Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl. Z góry dziękujemy.
Nie znam historii publicznych wypowiedzi ani szczegółów duszpasterskiej działalności Księdza biskupa Wiesława Szlachetki. W odniesieniu do stanowisk prezentowanych przez członków polskiego Episkopatu w okresie ostatnich kilku lat (ostatnich kilku miesięcy) względem absolutnie newralgicznych procesów i epokowych zdarzeń mających miejsce w Kościele, w sferze kultury i obyczajowości oraz w obszarze krajowej polityki zasadniczo podzielam poglądy najbardziej surowych krytyków ich (wyrachowanej?) powściągliwości czy wręcz (koniunkturalnego?) komunikacyjnego minimalizmu. Po zapoznaniu się z artykułem ks. prof. Adama Świeżyńskiego – mojego starszego stopniem naukowym kolegi z Wydziału Filozofii Chrześcijańskiej Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie – odnoszącego siędo krytycznej analizy listu otwartego w sprawie homilii Księdza biskupa z 31. sierpnia/1. września autorstwa Jakuba Prusiauważam jednak, że kilka istotnych kwestii podniesionych przez obydwu autorów domaga się komentarza. Kwestie te dotyczą zarówno stawianego przez Świeżyńskiego i Prusia – odpowiednio pod adresem biskupa Szlachetki oraz autorów listu otwartego – zarzutu niezachowania odpowiednich standardów argumentacji przy artykułowaniu i uzasadnianiu poglądów na niezwykle ważkie tematy społeczno-moralne (to wokół niego toczy się główna część polemiki między Świeżyńskim i Prusiem), jak i samej treści owych poglądów. Odnosząc się do podstawowej materii domniemanego sporu między biskupem Szlachetką a autorami/sygnatariuszami publicznej reprymendy dotyczącej jego sierpniowej homilii, chciałbym również podjąć wyzwanie ks. Świeżyńskiego adresowane do Jakuba Prusia i wyrazić własne stanowisko w tym sporze.
Krytyka treści homilii czy raczej jej fragmentarycznej i nieudolnej parafrazy?
Mogłoby się wydawać, że podniosłemu w tonie apelowi o respektowanie wymogów „[posiadania] dogłębnej wiedzy, odpowiedniego zrozumienia oraz wielkiej precyzji i ostrożności w publicznym wypowiadaniu się” na tematy wyeksponowane w otwartym liście Kongresu Katoliczek i Katolików towarzyszyć powinna wyjątkowa dbałość o językowo-retoryczną poprawność i klarowność sformułowań składających się na treść ich własnej wypowiedzi. (Celowo pomijam – jako przypuszczalnie budzący w czytelnikach zrozumiały odruch zakłopotania – rozwijany w polemice Świeżyńskiego i Prusia wątek poziomu inteligencji i uczoności sygnatariuszy listu.) Wbrew dość oczywistym konsekwencjom postulatu „wielkiej precyzji” argumentowania w kwestiach etyczno-światopoglądowych, ks. Świeżyński podejmuje się obrony autorów listu otwartego przed zarzutami braku precyzyjności w omówieniu wypowiedzi biskupa Szlachetki. Tłumaczy tę – zdaniem Prusia kluczową – niejednoznaczność streszczenia głównych tez homilii „potocznym rozumieniem równości czy zrównania” osób, rzeczy czy stanowisk światopoglądowych, implikującym ich analogiczność, a nie identyczność. Jako natywny użytkownik języka polskiego mam sporo wątpliwości czy przedstawione analogie (!) użycia rzekomego sensu potocznego pojęć „równości czy zrównania” – odmiennego od ich sensu słownikowego – rzeczywiście dowodzą istnienia takiego modułu znaczeniowego w języku naturalnym. Paradoksalnie jednak, już w samej treści listu otwartego odnaleźć można fragment podważający proponowaną przez ks. Świeżyńskiego, semantycznie nierygorystyczną interpretację rekonstrukcji homiletycznego przesłania bp. Szlachetki – w opinii Jakuba Prusia zasadniczo zniekształcającej sens oryginalnej wypowiedzi gdańskiego hierarchy. Autorzy listu wyraźnie odróżniają rysowanie analogii między piętnowanymi w homilii światopoglądami od orzekania ich tożsamości. Kierują mianowicie pod adresem biskupa retoryczne pytanie o to, czy rzeczywiście uważa on, że „można zestawiać ze sobą te stanowiska [tj. wskazywać na ich analogiczność – przyp. A.C], w dodatku czyniąc między nimi znak równości ?”
