Lektura II
Inaczej niż w przypadku czytanego poprzednio tekstu Alkuina, dziełko świętego Augustyna De ordine, z którego fragmentu będziemy teraz korzystali, nie miało przeznaczenia szkolnego. Autor prowadzi tu szersze rozumowanie filozoficzne, bardzo platońskie – jednak, szczęśliwie dla nas, wplata w nie coś co nadaje się, aby wyrysować w naszych umysłach jakby mapę podstawowych odkryć rozumu. Jest to – o czym już Augustyn nie mówi wprost – również program edukacji, gdyż jest ona przecież jedynie wdrożeniem w te umiejętności, które są zwykłym życiem ducha ludzkiego.
Nie jest tej chwili ważne dla nas czy autor ma rację w konkretnym następstwie odkryć i osiągnięć rozumu. Traktujemy to jako rozbudowany „spis treści” zagadnień, z powodu których powstają i są potrzebne sztuki wyzwolone.
św. Augustyn, fragment z O porządku (XII-XV)
z adnotacjami
To, co jest w nas rozumne, czyli to, co posługuje się rozumem i tworzy rzeczy rozumowe lub kieruje się tym, co jest zgodne z rozumem, zdradza tendencje do łączenia się pewnego rodzaju naturalnym węzłem z innymi bytami, z którymi posiada pewną rozumową wspólność (człowiek nie może zbliżyć się z drugim człowiekiem bez pomocy słów, dzięki którym swoje myśli i poglądy niejako przelewa w duszę towarzysza), zdaje sobie sprawę, że rzeczy powinno się wyrażać słowami, to znaczy dźwiękami, które coś oznaczają, a to w tym celu, żeby ludzie – nie mogąc odczuć bezpośrednio swych dusz – łączyli swoje dusze z duszami innych ludzi, używając pomocy zmysłów, tak jak gdyby tłumacza.
Augustyn odwołuje się do przekonania wspólnego klasycznej filozofii greckiej i chrześcijaństwu: najgłębsza wspólnota zachodzi tam, gdzie ma miejsce zbieżność umysłowa; z drugiej strony – tam, gdzie spotykają się rozumy, pojawia się naturalna skłonność, by podzielić się rozumieniem-słowem, czyli logosem. To właśnie nazywa się, w sensie właściwym, dialogiem, czyli podzielaniem rozumienia.
Rozum potrzebuje słowa. Ponieważ zaś człowiek nie jest samym rozumem, lecz jednością duchowocielesną, jego rozum potrzebuje słowa „ucieleśnionego”, czyli złożonego także z materialnych dźwięków, wywoływanych przez pracę aparatu mowy. Jedynie ład dźwięków połączonych z określonymi rozumieniami pozwoli na porozumienie się ludzi, zawsze za pośrednictwem konkretnego języka. Dlatego edukacja jest od początku przede wszystkim opieką nad słowami – nad ich poprawnym wypowiadaniem i używaniem zgodnie z wymaganiami konkretnego języka naturalnego.
Było jednak rzeczą niemożliwą słuchać kogoś, kto jest nieobecny; rozum wynalazł więc pismo, które jest w stanie wyrazić i rozróżnić wszystkie dźwięki, jakie wypowiada język ludzki. Nie mógłby on jednak tego uczynić, gdyby mnogość rzeczy rozciągała się gdzieś w nieskończoności, bez określonych granic. Nieodparta konieczność nakazała wtedy uznać pożytek liczb.
Pismo nie jest ucieleśnieniem czystych rozumień. Jest natomiast sposobem utrwalenia słów, złożonych już wcześniej z rozumień i dźwięków, według reguł konkretnej mowy. Trzeba więc słyszeć słowa – choćby w swoim wnętrzu – żeby poprawnie zapisywać je.
Przy okazji mówi Augustyn o liczbach, traktując je jako wynalazek niejako wyłaniający się z używania słów. Uzyskiwanie umiejętności posługiwania się liczbami jest drugą niezbędną dziedziną ćwiczenia każdego rozumu.
Przez dokonanie tych dwóch wynalazków narodziła się początkowa nauka pisma i rachunków, jak gdyby okres dziecięcy sztuki gramatycznej – Warro nazywa to „litteratio”; greckiej nazwy nie mogę sobie w tej chwili przypomnieć.
Augustyn daje tu sygnał, że referuje coś co zostało już pojęciowo uporządkowane przez rzymskiego pisarza i „encyklopedystę” Marka Terencjusza Warrona (116-27 p. Chr.). Dodajmy, że o owym wstępnym etapie sztuki gramatycznej (nazywanej po łacinie litteratio, co ma grecki pierwowzór: grammatistike) mówią następnie także dwa czołowe autorytety edukacji klasycznej: rzymski prawnik i nauczyciel Marcjan Kapella (IV/V w.) w O zaślubinach Merkurego i Filologii, oraz doktor Kościoła święty Izydor z Sewilli (zm. 636) w Etymologiach.
