Papieża Franciszka otacza tak wiele sporów, owacji lub nagan, że można się martwić czy się za niego modlimy, jak trzeba: zapomnieć o tym obowiązku katolickim, o tej pracy synowskiej mogą zarówno ci, którzy go za życia kanonizują, jak i oczywiście ci, którzy posyłają go do piekła – a zwolnieni z tego czują się na pewno ci, którzy wątpliwości co do posługi Franciszka przekuli już w pewność, że ktoś taki nie został papieżem.
Jedni myślą, że najlepsze, o co powinni się modlić dla Franciszka, to “długie życie” (słyszałem: “aby mógł zmieniać Kościół”). Inni – też słyszałem – uznają za właściwe modlić się dla niego “o (dobrą) śmierć”. Muszę zapytać: jakaż to mogłaby być dobra śmierć, gdyby papież był zły? Modlić się o dobrą śmierć papieża, to modlić się o jego wytrwanie w misji Piotrowej, o dobrą posługę. Bo o śmierć jakąkolwiek, może i złą - grzech się “modlić”.
Oczywiście gdy się jest na Mszy świętej w kościele katolickim, ta modlitwa za Papieża “idzie sama” – poddaje ją Kościół swoim kapłanom gdy odmawiają modlitwę eucharystyczną, w tak różnych kanonach na wschodzie i zachodzie. Jednak pytanie idzie dalej: czy ze Mszy świętej, lex orandi lex credendi, zanieśliśmy tę modlitwę do siebie i ją w sobie rozszerzyliśmy?
W Mszale Rzymskim jest krótka oracja, która może i powinna stać się zwłaszcza dziś częstym i zgodnym westchnieniem. Znajdziemy ją jako kolektę w formularzu mszy wotywnej “Za Papieża”. Nie jest to wstydliwy zakątek naszej książki modlitwy.
Jest to stara modlitwa, choć nie z tych najstarszych. Jest od początku w Mszale Rzymskim, od jego pierwszego wydania w 1570, a nawet od jego pierwowzoru edycji mediolańskiej z 1474; i jeszcze dalej – od “mszału Kurii rzymskiej” z XIII wieku. Po raz pierwszy odnajdujemy ją natomiast w sakramentarzu z Fuldy z X wieku.
Co ciekawe, oracja ta służyła pierwotnie modlitwie “za pasterzy” lub “za biskupa”, czyli odmawiało się ją w intencji biskupów w poszczególnych kościołach lokalnych. Gdy w XIII wieku w mszale wyodrębnił się formularz “za Papieża”, nie napisano dla niego nowej kolekty, lecz zwyczajnie wzięto tę, której używano we mszy “za biskupa”. Godne uwagi wszystkich.
Oracja mówi w swym oryginale:
Deus, omnium fidelium pastor et rector, famulum tuum N., quem pastorem Ecclesiae tuae praeesse voluisti, propitius respice : da ei, quaesumus, verbo et exemplo, quibus praeest, proficere : ut ad vitam, una cum grege sibi credito, perveniat sempiternam. Per Dominum nostrum Iesum Christum Filium tuum, qui tecum vivit et regnat in unitate Spiritus Sancti Deus per omnia saecula saeculorum. Amen.
Co tłumaczy się tak:
Boże, Pasterzu i Rządco wszystkich wiernych, wejrzyj łaskawie na sługę Swojego N., którego zechciałeś postawić na czele jako pasterza Twojego Kościoła; daj mu, prosimy, słowem i przykładem przyczyniać się do dobra tych, którymi rządzi, aby razem z powierzoną sobie trzodą osiągnął życie wieczne. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg po wszystkie wieki wieków. Amen.
Lex orandi, lex credendi. Nauka tej oracji ma w sobie coś z communicatio idiomatum, czyli właściwego ortodoksji rozwiązania “nierozwiązywalnej” tajemnicy Chrystusa, tajemniczego połączenia w Nim jednym boskości i człowieczeństwa. Tutaj też krzyżują się i wracają na przemian prawdy o rządach Boskich i ludzkich, w jednym Kościele Bożym.
To przecież sam Bóg, nikt inny, pozostaje “pasterzem i rządcą”, pastor et rector, “wszystkich wiernych” – ale i On sam jako “pasterza Kościoła”, pastor Ecclesiae, stawia konkretnego człowieka, swego domownika i sługę, famulusa. Pasterz wszystkich wiernych – pasterza Kościoła (który to Kościół nie jest ani jego, ani nasz, lecz Jego – Boży).
O co prosić dla Papieża, biskupa Kościoła katolickiego? O to, by - dzięki specjalnej łasce Tego, który go ustanowił – “słowem i przykładem przyczyniał się do dobra tych, którymi rządzi”. Czyżby nie było to oczywiste i samo przez się dane razem z Boską wolą ustanowienia tego oto człowieka Jego namiestnikiem? Najwyraźniej nie, skoro o to mamy prosić. Może więc być tak - od czego niech Bóg zachowa - że prawdziwie ustanowiony przez Boga samego Jego pasterz wcale się nie przyczynia do dobra wiernych lub nie tak, jak powinien.
Ma się przyczyniać “słowem i przykładem”. Ani więc samym słowem, ani przykładem bez słowa; ani jednym swoim słowem przeciw wielu swoim słowom; ani wieloma słowami oprócz jednego słowa. Ani przykładem przeciw słowu. Nie jest dobrym ani ten papież, który “co prawda źle żył, ale dobrze nauczał” – ani ten, który “co prawda przykładnie żyje, ale źle naucza”.
Ma przyczyniać się do dobra tych, “którymi rządzi”. Przez rządzenie odpowiada za to, ku czemu rządzonych popycha – z całym wymaganiem roztropności, przewidującej skutki rzucanych słów, dokonywanych przemilczeń, wykonywanych gestów. Lecz z drugiej strony – nie odpowiada za głupotę, grzech i nieposłuszeństwo tych, którzy go – rządzącego – zlekceważyli, nie chcieli słuchać, przekrzykiwali swoimi własnymi naukami.
O co modlimy się dalej? O to, by dobrze służąc, odebrał dobrą nagrodę. Jest nią życie wieczne, nagroda wierzących. Lecz życie wieczne Papieża ma bramę ze szczególną inskrypcją – składa się ona z dwóch krótkich słów: una cum – “razem z”. Papieże nie wchodzą do nieba sami, pojedynczo – lecz jedynie “razem z powierzoną sobie trzodą”. Nie wchodzą do nieba z trzodą przez nich wyobrażoną, lecz – choćby pars pro toto – z trzodą im powierzoną.
Doprawdy, ciężkie jest to brzemię.
Nie myślę ani przez moment, że modlitwa do Boga zastępuje – ma zastąpić – spór między ludźmi oraz owację lub naganę dotyczącą człowieka. Tym bardziej: spór, owacja i nagana nie mogą zastąpić modlitwy. Tak jak powiedzenie, że “modlę się za niego”, nie może być formą owacji lub, przeciwnie, formą stygmatyzacji.
(A ty, czy już dzisiaj modliłeś się za Papieża – którym jest teraz Franciszek?)
Paweł MIlcarek
(1966), założyciel i redaktor naczelny "Christianitas", filozof, historyk, publicysta, freelancer. Mieszka w Brwinowie.