Recenzje
2022.05.25 20:27

O marnowaniu życia

Conheci a Beleza que não morre

E fiquei triste[1].

Antero de Quental, Tormento do Ideal

 

Być może najsmutniejszym z ludzkich doznań okaże się doznanie zmarnowanego życia, ten smutek wywołany poczuciem, że do czegoś doszło się zbyt późno, myślą o tym, co mogłoby by być, żalem, że pozwoliło się umknąć pewnej okazji – lub pewnej osobie – która być może zmieniłaby całe życie. To przytrafia się Carylowi Bramsleyowi, głównemu bohaterowi powieści Maurica Baringa C. Wydaje mi się nieco dziwne pisać o Baringu, moim ulubionym powieściopisarzu, i zajmować się wyłącznie jedną z jego powieści, a nie nim samym. Należałoby także powiedzieć dużo o nim: powieściopisarzu katolickim (ból wywołany grzechem jest obecny we wszystkich jego powieściach), wielkim przyjacielu Chestertona i Belloca; człowieku, który w swoich wspomnieniach nie mówi nic o miłości, być może właśnie dlatego, że w swym życiu kochał nazbyt wiele. Jednak opowiem o nim przy innej okazji, być może zrobię to przy wielu innych okazjach.

Caryl Bramsley, którego nazywają C., to piąty z sześciorga dzieci (tak jak Baring) Lorda Hengrave. To chłopiec zamknięty w sobie, obdarzony dużą wyobraźnią i nie cieszącym się afektacją żadnego ze swoich rodziców. Bardzo szybko odkrywa, że pośród swoich nie może pozostać szczery, gdyż zawsze każą mu siedzieć cicho. Zatem – jak wszyscy nieśmiali – zamyka się w sobie. Jego podstawową ucieczką, już w młodości, okazuje się odkrycie w Eton współczesnej poezji angielskiej. Myślę, że jego uczucia związane z lekturą Shelley’a mówią nam sporo o jego osobowości:

C. otworzył tom Shelley’a i natknął się na wiersz Obłok, który znajduje się na początku trzeciego tomu, na stronie 19. Przeczytał go i po raz pierwszy w życiu doświadczył tego, do czego zdolne są drukowane słowa. Zdało mu się, że porwał go rydwan ognia. Czas i miejsce uległy unicestwieniu; jedna wspaniała wizja po drugiej ogarnęły go zroszonymi, tęczowymi skrzydłami. W powietrzu zdawały się rozbrzmiewać niebiańskie dzwony. A kiedy to wszystko dobiegło kresu, pozostało coś niewysłowionego. Był oszołomiony[2].

Te wrażenia są aż nadto dobrze znane – i wcale nie przesadne – każdemu zakochanemu w literaturze. Muszę wyznać, że podobne doznania towarzyszyły mi w trakcie lektury powieści Baringa. Tak naprawdę to podczas lektury jego utworów zdałem sobie po raz pierwszy sprawę z przemijania czasu jako konkretnej rzeczywistości, jako czegoś, co pozostawia ślad na ciele i duszy człowieka. Dostrzegamy tę zmianę w jego bohaterach. I tak dzieje się w przypadku C. Z Eton przenosi się do Francji, by doskonalić swój francuski; jego rodzice pragną skierować go na drogę kariery dyplomatycznej. Jego zdanie w ogóle się nie liczy – zgadza się. Już jest zatem zakochany w poezji, a z powieściowej narracji wiemy także coś bardzo ważnego: że się zakochał w miłości. W istocie chciałoby się przepisać tutaj wszystkie strony niezrównanej prozy Baringa, ale ograniczę się jedynie – zanim przejdę ściśle do tragedii C. – do przedstawienia uczuć, jakie ogarnęły go po usłyszeniu po raz pierwszy pieśni Tristesse – do wiersza Theóphile’a Gautiera z muzyką Gabriela Fauré:

I znów C. i panna Church dzielili luksus melancholii, melancholii, której jeszcze nie doświadczyli. Byli zatem w stanie cieszyć się nią w pełni i ronić łzy szczęścia, być może tym bardziej, że Dorant śpiewał pieśń w tym samym nastroju i bez śladu żalu, który rani, oraz namiętności, która pali.

