Liturgia
2011.05.27 20:02

Nowy ruch liturgiczny dopiero przed nami. Rozmowa z ks. Maciejem Zacharą MIC

Mszał z 1962 r. to nie jest skansen, zamrażarka czy getto, ale wyraz żywej tradycji Kościoła, otwartej na uprawniony rozwój – mówi w rozmowie z Tomaszem Rowińskim ks. Maciej Zachara MIC. Wywiad został opublikowany na portalu fronda.pl

Jaki jest sens nowego dokumentu poświęconemu obecności dawnej liturgii w życiu Kościoła? Czy nie mamy tu do czynienia tylko z powtórzeniem treści Summorum pontificum?

Istotnie, instrukcja Universae Ecclesiae jest w znacznej mierze powtórzeniem i przypomnieniem Summorum Pontificum, co niektórzy przyjęli z rozczarowaniem. Jeszcze w dniu jej ogłoszenia rozmawiałem z jednym moim znajomym ze środowiska „trydenckiego”. Powiedział mi, że z jego punktu widzenia instrukcja ta nie ma większego znaczenia praktycznego i spokojnie mogłoby jej nie być. W ubiegłych miesiącach mieliśmy różne wzajemnie sprzeczne pogłoski co do kształtu przygotowywanej instrukcji. Według jednych pogłosek dokument miał znacznie zawężać zakres stosowania usus antiquior [dawnej praktyki], według innych wręcz przeciwnie, znacznie go rozszerzać. Jedno i drugie się nie sprawdziło. Myślę że dla sprawy obecności dawnej liturgii we współczesnym Kościele nawet sam fakt autorytatywnego przypomnienia i potwierdzenia Summorum Pontificum ma znaczenie. Trudniej wyciszać temat lub udawać, że on nie istnieje. Niektóre progresywne środowiska przyjęły tę instrukcję z rezerwą lub wręcz ze złością. Ale byłoby jednak przesadą sprowadzać instrukcję do zwykłego powtórzenia motu proprio sprzed czterech lat. Ona zawiera jednak pewne doprecyzowania nie pozbawione znaczenia.

Jedną z pierwszych interpretacji jaka pojawiła się w Polsce był głos, który daje wrażenie, jakoby papież chciał dyscyplinować tych, którzy pragną uczestniczyć w tradycyjnym rycie. Trudno uwierzyć w taką intencje papieża.

Nie tylko w Polsce pojawiły się takie głosy. Podobne opinie zostały wyrażone także w niektórych komentarzach na Zachodzie. No cóż, żeby coś takiego wyczytać w Universae Ecclesiae, trzeba być na bakier z umiejętnością czytania tekstu ze zrozumieniem. Ci, którzy tak mówią, powinni chyba wrócić do szkoły na naukę sztuki czytania! A tak całkiem serio, jest to ewidentny przejaw oporu w stosunku do obecności nadzwyczajnej formy rytu rzymskiego, którego to oporu jednak nie chce się wyrazić wprost. Stąd poszukiwania różnych karkołomnych interpretacji wypowiedzi Stolicy Apostolskiej. Podobnie było po ogłoszeniu Summorum Pontificum. Pewien profesor stwierdził wtedy, że papieski dokument jest klęską środowisk tradycjonalistycznych, ponieważ papież określając dawną liturgię jako formę nadzwyczajną dokonał jej ostatecznego zmarginalizowania. W opinii tego teologa Summorum Pontificum jest przede wszystkim pochwałą posoborowej reformy liturgii. Jest to tak porażająca bzdura, że trudno nawet z podobnym poglądem dyskutować. Nie wiem dlaczego głoszący takie konstrukcje ludzie nie wyrażą swego oporu wprost, tak jak na przykład robi profesor Andrea Grillo z rzymskiego Anselmianum, który otwartym tekstem krytykuje zarówno Summorum Pontificum, jak Universae Ecclesiae – na swoim blogu nazwał on ostatnią instrukcję sarkastycznie Controversae Ecclesiae – i szczerze wyraża swój pogląd, że dla dawnej liturgii nie powinno być obecnie w Kościele w zasadzie żadnego miejsca. To jest jasne postawienie sprawy, bez udawanej zgody wobec tych wypowiedzi Stolicy Apostolskiej. Wtedy wiadomo by było jaka jest płaszczyzna rozmowy, a jaki protokół rozbieżności. Sformułowania instrukcji, zwłaszcza w jej pierwszej, wprowadzającej części, mówią same za siebie. Na przykład, że przez Summorum Pontificum papież „udostępnił bogactwo liturgii rzymskiej Kościołowi powszechnemu” (nr 1) a celem motu proprio jest ofiarowanie wszystkim wiernym liturgii rzymskiej w usus antiquior (nr 8a), że normy motu proprio mają być interpretowane w sensie przychylnym dla wiernych pragnących udziału w formie nadzwyczajnej (nr 8b), a także określenie formy nadzwyczajnej jako „skarbu do najstaranniejszego zachowania” (nr 8a), który „ze względu na swoją starożytność i czcigodność ma być zachowany z należytym szacunkiem” (nr 6). W świetle tych sformułowań jakiekolwiek interpretacje redukcjonistyczne są wykluczone. W kontekście punktu (8) instrukcji nie da się już powtarzać, że Summorum Pontificum to tylko litościwa koncesja na rzecz tradycjonalistów, bez znaczenia dla pozostałych wiernych. Tekst mówi to co mówi i żeby go zrozumieć wystarczy tylko umieć czytać i nie używać swojej inteligencji do zaciemniania spraw jasnych!