Zanim dokona się naturalnej w takim przypadku konfrontacji powyższego sformułowania z oryginalnym tekstem krytykowanej homilii, warto zwrócić uwagę na pojęciowo-logiczną strukturę szerszego przedstawienia w liście otwartym kluczowego zarzutu wobec rekonstruowanej zawartości wypowiedzi bp. Szlachetki. Trudno oprzeć się wrażeniu, że sposób wyartykułowania tego zarzutu przypomina raczej swoistą karykaturę iście absurdalnego zestawu rzekomo postulowanych w homilii relacji równoważności niż poważny argument kwestionujący podstawowe założenia rozumowania jej autora. Relacje to w istocie czysto losowe zestawienia bezpośrednio nieporównywalnych praktyk społecznych, zjawisk kultury, technologii medycznych, stanowisk światopoglądowych czy zbrodniczych przedsięwzięć państw totalitarnych, Według autorów listu bp. Szlachetka miał zrównać „gender oraz procedury zapłodnienia in vitro z nazizmem i komunizmem”, ogłosić, że „metoda zapłodnienia in vitro to to samo co eksterminacja milionów niewinnych osób z powodu ich pochodzenia, przynależności narodowej, niepełnosprawności czy poglądów politycznych”, a także sugerować możliwość porównania – proszę o wybaczenie dłuższego cytatu – „«zespół[u] zachowań, norm i wartości przypisanych przez kulturę do każdej z płci; sum[y] cech osobowości, stereotypów i ról płciowych, rozumianych w danym społeczeństwie jako kobiece lub męskie, przyjmowanych przez kobiety i mężczyzn w zakresie danej kultury w drodze socjalizacji, niewynikających bezpośrednio z biologicznych różnic w budowie ciała między płciami, czyli dymorfizmu płciowego» […] z programami masowego ludobójstwa, opracowanymi i wdrożonymi na ogromną skalę przez dwa totalitarne systemy XX wieku” (sic!).
Szczególnie ten ostatni element rekonstrukcji rzekomego głównego przekazu sierpniowej homilii gdańskiego biskupa wywoływać musi u czytelnika otwartego listu Kongresu Katoliczek i Katolików niezamierzającego sięgać do oryginalnego tekstu homilii przekonanie o niewątpliwym obłędzie jej autora. A ewentualny pozytywny odruch takiego czytelnika, by jednak zajrzeć do tekstu wypowiedzi bp. Szlachetki, może zostać skutecznie wytłumiony niemal ostentacyjnym deklarowaniem przez autorów listu cechującego ich przywiązania do zasad „precyzji i ostrożności w publicznym wypowiadaniu się” na każdy z poruszonych w homilii tematów. To „publiczne wypowiadanie się” obejmować przecież powinno z powodów oczywistych również polemikę z reprezentantami odmiennych punktów widzenia na szczególnie kontrowersyjne kwestie.
Jeśli jednak czytelnik listu otwartego przezwycięży dość naturalny odruch zaufania do deklaracji członków Kongresu i postanowi zapoznać się z tekstem homilii wygłoszonej podczas uroczystości 31. sierpnia i 1. września…..
….to zauważy, że autor homilii – elementu liturgii mszy św. sprawowanej w okrągłą rocznicę rozpoczęcia agresji militarnej hitlerowskich Niemiec przeciw Polsce – podjął próbę wskazania na ciągle aktualne niebezpieczeństwa – duchowe, społeczne i międzynarodowe – wynikające z bezkrytycznego przyjmowania skrajnie ideologicznych założeń przy podejmowaniu działań polityczno-legislacyjnych kwestionujących proklamowane przez Kościół zasady prawa naturalnego. Dla zobrazowania realności tych niebezpieczeństw w dzisiejszych czasach posłużył się bp Szlachetka zabiegiem argumentacyjnym dającym się określić mianem definicji projektującej. Celem tego zabiegu było nakreślenie specyficznego ideowego podłoża wspólnego dla szeregu stanowisk światopoglądowych składających się, zdaniem gdańskiego hierarchy, na ideologię neomarksizmu. Centralne miejsce w zaproponowanym opisie owej ideologii zajmuje idea sztucznie konstruowanych („wymyślanych”) indywidualnych uprawnień. Uprawnienia te nie znajdują żadnego wiarygodnego uzasadnienia na gruncie zarówno chrześcijańskiej, jak i szeroko pojętej humanistycznej aksjologii, a łączą się bezpośrednio z pogwałceniem oczywistych praw innych osób, bądź też nieuchronnie prowadzą do pogwałcenia tychże praw. I tak, wśród tego typu wykreowanych, drapieżnych uprawnień wymienia bp Szlachetka tzw. prawo do aborcji („zabijania człowieka w początkach jego życia”), prawo do stosowania metody in vitro w jej aktualnie wykorzystywanych wersjach („pozyskiwania życia kosztem życia innych”), prawo do uzyskiwania pełnoprawnego statusu małżeństwa przez pary homoseksualne („nazywani[a] związków dwóch panów czy pań małżeństwem i przyznawani[a] im prawa do adopcji dzieci, tym samym pozbawiając te dzieci ich praw [do opieki i wychowania przez rodziców dwojga płci – przyp. A. C]”), prawo do nakłaniania nieletnich (w niektórych przypadkach bez konieczności uzyskania zgody ich rodziców bądź prawnych opiekunów) do poddawania się procedurze zmiany płci („promowanie zmiany płci już u kilkunastoletnich dzieci”) oraz prawo do przeprowadzania zabiegu eutanazji bez uwzględnienia woli uśmiercanych osób – de facto przy uwzględnieniu wyłącznie egoistycznych pobudek członków ich rodzin („rozszerzanie możliwości stosowania eutanazji – czyli zadawania śmierci ludziom starym i chorym, gdyż przeszkadzają w szczęściu młodym pokoleniom uformowanym według egoistycznych projektów”). Orzekając, że inkryminowana ideologia neomarksizmu „upatruje szczęścia ludzkości” w promocji i urzeczywistnianiu wymienionych uprawnień, autor homilii proponuje włączenie jej do szerokiej kategorii ideologii antychrześcijańskich. Obejmuje ona również wspominane co roku 1. września przez uczestników uroczystości przy budynku Poczty Gdańskiej zbrodnicze projekty ideologiczne niemieckiego nazizmu i sowieckiego komunizmu.
