Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl. Z góry dziękujemy.
Miłość domaga się prawdy. A prawda wymaga namysłu, czyli intelektualnego wysiłku wspartego wiarą w Boże objawienie. Sam jednak wysiłek nie wystarczy – potrzeba odwagi i większego rozmachu. Temat, który poruszam w niniejszym tekście, dotyczy teologii, psychologii i sztuki. Teologia nie może ograniczać się do enklawy uniwersyteckich murów. Chrześcijańska psychologia powinna skuteczniej i bez kompleksów promować swoje badania. Natomiast chrześcijańska sztuka… Cóż, ona najpierw musi uwolnić się z ideologicznego dyskursu.
Kiedy obserwuję współczesną scenę artystyczną, a konkretnie odbywające się na niej działania osób, które manifestują swoją przynależność do Kościoła katolickiego, często zadaję Bogu pytanie: Czym jest głupota? Czy należy ją litośnie przemilczeć, gdyż podmiot głupoty to ktoś tak naprawdę niewinny – niedouczony, zmanipulowany itp. – czy raczej głupotę należy naświetlić? W takich momentach dociera do mnie biblijna prawda o tym, że głupota to „upadek moralny, niewierność wobec Boga” – tak czytamy we wprowadzeniu do Księgi Przysłów. Z kolei Pan Jezus wymienia głupotę jako jeden z przejawów zła, które pochodzą z nienawróconego serca (Mk 7,21-23). Głupota jest zatem konsekwencją obranego przez człowieka kierunku rozwoju – im gorliwiej podąża on za duchem świata, tym staje się mniej rozumny, a więc coraz głupszy. Podłożem głupoty, przyczyną utraty duchowego wzroku, jest chybiony wybór moralny, choćby np. wybór eksponowania własnej moralnej wyższości, wybór bycia „kimś”. Pierwsze kroki człowieka w stronę głupoty mogą wydawać się błahe i śmieszne, jednak bardzo często każdy kolejny gest głupca przybiera na sile, aż w końcu zostaje zaangażowany w destrukcję. „Mały błąd na początku skutkuje wielkim błędem na końcu” – przestrzegał św. Tomasz z Akwinu.
Dlatego w kwestii głupoty sprawa staje się dla mnie oczywista – głupotę należy naświetlać. Nie wszyscy potrafią czytać znaki czasu czy choćby istotne dla ludzkości procesy, ale każdy został wyposażony przez Boga w sumienie. Wierzący człowiek, który nie zagłusza swojego „wewnętrznego głosu”, będzie wiedział, jakie zająć stanowisko wobec ukazanej głupoty.
Queerowa wystawa
Naprawdę nie rozumiem, dlaczego modlitwa z innymi, w tym przypadku z osobami LGBT+, wzbudza kontrowersje – taki tytuł nosi wywiad udzielonym Mike'owi Urbaniakowi przez dominikanina, Tomasza Biłkę[1]. Rozmowę tę mogliśmy przeczytać tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Ojciec Biłka opowiada dziennikarzowi o swoim zaangażowaniu w promowanie środowiska LGBT+, czyli o wystawie Daniela Rycharskiego zatytułowanej To jest także nasz Chrystus, którą zorganizował w galerii mieszczącej się na terenie klasztoru dominikanów w Łodzi (Galeria Zielona 13). Wernisażowi wystawy miała towarzyszyć dyskusja na temat książki Marcina Dzierżanowskiego pod tym samym, co wystawa tytułem. Jednak na skutek interwencji prowincjała zakonu, o. Łukasza Wiśniewskiego, do dyskusji nie doszło, ponieważ – jak roztropnie wyjaśnił on w liście skierowanym do przeora łódzkiego klasztoru – „organizacja spotkania teraz i w takiej formule, wiąże się ze zbyt wysokim ryzykiem mocnych podziałów”[2]. Wygląda na to, że dominikanie z klasztoru w Łodzi, jak przystało na awangardę, wybiegli przed szereg, zamiast poczekać na omówienie tej kwestii w gronie swoich współbraci. Jednak zastosowana cenzura była – jak zamierzam pokazać – nie tyle roztropna, co być może tak naprawdę niewystarczająca.
Wspomniany wywiad otwiera pytanie: „Skąd pomysł na tę queerową wystawę?”. Ojciec Tomasz odpowiada: „Ze stosunku Kościoła do osób nieheteronormatywnych, do społeczności LGBT+, której częścią jest Daniel Rycharski”. Już w tej pierwszej wymianie zdań pojawiają się trzy wątki, którym należy się przyjrzeć.1) Co oznaczają terminy, które padają w kontekście tej wystawy? 2) O czym jest sztuka Daniela Rycharskiego, innymi słowy, dlaczego jest tak ważna dla dominikanina-kuratora? [3]) Na jakiej podstawie kurator wystawy sugeruje, że jest coś niewłaściwego w stosunku Kościoła do społeczności LGBT+?
Słowa mają znaczenie
Ponieważ w dorosłym świecie słowo ma na ogół swoje konkretne znaczenie, musimy zapytać, czym jest „queer” i co to znaczy wstawa „queerowa”. Terminologia ta pojawia się również w wywiadzie, jakiego o. Biłka udzielił red. Ewie Kiedio – w nim zakonnik używa m.in. sformułowania „queerowy artysta” i mocno podkreśla, że nie było dotąd w instytucjach kościelnych takiej ekspozycji3. Obco brzmiące słowa padające z ust osób, które prezentują się jako specjaliści od sztuki, onieśmielają przeciętnego odbiorcę. Pseudonaukowy żargon, jaki towarzyszy sztuce współczesnej, sprawia, że większość ludzi kapituluje przed nią – jedni bezkrytycznie pozwalają się jej uwieść, inni z kolei oddają jej pole działania, nie dostrzegając, jak poważną funkcję pełni sztuka współczesna jako narzędzie rewolucyjnej zmiany, a same galerie – jako laboratoria przemian społecznych. Zapewne dlatego, kiedy prowincjał dominikanów odwołał dyskusję mającą towarzyszyć wystawie, na samą wystawę jednak pozwolił. Tymczasem o ile spotkanie wokół książki może być jakąś okazją do rzeczowej rozmowy, to wystawa sztuki współczesnej, prawie nigdy nie jest nawet początkiem sensownego dialogu. Taką wystawę należy przyjąć – jeśli nie z entuzjazmem, to chociaż z „inteligenckim” zafrapowaniem.Artysta przecież nie rozmawia, artysta manifestuje, a publiczność powinna oddać mu hołd, widząc w nim, jeśli nie zbawiciela, to chociaż proroka – dokładnie tak, jak o. Biłka, który we wspomnianym wywiadzie afirmuje Rycharskiego.
Wróćmy jednak do terminologii. Aby udzielić rzetelnej odpowiedzi, na pytanie, co oznacza „queer” oraz „queerowy”, warto odwołać się do definicji i postulatów, które formułowane są przez propagatorów queerowego sposobu myślenia.
Zacznijmy od litery „Q”, która czasami pojawia się w akronimie (LGBTQ+), a czasami jakby ukrywa się pod znakiem plusa. Pod znakiem tym domyślnie znajdują się także „A” – od aseksualności, „P” – od panseksualności, czy też „I” – od interpłciowości. Te trzy litery mają swoje jednowyrazowe rozwinięcie, natomiast znaczenia „Q” nie sposób oddać tak precyzyjnie. Oryginalnie „queer” to „dziwak”, jednak co miałoby to słowo oznaczać w tym konkretnym kontekście? Pojawiło się ono, ponieważ – jak piszą redaktorzy portalu queer.pl – „Jesteśmy różnorodni i różnorodne, i nie lubimy ograniczać się do standardowych norm. Wobec tego, nawet te charakterystyczne dla środowiska nieheteronormatywnego pojęcia (ukryte pod literami LGBTAPI – przyp. KS) mogą okazać się niewystarczające”[4]. A zatem chodzi o zanegowanie wszelkich norm, o zupełnie ekstremalne rozchwianie rzeczywistości. Ale obecnie „queer” to także termin-parasol obejmujący całą społeczność LGBTQ+. Być może najcelniej termin ten zdefiniował w tytule swojego bloga Jacek Kochanowski, znany tęczowy aktywista, profesor Uniwersytetu Warszawskiego kierujący Ośrodkiem Badań Społecznych nad Seksualnością: „Queer znaczy bunt”[5].
Profesor Kochanowski dostarcza nam także niezwykle ciekawego rozwinięcia znaczeń tego terminu. W opracowaniu Queer studies. Podręcznik kursu, pisze: „Polityka wiążąca się z wiedzą wypracowaną w ramach queer studies umożliwia osiągnięcie celu strategicznego: dekonstrukcję i destabilizację kategorii płci i seksualności, a co za tym idzie, destrukcję opartego na tych kategoriach systemu stratyfikacji społecznej, z jego wkluczeniami i jego przemocą. Jest to cel dalekosiężny i o wiele bardziej doniosły niż doraźne sukcesy taktyczne, ale tylko on może prowadzić do uwolnienia naszych ciał i pragnień z opresji normatywnej, co jest zasadniczym przedmiotem zabiegów polityki queer”[6].