Wiele lat później, już blisko końca, C. usłyszy ponownie tę samą pieśń we Francji; jednakże wówczas łzy nie będą łzami szczęścia ani jego melancholia nie będzie słodka. Wracając do Anglii: w czasie pewnej wizyty u swojego wujostwa, widzi po raz pierwszy Beatrice, córkę artystycznych przyjaciół swojej ciotki i z miejsca się w niej zakochuje. I tu zaczyna się jego tragedia:

Z panem i panią Lord była ich córka, Beatrice. W czasie koncertu C. siedział w tym samym rzędzie i był zauroczony tymi przebłyskami jej piękna, na które kilka razy udało mu się rzucić okiem. Nie miała wówczas jeszcze osiemnastu lat, było w niej coś nieopisanie szlachetnego. Nic sztywnego czy podobnego do Junony, ale coś autentycznie niebiańskiego; coś w jej bardzo łagodnych, błękitnych oczach, co sprawiało wrażenie zmiennego, uroczego oceanu; coś magicznego w jej uśmiechu; coś silnego i dumnego w jej wyraźnie zaznaczonym podbródku i w jej zbyt śmiało namalowanych kredką brwiach, i w jej na pozór niedbale wykończonych ustach; coś nieopisanie lśniącego i zwycięskiego w całym jej wyglądzie; wszystko w niej wydawało się świecić – jej włosy, jej cera.

Jednak wówczas C. nie mógł zamienić z nią więcej niż dwa lub trzy słowa. Dużo później, będąc już w Oksfordzie, spotyka ją ponownie i może w końcu ją poznać. Oboje z miejsca znajdują wspólny język i jak ona powie mu później, poznaje go lepiej niż on sam znał siebie. Zakochują się w sobie beznadziejnie, a C. prosi ją, by wyszła za niego; mimo trudności Beatrice przyjmuje jego oświadczyny. Istnieją jednak dwa poważne problemy: Beatrice jest katoliczką i nie ma majątku. Zatem Lady Hengrave, matka C., musi ich rozdzielić. Wysyła młodzieńca do Włoch. Jakiś czas później, wracając do Anglii, C. dowiaduje się, że Beatrice wychodzi za mąż. Dzień przed ślubem zjawia się w jej domu i prosi ją, by tego nie robiła; ale ona – ze łzami w oczach – odmawia pójścia z nim. C. zatem myśli, że nie ma już nic więcej do zrobienia i odchodzi. Wiele lat później Beatrice mówi mu, że gdyby nalegał bardziej, a nawet ją porwał, zgodziłaby się. Jednak on nie był do tego zdolny. Nie był nigdy.

Po ślubie Beatrice w życiu C. pojawia się kobieta, która doprowadzi go do zupełnego obłędu: Leila. On był nią oczarowany jeszcze jako dziecko i zakochuje się w niej do szaleństwa, gdy spotyka ją ponownie. Ona jest mężatką, ale ani jej mąż, ani C. nie są jedynymi mężczyznami w jej życiu. Leila i C. w ogóle ze sobą się nie dogadują, jednak to nie jest ważne: wystarczy, że może ją widzieć i być blisko niej – to go zadowala; z kolei, kiedy się oddala, straszliwą udrękę sprawia mu zazdrość. Już nie myśli o Beatrice, a przynajmniej nie tak, jak przedtem; a jego namiętność do Leili jest odmienna: zniewala go całkowicie. Czasami, kiedy się oddalają, wydaje się o niej zapominać, nie myśleć już o niej, szczególnie, że wie, iż ona go oszukuje.

Kiedy tak oddala się od Leili i do niej zbliża, ponownie zjawia się w jego życiu Beatrice. Sporo wycierpiała: jej mąż nie był jej wierny, straciła swojego synka, a później została wdową. Smutek Beatrice wzbudza w C. ogromny żal; czy zdaje sobie z tego sprawę, czy nie, ona wciąż go kocha. C. próbuje ożenić się z nią po raz kolejny, ale Beatrice mówi mu, że nie będą razem szczęśliwi. Jest w powieści jedna scena szczególnie smutna, acz doskonale symbolizująca zniewolenie C. i miłość Beatrice: są razem w pewnym domu w Londynie i on jest bliski wreszcie uzyskania jej akceptacji na ślub; z początku mówi mu, że muszą poczekać przynajmniej jeden rok, ale on nie ustaje w naleganiach. Ona jest gotowa go przyjąć. Właśnie w tym momencie wzywa ją chora szwagierka, a C. otrzymuje telegram od Leili (po dłuższym czasie niewidzenia się). Leila prosi, by C. ją odwiedził; ten drze telegram. Jednak kiedy Beatrice wraca, mówi jej, by zatem poczekali rok. Wszystko skończone i ona to wie.

