Rozdział 54. Czy mnich może otrzymywać listy lub cokolwiek innego
1 W żadnych okolicznościach bez pozwolenia opata nie wolno mnichowi ani od rodziców, ani od żadnego innego człowieka, ani od innego mnicha otrzymywać listów, poświęconych pamiątek lub choćby najmniejszych podarków. Nie wolno też ich dawać. 2 Gdyby nawet właśni rodzice coś mu przysłali, niechaj nie waży się przyjąć, dopóki nie przedstawi sprawy opatowi. 3 Opat zaś, jeśli poleci przyjąć, sam zadecyduje, komu rzecz tę należy przydzielić, 4 a brat, któremu ją przysłano, niechaj się nie smuci, by nie dawać okazji diabłu . 5 Kto by ośmielił się postąpić inaczej, poniesie karę przewidzianą w Regule.
Jest to kwestia klauzury — czyli „materialnej” ramy zespolonej z mniszą cnotą umiłowania milczenia, taciturnitas. Organizacja klauzury — z czasem zaznaczanej „kratą” (realną i przysłowiową) — zmieniała się i doprecyzowała w ciągu wieków. W tym rozdziale Reguły znajdujemy jedno z ważnych doprecyzowań.
Tak, właśnie tak: skoro człowiek — po wielu próbach, sprawdzaniu siebie, po akceptacji opata ze wspólnotą, po położeniu na tym pieczęci Kościoła w liturgii i prawie — wchodzi do wnętrza powołania świadczącego przede wszystkimi o absolutności Boga, nie powinien już, bez wyjątkowej konieczności i zgody przełożonego, zerkać za siebie, do świata. Taka jest zasada. Jej druga strona to obowiązek spoczywający na opacie, by być dla swoich mnichów jak mur przyjmujący wszystkie przychodzące z zewnątrz światowe zagadywanki, szantaże emocjonalne, poufałości, kuszenia lub po prostu gadaniny rozbijające skupienie. To dlatego Reguła jest tak zdecydowana w tym punkcie: mnich nie ma już co do zasady żadnych komunikacji ze światem, nad którymi pieczy nie miałby jego ojciec duchowy, opat. Dotyczy to także komunikacji z najbliższymi według więzów rodzinnych — te zresztą bywają najbardziej niebezpieczne, jeśli więź ludzka i zależność rodzinna byłaby wykorzystywana do wyrywania serca mnicha z jego wspólnoty nadprzyrodzonej. Dlatego opat stoi na drodze tych komunikacji i przygląda się im, jak „przyjaciel Oblubieńca”, pasterz baranka. Nie to, żeby nie dopuszczał do wszystkich tych — zwłaszcza rodzinnych — komunikacji. Ale ma pieczę nad ich przebiegiem, rytmem i zawartością. Nazwijcie to cenzurą — a wtedy słowo to wróci od naszych złych konotacji do swego szlachetnego sensu źródłowego, który miało u starożytnych.
Mowa tu o odpowiedzialności opata. Czytajmy też z myślą o odpowiedzialności rodziców, toutes proportions gardees.
Zwróćmy uwagę, że Reguła radzi tu sobie z „nowymi mediami”. Słanie listów było co prawda czynnością bardzo starożytną — ale wciąż jednak dość wyjątkową, zważywszy liczbę tych, którzy potrafili pisać, mieli wszystko do pisania, a przede wszystkim — mogli sobie pozwolić na przesyłanie swoich listów. Widzimy, że w czasach Reguły było to już przynajmniej na tyle rozpowszechnione, że trzeba było się do tego odnieść osobnym przepisem. Jest to przepis proroczy: w ciągu następnych wieków komunikacja listowna będzie coraz bardziej intensywna, a na progu nowożytności zaczną powstawać instytucje państwowe zatrudnione doręczaniem listów — czyli nasze poczty.
Na naszych oczach owe zwykłe listy i poczta zdają się dożywać swej „emerytury” — zastępowane przez bardziej „zdematerializowane” medium elektroniczne: telefon czy internet, obecnie łączące się w jedną elektroniczną bombę medialną. Zgodnie z tym co genialnie opisywał Marshall McLuhan zmiana medium to zmiana całej kultury, potężne wyzwanie dla osobowości człowieka — zwłaszcza że nasze „nowe media” coraz mocniej oblepiają naszą percepcję, angażują ją stale i nakręcają mocno ponad dotychczas znaną miarę. Fala ta dociera już dawno również do klasztorów. I znowu kryteria naszego rozdziału trzeba zastosować także do tych form przekazu.
Pamiętam jak przed laty, gdy istniał jeszcze tylko telefon analogowy, stacjonarny — był ułatwieniem w komunikacji z klasztorem, lecz i udręką dla klasztoru. W listach do przyjaciół wracały apele o to, żeby nie dzwonić z oczekiwaniem, że ten czy inny mnich podejdzie do telefonu — lecz żeby faksować. Faksy — w formie kawałeczków oddartego papieru z wydrukowanym tekstem — wchodziły jeszcze bez trudu dotychczasową kategorię listu, ale już wnosiły szybkość przekazu. Potem internet i e-maile. W klasztorze mniszym, który znam dość dobrze, długo opóźniano jakiekolwiek instalowanie internetu — widząc w nim między innymi stałą pokusę „niewidzialnego” wychodzenia z klauzury. Były to również owe czasy, gdy wskutek starań opata cała okolica klasztoru była wolna od „sieci” komórkowych: cisza, spokój, „brak pola”. To już minęło — lecz klasztor próbuje rozwiązywać kolejne związane z tym nowe problemy z benedyktyńską rozwagą. Nigdy w „awangardzie” postępu komunikacji — lecz i bez zupełnego odcinania się od nowych technik.
PM
(1966), założyciel i redaktor naczelny "Christianitas", filozof, historyk, publicysta, freelancer. Mieszka w Brwinowie.