Inna publikacja prof. Kochanowskiego zaczyna się akapitem, który brzmi następująco: „Seks jest wspaniałym, wzbogacającym doświadczeniem przyjemności, obejmującym niemal nieskończony repertuar zachowań, od wielorakich technik samozaspokojenia, przez seks z dwiema lub więcej osobami w niezliczonych konfiguracjach płci, pozycji, miejsc, czasów, rekwizytów itp. po bardzo rozbudowane i wymyślne spektakle, gdzie erotyzm jest tylko jednym z elementów, jak na przykład te związane z praktykami BDSM. Seks może być […] po prostu miłym sposobem spędzenia czasu ze znajomymi lub nieznajomymi. Seks jest zabawą: zdrową, radosną i dostępną dla każdego”[7]. Zaraz po tych słowach prof. Kochanowski opisuje, jak seks postrzegany jest przez ludzi wierzących, po czym dodaje:„Te dwa poglądy pochodzą z dwóch różnych światów. Światów pozostających w stanie wojny. Socjologia seksualności jest subdyscypliną badawczą, której celem jest wyjaśnienie tego, jak to możliwe, że ludzie wywodzący się z jednej kultury mogą mieć aż tak odmienne stanowiska wobec seksu i w dodatku tak gwałtownie owych stanowisk bronić”[8]. Myliłby się jednak ten, kto oczekiwałby, że przedstawione dwa punkty widzenia są następnie przez autora uczciwie badane. Przeciwnie! Profesor Kochanowski w dalszej części książki wyjaśnia, że „[społeczna teoria queer] jest to także teoria krytyczna, kontynuująca tradycje nauki zaangażowanej, a zatem takiej, która nie stroni od współczesnych sporów politycznych i jednoznacznie opowiada się po jednej ze stron tego sporu”[9].
W innym miejscu prof. Kochanowski pisze, że społeczna teoria queer jest teorią „korporalną”, gdyż „stawką, o jaką chodzi w grze o wolność seksualną lub seksualne podporządkowanie, jest ciało”[10]. Korporalność to bardzo interesujący wątek, gdyż ciało stoi także w centrum naszej wiary, ale w zupełnie innym sensie. Dlatego queer to de facto głęboko antychrześcijańska wersja „zbawienia”. Zamiast wyzwolenia ciała z niewoli grzechu, queer oferuje wyzwolenie do grzechu, czyli od wszelkich norm, w tym przede wszystkim od Prawa Bożego. Dlatego właśnie tak skandaliczne jest linkowanie do tych treści z przestrzeni dominikańskiej galerii. Nie ma tam oczywiście żadnej obsceny. Są m.in. tęczowe piórka w gniazdach, nad którymi wznoszą się krzyże – poetycko i „niewinnie”. I właśnie o to chodzi, queer jest tu „romantyzowany”. Wystawa, którą zorganizował zakonnik, nie omawiała uczciwie zjawiska queer, nie wchodziła z nim w polemikę – gdyby o. Biłka chciał to zrobić, zachowałby dystans zarówno wobec samego terminu, jak i artysty. Tymczasem nazywa go – jak wspomniałam – prorokiem, a także wzmacnia jego przekaz, o czym opowiem nieco dalej. Czy jest możliwe, by ksiądz-kurator nie znał znaczenia słów, którymi się posługuje? Czy ma swoją własną definicję terminu queer? Być może… Jednak prywatna definicja jest nieistotna, skoro język służy do komunikacji, a nie do wygłaszania monologów przed lustrem. Tymczasem można założyć, że Rycharski, jako ikona kultury queer, przedstawiciel współczesnej elity artystycznej, doskonale wie, o co gra.
Uderzający był dla mnie fakt, że owa queerowa wystawa u dominikanów oraz jej promocja odbyły się w adwencie, w którym katolicy przygotowują się m.in. do świętowania wcielenia Boga, czyli momentu, w którym ciało ludzkie zostało wywyższone poprzez zjednoczenie z naturą boską w Jezusie Chrystusie.Wspomniany przeze mnie wywiad pojawił się nawet tuż przed Bożym Narodzeniem. Trudno nie odebrać tego „zbiegu okoliczności” jako prowokacji, ale także jako rodzaju intelektualnej kpiny – kpiny zarówno z prawd naszej wiary, jak i z przekonań głoszonych przez społeczność LGBT+. Przecież każdy katolicki duchowny doskonale zna słowa choćby św. Pawła: „Dążność bowiem ciała prowadzi do śmierci, dążność zaś Ducha – do życia i pokoju. A to dlatego, że dążność ciała wroga jest Bogu, nie podporządkowuje się bowiem Prawu Bożemu, ani nawet nie jest do tego zdolna. A ci, którzy żyją według ciała, Bogu podobać się nie mogą (Rz 8,6-8). Jeśli do tej pory nie odnotowaliśmy wystaw queerowych organizowanych w katolickich galeriach, to może właśnie dlatego, że połączenie afirmacji rozwiązłości seksualnej z nauką Kościoła jest intelektualnie niemożliwe. Istnieją trzy okoliczności, w których taką sytuację może zaaranżować: kiedy żadnej ze stron nie traktuje się serio, gdy świadomie bierze się udział w niszczeniu nauczania Kościoła albo – gdy niczego się nie rozumie.
Ludzie czy ideologia?
„LGBTQ+ to ludzie, nie ideologia!” – słyszymy czasami tę frazę od różnych osób, zarówno tych poczciwych, lecz słabo zorientowanych, jak i od tych, którzy dobrze wiedzą, do czego dążą. Dlatego zanim opowiem o jeszcze jednej literze tego rewolucyjnego alfabetu, muszę poczynić ważne rozróżnienie. Prawdą jest, że społeczność LGBTQ+ tworzą konkretni ludzie. Myślę, że można powiedzieć, że mamy do czynienia mniej więcej z trzema grupami.
Pierwsza grupa to osoby potrzebujące przynależeć do środowiska, od którego oczekują istotnego wsparcia. Takie pragnienie jest zrozumiałe, każdy chce gdzieś przynależeć. Natomiast osoby z tej grupy wybierają konkretnie społeczność LGBTQ+, ponieważ kojarzą ją z dobrem, wolnością, akceptacją itp. Ich wybór motywowany jest ich własnym poczuciem wyobcowania, którego doświadczają z racji swoich nieheteroseksualnych skłonności.
Drugą grupę stanowią osoby heteroseksualne, które identyfikują się ze społecznością LGBTQ+ z sympatii do wszystkiego co wolne, postępowe, kolorowe, intrygujące, a także ze szlachetnych pobudek solidaryzowania się z tymi, których media przedstawiają dziś jako ofiary naszego społeczeństwa. W tej grupie jednak znajdują się także ci, którzy aktywnie wspierają społeczność LGBTQ+ motywowani uprzedzeniami do wszystkiego, co konserwatywne, w tym zwłaszcza nienawiścią do religii.
Trzecią grupę tworzą osoby zarówno nieheteroseksualne, jak i heteroseksualne, których życiowym celem jest doprowadzenie do rewolucji w postrzeganiu człowieka, jego ciała, seksualności oraz relacji międzyludzkich. I właśnie takie osoby konstruują ideologię. Fałszują badania, manipulują, nasycają kulturę kłamliwą narracją, a cały świat oskarżają o homo- bądź transfobię, by zamknąć usta krytykom odwołującym się do rozsądku. To ci ludzie – począwszy od teoretyków i badaczy kultury przez lekarzy i psychologów po polityków – odpowiedzialni są za tragedie wielu kobiet i mężczyzn na całym świecie. Dlatego rzetelne mówienie o ideologii LGBTQ+ nie oznacza nienawiści do osób, które z jakichś powodów identyfikują się z tym akronimem, lecz zupełnie przeciwnie – jest troską o ludzkość oraz o pojedynczego człowieka, zwłaszcza tego, który nie jest w stanie dostrzec, jak niebezpieczna jest tęczowa propaganda. A wyrażona jest ona już w samym akronimie promującym niebinarną wizję płciowości, która jest zasadniczo niezgodna z uczciwą nauką. Dlatego chrześcijanie nawet nie powinni używać skrótu LGBTQ+, ponieważ rewolucyjne zmiany zaczynają się od przyjęcia narzucanego nam ideologicznego języka.
Warto jednak zadać pytanie, jaką rolę w całym tym zamieszaniu odgrywają duchowni. Pouczająca jest historia Ronald Lee, który jako młody chłopak, wierzący katolik, doświadczał homoseksualnych skłonności[11]. Przełomowe znaczenie w jego życiu miała publikacja jezuity Johna McNeilla, w której autor promował tezę, iż homoseksualizm jest zasadniczo zgodny z chrześcijaństwem oraz że związki homoseksualne mogą być tak samo piękne (stałe, wierne, rozwijające) jak miłość między kobietą a mężczyzną. Taka „pobożna” wizja związku homoseksualnego bardzo spodobała się Ronaldowi, dlatego dokonał coming outu i rozpoczął poszukiwanie partnera. A zatem katolicki ksiądz ośmielił młodego człowieka do poszukiwań miłości homoseksualnej, co siłą rzeczy wiązało się z wejściem w kulturę gejowską. Lee, poznając rozwiązłość tego środowiska, mimo wszystko łudził się, że w końcu znajdzie partnera, z którym będzie mógł trwać „w związku monogamicznym, po chrześcijańsku”. Był przekonany, że skoro jezuita pozytywnie odnosi się do związków homoseksualnych, z całą pewnością zna takie pary. Lee trzymał się tej myśli, ponieważ, jak słusznie zakładał, „w przeciwnym razie ojciec McNeilla pośrednio broniłby rozwiązłego stylu życia. I ta właśnie myśl, że ksiądz może bronić rozwiązłości – pisze Ronald Lee – była dla mnie niewyobrażalna”[12]. Jednak kilka lat później jezuita wydał autobiografię, w której „bez ogródek przyznaje się, jako katolicki ksiądz, do swoich doświadczeń aktywnego homoseksualisty ze zmieniającymi się partnerami”. Lee w swoim artykule wspomina także innego księdza, byłego dominikanina z Anglii, autora licznych publikacji promujących pogląd, że związki homoseksualne powinny zostać przyjęte przez wspólnotę Kościoła. Mężczyzna, który przez lata nie mógł znaleźć wiernego partnera, znów zapałał nadzieją. „Napisałem do niego i chciałem wiedzieć, czy jego doświadczenia życiowe jako homoseksualisty bardzo różnią się od moich. (…) Ku mojemu zdumieniu przyznał, że jego doświadczenia były podobne. Mógł mi tylko doradzić, żebym próbował dalej, a w końcu wszystko się ułoży. Innymi słowy, ten genialny człowiek, którego książki tak wiele dla mnie znaczyły, nie potrafił udzielić mi żadnej rady, jak tylko takiej, abym ciągle postępował jak dotychczas, ale oczekiwał innego rezultatu”[13].
