Przedwczesna krytyka
Ilość krytyki jaka spadła na encyklikę „Laudato si”, najpierw zanim się ona ukazała, potem w kolejnych dniach po publikacji uniemożliwia właściwie nieuprzedzone spojrzenie na ten tekst. Pole zostało zaminowane i trudno poruszać się po nim nie rozbrajając kolejno wszystkich przeszkód. Taki ryzykowny slalom jest jednak konieczny by odsłonić sens tego tekstu.
Sam do takiego niewesołego stanu rzeczy przyłożyłem rękę, kiedy niedługo przed ogłoszeniem zawartości „Laudato si” wyrażałem niepokój na Facebooku, czy oby na pewno papież wie co robi publikując encyklikę ekologiczną rozważającą problemy konkretnych gałęzi gospodarki światowej. To był moment kiedy „Laudato si” ogłoszono tekstem antypolskim, atakującym przemysł górniczy. W opublikowanej uwadze nie chodziło wszakże o sam temat ekologiczny, który wydawał mi się sensowny i wart poruszenia. Ostatecznie „ekologia” to sekularystyczny termin odnoszące się przecież do teologicznego, ale i żywotnego oraz konkretnego, tematu relacji pomiędzy człowiekiem, a pozostałym stworzeniem Bożym. Miałem też wrażenie, że problem ten jest nawet w pewien sposób przemilczany przez współczesne nauczanie Kościoła. Nie wiem czy było to zaniedbanie intencjonalne, ale jeśli myślimy o rozwoju społecznej doktryny Kościoła, w formie w jakiej została ona zapoczątkowana w XIX wieku, to taki wątek musiał się pojawić i dobrze, że się pojawiał. Co więcej, papież Franciszek w „Laudato si” pokazuje, że teologia stworzenia (nie w sensie genezy i pochodzenia gatunków, oczywiście, ale relacji pomiędzy Stwórcą, stworzeniem i jego koroną, człowiekiem) jest dość bogato reprezentowana nie tylko w całej tradycji Kościoła, ale nawet w nauczaniu ostatnich papieży. Widać to w przypisach do tekstu i tym bardziej zintegrowanie tego co istniało w rozproszeniu jest zrozumiałe.
Kapitalizm, liberalizm, mechanizacja
Być może, sądząc po ostrych reakcjach jakie widzimy na podjęcie przez papieża kwestii teologii stworzenia, silne jest w szerokich kręgach katolickich przywiązanie do tej formy cywilizacji nowoczesnej, która stworzenie traktuje, jak przedmiot przeznaczony jednie do plastycznego zarządzania przez człowieka. To charakterystyczna cecha nowoczesności – porzucenie teocentryzmu na rzecz radykalnego antropocentryzmu, w którym zarówno Bóg jak i stworzenie służą realizacji celów człowieka, co więcej Bóg staje się usprawiedliwieniem dla politycznego totalizmu wykluczającego wolność sumienia, ale i usprawiedliwiającego inną tyranię – niegodziwą władzę człowieka nad światem. Niegodziwą, czyli niesprawiedliwą, nie odpowiadającą temu do czego zostały przeznaczone, a w przypadku człowieka powołane.
