Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl. Z góry dziękujemy.
Roszczeniowy ton, nieprawdziwe tezy, niedopowiedzenia budujące pozory, ideologiczne założenia – tymi określeniami można scharakteryzować list otwarty Synodu Artystów skierowany do Przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski.
Kiedy myślimy o przyczynach kryzysu Kościoła katolickiego, bardzo jasno widzimy, że obok grzechu, z którym się zmaga, głównym powodem tego stanu rzeczy jest zanikanie katolickiej tożsamości. Dostrzegalne jest ono jeszcze nie tak bardzo w instytucjach Kościoła, lecz przede wszystkim w sercach i umysłach tych wiernych, dla których atrakcyjniejsza od życia wiarą jest permanentna rewolucja wyznaczająca rytm przemian tego świata. Czasami ten rytm przyjmowany jest przez katolików nieświadomie, wynika to m.in. ze słabej formacji i duszpasterskich zaniedbań. Wolelibyśmy nie myśleć, że ktokolwiek wprowadza dynamizm rewolucji do Kościoła celowo. Niemniej jednak czytając list Synodu Artystów, trudno nie odnieść wrażenia, że tego właśnie chce i domaga się środowisko, które reprezentuje sygnatariusz listu, dr Łukasz Murzyn.
Grupa synodalna to nie synod
Podane na początku listu ramy czasowe Synodu Artystów (od 8.12.22 roku do 31.01.23 roku) to czas trwania wystawy sztuki współczesnej, która miała miejsce w Galerii „Zielona 13” w Łodzi. Wystawie towarzyszyły dwa spotkania dyskusyjne, w których brała udział stosunkowo niewielka grupa osób. Jednak autor listu Synodu Artystów, przedstawiając radykalne postulaty, powołuje się na głosy obecnych na tym wydarzeniu „artystów, teologów, teoretyków i historyków sztuki oraz ekspertów zaangażowanych w Synod Powszechny”. Posłużenie się nazwami profesji/ról w liczbie mnogiej sugeruje, że podczas tego wydarzenia kompetentne grono specjalistów przeprowadziło poważny namysł nad obszernym zagadnieniem związku sztuki i wiary. Obraz ten weryfikuje pozyskana przez nas od dra Murzyna lista nazwisk osób, których wypowiedzi – według jego oceny – miały największe znaczenie dla sformułowania postulatów. Nie pozostawia ona wątpliwości, iż było to spotkanie grupy niereprezentatywnej dla chrześcijan działających w obszarze sztuk wizualnych. Na kształt listu wpłynęły wypowiedzi: dr Łukasza Murzyna (artysty, teoretyka), Tomasza Biłki OP (artysty, teologa), Wojciecha Jędrzejewskiego OP (teologa), dr Moniki Białkowskiej (teolog, dziennikarki specjalizującej się w zagadnieniach synodu), prof. Kai Kaźmierskiej (socjolog, współredaktorki syntez synodalnych) oraz pięciorga artystów.
Warto zauważyć, że pomimo obecności specjalistów od kwestii synodalnych, grupa debatująca w Galerii „Zielona 13” terminu „synod” użyła bezpodstawnie. Wydarzenie, którego pokłosiem jest omawiany list, można określić jako spotkanie grupy synodalnej. Użycie nazwy „Synod Artystów” to kolejne niedopowiedzenie, które wprowadzając czytelników w błąd, nadaje wydarzeniu bardzo poważną rangę.
Jak wiadomo z publikacji na stronie internetowej Katolickiej Agencji Informacyjnej, spotkanie organizowały trzy podmioty: zespół badawczy „Sztuka i metafizyka” kierowany przez dr hab. Łukasza Murzyna, Galeria „Zielona 13” prowadzona przez Tomasza Biłkę OP oraz Wspólnota Twórców Chrześcijańskich Vera Icon, której duszpasterzem jest także wspomniany dominikanin. Po miesiącu od publikacji listu Synodu Artystów nie pojawiły się żadne reakcje ze strony innych osób związanych z wymienionymi podmiotami. Nikt nie zajął oficjalnego stanowiska ws. ideologicznego brzmienia dokumentu, jaki pozostał po tym wydarzeniu. Można stąd wnioskować, że dla innych przedstawicieli tych podmiotów nie jest problemem utożsamienie ich działalności z treścią listu. Niepokoi zwłaszcza milczenie liderów wspólnoty Vera Icon, ponieważ jest to grupa, która stara się szeroko oddziaływać na młodych twórców, zapraszając ich na rekolekcje oraz na cotygodniowe spotkania w kilku miastach, a także na regularne spotkania online. Jeśli list Synodu Artystów wyraża sposób myślenia tej wspólnoty lub chociaż jej liderów, jest to sytuacja niebezpieczna dla katolickiej kultury.