Przed przystąpieniem do zważenia racji w gwałtownie sygnalizowanym przez autorów/sygnatariuszy listu otwartego konflikcie między ich pojmowaniem chrześcijańskiej aksjologii a przestrogami zawartymi w homilii gdańskiego hierarchy, warto jeszcze zwrócić uwagę na dwie okoliczności. Po pierwsze – z wiadomych chyba tylko autorom listu otwartego powodów – rekonstrukcja homiletycznego przedstawienia neomarksizmu całkowicie pomija pierwsze z promowanych przez jego przedstawicieli – w ujęciu zaproponowanym przez bp. Szlachetkę – uprawnień: rzekome prawo do aborcji. Co zastanawiające, wszystkie pozostałe rzekome uprawnienia wskazane w homilii podane zostają pod rozwagę czytelnikom listu w sposób bezpośredni – poprzez zacytowanie in extenso odpowiedniego fragmentu homilii. To m. in. z tego powodu – powodem głównym są naturalne ograniczenia związane z możliwym rozmiarem niniejszego komentarza – przedmiotem dalszej części analizy będą właśnie owe dwa pierwsze z wszystkich pięciu wymienionych przez bp. Szlachetkę rzekomych praw – stanowiących, zgodnie z treścią homilii, podstawę analogii między współczesnym neomarksizmem a obydwiema złowieszczymi ideologiami sprzed stu lat.
Po drugie – a zarazem równie istotne w kontekście proklamowanej przez autorów listu otwartego zasady „precyzji i ostrożności” w wypowiadaniu się na tematy poruszone w krytykowanej przez nich wypowiedzi bp. Szlachetki – najwyższe zdumienie budzi sposób sparafrazowania w liście czwartego z wymienionych uprawnień. Nie sposób nie zauważyć, że przypisanego wprost wywodom bp. Szlachetki aktu potępienia „ideologii gender” w tekście jego wystąpienia po prostu nie ma. Co więcej, samo słowo „gender”, którego rzekome użycie przez biskupa stwierdzają autorzy listu stanowczo i jednoznacznie – „To, co określił Ksiądz Biskup mianem «ideologii gender»” –w tekście tym nie pojawia się wcale (!). W rzeczywistości – zapewne nazbyt „precyzyjnie i ostrożnie” – wskazując na zagrożenie związane z rozpowszechnianiem się zjawiska tranzycji płciowej, sprowadza gdański hierarcha owo zagrożenie – przynajmniej w tej konkretnej wypowiedzi – do coraz częstszych przypadków kulturowej akceptacji i szerokiego legalizowania nieograniczonej promocji takich zabiegów bezpośrednio wśród nieletnich – również z całkowitym pominięciem opinii ich prawnych opiekunów. Materiały na temat tej kwestii publikował przed kilku laty watykański portal informacyjny, zaś dotyczące jej kontrowersje pozostają ciągle osią politycznychsporów w nieporównywalnie bardziej niż Polska „genderowo” zaawansowanych krajach anglosaskich. W jaki sposób z takiego ujęcia wysoce prawdopodobnych prawno-etycznych nadużyć związanych z eliminowaniem dość oczywistych – zdawałoby się – warunków wstępnych stosowania procedury zmiany płci wywodzą autorzy listu otwartego tezę o kryjącej się jakoby za treścią homilii bp. Szlachetki intencji porównania „zespół[u] zachowań, norm i wartości przypisanych przez kulturę do każdej z płci” czy też „sum[y] cech osobowości, stereotypów i ról płciowych […]” do „programów masowego ludobójstwa” pozostaje pytaniem, na które trudno byłoby znaleźć odpowiedź chyba nawet im samym.
Argumentacja czy autorytet?