Nowoczesny antropocentryzm doprowadził do postawienia czynników technicznych ponad rzeczywistością, ponieważ człowiek nie postrzega już natury «jako zawsze obowiązującej normy, ani tym bardziej jako życiowego schronienia. Spogląda on na nią bez żadnych gotowych założeń, rzeczowo, jako na miejsce i materiał swojej twórczości, której wszystko poświęca, nie dbając o to, co z niej wyniknie». W ten sposób osłabia się wartość, jaką świat ma sam w sobie. Jeśli jednak człowiek nie odkrywa swojego prawdziwego miejsca, to nie rozumie właściwie samego siebie i doprowadza do zaprzeczenia własnej naturze. [115]
Encyklika trafia w samozadowolenie tych, którzy utożsamili kapitalizm, liberalizm i mechanizację (konkretną w postaci technologii i symboliczną w postaci technik władzy, unikających polityczności czy etyki na rzecz właśnie mechanicznego i administracyjnego zarządzania światem) z katolickością lub dobrem wspólnym. Wszystkie te miraże nowoczesne nie pozwoliły uporać się z głodem i nędzą, a jeszcze ją w wielu przypadkach pogłębiły, bo ludzie są czasem gorzej traktowani w ramach naszych „systemów społecznych” niż zwierzęta. Trafne będzie nawiązanie do określenia, którym Arystoteles określał niewolników, czyli do „żywych narzędzi”. A papież zwraca wyraźnie uwagę, powtarzając Katechizmem Kościoła Katolickiego, że:
Każde stworzenie posiada swoją własną dobroć i doskonałość [...] Różne stworzenia, [...] w ich własnym bycie, odzwierciedlają, każde na swój sposób, jakiś promień nieskończonej mądrości i dobroci Boga. Z tego powodu człowiek powinien szanować dobroć każdego stworzenia, by unikać nieuporządkowanego wykorzystania rzeczy. [KKK, 310]
Zły Bóg ekologów
Traktowanie „gorzej niż zwierzęta” odnosi się nie tylko do tych, którzy pielęgnują w sobie chciwość – będącą ważnym tematem społecznej encykliki Benedykta XVI „Caritas in veritate” – i traktują innych ludzi jak „żywe narzędzia”, ale też tych, którzy ratując zagrożone gatunki zwierząt i roślin, podsycają neognostycką wrogość wobec człowieka, jako wroga reszty stworzenia. Logika ta znów jest jednak zasadniczo nowoczesna, ponieważ swój początek bierze z oskarżenia Boga o zło obecne w świecie. Pośrednio jednak to oskarżenie dotyczy także człowieka jako stworzenia Bożego. Zły Bóg nie jest już jednak Bogiem tylko demiurgiem, nieprzychylnym naturze. Skąd taki obraz Boga, to już wątek na inne rozważanie jednak warto zasygnalizować obecne od czasów reformacji cywilizacyjne zerwanie więzi sakramentalnej człowieka z Bogiem i poczucie osamotnienia tego pierwszego, a w konsekwencji rodzące się oskarżenie – bunt mocy cywilizacyjnej (konsolidacja państwa, kolonializm, rewolucja technologiczna), a potem zanik wiary nie tylko w moc, ale też w to, że także człowiek zostało stworzony jako „bardzo dobry” i pomimo grzech pierworodnego może rozumnie kierować swoimi poczynaniami.
Nie tylko pierwszy rozdział
„Laudato si” jest encykliką sprzeciwu wobec niegodziwej władzy człowieka nad światem, ale i tendencji do wykluczania człowieka z godności bycia częścią tego stworzenia. Niegodziwość trzeba tu rozumieć jako niesprawiedliwość wobec… Sądzę, że jest ona także restytucją, przywróceniem proporcji i właściwych akcentów rozumienia świata niemożliwego bez teologii. Choć wiele z naszych pojęć to zsekularyzowane terminy teologiczne, to zapoznanie ich źródeł jest… źródłem nieszczęść, bowiem antropocentryzm to stawianie się na miejscu Boga. I o tym papież wyraźnie pisze.
