„Gdy Mojżesz pasał owce swego teścia, Jetry, kapłana Madianitów, zaprowadził owce w głąb pustyni i przyszedł do Bożej góry Horeb.
Wtedy ukazał mu się Anioł Pański w płomieniu ognia, ze środka krzewu. [Mojżesz] widział, jak krzew płonął ogniem, a nie spłonął od niego.
Wtedy Mojżesz powiedział do siebie: «Podejdę, żeby się przyjrzeć temu niezwykłemu zjawisku. Dlaczego krzew się nie spala?».
Gdy zaś Pan ujrzał, że [Mojżesz] podchodził, żeby się przyjrzeć, zawołał do niego ze środka krzewu: «Mojżeszu, Mojżeszu!». On zaś odpowiedział «Oto jestem».
Rzekł mu Bóg: «Nie zbliżaj się tu! Zdejm sandał z nóg, gdyż miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą».
Powiedział jeszcze Pan: «Jestem Bogiem ojca twego, Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba». Mojżesz zasłonił twarz, bał się bowiem zwrócić swe oczy na Boga”. (Wj, III, 1-5)
Pomedytujmy przez chwilę nad tym fragmentem Pisma Świętego, aby odkryć właściwy sposób przeżywania liturgii.
Dla opisania ważności Góry Horeb autor natchniony używa przymiotnika „boża”. Jest więc to ziemia, która należy do Pana, i która w jakimś sensie jest Jego mieszkaniem, Jego domem. To tu właśnie ma miejsce sprzeczne z prawami fizyki zjawisko, które odciąga Mojżesza od codziennych, pasterskich obowiązków i prowadzi go do płonącego, a mimo to ciągle żywego krzewu. Po chwili sytuacja staje się jeszcze bardziej niewytłumaczalna, ponieważ z ognia dochodzą zrozumiałe dla Mojżesza słowa. Głos zwraca się do niego po imieniu i to dwukrotnie, jakby chcąc podkreślić, że w tym, co się teraz dzieje nie ma żadnego przypadku. Mojżesz nie wie jeszcze, że mówi do niego sam Bóg. Prowadzi go na to miejsce jedynie ciekawość i nie zdając sobie sprawy z tego, że ma on do czynienia z samym Stwórcą chce podjąć z Nim dialog tak, jak się rozmawia z drugim człowiekiem. Inicjatywa jednak przez cały czas należy do Boga. Najwyższy wydaje Mojżeszowi polecania, których nie da się po ludzku zrozumieć. Padają słowa: „Nie zbliżaj się tu!”, a przecież krzew zapłonął właśnie dlatego, by Mojżesz przybył na to miejsce! Tak oto człowiekowi zostaje wyznaczona granica w poznawaniu tego, co niepoznawalne. Po drugie ma on ściągnąć sandały. Ale co bose, czy odziane stopy mogą mieć wspólnego z tym, co Bóg ma do przekazania?
Trwa lekcja pokory i wiary. Mojżesz ma zrozumieć, że wydarzenie, w którym uczestniczy nie jest czymś powszechnym, ale że jest jedynym w swoim rodzaju objawieniem się Boga, który uczy człowieka w jaki sposób oraz na jakich warunkach można wejść z Nim w osobową relację. Najwyższy sprawdza posłuszeństwo Mojżesza, jego dyspozycyjność do wypełnienia misji, którą zamierza mu zlecić. Zdjęcie sandałów, czynność błaha, rzec by można drobiazg, który po ludzku w żaden sposób nie powinien odwracać uwagi od trwającego cudu jest w rzeczywistości próbą. „Kto jest wierny w drobnych rzeczach, będzie wierny i w rzeczach wielkich” (Łk, XVI, 10). To test posłuszeństwa. W tej chwili cały Exodus: cudowne znaki, ustanowienie Paschy, przejście przez Morze Czerwone, klęska wojsk faraona, zawarcie przymierza na Synaju, rozmnożenie się Izraela, zdobycie Kanaanu, a w konsekwencji dalsze dzieje zbawienia zależałą od okazania posłuszeństwa Bogu poprzez ... zdjęcie sandałów.
Gdy to się wreszcie dzieje Mojżeszowi otwarcie objawia się Bóg. Mówi wprost: „Jestem Bogiem”, odwołując się przy tym do wcześniejszych wydarzeń i przypomina to, co do tej pory uczynił. Ur Chaldejskie, Sodoma i Gomora, Moria, Gerara, skradzione błogosławieństwo, walka z Aniołem nad potokiem Jabbok, dwunastu synów Jakuba i dwanaście pokoleń Izraela - to wszystko przychodzi Mojżeszowi na myśl, gdy słyszy imiona: Abrahama, Izaaka i Jakuba. I jaka jest jego reakcja? Jak zachowuje się człowiek doświadczający wielkości i wszechmocy Boga? Jak zachowuje się, gdy uświadomi sobie, że ziemia ta jest rzeczywiście święta, a on sam stoi przed „Tym, który jest”? Mówi dalej Pismo Święte:„Mojżesz zasłonił twarz, bał się bowiem zwrócić oczy na Boga”.
Uczynić swoim doświadczenie Mojżesza - oto zadanie, które stoi przed liturgią. Poprzez ducha w jakim jest ona sprawowana ma wychowywać człowieka do uczestnictwa w celebracji świętych misteriów wiary, do właściwego przeżywania spotkania z Bogiem Ojcem, które dokonuje się mocą Ducha Świętego w Jezusie Chrystusie. Liturgia ma wychowywać człowieka do tego, aby z należytą czcią i pokorą, strachem, ale i z ufnością w Boże miłosierdzie, którego najgłębszym i najpełniejszym wyrazem jest chrystusowy krzyż, wychodził na spotkanie swego Stwórcy i Zbawcy. Tylko uświadomienie sobie, że podczas sprawowania świętych czynności stoi się przed Najwyższym, przed którym należy „zasłaniać twarz” i upadać na kolana pozwala nam na wejście w przestrzeń działania Jego nieskończonej miłości i łaski. Jednak, jak nas poucza historia Mojżesza Bóg pragnie dzielić się z nami tymi darami na Swoich, a nie na naszych warunkach.
To doświadczenie boskiej wielkości i małości człowieka, doświadczenie niemożności ogarnięcia Tego, który ze swej natury jest nieogarniony tradycyjna liturgia rzymska wyraża przez recytacje szeptem niektórych kapłańskich modlitw, a w sposób szczególny wielkiej modlitwy konsekracyjnej Kanonu Rzymskiego. Tę samą prawdę boskie liturgie chrześcijańskiego Wschodu oddają przez ustawianie ikonostasów i taki właśnie sposób wejścia w liturgiczną przestrzeń chciał nam przekazać Ojciec Święty Benedykt XVI, kiedy do sprawowanych przez siebie Mszy Świętych wprowadził dwie dłuższe chwile milczenia i refleksji. Pierwszą po proklamacji Słowa Bożego i wygłoszonej homilii i drugą po Komunii świętej. Odkrycie przestrzeni ciszy, jak i własnej niezdolności do objęcia rozumem celebrowanego Misterium jest więc nieodzownym warunkiem spotkania w liturgii żywego i działającego Boga.
Mater Ecclesiae - ora pro nobis!
ks. Krzysztof Irek
(1978), pochodzący z diecezji sandomierskiej ksiądz katolicki, absolwent prawa kanonicznego na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim, pracownik Sądu Biskupiego w Sandomierzu, katecheta w Ponadgimnazjalnym Zespole Szkół Ekonomicznych, opiekun Diecezjalnego Ośrodka Katechumenatu.