Kiedy wrócił do domu, poczuł nową reakcję. Pomyślał o Beatrice i zdało mu się, że ona już wie, że to koniec wszystkiego. Jakże była przenikliwa i dalekowzroczna! Wydawało się mu, że widzi ją smutną, zapłakaną, patrzącą na niego tymi niebiańsko błękitnymi oczami, tymi łagodnymi, łagodnymi oczami, pełnymi teraz nieziemskiego blasku. Patrzyły na niego bez wyrzutu, ale z nieskończonym smutkiem i jak święty Piotr poczuł chęć, by wyjść i gorzko zapłakać. (

Wybór Beatrice oznaczałby jednocześnie akceptację nieśmiertelnego piękna, zwycięstwo nad zniewoleniem na rzecz miłości i poświęcenia, most, który doprowadziłby go do autentycznego domu. I C. to wie. Z tego powodu jego smutek jest bezgraniczny: to smutek wynikający z poczucia niezdolności osiągnięcia wolności, czystości Prawdy. To smutek wywołany myślą, że jest zbyt późno. Jednak z tym smutkiem zawsze przychodzi pragnienie porzucenia życia, smutek istnienia.

Czy był w stanie znosić to wszystko na nowo? Czy nic nigdy nie wyzwoli go z tych łańcuchów? Czy nikt nie wyjmie ciernia z ciała, nie oczyści jego piersi z tej niebezpiecznej trucizny? I wówczas na myśl o tym zawołał w ciemności:

– Nie chcę być wyleczony. Nie chcę usunięcia tego ciernia. Nie chcę być uwolniony. Och, Leila, zwódź mnie, zwódź mnie znowu!” .

C. wierzy, że Beatrice jest zdolna uwolnić go z tych łańcuchów, wyobraża sobie spokojną, acz bezgraniczną szczęśliwość u jej boku – coś, czego oznak nigdy nie potrafił dostrzec będąc z Leilą; ale nie wie, że Beatrice jest drogą, najpiękniejszą drogą, która doprowadziłaby go stopniowo do Tego, który potrafiłby go uwolnić. Nim zda sobie sprawę z tego wszystkiego, poddaje się. Zwraca się ku ranie, którą wywołuje wspomniany cierń. Wkrótce potem Leila z nim zrywa. Czy pamiętasz, Czytelniku, tę pieśń Gabriela Fauré, którą wspomniałem na początku? Otóż C. ponownie ją słyszy także w Paryżu, ostatni raz, kiedy zobaczy Beatrice:

Cudowna stosowność melodii Fauré sprawiała, że słowa te były tak bardzo nieznośnie, tak boleśnie przejmujące; a gdy Foscoli je śpiewał, stawały się jeszcze bardziej przejmujące... stopniował wewnętrzną duszę cierpienia i wydawało się, że uchwycił to, co nieuchwytne. Było to – czuł C. – nieznośne... pieśń przywoływała mu w pamięci to wszystko... całą tę nędzną historię... całość jego złamanego, zmarnowanego życia – Beatrice – Leila. Ostrość śmierci, gorzkość życia, świata, lo mondo senza fine amaro – nieskończoną, bezkresną, nieopisaną gorzkość.

Po upływie kilku dni, w konsekwencji ciężkiej choroby, C. umiera. Już nie miał chęci życia, zaczynania od nowa. Na jego pogrzebie odśpiewana zostaje pieśń Lead, Kindly Light. Wcześniej, na łożu śmierci, prosi jednego ze swoich przyjaciół, by powiedział Beatrice, że w końcu ujrzał most, ale że nie był zdolny obrać tej drogi.

Gilmar Siqueira

Tłum. Jan J. Franczak

Źródło: marchandoreligion.es

(Szkic można też znaleźć w zbiorze esejów Gilmara Siqueiry wydanym jako e-book: Diario de un dandy rural).

 

[1] Poznałem Piękno, które nie umiera i pozostałem smutny – fragment sonetu portugalskiego poety Antera de Quental.

[2] Tłumaczenie tego i pozostałych fragmentów powieści na podstawie: Maurice Baring, C, House of Stratus, Wrocław, s. 56.


Gilmar Siqueira

(1995), Brazylijczyk, piszący w języku hiszpańskim, publikuje eseje o literaturze na hiszpańskim portalu katolickim „Marchando Religión”. W roku 2020 opublikował e-book Diario de un dandy rural y otros artículos literarios.