Laikowi trudno jednak w dokumencie znaleźć faktyczne instrukcje. Na przykład na temat nauczania odprawiania Mszy w starszej formie w seminariach, czy liczby osób jakie muszą tworzyć „stabilne grupy” – to były przecież powody licznych kontrowersji.

To prawda, że można było bardziej stanowczo polecić naukę starszej formy Mszy w seminariach. Punkt (21) instrukcji, który o tym mówi, jest wewnętrznie trochę niespójny. W pierwszym zdaniu usilnie zachęca się ordynariuszy, aby stwarzali możliwość nauki celebracji w formie nadzwyczajnej, a potem mówi się, że umożliwienie takiej nauki w seminariach ma się odbywać w zależności od potrzeb duszpasterskich. Mimo wszystko jest to krok naprzód, bo w Summorum Pontificum nie było mowy o seminariach i wielu wychowawców było zdania, że żadne umożliwianie nauki celebracji w usus antiquior w ogóle nie wchodzi w grę. Gdy chodzi o owe „grupy wiernych” (nr 15), rzeczywiście, wielu oczekiwało określenia minimalnej liczby wiernych, co nie nastąpiło.Proszę pozwolić mi w tym miejscu wskazać krótko kilka punktów, stanowiących jednak pewne istotne doprecyzowanie. Punkt (20) mówi o „kapłanie zdatnym” do celebrowania w formie nadzwyczajnej. Jak to lapidarnie stwierdził Shawn Tribe na portalu „New Liturgical Movement”, w świetle tego punktu każdy kapłan jest uważany za zdatnego, o ile nie okaże się coś przeciwnego. Natomiast po Summorum Pontificum ukazały się wytyczne niektórych episkopatów, stosujące logikę odwrotną: właściwie każdy kapłan był z góry uważany za niezdatnego, o ile nie udowodnił czegoś odwrotnego, na przykład przez egzamin wobec odpowiedniej komisji. Wytyczne te pozostawały chyba jednak generalnie, na szczęście, martwą literą. Bardzo ważne jest to, co instrukcja mówi o znajomości łaciny. Chodzi o znajomość podstawową, pozwalającą na odczytanie liturgicznego tekstu poprawnie i ze zrozumieniem. Seminaria, przynajmniej u nas, dają możliwość opanowania łaciny na takim poziomie. Kapłan celebrujący w formie nadzwyczajnej nie musi być filologiem klasycznym.Punkt (24) mówi o stosowaniu ksiąg liturgicznych. Po Summorum Pontificum niektórzy twierdzili, że jest możliwe stosowanie w formie nadzwyczajnej posoborowego lekcjonarza lub posoborowego kalendarza liturgicznego. Instrukcja jasno stwierdza, że nie jest to możliwe, natomiast zezwala na stosowanie, we Mszy czytanej, czytań biblijnych wyłącznie w języku narodowym (nr 26).Punkt (33) mówi o celebracji Triduum Świętego. Niektórzy błędnie odczytywali (nr 2) Summorum Pontificum, jakoby w ogóle nie była możliwa celebracja Triduum w formie nadzwyczajnej. Instrukcja natomiast zezwala nawet, jeśli trzeba, na powtórzenie liturgii Triduum w drugiej formie rytu w tym samym kościele.Z kolei punkt (34) pozwala zakonnikom na stosowanie własnych ksiąg danego zakonu, o ile takowe istniały w 1962 r. Jest to zielone światło na przykład dla rytu dominikańskiego.