Jak widzimy, wspieranie ideologicznej narracji przez księży katolickich, po pierwsze, może ośmielać niewinne jeszcze osoby do rozpoczęcia grzesznego stylu życia, po drugie, może być motywowane uwikłaniem samego kapłana w grzech sodomski. Myślę, że to prawdopodobieństwo należy mieć na uwadze, ilekroć słyszymy z ust jakiegoś księdza słowa usprawiedliwiające zachowania seksualne, które Pismo Święte bardzo jasno określa jako grzeszne. Ale motywacje do wspierania ideologii bywają różne, tak jak różne są ludzkie interesy. Pierwszy krok w stronę głupoty – tak jak wspomniałam na początku – może być zupełnie błahy.
Rewolucyjny alfabet
Zobaczmy teraz cóż oznacza litera „T”. Znów powołam się na eksperta, który na pewno wie, o czym mówi. Paweł Leszkowicz, profesor Uniwersytetu Adama Mickiewicza, historyk sztuki i wzięty kurator, którego zainteresowania badawcze to m.in. badania nad seksualnością w historii sztuki, akt męski oraz studia queer, o „transgender” pisze następująco: „Jest formą płciowej dysydencji, która obejmuje: cross dressing, transwestytyzm, drag kings, drag queens, ale i transseksualizm”[14]. Leszkowicz objaśnia dalej: „Jako transgender identyfikują się również ludzie, którzy nie utożsamiają się wyłącznie z kobiecością lub męskością, ale łączą te cechy, są pomiędzy lub uważają, że ich tożsamość wykracza poza przyjęte rozumienie płci. Dla tych, którzy nie dążą do operacyjnej zmiany płci, bycie transgender jest permanentnym stanem dystansu do norm płciowych i ich przekraczaniem czy też celowym wywrotowym płciowym performance”[15]. Zauważmy, że pośród wymienionych przez eksperta „tożsamości”, tylko jedna – transseksualizm – określa dysforię płciową, która jest niezwykle poważnym i delikatnym problemem, reszta odnosi się do fetyszy i dewiacji.
Przytoczone cytaty pochodzą z tekstu towarzyszącego wielkiej wystawie „Gender w sztuce”, która odbyła się w 2015 roku w krakowskim MOCAK-u. Mam mocne wspomnienia związane z tą wystawą. Był to czas, kiedy jako redaktor naczelna miesięcznika o sztuce „Arteon” oglądałam wiele wystaw i, jak umiałam, starałam się reagować na niepokojące zjawiska. Do dziś zachowałam dodatek do krakowskiego wydania Gazety Wyborczej, w którym dyrektor Muzeum, Maria Anna Potocka oznajmiała: „Obecnie jesteśmy na etapie młodego genderyzmu postreligijnego (pozbawienie religii kompetencji genderowych wywołało w Polsce akcję Kościoła przeciw terminowi gender). (…) Kolejnym celem jest uzyskanie prawa do decydowania o własnej płci społecznej i orientacji seksualnej. Niestety, dyskusja wokół problemu LGBT jest ciągle pełna przesadnej ostrożności i niezrozumiałej delikatności wobec fanatycznych obrońców heteroseksualizmu. (…) Sztuka i literatura mają tutaj swoje specjalne zadanie. Żadni badacze ani psychologowie nie sięgną tak głęboko i nie spojrzą tak ostro jak twórca”[16]. W materiałach prasowych wciąż dostępnych na stronie instytucji czytamy: „Dążymy do tego, aby płeć przestała być produktem ideologicznym [tj. narzuconym przez religię, jak wynika z kontekstu zdania – przyp. KS], a stała się indywidualną decyzją człowieka, najbliższą jego poczuciu identyfikacji”[17].
W swojej recenzji tamtego pokazu, analizując prace i przytaczając wypowiedzi, jak te powyżej, pisałam: „Mam wrażenie, że jeszcze jakiś czas temu reakcją typową na krytyczne uwagi dotyczące różnych aspektów ideologii gender było podkreślanie, że nie jest to żadna ideologia, lecz zwyczajne badania nad społeczno-kulturowymi uwarunkowaniami wpływającymi na kształtowanie się kobiecych i męskich ról społecznych oraz że w wymiarze praktycznym chodzi o działania na rzecz równouprawnienia płci. (…) Dziś sprawa postawiona jest inaczej, odważniej. (…) Rozumiem więc, że narrację o szlachetnej walce o równouprawnienie możemy włożyć między bajki, bo rzeczywiście ważnym genderowym zadaniem jest propagowanie różnego rodzaju przebierankowych kaprysów, zaburzeń, a nawet dewiacji. Czyli chodzi dokładnie o to, czego obawia się zdroworozsądkowa część społeczeństwa – propagowanie nowej antropologii człowieka, która jest sprzeczna z obrazem istoty ludzkiej, jaki daje nam nauka i dlatego właśnie (a nie dlatego, że Kościół tak mówi), gdyby stała się podstawą wychowania społeczeństw, okazałaby się zwyczajnie destrukcyjna. Przestrzeń społeczno-kulturowa – dokładnie tak, jak twierdzą promotorzy ideologii gender – na pewno ma wpływ na kształtowanie postaw i potrzeb, toteż istnieje duże prawdopodobieństwo, że propagowanie koncepcji płynnej tożsamości płciowej jako aksjomatu może w przyszłości okazać się destabilizujące dla poczucia tożsamości niejednego mężczyzny i niejednej kobiety”[18].
Mamy rok 2024. Już od jakiegoś czasu w polskich telewizjach śniadaniowych promowana jest kultura drag queen. Za chwilę swoją premierę będzie miał program „Drag Me Out”, w którym znani mężczyźni pod okiem drag-mentorek przeistoczą się w „kolorowe ptaki”. W Stanach Zjednoczonych media promują już nastoletnich „artystów” drag[19]. Od czasu do czasu konserwatywni komentatorzy alarmują o specjalnych pokazach organizowanych dla najmłodszych – materiały z nich dostępne są w internecie[20]. Na TikToku można znaleźć wiele filmików nagrywanych przez dzieci z kompletnie zaburzonym obrazem siebie. Nie tylko wyglądają przerażająco, ale także opowiadają przerażające rzeczy. Twierdzą, że są osobami niebinarnymi, a nawet nie-osobami i obwieszczają, jakiego należy używać wobec nich zaimka[21]. Jednym z najbardziej popularnych jest „oni”, co wiernym znającym Pismo Święte musi nasunąć skojarzenie z opętaniem (por. Mk 5,1-13). Czy to przesada? Niektóre dzieci każą mówić do siebie wprost „demonie”[22]. Czy dorosły może z tym polemizować? Coraz częściej – nie! W wielu amerykańskich szkołach nauczyciele muszą afirmować każdą zgłoszoną przez dziecko tożsamość, w innym wypadku są oskarżani o transfobię. Ale niektórym nawet nie przyjdzie do głowy, by sprzeciwić się dziecku chcącemu „eksplorować własną tożsamość”, gdyż wielu nauczycieli to aktywiści LGBTQ+. Dzieci są więc mentalnie okaleczane. Ale nie tylko mentalnie. Ogromnym problemem jest umożliwienie małoletnim tranzycji. Poddane ideologicznej manipulacji dzieci same proszą o zmianę płci, najpierw więc dostają blokery hormonów, potem hormony płci przeciwnej, następnie bardzo często usuwają „niechciane” części swojego ciała, by po kilku latach ciężko żałować takiej nieodwracalnej decyzji[23]. Na YouTubie można znaleźć coraz więcej wypowiedzi osób, które próbują przejść de-tranzycję[24], powstają także dłuższe filmy na temat medycyny, którą uwiodła ideologia[25]. W walkę przeciwko ideologii LGBTQ+ włączają się także osoby homoseksualne oraz transseksualne, które zaczynają dostrzegać, jak bardzo jest ona niebezpieczna[26].
Hipokryzja, wygodne milczenie i wieczne „nie rozumiem”
Minęło więc dziewięć lat od momentu, w którym instytucja kultury tak wyraźnie zamanifestowała wobec polskiej publiczności, jakie czekają nas przemiany. Dziś za sprawą o. Tomasza Biłki rewolucja LGBTQ+ całkiem niewinnie weszła do instytucji kościelnej. Ojciec Biłka jest wyraźnie dumny z tego, co zrobił.Można by odnieść wrażenie, że zakonnik, przejęty samym sobą jako pionierem, tak naprawdę nie rozumie, do czego przykłada rękę. Jednak chyba nie bez znaczenia jest fakt, że pod swoje pionierskie działanie już kilka miesięcy temu przygotował „teoretyczny” grunt.