W świetle zaprezentowanych powyżej obserwacji bardzo osobliwego znaczenia nabiera zamieszczony w tekście ks. Świeżyńskiego osąd, zgodnie z którym “[n]ie jest prawdą, że wypowiedź biskupa nie została przez sygnatariuszy listu przeanalizowana, a jego argumenty nie zostały ocenione w świetle dostępnych, obiektywnych danych”. Aby postąpić naprzód z analizą krytycznego względem homilii bp. Szlachetki wystąpienia Kongresu Katolików i Katoliczek konieczne jednak staje się – wyjątkowo w tym przypadku daleko idące – zastosowanie zasady życzliwości wobec jego autorów. Z propozycją tego rodzaju życzliwego odczytania listu otwartego występuje ks. Świeżyński przekonując, że „w pytaniach sygnatariuszy listu istotne jest to, że podważają one sens samej próby takiego porównywania [wskazywania na analogiczność – A. C.]” poruszonych w homilii zestawów idei, programów i przedsięwzięć politycznych czy zjawisk społecznych. W odniesieniu do przykładowej kwestii podniesionej przez bp. Szlachetkę (procedury zapłodnienia in vitro)teza ta, zdaniem ks. Świeżyńskiego, ma charakter wniosku „z przeprowadzonego w mniej czy bardziej profesjonalny sposób (w sensie sztuki argumentowania) toku argumentacji, który dokonał się w ich umysłach.” Co do ewentualnego trybu ujawnienia się tego rozumowania w tekście listu otwartego opinia ks. Świeżyńskiego pozostaje niejednoznaczna: z jednej strony twierdzi on, że „w liście nie ma takiej analizy argumentacji bp. Szlachetki, jakiej domaga się Jakub Pruś”, z drugiej zaś wskazuje – kilka akapitów niżej – iż „oczekiwaną przez Jakuba Prusia argumentację znajdujemy we fragmencie listu, w którym sygnatariusze twierdzą, że aspekty ludzkiego życia związane z płciowością, początkiem życia i jego końcem wymagają, ze względu na swoją złożoność i stały postęp wiedzy naukowej, najpierw ich dogłębnego zrozumienia, a następnie szczególnie starannego wypowiadania się na ich temat”. Trudno uznać omówione w tym ostatnim cytacie zasady publicznego rozprawiania o kluczowych kwestiach bioetycznych – w istocie proklamowane przez autorów listu – za argument na rzecz postawionej przez nich, w opinii ks. Świeżyńskiego, tezy – krytycznej względem podstawowego przesłania homilii bp. Szlachetki. (Analiza praktycznego urzeczywistnienia przez autorów listu zasady „zrozumienia, precyzji i ostrożności” przy rekonstruowaniu stanowiska gdańskiego hierarchy przedstawiona została powyżej.) Na rzekome wyeksponowanie tego rodzaju argumentacji w liście otwartym wskazywać ma zapewne następne zdanie komentarza ks. Świeżyńskiego: „Sygnatariusze listu zwrócili uwagę, że nawet w orzeczeniach instytucji kościelnych, zajmujących się tymi zagadnieniami (chodzi konkretnie o działalność i publikacje Papieskiej Akademii Życia), można zauważyć niekiedy zmianę stanowiska i wstrzemięźliwość orzeczeń”. Ze względu na sugerowaną doniosłość tego fragmentu listu otwartego warto przytoczyć go w oryginale: „O tym, że przywołane kwestie nie są tak jednoznaczne, jak się to Księdzu Biskupowi wydaje, i wciąż są badane i rozpatrywane przez wyznaczone do tego gremia kościelne, świadczą choćby działalność i publikacje Papieskiej Akademii Życia i najnowszy fakt powołania przez papieża Franciszka w jej skład nowych członków, których spojrzenie na sprawy aborcji, eutanazji, zapłodnienia in vitro i gender odbiega od dotychczasowego rozumienia tych zagadnień”.
Co interesujące, czytelnika listu otwartego spodziewającego się, że po takim oświadczeniu jego autorów przedstawione zostanie jakiekolwiek – nawet najbardziej skrótowe – wyjaśnienie podstawowych przesłanek i zasadniczego kierunku „zmiany stanowiska instytucji kościelnych” w sprawie wymienionych zagadnień, czeka olbrzymi zawód. Autorzy listu nie tylko nie przywołują żadnego konkretnego dokumentu reprezentującego spojrzenie „odbiegające od dotychczasowego rozumienia tych zagadnień” (choć np. w odniesieniu do kwestii pominiętej w przytoczonym zestawie tematów, a „precyzyjnie i ostrożnie” poruszonej przez bp. Szlachetkę, z pewnością mogliby wskazać na dokument o znacznie wyższej randze niż „publikacje Papieskiej Akademii Życia”). Nie podejmują również nawet próby naszkicowania najogólniejszego choćby zarysu rozumowania prezentowanego, ich zdaniem, w tych dokumentach, wykazującego rzekomo potencjał „odwrócenia” dotychczasowego nauczania Kościoła we wspomnianych kwestiach. Zamiast tego rodzaju szkicu rozumowania – rzekomo przełomowego dla tradycyjnej katolickiej doktryny teologiczno-moralnej – zaproponowany zostaje specyficzny, bo odwołujący się w sposób zawoalowany i niezwykle zawiły do dogmatu o pewności magisterium Kościoła i nieomylności papieskiej, wariant klasycznego argumentu z autorytetu. Tezy homilii bp. Szlachetki ma ostatecznie kompromitować retorycznie uwypuklony w cytowanym fragmencie fakt mianowania przez Franciszka na członków Papieskiej Akademii Życia osób o poglądach kontrastujących z obowiązującym jak do tej pory stanowiskiem Kościoła w sprawach „aborcji, eutanazji, zapłodnienia in vitro i gender”.