Pojawiają się nawet głosy, że ten dokument podtrzymuje „gettoizację” starej Mszy nakazując wiernym organizowanie się w grupy zamiast dać dostęp do niej właśnie wiernym niezorganizowanym.

To chyba za mocne sformułowanie. Jest wszakże prawdą, że wprowadzenie w konkretnym kościele dawnej Mszy uzależnia się od uprzedniej inicjatywy wiernych i że jest to sytuacja nierówności w stosunku do liturgii posoborowej. Proszę jednak pamiętać, że papieskie motu proprio z 2007 r. nie wprowadziło pełnej równości w stosowaniu obu Mszałów. Liturgia posoborowa pozostaje formą zwyczajną. Jeśli jednak dawna Msza jest już celebrowana, jest ona w pełni otwarta i każdy, zorganizowany czy niezorganizowany, może w niej uczestniczyć.I jeszcze jedna sprawa. Niektórzy tradycjonaliści sami siebie spychają do getta poprzez różne postawy sekciarskie i poprzez demonstrowanie pogardy wobec Novus Ordo Misse, czyli liturgii w formie zwyczajnej. Pamiętam słowa jednego „tradsa”, który chełpił się tym, że poszedł do kościoła na NOM i przez całą Mszę zajmował się pisaniem sms-ów, co w jego mniemaniu było czynem chwalebnym i bohaterską walką o Tradycję. To oczywiście jednostkowy przypadek, ale nie udawajmy, że nie ma problemu pogardy i lekceważenia w stosunku do liturgii posoborowej. Takie właśnie z gruntu niekatolickie postawy są najprostszą drogą do „gettoizacji”, o której tu mówimy.Ale chciałbym w kontekście pańskiego pytania o „gettoizację” zwrócić jeszcze uwagę na pozornie odległy od tej kwestii (25) punkt instrukcji, mówiący o możliwości dodania do Mszału z 1962 r. nowych świętych i nowych prefacji, o czym zresztą kardynał Joseph Ratzinger mówił już 10 lat temu w opactwie Fontgombault podczas odbywających się tam Dni Liturgicznych. To jest bardzo delikatny punkt i doskonale zdaję sobie sprawę, że wielu przywiązanych do dawnej Mszy patrzy na to niechętnie, obawiając się, że byłby to początek jakiegoś większego „majstrowania” przy tym Mszale. Patrząc jednak od drugiej strony, dopuszczenie takiej możliwości jest samo w sobie czytelnym sygnałem, że Mszał z 1962 r. to nie jest skansen, zamrażarka czy getto, ale część żywej tradycji Kościoła, otwarta na uprawniony rozwój. Symptomatyczne, że właśnie ten punkt wywołał ogromną irytację ze strony niektórych teologów progresywnych. Może bardzo dobrze zrozumieli o co chodzi w tym punkcie, i stąd irytacja?