Kiedy w czerwcu 2023 roku wraz z o. Wojciechem Surówką postanowiliśmy zareagować na postulaty wyłożone w Liściesynodu artystów, nawet nie wyobrażaliśmy sobie, że tak szybko nasze teksty zyskają tak adekwatną ilustrację[27]. Trudno jednak o satysfakcję, kiedy spełnia się to, przed czym staraliśmy się przestrzec – oto katolicka galeria sztuki w tak jawny sposób stała się laboratorium rewolucyjnej zmiany społecznej. List synodu artystów został podpisany przez dr. Łukasza Murzyna oraz rozesłany do biskupów i mediów w imieniu organizatorów i uczestników owego łódzkiego spotkania („synodu”), czyli w imieniu Wspólnoty Twórców Chrześcijańskich Vera Icon, dominikańskiej Galerii Zielona 13 oraz zespołu badawczego „Sztuka i metafizyka” Wydziału Sztuki Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie.Jednak pewien istotny szczegół jest szerzej nieznany – liderzy Vera Icon nie mieli pojęcia o tym, że taki dokument został rozesłany. To o. Biłka, jako ówczesny opiekun duchowy Vera Icon, w imieniu całej świeckiej wspólnoty (za której działania odpowiada rada liderów, a nie jakiś ksiądz) pozwolił rozesłać dr. Murzynowi ów List do biskupów i opublikować go w mediach. Zrozummy to dobrze – dominikanin, piewca synodu, powołujący się na „synodalność”, apelujący o słuchanie świeckich, piętnujący biskupów m. in. za klerykalizm, zupełnie zignorował dorosłych liderów, potraktował ich jak dzieci. Tymczasem, jak wiemy z rozmowy i korespondencji z jedną z osób, która należy do rady liderów, przynajmniej część z nich w pierwszej reakcji chciała się odciąć od tego ideologicznego manifestu[28]. Dlatego właśnie Wspólnota nie promowała tego dokumentu na swoim fanpage’u. Intuicja była bardzo dobra, jednak pojawiające się na horyzoncie korzyści (spotkanie z biskupem, udział w organizowaniu życia artystycznego według żądań manifestu), stały się dla liderów Vera Icon oraz jej obecnego opiekuna istotniejsze niż prawda – zarówno prawda o nadużyciu ze strony księdza, jak i prawda, która jest pierwszą ofiarą ideologii.
Postanowiłam ujawnić ten fakt, ponieważ wspólnota, która dla wielu jest gwarantem chrześcijańskiego ducha w kulturze, której misją jest podobno ewangelizacja kultury oraz formacja twórców chrześcijańskich, po raz kolejny nie potrafi zająć stanowiska w sprawie, którą należy uznać za więcej niż bulwersującą. Tak jakby kulturę budowało się poprzez koneksje umożliwiające udział w wystawach, a nie np. poprzez kształtowanie opinii, rozróżnianie dobra od zła, właściwe reagowanie, wskazywanie kierunków. Jeśli komuś się wydaje, że będąc tak blisko wydarzeń, powinien milczeć, bo w ten sposób jest ponad wojnę kulturową (choć czerpie z niej korzyści!), to jest w koszmarnym błędzie. Być „ponad”, to sprzeciwiać się złu, z jakiej strony by ono nie przychodziło, oraz wnosić do kultury nowość ewangeliczną, a nie rewolucyjną. Dlatego właśnie drugą naszą odpowiedź na postulaty „synodu artystów” zakończyliśmy słowami: „Warto pamiętać, że inkulturacja polega na tym, że to nie Kościół staje się coraz bardziej podobny do danej kultury, ale to kultura staje się coraz bardziej Chrystusowa. Dotyczy to treści, formy, a także strategii osiągania kulturowych celów”[29].
Nie jest tajemnicą, że z Vera Icon mam osobiste doświadczenie. Kiedy w 2020 roku, jako jedna z liderek poznańskiej grupy, brałam udział w radach liderów, często sugerowałam potrzebę poważniejszego podejścia do formacji członków wspólnoty. Apelowałam o wprowadzenie treści z obszaru chrześcijańskiej antropologii, teologii ciała, proponowałam przyjrzenie się nowemu feminizmowi Jana Pawła II, jednak te prośby nie spotkały się z entuzjazmem. Natomiast w reakcji na mój stanowczy sprzeciw wobec promowania na jednego z lokalnych liderów osoby wyrażającej fascynację środowiskiem LGBT+, o. Biłka uderzył w wysokie tony, próbując zdeprecjonować mnie z pozycji księdza-intelektualisty oraz sugerując mi brak miłości chrześcijańskiej i niechęć do uczestniczenia w modlitwach z ludźmi, z którymi się nie zgadzam. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego modlitwa z innymi, w tym przypadku z osobami LGBT+, wzbudza kontrowersje – ten tytuł wywiadu po trzech latach od mojego odejścia ze wspólnoty nie tylko przypomina mi irracjonalny klimat toczonych wtedy rozmów, ale także odbiera nadzieję, by odważny kurator kiedykolwiek pojął, czym jest to, co tak gorliwie promuje, oraz że sprzeciw wobec tego, za czym się opowiada, wynika z wiedzy i realnej troski, a nie z niechęci do ludzi.
Prawda czy fałsz?
Zastanówmy się teraz nad prawdą jako kategorią, której chrześcijanie, a zwłaszcza katolicy budujący chrześcijańską kulturę, powinni być wierni. W roku 2019 w recenzji wystawy Strachy, która odbyła się w warszawskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej, pisałam (chyba jednak naiwnie), że nie wątpię, iż sztuka Rycharskiego jest autentyczna, mam jednak pewność, że nie mówi ona prawdy. Przypomnijmy, że tytuł tego pokazu to jednocześnie tytuł jednej z instalacji, która wyglądała jak las drewnianych krzyży ubranych w odzież pozyskaną od osób LGBT+, które – jak jest podkreślane w wielu miejscach – doświadczyły prześladowania ze strony konserwatywnego społeczeństwa. Te swoiste strachy na dziki (dokładnie taką funkcję spełniały one w rodzinnej wiosce Rycharskiego) zostały także owinięte drutem kolczastym i wyposażone w „elementy kojarzące się z jakimś rodzajem tortur i przemocy”[30]. Oczywiście instalację należało odczytać jako oskarżenie chrześcijan, ale zwłaszcza Kościoła katolickiego, o prześladowanie mniejszości seksualnych. Wtórowały jej inne prace, np. ornaty i sutanny przerobione na stroje Ku Klux Klanu. I właśnie ta wymowa ekspozycji była dla mnie pierwszym z dwóch kłamstw. Pisałam: „Po pierwsze nie jest prawdziwą główna teza Strachów, jakoby Kościół katolicki uciskał, prześladował czy wykluczał osoby LGBT+. Osoby homoseksualne są tak samo jak osoby heteroseksualne pozostające w stanie wolnym zaproszone przez Kościół do życia w czystości, co jest zasadniczo spójne z przesłaniem Nowego Testamentu. Jest to ten poziom nieprawdy, z którym – jak się domyślam – można dyskutować, wskazując na przypadki pobić osób LGBT+ czy też brak ich akceptacji ze strony otoczenia, które skutkowało w wielu wypadkach próbami samobójczymi czy nawet samobójstwami. Nie wiadomo jednak, jaka jest skala takich wydarzeń, kto dokładnie bierze w nich udział oraz kto je inspiruje (np. czy są to hierarchowie, praktykujący wierni, czy tzw. kulturowi katolicy, którzy tak naprawdę nie żyją zgodnie z nauką Kościoła). I tutaj można odnotować słabość warszawskiej wystawy. Artysta przygotowywał się do niej dwa lata, a zatem było bardzo dużo czasu, by angażując tak poważną instytucję, jaką jest Muzeum Sztuki Nowoczesnej, wzbogacić ekspozycję o konkret badań socjologicznych, porządkujących wiedzę na temat jakości życia osób nieheteronormatywnych w naszym społeczeństwie. Gdyby normą na wystawach sztuki współczesnej nie były np. plansze z bardzo długimi objaśnieniami kontekstów i historii bohaterów, którzy zainspirowali daną pracę, być może nie zauważyłabym tego zastanawiającego braku”[31].
Okazuje się jednak, że podczas tworzenia Strachów fakty nie były aż tak ważne. Interesująca jest w tym miejscu wypowiedź Rycharskiego, której – przyznaję – dotąd nie znałam: „Początkowo chciałem tylko ciuchy od osób, które na przykład zostały pobite. Doszedłem jednak do wniosku, że tak naprawdę każda osoba LGBT w jakiś sposób tej dyskryminacji doświadczyła i teraz ja nie będę oceniał, czy ktoś mniej, czy bardziej”[32]. A zatem mocne przesłanie, które praca zawdzięcza opowieści o pochodzeniu ubrań od osób autentycznie poszkodowanych, wygląda na nieco podkolorowane. Jak zobaczymy dalej, fabrykowanie wiktymizacji jest pewnym problemem w środowisku, którego reprezentantem jest Rycharski.
Drugi poziom nieprawdy dostrzegałam w interpretacji krzyża Chrystusowego, jaką oferuje instalacja artysty. Rycharski zredukował krzyż do narzędzia opresji oraz zinstrumentalizował go w swojej batalii toczonej przeciw Kościołowi, ignorując pełne znaczenie krzyża jako znaku zbawienia, miłości i chwały. Przyglądając się wystawie oraz wypowiedziom artysty, w których przybliżał, w co aktualnie wierzy[33], doszłam jednak do wniosku, że jego krzyże podobne są nie do Krzyża Chrystusowego, lecz do krzyża, na którym umarł łotr urągający Zbawicielowi. Oczywiście sztuka o charakterze konceptualnym, czyli taka, której forma jest drugorzędna wobec komunikatu, jaki chce nadać twórca, nie posiada przeciwnych sobie i równorzędnych interpretacji. Aby odkryć znaczenie, należy chcieć usłyszeć artystę, zwłaszcza jeśli jego wypowiedź jest natury politycznej, i konfrontować jego słowa z wizualnością dzieła. Czasami odkryjemy wtedy, że artyście nie do końca udało się przekazać to, co zamierzał, gdyż np. nie wziął pod uwagę jakiegoś istotnego kontekstu, w jaki wchodzi jego praca. W omawianym tu przypadku Rycharski nie zauważył, że zarówno jego opowieść o Strachach, jak i jego postawa wobec Chrystusa ujawniana w wywiadach, narzuca skojarzenie z łotrem, który nie wyznał wiary w Zbawiciela, lecz miał do Niego pretensje. Było to dla mnie smutne odkrycie. I być może ono właśnie powstrzymało mnie wtedy przed odnotowaniem trzeciej nieprawdy głoszonej przez sztukę Rycharskiego – a jest to ta nieprawda, która zdaje się determinować wyżej już wspomniane.