Nie z wewnątrz wspólnoty
List Synodu Artystów został napisany z perspektywy interesów sztuki współczesnej, a nie z wewnątrz wspólnoty Kościoła. Zaskakujące jest, iż autor listu odwołując się do jednego z celów Synodu Powszechnego, który określił jako „namysł nad (…) wyzwaniem sprawiedliwej podmiotowości różnorodnych grup wiernych”, nie zauważył, że przejmując język kulturowej lewicy, odbiera podmiotowość Kościołowi. Jesteśmy przekonani, że o wszystkim, także o sztuce, możemy mówić językiem, który kształtuje się w procesie ciągłego pogłębiania rozumienia katolickiej tożsamości, która jest tożsamością dziecka Bożego. Autorzy postulatów wyłożonych w liście Synodu Artystów zdają się nie być tego świadomi.
Niepokojący jest zauważalny w tekście brak świadomości różnicy, jaka zachodzi pomiędzy sztuką sakralną a twórczością religijną w szerszym znaczeniu. Pierwsza służy liturgii, dlatego nie może być ekspresją osobowości twórcy ani realizacją jego artystycznych ambicji. Tymczasem w liście pojawia się następująca deklaracja: „Nowa multimedialna kreatywność właściwa ponowoczesności ma służyć pięknu liturgii oraz wspomagać modlitwę indywidualną i we wspólnotach”. Zdanie to sugeruje, że autorzy postulatów nie rozumieją wyjątkowości Mszy Świętej, która nie potrzebuje wspomagania multimedialnym, angażującym zmysły wiernych show. W dobie mnogości różnorakich bodźców, które atakują człowieka na każdym kroku, odciągając go od życia duchowego, pomysł zaangażowania w liturgię „multimedialnej kreatywności” brzmi przynajmniej nierozsądnie.
Na temat sztuki przeznaczonej do kultu wypowiadała się już Zofia Trzcińska-Kamińska, wybitna rzeźbiarka, autorka licznych realizacji sakralnych. Pisała: „W twórczości tej nie może być wiele miejsca na prądy i kierunki ekstremistyczne. Choć wiemy, że kierunki takie zaczynają znajdować miejsca w kościołach, ale z najgłębszym przekonaniem należy ustalić, że droga taka wynika z niezrozumienia założeń sztuki kościelnej. Sztukę sakralną bowiem w pierwszym rzędzie tworzy się dla ludzi prostych (…), a sercom tych maluczkich nie trzeba stawiać nowych niezrozumiałych problemów, nie trzeba ich zaskakiwać ani niepokoić, ale raczej dać im kościół zdolny promieniować spokojem, estetyką i ładem. Ładem wynikającym z harmonijnego powiązania między tradycją i wymaganiami liturgicznymi a formą z konieczności zastosowaną do nowych materiałów. Takie założenie wymaga dużego umiaru, aby nie popaść w ostateczności ekstremistyczne. Należy przecież pamiętać o tym, że sztuka sakralna nie może być polem do wyżycia subiektywnego”1.
Z kolei w przypadku sztuki religijnej, która nie jest przeznaczona do kultu, indywidualny rys wypowiedzi artystycznej jest pożądany, aczkolwiek także twórczość służąca pobożności lub ewangelizacji powinna charakteryzować się czterema cechami, które określają dojrzałą duchowość chrześcijańską. Są to: chrystocentryzm, eklezjalność, sakramentalność/biblijność oraz misyjność2. Zwłaszcza sztuka, która miałaby służyć ewangelizacji, powinna być zintegrowana z dojrzałą chrześcijańską duchowością twórcy. Aby wychodzić z Dobrą Nowiną na peryferia, takie jak świat sztuki współczesnej, należy dobrze rozumieć tożsamość, którą daje Kościół. Trzeba ją przyjąć.