Jedną z najbardziej głośnych Franciszkowych nominacji do watykańskiego instytutu badawczego założonego przez Jana Pawła II, było wejście w skład członków instytutu włosko-amerykańskiej ekonomistki Mariany Mazzucato. Jak należy przypuszczać, to ta właśnie nominacja stanowi dla autorów listu otwartego koronny dowód na mające rzekomo miejsce przełomowe zmiany w podejściu Kościoła do kwestii aborcji. Ogłoszona przed dwoma laty decyzja papieża wywołała istotnie dużą falę krytyki i wymagała podjęcia przez kierownictwo Papieskiej Akademii Życia szczególnych zabiegów w celu jej wyjaśnienia zaalarmowanym środowiskom katolików na całym świecie (kwestią całkowicie odrębną pozostaje na ile były to wyjaśnienia przekonujące). Niezależnie od kontrowersyjności powołania na stanowisko eksperta katolickiej instytucji zajmującej się problematyką bioetyczną osoby wypowiadającej publicznie poglądy sprzeczne z głoszoną przez Kościół zasadą ochrony ludzkiego życia od momentu poczęcia, próba przełożenia tego faktu na de facto rozstrzygający argument w uzasadnieniu publicznego potępienia głównej tezy homilii bp. Szlachetki wydaje się tyleż zaskakująca, co kuriozalna. Autorów listu otwartego należałoby zapytać: jakiż to potężny teologiczno-moralny ciężar gatunkowy posiadają, według nich, zamieszczane przez prof. Mazzucato twitterowe komentarze/retweety odnoszące się do (częściowo histerycznych w treści) reakcji na orzeczenie amerykańskiego Sądu Najwyższego negującego istnienie konstytucyjnego prawa do aborcji, że już samo mianowanie jej na członka Papieskiej Akademii Życia miałoby wyznaczać cezurę w dziejach nauczania Kościoła katolickiego na temat nienaruszalnej godności życia człowieka również na jego najwcześniejszym etapie? Pytanie takie nabiera szczególnego znaczenia w kontekście niedawnej wypowiedzi Mariany Mazzucato protestującej w sposób stanowczy przeciw łączeniu jej wkładu w działalność watykańskiego instytutu z reprezentowanym przez nią liberalnym nastawieniem do kwestii dopuszczalności przerywania ciąży: „Jestem naukowcem, ekonomistką, nigdy nie napisałam tekstu, bloga, artykułu w czasopiśmie ani książki, w której pojawiłoby się choćby raz słowo „aborcja” lub „religia”. […] Fakt, że podczas konferencji akademickiej takiej jak ta jeden retweet jest nagłaśniany przez dziennikarza, który powinien zajmować się tym, co właśnie powiedzieliśmy, jaka jest nasza wiedza specjalistyczna i o czym będziemy dalej rozmawiać, jest dla mnie czymś bardzo zasmucającym”.
Co jednak najważniejsze, nawet jeśli pominąć – skądinąd wysoce kazuistyczne – wyjaśnienia kierownictwa Papieskiej Akademii Życia oraz jego mianowanej przed dwoma laty członkini co do istoty relacji między jej światopoglądem a merytorycznym zaangażowaniem w działalność instytutu, obrana przez autorów listu otwartego metoda uzasadnienia bezwzględnej w tonie krytyki homilii gdańskiego hierarchy pozostaje w znacznej mierze nieefektywna. Oparcie zasadności kierowanych pod adresem bp. Szlachetki zarzutów o szczegółowe rozstrzygnięcia w obszarze polityki personalnej watykańskich instytucji, tj. – w ostatecznym rozrachunku – o przejawiający się w nich rzekomo autorytet Papieża Franciszka, jest strategią co najmniej ryzykowną. O tym, że za obecnego pontyfikatu komunikaty na temat stanowiska Papieża w szeregu kluczowych kwestiach wysyłane do ogółu wiernych oraz szeroko rozumianej światowej opinii publicznej charakteryzuje osobliwie rozumiana koherencja nietrudno się przekonać – poważna analiza realizowanej od jedenastu lat polityki informacyjnej Watykanu wykracza oczywiście poza ramy niniejszego komentarza. Dobitnym przykładem owego swoiście rozwarstwionego przekazu jest seria wypowiedzi i gestów dyplomatycznych głowy Kościoła mająca miejsce w okresie kilku miesięcy po napaści Rosji na Ukrainę. (Jest rzeczą zadziwiającą z jak nikłym odzewem polskich katolików – przytłaczającej większości obywateli kraju potencjalnie frontowego, prowadzącego intensywne przygotowania do odparcia ewentualnego zbrojnego ataku ze strony agresywnego sąsiada – spotkały się wypowiadane na początkowym etapie wojny słowa Franciszka o dobru wspólnym łączącym się z miłością, której „nie można bronić za pomocą siły militarnej [non può essere difeso con la forza militare]” czy też szaleństwie wszystkich uczestników działań zbrojnych - niezależnie od racji przyświecających poszczególnym stronom konfliktu [la pazzia, la pazzia, la pazzia di tutte le parti, perché la Guerra [e] una pazzia. E nessuno che è in guerra può dire: “No, io non sono pazzo”].)