Dzieła Rycharskiego, które podejmują temat ludzkiej seksualności, głoszą nieprawdę na temat człowieka. Zarówno z perspektywy Słowa Bożego, jak i biologii, jedynie heteroseksualizm jest zdrową normą. Biblijna opowieść o stworzeniu Adama i Ewy stanowi podstawę chrześcijańskiej antropologii i jest dla nas wiążąca – „Bóg stworzył człowieka na swój obraz, na obraz Boga go stworzył; mężczyzną i kobietą stworzył ich” (Rdz 1,27), aby byli „jednym ciałem” (Rdz 2,24). Teologię zawartą nie tylko w tej opowieści, ale także w nauczaniu Jezusa oraz w księdze Pieśni nad pieśniami najpełniej rozwinął Jan Paweł II, którego refleksję przybliża o. Jarosław Kupczak OP: „Ludzkie ciało służy do miłości. O tym, że ludzkie ciało, które jest wyrazem ducha, ma być darem dla drugiego, mówi sama jego biologiczna struktura. Tak zdefiniowany oblubieńczy sens ciała odsłania już w sobie kolejny sens, który (…) określamy jako «rodzicielski»”[34]. Dalej o. Kupczak zauważa, że droga ku transcendencji, jaką wskazał papież, „polega na odczytaniu znaczeń zapisanych przez Stwórcę w immanencji, czyli w «somatycznych możliwościach mężczyzny i kobiety». W takim ujęciu, przedmiotowość ciała, wyraża to, co podmiotowe i osobowe. Równocześnie taka wolność podmiotu realizuje się w oparciu o prawdę natury człowieka, mężczyzny i kobiety”[35]. Teologii wtóruje nauka. Gerard van den Aardweg, psycholog i psychoterapeuta z długoletnim doświadczeniem, który homoseksualizm definiuje jako neurotyczny rodzaj seksualności, w książce Nauka mówi „nie”. Oszustwo „homo-małżeństwa” przywołuje liczne badania, ale podaje także zupełnie zdroworozsądkowy argument przeciw twierdzeniu jakby homoseksualizm był skłonnością wrodzoną, czyli zgodną z naturą: „Ponieważ budowa fizjologiczna organów biorących udział w akcie seksualnym u osób o skłonnościach homoseksualnych nie wykazuje żadnych odychleń, zachowania i postawy nietypowe dla płci biologicznej nie mogą być uwarunkowane genetycznie”[36].
Prawda zapisana jest w ciele – ale nie w jego pożądliwościach, które fałszują obraz Boga w człowieku, a pochodzą z nienawróconego serca. Sztuka, która nie tylko w świecie, ale także w katolickiej wspólnocie promuje brak heteroseksualnej normy, wymaga naszej krytycznej odpowiedzi oraz modlitwy, a nie afirmacji. Tym bardziej, że uderzenie w prawdę o człowieku, jest uderzeniem w prawdę o Bogu. Sugestie jakoby Jezus był homoseksualistą, a nawet osobą niebinarną, to nie tylko niepoważne wybryki prowokatorów, lecz współczesne herezje, które domagają się mocnych odpowiedzi. Teologia moralna czy też antropologia teologiczna powinny także jak najpilniej, w konfrontacji z ideologią, odświeżyć definicję choćby takiego pojęcia jak „osoba”.
Jaki prorok?
Tymczasem o. Tomasz Biłka sztukę Rycharskiego określa mianem „prorockiej”, porównując jego działania do aktywności starotestamentalnych sług Boga. Dominikanin deklaruje: „Twórczość [Rycharskiego] wpisałbym w działania prorockie, bo kiedy spojrzeć na działalność proroków, widać od razu, że często posługiwali się – że użyję współczesnego określenia – performansem. Wchodzili w kolizję ze społeczeństwem, z kapłanami, z królami, piętnując ich winy. Instytucja proroka powstaje w Izraelu równolegle z instytucją króla, a zatem prorok zawsze będzie wezwany do tego, żeby wskazywać nadużycia”[37]. Ojciec Biłka lubi myśleć o artystach jako prorokach, być może dlatego, że sam jest twórcą i taka identyfikacja jest dla niego atrakcyjna, jednak nie ma ona podstaw biblijnych. Powołanie artystyczne w świetle Słowa Bożego jest czymś zupełnie innym niż powołanie prorockie czasów Starego Przymierza, na co wskazuje o. Jacek Hajnos OP w rozmowie, jaką przeprowadziłam z nim dla Magazynu Verbum[38]. Truizmem jest wskazać, że instytucja starotestamentalnych proroków dawno wygasła. Oczywiście współcześnie można mówić o prorokach w kontekście teologii charyzmatów, które to w szerszym sensie (czyli nie tylko jako skutki łaski uświęcającej) mogą zostać udzielone także osobom trwającym w grzechu. Jednak w takim przypadku niezwykle istotne jest, by wziąć pod uwagę wyjaśnienia o. Tomasza Gałuszki OP: „Człowiek pozbawiony łaski nie jest współpracownikiem Boga, a jedynie martwym narzędziem (instrumentum mortuum), którym posługuje się Bóg. (…) Według św. Tomasza człowiek w grzechu ciężkim, póki nie porzuci dawnego życia i nie odnowi się poprzez pojednanie i pokutę, nie ma prawa podejmować jakichkolwiek działań w imieniu Jezusa. Korzystanie z darów duchowych przez grzesznika św. Tomasz nazywa zniewagą wobec Boga. Jest bowiem czymś z gruntu fałszywym, a nawet cynicznym, gdy ktoś wierzy i sięga po Jego dary, a jednocześnie pragnie tego, co się Bogu sprzeciwia, i dobrowolnie to wybiera. (…) Korzystanie z charyzmatów przez zatwardziałego grzesznika jest w ocenie Tomasza czymś niegodziwym, aczkolwiek równocześnie możliwym”[39].
Przyznam szczerze, że nie słyszałam, aby Rycharski sam siebie określał mianem proroka, więc nie zarzucam mu cynizmu. To o. Biłka usiłuje z queerowego artysty zrobić tak nadzwyczajną postać, czym niejako zachęca go do przyjęcia błędnego sposobu myślenia o sobie i swojej misji. Pytanie jednak – na mocy czego o. Biłka uważa, że oto właśnie rozpoznał proroka naszych czasów? Kto dał mu do tego legitymację? Wobec potrójnej nieprawdy, jaką propaguje sztuka Rycharskiego, jasne jest, że jeśli artysta jest jakimś prorokiem, to wyłącznie fałszywym. I tutaj tylko zasygnalizuję, iż dotykamy bardzo obszernego tematu używania twórców przez instytucje kultury i kuratorów. Zbyt często widzę, jak w obszarze sztuki współczesnej dla „polityków kulturalnych” ważniejszy jest efekt, który mogą osiągnąć odważną wystawą, niż dobro twórcy, który bardziej od afirmacji potrzebuje duchowego wsparcia. Oczywiście nie wykluczam, że zakonnik publicznie afirmując artystę, jednocześnie mógł odbyć z nimi jakąś „duszpasterską” rozmowę – jestem w stanie wyobrazić sobie taką dwufrontowość działań na zasadzie „Panu Bogu świeczkę, diabłu ogarek”. Jednak ani rzesza młodych twórców, ani publiczność nie potrzebuje takiego zamętu, jaki wynika z próby queerowania Kościoła przez sztukę.
W tym kontekście warto wspomnieć o pewnej strategii uniku, jaką stosuje o. Biłka. We wspominanym już wywiadzie pojawia się pytanie, które jest reakcją dziennikarza na przywołanie przez zakonnika postaci kard. Ratzingera i jego słów o ogromnym znaczeniu sztuki: „Ale czy Ratzinger nie miał na myśli wyłącznie powstającej w Europie przez stulecia sztuki zaprzęgniętej w dzieła Kościoła ad maiorem Dei gloriam? Współczesna sztuka nie jest służebna, ale krytyczna” – zaskakująco trzeźwo zauważa Urbaniak. Ojciec Biłka, korzystając z możliwości odniesienia się do ostatniego twierdzenia, nie odpowiada na pytanie. Ale lektura wywiadu może zostawić w czytelniku wrażenie, jakoby za głoszoną przez niego ideą sztuki i koncepcją artysty smagającego Kościół, stał autorytet wielkiego teologa. Ojciec Tomasz Biłka, niegdyś mówiący Ratzingerem, dziś jedynie inkrustuje jego nazwiskiem swoje coraz bardziej ideologiczne wypowiedzi. Uważam, że jest to rodzaj nadużycia.