Dla nich wszystkich jest jasne, że edukacja wstępna polega na podstawowym ćwiczeniu w czytaniu/pisaniu i rachunkach. Jest to zasada nadal niekontrowersyjna – chociaż w aktualnie dominującej edukacji szkolnej często to właśnie na tym pierwszym etapie dochodzi do uszkodzeń decydujących o niepowodzeniu w kolejnych usprawnieniach: metody wdrażania w czytanie, pisanie i liczenie niedostosowane do sposobu pracy umysłu i mózgu przymuszają je do ciągłej pracy w trybie awaryjnym, co może skutkować czysto mechanicznym posługiwaniem się znakami, bez rozumienia ich znaczeń. Sprawa ta zostanie rozwinięta na innym miejscu.
Idąc naprzód, rozum spostrzegł, że wśród dźwięków, jakie składają się na mowę ludzką i jakie oznaczono już poszczególnymi literami, są takie, które wymawia się, otwierając szerzej lub węziej usta, i które wydobywają się wprost z krtani bez żadnej przeszkody; inne znów wymawia się przy różnym układzie warg, ale są dźwięczne; wreszcie inne jeszcze nie mogą być inaczej wymówione jak w połączeniu z pierwszymi. Stąd też rozum nadał literom, według powyższej kolejności, nazwy: „samogłoski", „półsamogłoski" i „spółgłoski". Następnie oznaczył on sylaby, potem podzielił wyrazy na osiem rodzajów i form i ustalił z subtelną precyzją reguły ich odmian, poprawność wyrażania i zasady wiązania ich ze sobą. Nie zapomniał też rozum o cyfrach i miarach; zwrócił uwagę na samą długość dźwięków i sylab i odkrył, że jedne z nich wymagają pojedynczej, a inne podwójnej ilości czasu do wymówienia, a wskutek tego tworzą zgłoski długie i krótkie. Określił on to wszystko i ujął w pewne zasady.
Po wstępnej litteratio przychodzi gramatyka w sensie ścisłym. O jej przedmiocie i metodzie będziemy mówili przy innej okazji.
Augustyn ma oczywiście na myśli przede wszystkim gramatykę języka greckiego, który był dla Rzymian mową ludzi wykształconych. Dzisiaj powiemy, że tę samą rolę spełni dla nas gramatyka łaciny: języka łacińskiego nie uczymy się po to, by szybko się z kimś dogadać, lecz przede wszystkim po to, by jego bogactwo i reguły uformowały nasze myślenie. Nauka łaciny (i greki) zmierza oczywiście do umiejętności posługiwania się tym językiem (np. czytania autorów łacińskich w oryginale) – ale jej wartością ukrytą jest od pierwszej lekcji możliwość przyjrzenia się językowi od strony jego zasad, a w konsekwencji – bardziej świadome posługiwanie się językiem.
Ta umiejętność nie jest oczywiście związana wyłącznie z językami starożytnymi, a w każdym razie powinna być rozwijana (także) na lekcjach języka ojczystego – i zawsze w ten sposób, że uczeń zobaczy w gramatyce „logikę” języka, którym się posługuje, a nie tylko system „poprawnych formuł”.
W ten sposób gramatyka mogła już być gotowa. Że jednak sama jej nazwa wskazuje, iż zajmuje się ona literami – stąd też nazwa łacińska „litteratura" – rzecz ma się tak, iż wszystko, cokolwiek utrwalono na piśmie jako godne pamięci, wchodzi z konieczności w obręb tej dziedziny.
Wszystko, co zapisujemy literami, ma swój aspekt literacki. Byłoby więc wskazane, żeby nasi uczniowie posługiwali się poprawnie – gramatycznie – mową nie tylko na lekcjach przyznanych gramatyce, lecz i na tych, na których ćwiczymy się w używaniu liczb! Chcielibyśmy, żeby potrafili poprawnie składać słowa i zdania także wtedy gdy operują wiedzą wszystkich przedmiotów.
Edukacja to także wprowadzenie w literaturę. Dzisiaj słowo to zbyt szybko redukuje się do literatury pięknej – którą z kolei traktujemy jako jedynie pole wyrażania przeżyć jej autorów. W sensie właściwym o wprowadzeniu do literatury możemy mówić na każdym przedmiocie szkolnym – gdyż każda nauka ma swoją literaturę przedmiotu. Typowe dla edukacji klasycznej jest traktowanie podręczników szkolnych jako jedynie instrumentu pomocniczego, natomiast jak najszybsze i jak najczęstsze kontaktowanie uczniów z Autorami, czyli z klasyką literatury przedmiotu. Uczniowie powinni jak najszybciej zetknąć się z literaturą w całym jej zróżnicowaniu (a więc i literaturą piękną, i literaturą naukową), wchodząc bezpośrednio w kontakt ze sposobem wyrażania myśli przez najwybitniejszych autorów.
