśmy teraz w momencie stagnacji, czy pracy u podstaw, czy może siły ludzi ortodoksji są skupione na obronie małżeństwa, a przy okazji innych sakramentów atakowanych przez "kasperian"?
Mam wrażenie, że w związku z konfrontacją na synodzie w ubiegłym roku doszło do pewnego przesunięcia w niektórych środowiskach, które wcześniej łączyły linię JP2 z umiarkowaną niechęcią do tradycjonalistów: być może zdano tam sobie sprawę, że nie warto i nie należy tak gardzić tym, co do Kościoła wnoszą tradycjonaliści. Dotyczy to niemal wyłącznie wymiaru wierności doktrynalnej - ale przy okazji dokonuje się też pewne otwarcie na to, co mówimy o liturgii. Można więc powiedzieć tak: na tle ogólnego i dojmującego kryzysu na poziomie najwyższej hierarchii zachodzą też procesy pozytywne, odnajdywania się w tym chaosie.
Rozmawiał Tomasz Rowiński
(1966), założyciel i redaktor naczelny "Christianitas", filozof, historyk, publicysta, freelancer. Mieszka w Brwinowie.