Oskarżyciele Kościoła
Wróćmy jeszcze do tematu prześladowania osób LGBTQ+ przez katolików, ponieważ ten wątek mocno wybrzmiewa w wywiadzie udzielonym przez o. Biłkę Mike'owi Urbaniakowi. Dominikanin opowiada w nim o swojej ulubionej pracy Rycharskiego, którą pokazał w prowadzonej przez siebie galerii. Jest to odlany z metalu obiekt przypominający tablice, które upamiętniają jakieś ważne postaci lub wydarzenia. W tym przypadku upamiętniony został kanon 2358 Katechizmu Kościoła katolickiego, mówiący o konieczności szanowania osób homoseksualnych. Ale nie sam obiekt jest ważny, lecz cała akcja artystyczna polegająca na tym, że w 2016 roku Rycharski najpierw zamierzał umieścić Tablicę w kościele dominikanów na Freta, jednak nie dostawszy na to pozwolenia, stanął ze swoją pracą pod świątynią, gdzie podobno doświadczył rozmaitych, także agresywnych reakcji ze strony wiernych. Oto refleksja, jaką Tablica wzbudziła w o. Tomaszu Biłce: „Wielokrotnie go cytowałem [kanon 2358 – przyp. KS], ale tak naprawdę zrozumiałem go dzięki tej pracy. Zrozumiałem, że jest rzeczą niepojętą, by osoby skupione we wspólnocie wierzących, która wyznaje Boga miłości, musiały mieć zapisane w katechizmie obowiązek szacunku do innych osób, w tym przypadku – osób homoseksualnych. Cały [zaznaczenie – KS] ten kanon 2385 jest przecież truizmem i przypomina trochę anegdotyczne już wypowiedzi Miss World o pokoju na świecie. Jeśli musimy deklarować na piśmie szacunek do innych ludzi, to coś jest z nami nie tak. Ten zapis jest de facto przyznaniem się do tego, że jesteśmy homofobiczni”.
Odkrycie, jakiego dokonał o. Biłka dzięki pracy queerowego artysty, jest oczywiście absurdalne. Po pierwsze, umknęło dominikaninowi, że słowa, które tak wiele mówią mu o katolikach, pojawiają się w kontekście katechizmowej analizy szóstego przykazania – „Nie będziesz cudzołożył (Wj 20,14; Pwt 5,17). Po drugie, ani przez artystę, ani przez kuratora, kanon ten nie został zacytowany w całości, co zakrawa na manipulację. Cały kanon brzmi tak: „Pewna liczba mężczyzn i kobiet przejawia głęboko osadzone skłonności homoseksualne. Skłonność taka, obiektywnie nieuporządkowana, dla większości z nich stanowi ona trudne doświadczenie. Powinno się traktować te osoby z szacunkiem, współczuciem i delikatnością. Powinno się unikać wobec nich jakichkolwiek oznak niesłusznej dyskryminacji. Osoby te są wezwane do wypełniania woli Bożej w swoim życiu i – jeśli są chrześcijanami – do złączenia z ofiarą krzyża Pana trudności, jakie mogą napotykać z powodu swojej kondycji”. A zatem zapis dotyczy osób, których skłonności, na ogół prowadzące do grzesznego stylu życia, mogą wśród ludzi wierzących wzbudzać niepokój, a nawet odrazę, dlatego Kościół podkreśla, że sytuacja tych osób jest bardziej skomplikowana niż wygląda to z zewnątrz. Jednak nawet gdyby zapomnieć o tym celowo pominiętym przez o. Biłkę kontekście, lekcja, jaką wyciąga zakonnik z pracy Tablica, jest niedorzeczna. Religia katolicka nakazuje nam także szanować nasze matki i naszych ojców – czy płynie z tego wniosek, że wszyscy jesteśmy niewdzięcznikami wobec swoich rodziców? Oczywiście, że nie. Jezus nakazuje nam także kochać Boga i bliźnich – czy z tego wynika, że wszyscy jesteśmy nienawistni? Nie, ale jesteśmy niedoskonali w miłości.
Warto w tym miejscu przypomnieć, od czego zaczęła się w sztuce Daniela Rycharskiego wielka narracja o homofobii Polaków, którą powtarza o. Biłka. Pierwszą pracą na ten temat była instalacja Krzyż. Obiekt został wykonany – jak twierdzi artysta – z drzewa, na którym powiesiły się dwie osoby LGBTQ+ na skutek doświadczonej homofobii. Ten kontekst jest ogromnie istotny. Sam Krzyż jest przecież tylko wizualizacją ogromnego cierpienia. Siła przekazu tej pracy polega na historii jej powstania. Pozwala ona wygłaszać artyście następujące twierdzenia: „Dla mnie historia tych osób, które powiesiły się na drzewie, również jest tragedią narodową, bo w tym narodzie nie miały siły, nie były w stanie dłużej żyć”[40], „…bo one powiesiły się przez homofobię w swojej wsi…”[41], „…bo homofobia i zwiększająca się liczba samobójstw nastolatków z tego powodu też są tragedią narodową”[42], „homofobia naprawdę zabija”[43], „[ten krzyż] mówi o tragedii narodowej, jaką jest homofobia”[44].
Jednak czytając różne wywiady i materiały dotyczące tej instalacji, można zauważyć, że czasami pojawia się informacja o dwóch osobach, które powiesiły się na drzewie, czasami czytamy, że powiesiła się jedna z nich (domyślnie – druga odebrała sobie życie w inny sposób). To taka drobna nieścisłość. Pozostałe dane na temat tej tragedii są objęte tajemnicą, podobno ze względu na dobro rodziny ofiar. Nie mówi się nawet o ich płci, ale w jednym z wywiadów Rycharski i tak ujawnia, że ornament, który pokrywa Krzyż – motyw ruty – w „zakamuflowany sposób” symbolizuje ich tożsamość[45]. A zatem chodzi o kobiety. Oczywiście można założyć, że niepodawanie wielu szczegółów na temat tragedii motywowane jest szacunkiem dla zmarłych i ich bliskich, trudno jednak nie pomyśleć o innej ewentualności – być może takiego zdarzenia nie było? A może jakaś tragedia została przez artystę poddana znaczącej nadinterpretacji? Trochę podkolorowana?
Artysta twierdzi, że informację na temat tego wydarzenia, którą przekazał mu Marcin Dzierżanowski, zweryfikował w prasie oraz zasięgając opinii Kampanii Przeciw Homofobii. Jeśli chodzi o pierwsze źródło, rzeczywiście podobne wydarzenie jest opisywane w mediach, jednak próżno szukać w związku z nim wzmianki o wątku prześladowania ze względu na orientację seksualną. Być może jest to kwestia obyczajowej cenzury w prasie. Dlatego postanowiłam sprawdzić, co na ten temat ustaliła prokuratura, na której terenie doszło do tego podwójnego samobójstwa[46]. Oto odpowiedź, jaką uzyskałam: „Ad. 1. Jednoznaczny motyw popełnienia samobójstwa przez dziewczęta nie został ustalony, a z materiału dowodowego zgromadzonego w toku śledztwa wynika, że każda z dziewcząt miała wcześniejsze próby samobójcze i leczone były psychiatrycznie. Ad. 2. Jedna z dziewcząt się powiesiła. Ad. 3. Z akt postępowania nie wynika, aby doszło do prześladowania dziewcząt ze względu na ich orientację seksualną”[47].
Pytanie o autentyczność genezy pracy Krzyż jest zasadne m. in. w kontekście niedawno wykazanych manipulacji, jakie pojawiają się w badaniach naukowych, które rzekomo udowadniają homofobię polskiego społeczeństwa. Doktor Katarzyna Szumlewicz, lewicowa pedagożka i filozofka (określania te pochodzą z jej naukowego biogramu[48]), w swojej analizie wyliczyła nadużycia towarzyszące powstaniu dokumentu zatytułowanego „Sytuacja społeczna osób LGBTA w Polsce. Raport za lata 2019–2020”. Raport ten został przygotowanego przez Centrum Badań nad Uprzedzeniami z Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego, a jego wydawcami i właścicielami praw autorskich są aktywistyczne organizacje Lambda Warszawa oraz Kampania Przeciw Homofobii, czyli podmiot, który wskazał Rycharski jako źródło swojej wiedzy na temat prześladowań. Co prawda badania dotyczą innego okresu, ale styl działania zespołu naukowego jest co najmniej alarmujący. W abstrakcie artykułu dr. Szumlewicz czytamy: „Wiktymizacja tej grupy została przedstawiona jako wyższa niż jest rzeczywiście, co w tytule artykułu określone zostało jako «fabrykowanie wiktymizacji». W artykule zostało przeanalizowane pojęcie «mikroagresji», używane w raporcie. Zdaniem autorki nie nadaje się ono do pomiaru społecznej wiktymizacji, gdyż jest na to za szerokie i zbyt zideologizowane. Może ono oznaczać praktycznie wszystko, co osobie z mniejszości sprawia przykrość, także bez jakichkolwiek negatywnych intencji «sprawcy» czy «sprawców» mikroagresji”[49]. W podsumowaniu badaczka zauważa, że raport został napisany tak, by można było nim moralnie szantażować krytyków ideologii. „Analiza omawianego raportu prowadzi też do refleksji ogólnej, iż wiele badań wiktymizacyjnych pojawiających się w przestrzeni publicznej, nieraz firmowanych przez naukowców, może być w istocie nierzetelnych, a ich wyniki skrojone pod interesy zamawiającej je grupy, której może zależeć na przedstawianiu danej grupy jako szczególnie wiktymizowanej, marginalizowanej i dyskryminowanej. Dlatego należy z ostrożnością podchodzić do badań prezentowanych przez organizacje aktywistyczne”[50].