Już samo wzięcie pod uwagę tej cechy komunikowania się Papieża – czy nawet szerzej: stosowanego przez niego modelu zarządzania instytucjami Kościoła – podważa zasadność przyjętej przez autorów listu otwartego pozy zagorzałych obrońców dokonujących się rzekomo w sposób nieuchronny zmian w katolickiej etyce. Ostatecznie to taka właśnie rola uprawniać ma ich do stanowczego publicznego napiętnowania „tradycjonalistycznej” retoryki bp. Szlachetki (w liście wyrażone zostaje kilkukrotnie „oburzenie” jego autorów wobec wypowiedzi gdańskiego hierarchy). Jednak przynajmniej w odniesieniu do problemu aborcji – zajmującego pierwsze miejsce wśród podniesionych w krytykowanej homilii zagadnień – poza ta wydaje się wręcz niedorzeczna. Jakkolwiek można by interpretować (zamierzony bądź niezamierzony) wydźwięk wspomnianej wyżej nominacji Mariany Mazzucato na członka Papieskiej Akademii Życia, nie ulega żadnej wątpliwości, że w powtarzających się wyjątkowo często wypowiedziach Franciszka na temat moralnego aspektu przerywania ciąży artykułuje on wprost i niezmiennie całkowicie jednoznaczną, negatywną ocenę takiego działania. Sygnatariusze listu otwartego nie mogli z pewnością przeoczyć faktu, że jedna z ostatnich takich wypowiedzi – podczas składanej przez Papieża oficjalnej wizyty w Belgii – doprowadziła nawet do zaistnienia poważnego dyplomatycznego napięcia w stosunkach pomiędzy państwem-gospodarzem a Watykanem.
Uwadze autorów i sygnatariuszy listu otwartego nie mógł też zapewne umknąć jeszcze inny fakt. Wskazując na moralną niedopuszczalność przerywania ciąży Franciszek systematycznie odwołuje się do pewnej niezwykle wyrazistej… analogii. Aborcja – zgodnie z regularnie powtarzaną przez Papieża formułą – jest jak skorzystanie z usług płatnego mordercy….
Z powrotem do – precyzyjnych i ostrożnych - analogii
Niezwykle interesujące byłoby poznać opinię autorów listu otwartego na temat tego właśnie zwrotu – stosowanego przez Papieża (jak wynika z wspomnianych wyżej okoliczności) z pełnym rozmysłem i determinacją. Zważywszy na rolę, którą spełnia autorytet Franciszka w przyjętej przez nich strategii kompromitacji homilii bp. Szlachetki, należałoby pewnie spodziewać się potraktowania go z dużą dozą rewerencji.
Kwestią jeszcze bardziej intrygującą byłoby ustalenie stanowiska Kongresu Katolików i Katoliczek oraz pozostałych sygnatariuszy listu otwartego co do możliwości rozszerzenia Franciszkowej analogii o wymiar społeczno-polityczny. W jaki sposób, zdaniem krytyków homilii bp. Szlachetki, można by określić – w nawiązaniu do konsekwentnie wykorzystywanego przez Papieża porównania – sytuację, w której rocznie na całym świecie wykonuje się ponad czterdzieści milionów zabiegów aborcji i liczba ta przewyższa wszystkie liczby obrazujące różnorodne przyczyny zgonów wśród globalnej ludzkiej populacji? Z czym można porównać wprowadzone w zdecydowanej większości krajów demokratycznych systemowe rozwiązania gwarantujące legalność przerywania ciąży oraz tworzące mechanizm publicznego finansowania odpowiednich procedur medycznych? Jak należy się odnosić do ugruntowującej się w poszczególnych krajach oraz instytucjach i organizacjach międzynarodowych tendencji do ujmowania w kategoriach prawnych oraz promowania możliwie najszerszego dostępu do aborcji jako jednego z podstawowych praw człowieka?