Kolejne tygodnie jednak, które mijają od publikacji encykliki sprawiają wrażenie, że jej komentatorzy nie wyszli w praktyce poza lekturę pierwszego, budzącego wątpliwości, rozdziału. Tuż przed rozpoczęciem pracy nad tym artykułem przeczytałem na jednym z katolickich portali analizę w całości opartą o plotki, jakoby głównym doradcą papieża przy pisaniu encykliki był Jeffrey Sachs, znany ekonomista, którego rozmaite poglądy i działania można uznać za niesławne. Z lektury samego tekstu wynika, że to jednak nie Sachs jest głównym doradcą Ojca Świętego, ale pewien mniej znany niemiecki ekspert. Co jednak tez nie jest pewne. Skąd to jednak wiadomo? Z przypuszczeń. Nawet jeśli ci dwaj panowie w jakiś sposób konsultowali prace nad encykliką, to szerokie omawianie ich aborcyjnych i depopulacyjnych poglądów i praktyk nie przybliża nas w żaden sposób do odczytania tego co znajdujemy w „Laudato si”, ale sprawia wrażenie, że papież jest za aborcją, depopulacją i rozmaitymi szalonymi pomysłami reprezentowanymi przez instytucje z którymi wiąże się Sachsa i Hansa Loachima Schellnhubera, bo o nim tu mowa. Tymczasem czytamy w encyklice:
Brak troski o ograniczenie szkód wyrządzanych przyrodzie oraz konsekwencje ekologiczne decyzji są jedynie widocznym odzwierciedleniem braku zainteresowania tym, by przyjąć orędzie, jakie natura ma wypisane w swoich strukturach. Jeśli nie uznaje się w samej rzeczywistości znaczenia człowieka ubogiego, ludzkiego embrionu, osoby niepełnosprawnej – by podać tylko kilka przykładów – trudno będzie usłyszeć wołanie samej przyrody. Wszystko jest ze sobą połączone. Jeśli człowiek ogłasza siebie jako niezależnego od rzeczywistości i staje się władcą absolutnym, kruszy się sama podstawa jego istnienia, ponieważ «zamiast pełnić rolę współpracownika Boga w dziele stworzenia, człowiek zajmuje Jego miejsce i w końcu prowokuje bunt natury»” [117]
Przypis w tekście odnosi się do znakomitego eseju Romano Guardiniego „Koniec czasów nowożytnych”, który to tekst stanowi jeden z kluczowych – poza wypowiedziami poprzednich papieży, czy tekstów z dawniejszej tradycji – punktów odniesień dla papieskich diagnoz i rozważań. Trudno podejrzewać by pisma Guardiniego były „top of the list” Jeffreya Sachsa. Zatem sami katolicy wpychają papieża Franciszka w antykatolickie narracje zamiast próbować odczytać to, co zostało zapisane na dwustu stronach „Laudato si”.
Guardiniego warto zaś przywoływać, ponieważ gdy odczytamy nawet pierwszą z brzegu jego cytowaną uwagę o tym, że „człowiek współczesny dobrze wie, że w technice nie chodzi ostatecznie ani o pożytek, ani o dobrobyt, chodzi tylko o władzę, o skrajnie pojęte panowanie w nowej strukturze świata” dlatego „chce zawładnąć elementami natury i ludzkiego istnienia”, otwierają się przed nami szerokie obszary analizy niegodziwości zarówno międzyludzkiej, jak i wyzysku przyrody, która jest traktowana niczym organiczna masa rodząca się tylko by po przerobieniu umrzeć i być dosłownie czy metaforycznie pożartą. Wolno zapytać, czy taki był zamysł Boga wobec świata, który ma być człowiekowi podany.
Nieuchronna krytyka
Nieuchronnie zbliżamy się jednak także do krytycznych uwag na temat encykliki. Jej pierwszy rozdział – z zupełnie zrozumiałych względów wynikających z dynamiki mediów dzisiejszego świata – jest czytany najczęściej. Niestety zawiera także znaczną ilość tez budzących kontrowersje. Przykładem flagowym wszystkich komentarzy jest tzw. globalne ocieplenie, o którym Papież pisze, że:
„Istnieje bardzo solidny konsensus naukowy wskazujący, że mamy do czynienia z niepokojącym ociepleniem systemu klimatycznego.”