Fabrykowanie wiktymizacji jest ogromnym problemem tak ze względu na prawdziwe ofiary – ponieważ ich tragedie są zrównane z nieprzyjemnościami subiektywnie przeżywanymi przez osoby, na które ktoś „krzywo spojrzał” (mikroagresja) – jak i ze względu na społeczność, której wmawia się funkcjonowanie w mentalności agresora. A to właśnie dzieje się wobec chrześcijan. Do czego to może prowadzić? „Istnieją prawa absolutne i prawa, które nie są absolutne. Na przykład wolność słowa i wolność wyznania nie są prawami absolutnymi i w razie potrzeby można je ograniczyć”[51] – wypowiedź Vitita Muntarbhorna, do niedawna eksperta ds. przeciwdziałania przemocy ze względu na orientację seksualną i tożsamość płciową przy ONZ, może być dla nas zapowiedzią naprawdę trudnego czasu. Wspierana przez o. Tomasza Biłkę narracja o homofobii katolików doskonale przygotowuje grunt pod zakaz głoszenia prawdy o człowieku, której źródłem jest Boże objawienie oraz nauka, a także pod represje, które dosięgną wiernych katolików.
Homofobia czy homolobby?
Dobrą praktyką jest słuchanie. Jeśli wsłuchamy się w opowieść Rycharskiego o historii powstania zarówno instalacji Krzyż, jak i pracy Tablica, szybko zrozumiemy, że artysta naprawdę jest ofiarą, ale w zupełnie innym sensie. W jednym z wywiadów na pytanie, skąd wziął pomysł na realizację Krzyż, odpowiada: „To bardzo osobista historia, ale myślę, że aby zostać w pełni zrozumianym, powinienem się nią podzielić. Jakiś czas temu wpadłem w bardzo głęboką depresję po tym, jak kilkuletnia intymna relacja z pewnym wysoko postawionym zakonnikiem przerodziła się dla mnie w straszne cierpienie. Nagle, zupełnie bez słowa, ten mężczyzna odszedł z zakonu. Przez pół roku go poszukiwałem, by dowiedzieć się wreszcie, że on po prostu znalazł sobie innego partnera, z którym wciąż jest w związku. (…) Praca nad Krzyżem odegrała rolę terapeutyczną”[52]. W wywiadzie dla Dużego Formatu zapytany, dlaczego dla swojej akcji z Tablicą wybrał akurat kościół dominikanów na Freta w Warszawie, odpowiada: „Stanąłem tam z powodu bardziej osobistego. Byłem w związku z zakonnikiem stamtąd. On już tam nie pracuje. Odszedł i założył salon piękności. Powiedzmy więc, że to był znany mi zakon, i myślałem, że tam będę czuł się bezpiecznie”[53]. A dalej w tej samej rozmowie wraca do wątku cierpienia, kiedy opowiada o ścinaniu drzewa dla instalacji Krzyż: „Ściąłem, ale dużo mnie to kosztowało, nigdy w życiu nie przeżyłem większego stresu. No nigdy. A do tego byłem wtedy w złym okresie, bo ten mój facet zakonnik, z którym miałem długą relację, nagle zniknął i nie mogłem się z nim przez pół roku skontaktować. Okazało się, że odszedł do innego faceta. Możesz to sobie wyobrazić? Czekasz na kogoś osiem lat i nagle on wychodzi z tego zakonu dla kogoś innego? Załamałem się po tym. Musiałem wziąć pół roku urlopu w pracy na uczelni, podniósł mnie dopiero Paszport Polityki. I ten krzyż stał się i mnie bliski”[54].
Kiedy Rycharski pracował nad Krzyżem, był trzydziestoletnim mężczyzną. Jeśli, jak wspomina, czekał na zakonnika aż osiem lat, oznacza to, że był jeszcze studentem, kiedy został przez niego uwiedziony – bo tak należy określić tę sytuację.
Zobaczmy, jakiego znaczenia w tym kontekście nabiera praca Tablica, która – jak deklaruje artysta – została wykonana z 60 kilogramów przetopionych pasyjek. Oto wizerunki Chrystusa umierającego na krzyżu zostały przerobione na tablicę, którą Rycharski dopomina się o szacunek. Ale w tym celu manipuluje katechizmowym zapisem, ponieważ nie przytacza go w całości. Tak jakby dzieło odkupienia symbolizowane przez przetopione krzyże, straciło dla niego sens, jakby cała jego wiara skoncentrowała się na walce o swoje miejsce w Kościele. Czy można mu się dziwić? Oczywiście, że nie! Rycharski jest zdecydowanie ofiarą księdza, który uwodząc go, zniekształcił jego obraz człowieka, relacji, Kościoła i w końcu Boga. Księdza, który zamiast pomóc młodemu mężczyźnie otworzyć się na łaskę, wykorzystał jego skłonności, by zaspokoić swoje pożądanie. A jeśli rzeczywiście artysta czekał na tego zakonnika osiem lat, to możemy z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że ich romans nie był nieznany przynajmniej niektórym mieszkańcom klasztoru. I wcale im nie przeszkadzał. Daniel Rycharski jest zatem ofiarą czynnego homoseksualisty w habicie oraz jego progejowskiego otoczenia.
Historia odejścia wspominanego księdza nie jest nieznana w środowisku dominikańskim. Zastanawiam się więc, dlaczego została przemilczana w kontekście wystawy u łódzkich dominikanów, którzy podobno tak bardzo są wrażliwi na krzywdę osób wykorzystanych przez kler. Być może dlatego, że naświetlenie prawdziwej genezy Tablicy sprawiłoby, że narrację o rzekomej homofobii katolików – narrację która pomaga dyscyplinować wiernych zaniepokojonych wprowadzaniem do duszpasterstwa ideologii – należałoby uzupełnić o wątek homolobby w zakonie. A ono dzięki promocji tejże ideologii czuje się bardzo bezpiecznie. Dlatego z ofiary zakonnika robi się teraz bohatera, ale czy jest to forma zadośćuczynienia, czy wtórne użycie człowieka?
Zakończenie
W dniu, w którym kończę ten tekst, pierwsze czytanie w liturgii Kościoła wspomina tęczę, którą Bóg położył na obłokach jako znak przymierza: „…nie będzie już nigdy wód potopu na zniszczenie żadnego istnienia” (Rdz 9,15). W drugim czytaniu swoje słowa kieruje do nas św. Piotr. Nawiązuje do potopu, kiedy to „osiem dusz, zostało uratowanych przez wodę” – nie przez arkę od wody (kary), lecz „przez wodę” od panoszącego się na świecie grzechu. Apostoł podsumowuje: „Teraz również zgodnie z tym wzorem ratuje was ona we chrzcie (…) przez zobowiązanie dobrego sumienia wobec Boga – dzięki zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa” (1 P 3,20-21). Wody chrztu uzdalniają nas do życia w wolności od grzechu, a dobre, czyli poddane Bogu sumienie, umożliwia nam dokonywanie właściwych wyborów. Księża, którzy deformują sumienia wiernych, nie są przyjaciółmi osób zmagających się z grzesznymi skłonnościami. „Miłość bez prawdy to flirt. Prawda bez miłości to blef. (…) Miłość domaga się, by wykrzyczano prawdę” – pisał o. Daniel Ange.
Tęcza, symbol współcześnie zawłaszczony przez społeczność LGBTQ+, nie obiecuje unieważnienia Prawa Bożego, ale jest przypomnieniem, że Bóg nie chce zatraty człowieka. „Słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych” (Mt 5,45). Tylko od człowieka zależy, czy zwróci zmęczoną twarz ku Bożemu obliczu i wystawi się na orzeźwiający deszcz łask, czy wzgardzi tym wszystkim. Jest tylko jeden warunek – wyznać swój grzech. „Początkiem mądrości jest bojaźń Pańska” (Prz 9,10).
Karolina Staszak
-----
Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.
[1]Naprawdę nie rozumiem, dlaczego modlitwa z innymi, w tym przypadku z osobami LGBT+, wzbudza kontrowersje. Z Tomaszem Biłką OP rozmawia Mike Urbaniak, https://weekend.gazeta.pl/weekend/7,177333,30526493,naprawde-nie-rozumiem-dlaczego-modlitwa-z-innymi-w-tym-przypadku.html [dostęp: 18.02.2024]
[2] Cytat pochodzi z komunikatu zamieszczonego na profilu Galerii Zielona 13 https://www.facebook.com/galeriazielona13 [dostęp: 18.02.2024]
[3] Sztuka i wykluczeni. Z Tomaszem Biłką OP rozmawia Ewa Kiedio, https://www.youtube.com/watch?v=PwFBytu16bg&t=8s [dostęp: 18.02.2024]
[4] Co oznacza Q w LGBTQ? https://queer.pl/news/203970/amerykanscy-naukowcy-zbadali-tozsamosc-queerowych-osob [dostęp: 18.02.2024]
[5] https://jacekkochanowski.wordpress.com/ [dostęp: 18.02.2024]
[6] J. Kochanowski, Queer studies wprowadzenie. Podręcznik kursu, w: red. J. Kochanowski, M. Abramowicz, R. Biedroń, Queer studies podręcznik kursu, Warszawa 2010, s. 9., cyt. za M. Siemion, Analiza koncepcji seksualności według Jacka Kochanowskiego z perspektywy filozofii osoby Karola Wojtyły, Kraków 2021.
[7] J. Kochanowski, Socjologia seksualności. Marginesy, Warszawa 2013., s. 8.
[8] Tamże, s. 9.
[9] Tamże, s. 30-31.
[10] Tamże, s. 34.
[11] R. G. Lee, The Truth About the Homosexual Rights Movement, https://www.newoxfordreview.org/documents/the-truth-about-the-homosexual-rights-movement/ [dostęp: 18.02.2024]
[12] Tamże.
[13] Tamże.
[14] P. Leszkowicz, Sztuka pomiędzy płciami, dodatek Gender w sztuce, Gazeta Wyborcza, Kraków, 11 maja 2015, s. 2. Pełen tekst można znaleźć w katalogu Ewa & Adele. Artysta = dzieło sztuki, Kraków 2012.