Wobec Kościoła
Synod Artystów stawia tezy, które są co najmniej dyskusyjne, ale w narracji listu ukazane zostały jako obiektywna charakterystyka rzeczywistość – rzeczywistości, z którą przedstawiciele Synodu Artystów pragną pomóc Kościołowi się uporać. Już samo określenie celu Synodu Powszechnego jako „przywrócenie katolicyzmowi realistycznej percepcji współczesności i zdolności do adekwatnej odpowiedzi na ogromne wyzwania stojące przed ludzką cywilizacją i kulturą”, ustawia Kościół w roli niewiele rozumiejącego, biernego obserwatora wielkich i ważnych przemian kulturowych. Z treści listu wynika, że owa „realistyczna percepcja”, której brakuje Kościołowi, miałaby polegać po prostu na przejęciu przez Kościół języka świata sztuki współczesnej – a przecież wtedy Kościół rzeczywiście okazałby się bierny! Autorzy wyrażonych w liście postulatów nie biorą pod uwagę możliwości, iż Kościół – w osobach hierarchów oraz wiernych działających w obszarze kultury – rozumie rewolucyjne zmiany zachodzące w świecie i postanawia za nimi nie podążać, gdyż zna i ceni swoją tożsamość. „Realistyczna percepcja rzeczywistości” nie oznacza bezkrytycznego przyjmowania koncepcji oferowanych przez świat.
W liście Synodu Artystów została przedstawiona nieprawdziwa teoria na temat rozbratu Kościoła i sztuki. Doktor Murzyn pisze: „Kościół, który przez wieki inspirował artystów Ewangelią i poprzez swój mecenat nadawał ton sztuce europejskiej, pod koniec XIX wieku podjął błędną i brzemienną w skutkach decyzję o wyborze konwencji artystycznej zbliżonej do przeestetyzowanego, graniczącego z kiczem realizmu”. Rozchodzenie się dróg wiary chrześcijańskiej ze sztuką było procesem o wiele bardziej złożonym, a wynikającym przede wszystkim z emancypacji estetyki, czyli oderwania się ludzkiej twórczości (tak jak filozofii i nauki) od spraw Bożych. Przepaść pomiędzy Kościołem a sztuką pogłębiły jeszcze rewolucyjne przemiany języka artystycznego w XX wieku, o których autorzy listu wspominają tylko z uznaniem. Streszczenie tego procesu jednym, oskarżającym Kościół zdaniem jest nieuczciwe. Warto zauważyć, że wbrew temu, co twierdzą autorzy listu, Kościół nie narzuca wiernym żadnej określonej konwencji artystycznej, natomiast to osoby zaangażowane w Synod Artystów nie kryją się z dążeniem do podjęcia próby odgórnego narzucenie wiernym języka sztuki współczesnej. W tym celu powstał wszak omawiany list, w którym znajdujemy m.in. postulat „budowy chrześcijańskiego obiegu sztuki”, prośbę o odgórne „stymulowanie aktywności chrześcijańskiej krytyki artystycznej w mediach związanych z Kościołem” czy wreszcie „powołania opiniotwórczego katolickiego portalu o sztuce”. Trudno nie widzieć w tych postulatach wołania o centralizację chrześcijańskiego życia kulturalnego. Miałoby ono być podporządkowane jednak nie Kościołowi, który przecież niczego nie rozumie, lecz ekspertom rekrutującym się ze środowiska Synodu Artystów (na to wskazuje końcówka listu).
Lewicowa koncepcja sztuki
W liście Synodu Artystów czytamy: „To, co w założeniach miało utrzymywać przy religii szerokie masy społeczne wabione ofertą ateistycznych przemian kulturowych, okazało się komunikacyjną klęską i początkiem izolacji sztuki chrześcijańskiej od głównego nurtu sztuki na świecie. Tymczasem w XX i XXI wieku sztuka, idąc drogą awangardowego eksperymentu, bardzo się zmieniła zyskując nowe możliwości i sposoby komunikowania i przemawiania do odbiorców”. Prawdą jest, iż w rozumieniu sztuki zaszło wiele zmian. Ich dynamika była nie ewolucyjna, lecz rewolucyjna. W związku z tym mamy dziś do czynienia z kilkoma „dogmatami” sztuki współczesnej.