Proszę księdza, wróćmy jeszcze do kwestii konieczności prośby o starą Mszę. Czy nie ma tutaj pewnej niespójności wobec przytoczonych wcześniej sformułowań z części wprowadzającej o dawnej liturgii, gdzie o dawnej liturgii czytamy jako o skarbie, który chce się ofiarować całemu Kościołowi?

Jest pewna zasada ogólna, sformułowana w Summorum Pontificum i potwierdzona teraz w Universae Ecclesiae, że jeden ryt rzymski istnieje w dwóch formach, zwyczajnej i nadzwyczajnej. Na poziomie praktycznym rozstrzyga się natomiast, że celebracja w formie nadzwyczajnej następuje, gdy wierni wyrażają taką prośbę. Szczegółowe rozwiązania są jednak zawsze czymś mniej lub bardziej prowizorycznym, mogą zatem ewoluować i nie trzeba uważać ich za ostateczne. Trzeba też mieć w pamięci i traktować dosłownie ten punkt wprowadzenia (8b), który nakazuje interpretować szczegółowe przepisy w sposób przychylny dla wiernych proszących o dawną Mszę.

Z jednej strony mamy mocne tezy wygłaszane na sympozjach liturgicznych jak choćby podczas niedawnego spotkania zorganizowanego przez ”Giovani e Tradizione” przy wsparciu kardynała Canizaresa, a z drugiej strony dotychczasowe dokumenty o liturgii wydają się dość niemrawe w sensie widzialnego ich oddziaływania na praktykę liturgiczną.

To co mówi się na sympozjach ma duże znaczenie dla kształtowania mentalności „na dole”. A co do dokumentów Kościoła, myślę, że zbyt często oczekujemy od nich, żeby były jedynym kreatorem rzeczywistości. One często podążają za wydarzeniami dokonującymi się oddolnie, zresztą zgodnie z tym co napisał św. Paweł: „Wszystko badajcie, a co szlachetne zachowujcie” (1 Tes 5, 21). Z jednej strony Bóg kieruje Kościołem poprzez decyzje przełożonych, ale jednocześnie Duch działa pośród całego ludu Bożego i jedno z najważniejszych zadań przełożonych to właściwe rozeznawanie i szukanie adekwatnej odpowiedzi. Zapewne nigdy nie byłoby Summorum Pontificum, gdyby dawna liturgia nie przetrwała w niektórych środowiskach oraz, co było najbardziej zaskakujące i dla wielu nieprzyjemne, gdyby nie zwrócili się ku niej także niektórzy wychowani po Soborze Watykańskim II, na liturgii już zreformowanej. Papieskie motu proprio, które podążyło za tą rzeczywistością, jest z jednej strony pasterską decyzją porządkującą tę sytuację, a z drugiej próba teologicznej interpretacji realiów. Papieska interpretacja o dwoistości rytu rzymskiego, potwierdzona teraz przez Universae Ecclesiae, na razie z wielkim trudem i przy wielkich oporach z różnych stron, toruje sobie drogę w powszechnej świadomości. Nie wiemy jeszcze, jaki będzie ciąg dalszy. Czytałem ciekawy artykuł kardynała Kurta Kocha z „L’Osservatore Romano” z 15 maja 2011 roku. Autor uważa, że dwoistość rytu jest czymś przejściowym, a sytuacja zaowocuje po dłuższym czasie kolejną odnową liturgiczną dokonaną w duchu „hermeneutyki ciągłości”, która oczyści i skoryguje jednostronności posoborowej reformy liturgii oraz lepiej wyrazi dziedzictwo Vaticanum II. Oczywiście kardynał Koch zaznacza, że absolutnie nie chodzi o szybkie napisanie przy biurku jakiegoś nowego, pośredniego Mszału w miejsce dwóch obecnych. Chodzi o punkt dojścia w pewnym dłuższym procesie, który próbujemy opisywać jako nowy ruch liturgiczny czy reformę reformy. Czy tak właśnie będzie, nie wiemy. Osobiście uważam, że to właściwy kierunek.

Rozmawiał Tomasz Rowiński/Fronda.pl


Tomasz Rowiński

(1981), redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, publicysta poralu Aleteia.org, senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.