[15] Tamże.
[16] M. A. Potocka, Problem gender stworzyła religia, dodatek Gender w sztuce, Gazeta Wyborcza, Kraków, 11 maja 2015, s. 2.
[17] Gender w sztuce, 15.05.- 27.09.2015, https://mocak.pl/gender-w-sztuce [dostęp: 18.02.2024]
[18] K. Staszak, Walka z rozumem, Arteon 7(2015), s. 20-21.
[19] Por. Drag Kids Reality Show Coming To A Streaming Service Near You, https://www.youtube.com/watch?v=Fksbjsg8tcY [dostęp: 18.02.2024]; Drag Kid Pretends to Do Ketamine on a Couch With Drag Queen, https://www.youtube.com/watch?v=AZ2rqlpd1_w [dostęp: 18.02.2024].
[20] Por. This Graphic Drag Show Was Made For Babies, https://www.youtube.com/watch?v=07DYmgoUnWM [dostęp: 18.02.2024]; Dallas protesters show up to „Drag the kids to pride” family-friendly drag show, https://www.youtube.com/watch?v=VIR7Xk52jLY [dostęp: 18.02.2024]
[21] Por. These TikTokers Took Pronouns to New Extremes, https://www.youtube.com/watch?v=3pNoJk_p_8U [dostęp: 18.02.2024]
[22] Tamże.
[23] Por. A. Shrier, Nieodwracalna krzywda. Tragiczne losy nastolatek, które zmieniły płeć, Kraków 2023.
[24] Ignorancja lekarzy i słodkie kłamstwa w sieci. Świadectwo Magdy zmanipulowanej do tranzycji, https://www.youtube.com/watch?v=81Js9QtlX1s [dostęp: 18.02.2024]
[25] Por. filmy K. Mattisson, C. Jemsby, The Trans Train, 2019, Szewcja; M. Walsh, What Is a Woman?, 2019, USA.
[26] Zob. działalność Scotta Newgenta, The Offensive Tranny czy Blaire White.
[27] Na całą polemikę składają się cztery teksty: Ł. Murzyn, List synodu artystów, https://www.ekai.pl/synod-artystow-chce-sie-angazowac-na-rzecz-wspolnoty-kosciola-co-proponuje/ [dostęp: 18.02.2024]; W. Surówka, K. Staszak, O zanikaniu tożsamości. W sprawie listu synodu artystów, https://christianitas.org/news/o-zanikaniu-tozsamosci-w-sprawie-listu-synodu-artystow/ [dostęp: 18.02.2024]; Ł. Murzyn, Jaka sztuka w Kościele? Odpowiedź, https://christianitas.org/news/jaka-sztuka-w-kosciele/ [dostęp: 18.02.2024]; W. Surówka, K. Staszak, O zanikaniu tożsamości, niestety. Ponownie w sprawie listu synodu artystów, https://christianitas.org/news/o-zanikaniu-tozsamosci-niestety-ponownie-w-sprawie-listu-synodu-artystow/ [dostęp: 18.02.2024]
[28] Korespondencja do wglądu Redakcji Christianitas.
[29] W. Surówka, K. Staszak, O zanikaniu tożsamości, niestety. Ponownie w sprawie listu synodu artystów, https://christianitas.org/news/o-zanikaniu-tozsamosci-niestety-ponownie-w-sprawie-listu-synodu-artystow/ [dostęp: 18.02.2024]
[30] Cytat pochodzi z opisu pracy na stronie Muzeum Sztuki Nowoczesnej https://artmuseum.pl/pl/kolekcja/praca/rycharski-daniel-strachy [dostęp: 18.02.2024]
[31] K. Staszak, Krzyże urągania, „Arteon”, 4/2019, artykuł dostępny obecnie tutaj: https://magazynverbum.pl/zycie/kultura/krzyze-uragania/ [dostęp: 18.02.2024]
[32] Strachy na dziki. Las krzyży w ubraniach lesbijek i gejów. Z Danielem Rycharskim rozmawia Mariusz Szczygieł, Duży Format 20.02.2019, https://wyborcza.pl/duzyformat/7,127290,24461076,strachy-na-dziki-las-krzyzy-w-ubraniach-lesbijek-i-gejow.html [dostęp: 18.02.2024]
[33] Analizowałam wypowiedzi z filmu Dogmat. W co wierzą artyści, www.dogmatwsztuce.blogspot.com/2019/03/daniel-rycharski.html [dostęp: 18.02.2024] oraz z wywiadu zamieszczonego w katalogu wystawy Strachy. Wybrane dzieła 2008-2019. Warszawa 2019.
[34] J. Kupczak OP, Teologiczna semantyka płci, Kraków 2013, s. 49.
[35] Tamże, s. 51.
[36] G. van den Aardweg, Nauka mówi „nie”. Oszustwo „homo-małżeństwa”, Kraków 2021, s. 44.
[37] Naprawdę nie rozumiem, dlaczego modlitwa z innymi, w tym przypadku z osobami LGBT+, wzbudza kontrowersje. Z Tomaszem Biłką OP rozmawia Mike Urbaniak, https://weekend.gazeta.pl/weekend/7,177333,30526493,naprawde-nie-rozumiem-dlaczego-modlitwa-z-innymi-w-tym-przypadku.html [dostęp: 18.02.2024]
[38] Por. Wytrzymać napięcie. Z Jackiem Hajnosem OP rozmawia Karolina Staszak, https://magazynverbum.pl/zycie/rozmowa/wytrzymac-napiecie/ [dostęp: 18.02.2024]
[39] T. Gałuszka OP, Odnowa w łasce. Teologia charyzmatów św. Tomasza z Akwinu, Kraków 2018, s. 142-143.
[40] Projekt, w którym jest duch. Z Danielem Rycharskim rozmawia Dawid Gospodarek, https://magazynkontakt.pl/rycharski-projekt-w-ktorym-jest-duch/ [dostęp: 18.02.2024]
[41] Strachy na dziki. Las krzyży w ubraniach lesbijek i gejów. Z Danielem Rycharskim rozmawia Mariusz Szczygieł, Duży Format 20.02.2019, https://wyborcza.pl/duzyformat/7,127290,24461076,strachy-na-dziki-las-krzyzy-w-ubraniach-lesbijek-i-gejow.html [dostęp: 18.02.2024]
[42] Tamże.
[43] Sztuka, która wyzwala. Z Danielem Rycharskim rozmawia Marcin Dzierżanowski, https://replika-online.pl/sztuka-ktora-wyzwala-2/ [dostęp: 18.02.2024]
[44] Ten krzyż mówi o tragedii narodowej, jaką jest homofobia. Z Danielem Rycharskim rozmawia Karolina Stankiewicz, https://ksiazki.wp.pl/daniel-rycharski-ten-krzyz-mowi-o-tragedii-narodowej-jaka-jest-homofobia-6688024709917312a [dostęp: 18.02.2024]
[45] Projekt, w którym jest duch. Z Danielem Rycharskim rozmawia Dawid Gospodarek.
[46] Również ze względu na dobro rodziny ofiar nie zamierzam podawać ustalonych przez siebie szczegółów.
[47] Pismo o sygn. akt 4273-0 lp. 1.2024 do wglądu Redakcji Christianitas.
[48] https://ipsir.uw.edu.pl/o-instytucie/katedry-i-zaklady/katedra-pedagogiki-spolecznej/dr-katarzyna-szumlewicz-katedra-pedagogiki-spolecznej/ [dostęp: 18.02.2024]
[49] Dr. K. Szumlewicz, Fabrykowanie wiktymizacji. O błędach w badaniach grup szczególnie wrażliwych na przykładzie dokumentu „Sytuacja społeczna osób LGBTA w Polsce. Raport za lata 2019–2020”, Biuletyn Kryminologiczny NR 29 (2022) S.1-20, https://www.researchgate.net/publication/369269141_Fabrykowanie_wiktymizacji_O_bledach_w_badaniach_grup_szczegolnie_wrazliwych_na_przykladzie_dokumentu_Sytuacja_spoleczna_osob_LGBTA_w_Polsce_Raport_za_lata_2019-2020 [dostęp: 18.02.2024]
[50] Tamże.
[51] Noul expert LGBT la onu: Libertatea religioasă „nu este absolută”, trebuie restrânsă dacă se opune homosexualității, https://www.aparatorul.md/noul-expert-lgbt-la-onu-libertatea-religioasa-nu-este-absoluta-trebuie-restransa-daca-se-opune-homosexualitatii/ [dostęp: 18.02.2024], por. także wykład A. Marianowicz-Szczygieł Tęczowe chrześcijaństwo – zasięg, przykłady wygłoszony podczas konferencji Ateny i Jerozolima. Seksualność człowieka w ujęciach teologicznych i filozoficznych (Warszawa, 15-16 września 2019), https://www.youtube.com/watch?v=RxfPODnWJUU [dostęp: 18.02.2024]
[52] Projekt, w którym jest duch. Z Danielem Rycharskim rozmawia Dawid Gospodarek, https://magazynkontakt.pl/rycharski-projekt-w-ktorym-jest-duch/ [dostęp: 18.02.2024]
[53] Strachy na dziki. Las krzyży w ubraniach lesbijek i gejów. Z Danielem Rycharskim rozmawia Mariusz Szczygieł, Duży Format 20.02.2019, https://wyborcza.pl/duzyformat/7,127290,24461076,strachy-na-dziki-las-krzyzy-w-ubraniach-lesbijek-i-gejow.html [dostęp: 18.02.2024]
[54] Tamże.
(1985), krytyk sztuki, dawniej redaktor naczelna miesięcznika o sztuce „Arteon”, współtwórca oraz zastępca redaktora naczelnego magazynu „Verbum”.