Jednym z nich jest przekonanie, że nie istnieje już rozdział kultury wysokiej od masowej. Sztuka współczesna teoretycznie jest egalitarna, tzn. nie trzeba mieć talentu plastycznego, by wejść w rolę twórcy, teoretycznie „każdy może być artystą”. W praktyce jednak kariera artysty zależy od jego umiejętności poruszania się w elitarnym świecie sztuki współczesnej tj. w jego instytucjach i dyskursie. Inny „dogmat” mówi o tym, że sztuka jest przede wszystkim konceptualna, tzn. forma dzieła nie ma znaczenia, gdyż bardziej liczy się sam pomysł, m.in. dlatego w szkolnictwie artystycznym od dawna brakuje troski o rzemieślnicze aspekty twórczości. Dalej, lewicowy dyskurs podkreśla, że w sztuce ważny jest ciągły „postęp” – nie tyle gonienie za „aktualnym”, co pionierskie wyznaczanie kierunku tegoż postępu. Postępowość jest ważna, gdyż sztuka ma zadania polityczne, jej celem jest zmiana mentalności społeczeństwa. Według tego ideologicznego dyskursu sztuka oferuje społeczeństwu wiedzę ważniejszą od wiedzy, którą zawdzięczamy nauce, a artysta jest postacią o szczególnej wrażliwości i umiejętnościach niemal prorockich. I wreszcie sztuka, choć jest polityczna, to ma niezbywalną autonomię – nie służy niczemu, co chciałoby ją ograniczyć. Z niepokojem echa tej lewicowej koncepcji sztuki odnajdujemy w liście Synodu Artystów.
Rewolucyjne zmiany języka artystycznego doprowadziły do sytuacji, w której sztuka współczesna stała się narzędziem o dużym potencjale manipulacyjnym. Francuska historyk sztuki, Christine Sourgins, scharakteryzował ją następująco: „Zbijać z tropu, wprowadzać w zakłopotanie, intrygować, wytrącać z równowagi, dokonywać transgresji, prowokować, odbierać punkty orientacyjne, zniekształcać tożsamość itd. – oto słowa klucze, lejtmotywy sztuki współczesnej. Każdy konsument i uczestnik wystawy [sztuki współczesnej] był w tym lub innym momencie przedmiotem strategii, które są ni mniej, ni więcej jak przejawami intelektualnego terroryzmu”3. Tymczasem Synod Artystów zdaje się nie dostrzegać problemu w takim funkcjonowaniu sztuki współczesnej. Zamiast tego przekonuje do mitów na jej temat.
Jednym z nich jest twierdzenie jakoby sztuka współczesna była bardzo komunikatywna; że potrafi wprost przemawiać do zwykłego człowieka. Nie jest to jednak prawdą. Sztuka współczesna jest w rzeczywistości bardzo elitarna, zrozumiała dla ekspertów, którzy od lat wkładają wiele wysiłku w „edukowanie” publiczności. Uczestnicy świata sztuki, którymi są uczestnicy Synodu Artystów, nie mogą nie zdawać sobie sprawy z faktu wysokiej niekomunikatywności sztuki współczesnej. Pomimo wyrażonych w liście przekonań o tym, że sztuka współczesna mówi językiem zwykłych ludzi, w dalszych punktach tekstu Synod Artystów apeluje, by Kościół hierarchiczny zaangażował się w jej promocję, czym dobitnie potwierdza, że sztuka, którą reprezentuje, potrzebuje całego aparatu urzędniczo-edukacyjnego, by w ogóle mogła zostać przyjęta przez odbiorców. Podobny mit odnajdujemy w postulatach, które jakby biorą w nawias działalność różnych grup duszpasterskich i instytucji kościelnych, a zamiast nich wskazują sztukę współczesną jako narzędzie, które potrafi odpowiedzieć na każdy ludzki problem.