Wbrew sugestiom przedstawionym w liście otwartym, cywilizacyjno-kulturowo-prawny spór o aborcję wcale nie dobiega końca, a już na pewno nie wymaga od Kościoła wypracowywania żadnego uaktualnionego „spojrzenia […] odmiennego od dotychczasowego rozumienia tego zagadnienia.” Historyczny przebieg, dramatyczne odsłony i aktualną fazę tego sporu warto zarysować na przykładzie drugiego obok Polski kraju gdzie toczy się on w chwili obecnej z największą od lat intensywnością. Zapoczątkowaniem w Stanach Zjednoczonych szeroko rozumianego współczesnego etapu sporu o ochronę życia poczętego było oczywiście epokowe rozstrzygnięcie amerykańskiego Sądu Najwyższego z 1973 r. w sprawie Roe vs. Wade. O ujawnionym w uzasadnieniu do tego orzeczenia braku jakichkolwiek merytorycznych (prawno-konstytucyjnych) podstaw do jego podjęcia – tj. o jego czysto ideologicznym charakterze – przekonani byli wypowiadający się w ciągu 49 lat obowiązywania wyroku najbardziej zagorzali zwolennicy utrzymania w amerykańskim systemie prawnym fikcji konstytucyjnego prawa do aborcji. Używając języka potępionej w liście otwartym homilii bp. Szlachetki, rzekomo ugruntowane w treści amerykańskiej konstytucji prawo kobiet do przerywania ciąży było klasycznym prawem „wymyślonym”: dogłębną analizę prawnego kontekstu trwających przez niemal pół wieku sądowych batalii o uchylenie fundującego go rozstrzygnięcia Sądu Najwyższego opublikowało w przededniu zakończenia wieńczącej owe starania sprawy Dobbs vs. Jackson amerykańskie prestiżowe czasopismo prawnicze. Od ponad pięćdziesięciu lat (Dobbs vs. Jackson nie zakończyła oczywiście aborcyjnej praktyki w najbardziej zaludnionym państwie Ameryki Północnej) legalna aborcja stanowi w Stanach Zjednoczonych zakończenie od kilkuset tysięcy do ok. półtora miliona ciąż rocznie. Ogólną liczbę przypadków aborcji dokonanych legalnie w Stanach Zjednoczonych szacuje się w tym okresie na ponad 63 miliony. Wśród najbardziej drastycznych konsekwencji obowiązującego na terenie poszczególnych stanów prawa wymienić można np. dopuszczalność tak zwanych późnych aborcji (late term/partial-birth abortions) – prawo sześciu stanów (Alaski, Colorado, New Jersey, Nowego Meksyku, Oregonu i Vermont) nie przewiduje żadnych czasowych ograniczeń dla legalności przerywania ciąży, wyeksponowaną przed kilku laty przez dziennikarzy praktykę handlu tkankami płodów pozyskiwanych podczas zabiegów aborcji, czy też brak ratunkowej interwencji medycznej w przypadkach późnych aborcji kończących się urodzeniem żywego noworodka. Za próbę swoistego rozszerzonego usprawiedliwienia tej ostatniej praktyki wypada uznać opublikowany przed kilkunastu laty na łamach australijskiego czasopisma bioetycznego głośny artykuł zatytułowany Aborcja po urodzeniu: dlaczego dziecko powinno żyć?, którego autorzy postulują… wprowadzenie czasowo ograniczonej dopuszczalności uśmiercania na wniosek matki każdego nowonarodzonego dziecka – niezależnie od jego stanu zdrowotnego (ewentualna alternatywa w postaci dopuszczenia adopcji niechcianego noworodka odrzucona zostaje w artykule jako mogąca wywołać u matki traumę większą niż ewentualna trauma spowodowana śmiercią dziecka – wydarzeniem o charakterze nieodwracalnym).
Przy uwzględnieniu takiego kontekstu współczesnych sporów o aborcję trudno doprawdy zrozumieć dlaczego w mniemaniu autorów listu otwartego odpowiednią reakcją na omówioną wyżej tezę homilii katolickiego duchownego – odnoszącą się do pro-aborcyjnego ukierunkowania większości współczesnych ustawodawstw i zestawiającą je z legislacyjnymi przedsięwzięciami barbarzyńskich systemów politycznych z pierwszej połowy dwudziestego wieku – jest wyrażenie oburzenia i stanowcze żądanie od bp. Szlachetki wystosowania publicznych przeprosin (względem kogo?).
Oburzenie członków Kongresu Katolików i Katoliczek oraz innych sygnatariuszy listu pozostaje niezrozumiałe również w odniesieniu do drugiej ze wspomnianych homiletycznych tez gdańskiego hierarchy – w jej omówionym wyżej precyzyjnym sformułowaniu. Jak wskazałem, nie podejmują oni zgoła żadnej próby wykazania nieaktualności przedstawionego w dokumentach Donum Vitae, Dignitas Personae oraz encyklice Jana Pawła II Evangelium Vitae nauczania Kościoła na temat moralnej oceny procedury zapłodnienia in vitro. Przede wszystkim jednak nie chcą zauważyć (by ująć w sposób eufemistyczny opisany wyżej sposób zrekonstruowania w liście argumentu bp. Szlachetki), że autor homilii koncentruje się wyłącznie na jednym – a zarazem kluczowym – aspekcie aktualnie stosowanych wersji tej procedury. Jest nią stanowiące jej nieuchronną praktyczną konsekwencję unicestwianie nadwyżkowej liczby ludzkich embrionów wytworzonych w jej ramach. Według szacunków amerykańskich organizacji pro-life liczba owych embrionów ulegających/podlegających zniszczeniu na różnych etapach procedur zapłodnienia in vitro przekracza w Stanach Zjednoczonych każdego roku roczną liczbę zabiegów aborcji dokonywanych we wszystkich stanach.Problem ten – w jego skali globalnej – poruszany jest również w fachowej literaturze medycznej, obejmującej – oprócz analiz ilościowych – propozycje „prowadzenia na embrionach, które nie są chciane/potrzebne [wanted] – przypuszczalnie z powodu zaspokojenia pragnień reprodukcyjnych rodziców [parents – sic! A.C] bądź też porzucenia przez nich tego rodzaju zamiarów – badań naukowych zakładających ich [embrionów] zniszczenie.”