Oczywistym jest, że odwołanie się do „konsensusu naukowego” jest odniesieniem dość słabym (nie odnosimy się tu do prawdy, choć napór autorytetu naukowego chciałby utożsamić konsensus z prawdą), tym bardziej jeśli podkreśla się, że jest on „bardzo solidny” daje się znak budzący wątpliwości – retoryczne wzmocnienie lubi ukrywać rzeczywistą słabość. Opinie w kwestiach naukowych powiązanych z kapitałem musiały wzbudzić podejrzenia o wpływy pewnych lobbies na papieski tekst. Do tego dochodzi jeszcze forma publicznego funkcjonowania papiestwa za tego pontyfikatu. Wykreował ją sam Franciszek „wrzucając” odbiorcom treści odbierane jako kontrowersyjne. Ten styl, wyostrzający uprzedzenia – pozytywne i negatywne „publiczności” – wzmacnia dodatkowo uwagę zarówno mediów świeckich, krytyków wewnątrzkościelnych, jak kościelnych głosicieli wielkich przemian i postępu.
Według najprostszej odpowiedzi rozdział pierwszy mógłby po prostu nie powstać jednak nie jest to odpowiedź właściwa dla kogoś kto stara się być uważnych czytelnikiem encykliki. Papież bowiem wymyka się ideologicznym schematom wynikającym z takich czy innych (może fałszywych) naukowych diagnoz stanu rzeczy stworzonych. Choćby w wtedy gdy odnosi się do mitu przeludnienia i postulatów depopulacji:
Zamiast rozwiązywać problemy ubogich i myśleć o innym świecie, niektórzy chcą jedynie proponować ograniczenie liczby urodzeń. Nie brakuje nacisków międzynarodowych na kraje rozwijające się, uzależnianie pomocy gospodarczej od zastosowania określonej polityki „zdrowia reprodukcyjnego”. […] Obwinianie wzrostu demograficznego, a nie skrajnego i selektywnego konsumpcjonizmu, jest sposobem na uniknięcie stawienia czoła problemom. W ten sposób usiłuje się usprawiedliwić dotychczasowy wzorzec dystrybucji, w którym mniejszość uważa, że ma prawo do konsumpcji w takiej proporcji, której nie sposób byłoby upowszechnić, bo planeta nie byłaby nawet w stanie pomieścić odpadów takiej konsumpcji.
***
Ta krótka analiza nie pozwala na podjęcie rozmaitych kwestii związanych z encykliką – zarówno ewolucji stylu tego typu dokumentów papieskich, jak i bezpośredniego wpływu konkretnego teologa (Guardini) na centralne diagnozy tekstu, ale też napięć pomiędzy „ekologią”, a „Ewangelią ubogich”, czyli z jednej strony tego co jest bardzo wyraźne u Franciszka i co moglibyśmy określi jako opcja preferencyjna na rzecz ubogich, a drugiej strony programów ochrony przyrody uderzających w najuboższych. Skoro jednak zbliżamy się do zrozumienia „Laudato si”, to nagrodą za wykonanie zadania, jest w realnym życiu kolejne zadanie. Gwałtowne, niechętne reakcje na tekst nowej encykliki wskazują, że lektura jej poprzedniczki „Caritatis in veritate” Benedykta XVI została zupełnie zaniedbana. W Polsce poważniejsza refleksja nad nauką społeczną Kościoła zatrzymała się na Janie Pawle II, ale Benedykt i Franciszek dodają do niej analizy naprawdę nowe. Papież z Argentyny nie zrywa zatem żadnych więzów z dotychczasowym rozwojem diagnozowania przez Kościół kwestii społecznych. Niedobre jest to, że nad Wisłą nikt prawie tego nie zauważył.
Tomasz Rowiński
Artykuł ukazał się w nieco zmienionej wersji i pod innym tytułem w "Nowej Konfederacji", internetowym miesięczniku idei, nr 7 (61)2015, 1 lipca-4 sierpnia
(1981), redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, publicysta poralu Aleteia.org, senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.