Rzeczywiste przyczyny kryzysu
W liście Synodu Artystów czytamy: „Obok tradycyjnego malarstwa i rzeźby czy grafiki pojawiły się narzędzia takie jak fotografia, wideo, instalacje, performance, sztuka cyfrowa, sztuka sieci internetowej, sztuka w rzeczywistości wirtualnej i wiele innych, które mogą i powinny sprzyjać spotkaniu z Bogiem”. Na pewno nic nie stoi na przeszkodzie, poza kondycją duchową samych twórców, by niezależnie od medium, w jakim pracują, tworzyli na chwałę Boga. Kto żyje Bogiem, opowiada o Bogu w języku, który jest dla niego naturalny. Jednak kto żyje Bogiem, ten wie także, że na drodze do świętości wiele jest etapów oczyszczania języka. Natomiast jeśli obecnie artyści nie tworzą na chwałę Boga, to nie dlatego, że Kościół instytucjonalny ich nie wspiera, lecz dlatego, że z ich strony nie ma rzeczywistego pragnienia podejmowania naprawdę doniosłych tematów. Podobnie sytuacja wygląda z uczestniczeniem artystów w radach parafialnych – wierny, który angażuje się w życie swojej parafii, w sposób naturalny kształtuje ją duchowo, a z czasem może uzyskać jakiś wpływ na kwestię plastyki w danej świątyni. Nie potrzeba wprowadzać twórców do rad parafialnych odgórnym dekretem, jak postuluje Synod Artystów.
Rzeczywiste przyczyny kryzysu zarówno sztuki sakralnej, jak i religijnej (mogącej spełniać zadania pobożnościowe lub ewangelizacyjne) zostały w liście przemilczane. Po pierwsze, kryzys nie wynika, jak diagnozują autorzy postulatów, z kryzysu teologii, lecz jest kryzysem egzystencjalnym i duchowym. Nie potrzeba specjalnej teologii sztuki, lecz sztukę należy poddać Bogu (nie lewicowemu dyskursowi). I tutaj kluczowe jest nawrócenie i wytrwała współpraca z łaską. Doskonale tę prostą mądrość wyraził kard. Josepha Ratzingera: „Dokonująca się w wierze odnowa sztuki nie może nastąpić ani dzięki pieniądzom, ani przez powołanie jakiejś komisji. Sztuka taka zakłada przede wszystkim dar nowego spojrzenia. Warto zatem dołożyć wszelkich wysiłków, aby ponownie dotrzeć do wiary widzącej. Tam, gdzie ona zaistnieje, tam i sztuka znajdzie swój właściwy wyraz”4.
Po drugie, kryzys sztuki to kryzys rzemiosła, który widać w coraz mniejszych zdolnościach plastycznych twórców. Podążając za lewicowymi koncepcjami sztuki, wielu z nich porzuca rzemiosło, zwracając się ku twórczości konceptualnej, czyli takiej w której forma nie ma wielkiego znaczenia, liczy się idea artysty. Wtedy mówi się, że artysta jest niejako filozofem. Innym wydaje się, że samo użycie płótna i farb jest dziś już wielkim sukcesem, bez względu na osiągnięty rezultat, czasami bardzo nieszczęśliwy. Owoc twórczych usiłowań, po którym nie widać dobrze opanowanego rzemiosła, nie może służyć ani kultowi, ani pobożności czy ewangelizacji, gdyż jest zbyt indywidualistyczny, a często nie licuje z powagą podejmowanego tematu. Tylko osobiste nawrócenie twórców i poważne podejście do kwestii warsztatowych są w stanie zaradzić kryzysowi sztuki chrześcijańskiej.
Warto wsłuchać się w aktualne wciąż słowa prof. Stanisława Rodzińskiego, malarza i pedagoga, który przez lata obserwował relację Kościoła i sztuki współczesnej: „Problemem i tym, co niepokoi w sztuce współczesnej, nie jest dramatyczna forma świadectwa, jakie składa artysta. Nie jest deformacja czy krzyk bólu, nie może nią też być cisza pojawiająca się jako naturalna część utworu muzycznego w dziełach współczesnych kompozytorów. Tym, co naprawdę niepokoi, jest kłamstwo, pozory efektywności, uznawana za naturalną zmiana maski, udawanie, efekt i pomysł jako remedium na brak istotnej treści, dla której warto wypracować wartościową i wielką formę. Tak więc najłatwiej zanegować tradycję. Uznać ją za rodzaj stagnacji i lenistwa, nie podejmując nawet powierzchownego trudu jej poznania. (…) Tak więc nieźle jest również obudować swą twórczość czymś w rodzaju filozoficznego bełkotu, który sprawia, że artysta nie tylko jest twórcą odkrywczym, ale również mądrym, umie czytać czy krótko opowiedzieć o filozoficznych podstawach swego dzieła”5.