Wydawałoby się – ponownie – że w kontekście przytoczonych faktów proste uwzględnienie Franciszkowej anty-aborcyjnej analogii powinno w oczach członków Kongresu Katolików i Katoliczek całkowicie legitymizować postawiony przez bp. Szlachetkę zarzut radykalnego przekroczenia w powszechnie przyjmowanych rozstrzygnięciach legislacyjnych granic dopuszczalnych uprawnień osób pragnących posiadać własne potomstwo.
Należy mocno podkreślić, że żadna z przywołanych tez homilii gdańskiego biskupa – w szczególności teza druga (oraz nieomówione tutaj tezy trzecia i czwarta) – nie może być interpretowana jako jakiekolwiek – bezpośrednie czy pośrednie, intencjonalne czy mimowolne – zakwestionowanie niezbywalnej i nienaruszalnej godności żadnej osoby ludzkiej. Przy akceptacji takiego założenia – dość oczywistego dla każdego minimalnie życzliwego słuchacza/czytelnika jego sierpniowej homilii – główne przesłanie i retoryczna formuła homilii bp. Szlachetki zachowuje pełną wartość jako wyraz chrześcijańskiego (i nie tylko) punktu widzenia na najbardziej palące problemy dzisiejszych czasów.
Zamiast zakończenia
Niestety w treści listu otwartego oraz w tekście stającego w jej obronie ks. Świeżyńskiego uwidacznia się wyraźnie niechęć do przyjęcia takiego założenia. Autorzy listu piszą o „braku ludzkiej wrażliwości” bp. Szlachetki, nazywają jego słowa „niefortunnymi i krzywdzącymi”, zalecają mu empatię względem „osób, które one dotknęły”. Ks. Świeżyński z kolei dostrzega u nich troskę „o taki sposób wypowiadania się najwyższych przedstawicieli Kościoła, aby nie był on (nawet potencjalnie) raniący i deprecjonujący dla adresatów wypowiedzi”.
Wśród nowo ukutych idiomów języka angielskiego dużą popularność zdobył w ostatnim czasie zwrot „sygnalizowanie cnoty” [virtue-signalling]. Zapewne większość z sygnatariuszy listu otwartego w żaden sposób nie zasłużyła sobie na bycie określonym/określoną za pomocą formuły wykorzystującej to wyrażenie. Chciałbym jednak przywołać na koniec publiczne wystąpienie pewnego gremium – reprezentującego prawdopodobnie poglądy bliskie zapatrywaniom autorów listu – mające miejsce kilka lat temu. I w tamtym przypadku chodziło o list otwarty – dotyczył on wyroku polskiego Trybunału Konstytucyjnego z 22 października 2020 r. stwierdzającego niezgodność z polską Konstytucją drugiej z wymienionych w art. 4a ust. 1 Ustawy o planowaniu rodziny przesłanek legalności zabiegu aborcji, uzależniającej jej dopuszczalność od wystąpienia „duże[go] prawdopodobieństw[a] ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu.” List otwarty był wyrazem stanowiska pracowników Zakładu Etyki Wydziału Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego w sprawie tego wyroku. Wśród szeregu zarzutów pod adresem Trybunału Konstytucyjnego – m. in. o to, że jego wyrok „odbiera [kobietom] prawo do decydowania o tym, czy są gotowe poświęcić swoje życie opiece nad dzieckiem niezdolnym do samodzielnego funkcjonowania” formułował również pewną prognozę. Zdaniem autorów listu orzeczenie TK spowodować miało „ogrom niepotrzebnego cierpienia kobiet, dzieci i rodzin.”
Wszyscy pamiętamy zapewne pierwszy covidowy październik i telewizyjne relacje z ulic Warszawy wypełnionych transparentami ze znakiem czerwonego pioruna. Wspomnienia moje i mojej żony z tamtego czasu obejmują dodatkowo widok ekranu komputera naszej ciepiącej na poważną genetyczną chorobę córki uczestniczącej w zdalnych zajęciach szkolnych. Ekran ten kilka godzin dziennie przez kilkanaście tygodni wypełniony był – muszę uczciwie przyznać że tylko w połowie – takimiż czerwonymi piorunami (wskazującymi na obecność podczas zajęć prowadzonych online kolegów i koleżanek córki). Jestem bardzo ciekaw jak reagowali wówczas dzisiejsi sygnatariusze listu otwartego na kolorowy protest samozwańczych wybawców „kobiet, dzieci i rodzin” od zagrażającego im „ogromu niepotrzebnego cierpienia.”
Adam Cebula
doktor filozofii, doktor nauk prawnych
Zakład Etyki Wydziału Filozofii Chrześcijańskiej
Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie
Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl. Z góry dziękujemy.
(1973), doktor filozofii, anglista.Jego zainteresowania badawcze obejmują metaetykę, filozofię polityczną i filozofię prawa.Od kilku lat skupia się na zagadnieniach związanych z etyką wojny.