Reforma?
Synod Artystów wyraźnie dąży do zmiany w postrzeganiu sztuki współczesnej przez Kościół. Sformułowania takie jak „postulujemy”, „proponujemy”, „wzywamy”, wskazują na to, że osoby zaangażowane w redakcję listu mają aspiracje do bycia czynnikiem sprawczym tej zmiany. Powinna się ona dokonać przez oddanie im znaczącego, a być może nawet decydującego głosu w instytucjach edukacyjnych i kulturalnych prowadzonych przez Kościół. W ostatnim punkcie listu autorzy postulatów piszą o tym wprost: „Aby wdrożenie proponowanych rozwiązań było możliwe, oferujemy naszą pracę i zaangażowanie, prosząc jednocześnie o przychylny namysł i błogosławieństwo”.
Treść listu Synodu Artystów nie pozostawia wątpliwości, że celem jego jest przekonanie adresata, Przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polskiego, by stał się niejako rzecznikiem sztuki współczesnej. Mogłaby ona wtedy poszerzyć teren swojego oddziaływania o Kościół. Choć niektóre ze szczegółowych postulatów są interesujące, to jednak całość listu jest niepokojącą emanacją lewicowej koncepcji sztuki, w której nie ma miejsca na rozumną, pokorną i ofiarną służbę Chrystusowi oraz wspólnocie wiernych. Pojawienia się tego listu ujawnia ideologiczny trzon środowiska, które aspiruje do reformowania relacji Kościoła ze sztuką współczesną. Reforma na pewno jest potrzebna, jednak nie może polegać na przyjmowaniu ideologii świata sztuki, ponieważ:
Najgorsza trucizna to
taka, co niszczy tożsamość.
Wdziera się w sam środek
kanałem, ciału nie szkodzi,
umysł rani skrycie6.
Wierzymy, że głównym zadaniem katolików zaangażowanych w kulturę jest nasycanie jej Chrystusem, prowadzenie odbiorców sztuki do świętości, a zatem realizowanie niezbywalnej misji Kościoła, a także tworzenie wydarzeń i dzieł na chwałę Boga.
Wojciech Surówka OP
Karolina Staszak
Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.
1 Z. Trzcińska-Kamińska, Żadna sztuka nie bierze artysty w tak całkowite posiadanie…, „W drodze”, nr 3 (1979), s. 62-63, za: https://magazynverbum.pl/zycie/kultura/sztuka-w-sluzbie-kosciola/
2 K. Staszak, Sztuka chrześcijańska, czyli jaka?, https://magazynverbum.pl/zycie/kultura/sztuka-chrzescijanska-czyli-jaka/
3 Ch. Sourgines, Zmagania widza ze sztuką współczesną, przeł. P. Ignaczak, [w:] „Artium Quaestiones” XXI, s. 201.
4 J. Ratzinger, Duch liturgii, Poznań 2002, s. 122.
5 S. Rodziński, Sztuka na co dzień i od święta, Tarnów 1999, s. 45.
6 Boecjusz, O pocieszeniuIV, III, 96.
Wojciech Surówka OP
Kapłan, doktor filozofii, publicysta. Redaktor naczelny magazynu „Verbum”. Przez wiele lat pracował w Rosji i Ukrainie. Autor m.in. książek pt. „Bóg i wieczność”, „Pogotowie teologiczne”. Jako duszpasterz akademicki posługuje w Poznaniu. Współautor programu kuratorskiego „Zobaczyć – uwierzyć – przekazać” przygotowanego dla poznańskiej Galerii VA.
Karolina Staszak
Zastępca redaktora naczelnego magazynu „Verbum”. Krytyk sztuki. Dawniej redaktor naczelna miesięcznika o sztuce „Arteon”. Publikowała m.in. w czasopismach „Artluk. Sztuka na spad”, „Fronda Lux” oraz w miesięczniku „W drodze”. Współautorka programu kuratorskiego „Zobaczyć – uwierzyć – przekazać” przygotowanego dla poznańskiej Galerii VA.