Tak więc do gramatyki należy historia, wiedza kryjąca pod jedną nazwą nieskończoną obfitość różnorodnych zagadnień, przynosząca więcej trosk niż przyjemności lub prawdy, bardziej uciążliwa dla samych historyków niż dla gramatyków. Czy można dopuścić, żeby posądzono o ignorancję człowieka, który nie słyszał, iż Dedal latał za pomocą skrzydeł, a za kłamcę uznano autora tej bajki, za głupca – tego, co w nią uwierzył, a za naiwnego tego, co będzie się o nią dopytywał? I jakżeż nie mam ubolewać głęboko nad naszymi przyjaciółmi, jeżeli oskarża się ich o ignorancję dlatego, że nie potrafią odpowiedzieć, jak nazywała się matka Euryala, a oni nie ważą się postawić zarzutu głupiego dziwactwa tym, którzy zadają takie pytanie?
Historia, o której mówi tu tak zgryźliwie Augustyn, nie jest niczym więcej niż „faktografią” mitu, czyli grą w traktowanie fikcji literackiej tak jakby była „historią prawdziwą”. Augustyn zżyma się na tak poważne traktowanie historii nieprawdziwych, czyli fikcji literackich, tym bardziej że w jego czasach wciąż jeszcze pachniały one pogańską kulturą idolatrii. My jednak możemy wyciągnąć przy tej okazji trzy nauki.
Po pierwsze: nasza wiedza historyczna powstaje z opowieści. Źródło literatury i historii – tak jak rozumiemy je dzisiaj i praktykujemy również w szkole – jest wspólne.
Po drugie: ze względu na stosunek do faktów odróżnimy zawsze opowieść poetycką i opowieść historyczną. Opowieści poetyckiej wystarczy samo prawdopodobieństwo wydarzeń (zgodnie z zasadą konieczności i prawdopodobieństwa, o której mówi Arystoteles w Poetyce) – to, że są one możliwe, bez wyrokowania o tym czy się wydarzyły. Opowieści historycznej nie wystarczy sama możliwość – jej przedmiotem jest wyłącznie to, co się wydarzyło.
Po trzecie: chrześcijaństwo nie tylko wzmacnia wymaganie, by opowieść historyczna była odróżniana od mitu, ale także sprawi, że historia zostanie postawiona wyżej niż stawiali ją starożytni. Historyczność wcielenia Słowa powoduje, że jako chrześcijanie widzimy dzieje nie jako jednostkowe historie, lecz jako miejsce zstępowania Boga ku człowiekowi i wznoszenia się człowieka ku Bogu.
Ułożywszy i uporządkowawszy gramatykę, rozum skierował się znów ku szukaniu zasady, dzięki której powstała owa sztuka; za pomocą definicji, analizy i syntezy nie tylko ustalił w tej dziedzinie pewien porządek, lecz również uchronił ją przed wśliźnięciem się do niej wszelkiego rodzaju błędów. Czy mógłby przejść znów do innych odkryć, gdyby najpierw nie wyodrębnił, nie określił i nie zanalizował narzędzi i środków, jakimi posługuje się ta nauka nauk, którą nazywają dialektyką, i gdyby nie wydobył jej tym samym na światło dzienne? Ona to uczy nas, jak nauczać i jak posługiwać się rozumem; w niej objawia się sam rozum i ukazuje, czym jest, do czego zmierza i jaka jest jego moc. Ona wie, jak trzeba wiedzieć; ona nie tylko chce, ale sama może tworzyć mędrców.
Po gramatyce wymienia Augustyn następną sztukę wyzwoloną: dialektykę. Wszystkie sztuki wyzwolone są dziełem rozumu, potrzebnym mu w rozpoznawaniu rzeczywistości. Trzy sztuki są sztukami słowa: gramatyka, dialektyka i retoryka. O ile gramatyka pilnuje przede wszystkim połączenia między rozumieniem i sposobem jego wyrażenia, o tyle dialektyka zajmuje się ładem rozumień, czyli porządkiem rozumowania. Spośród wymienionych trzech sztuk wyzwolonych z trivium dialektyka zdaje się być najbliżej samego rozumu, jego własnej pracy.
Tak jak naturalnym miejscem wprowadzenia do gramatyki są lekcje języka, tak dialektyka powinna być obecna zwłaszcza na lekcjach przedmiotów wprowadzających w myślenie naukowe. W praktyce jednak potrzeba też osobnych lekcji wstępnych, na których uczniowie zostaną wprowadzeni w zagadnienia dialektyki.
Często zachęca się głupców do tego, co dobre, pożyteczne i uczciwe, a oni idą nie za ową najczystszą prawdą, którą rzadko tylko jakiś duch dostrzega, lecz za swymi własnymi doznaniami zmysłowymi i zwyczajami; dlatego trzeba nie tylko nauczać ich, ile się tylko da, lecz stale i mocno ich pobudzać. Tę swą dziedzinę, która zajmuje się tym zadaniem i która bardziej służy względom konieczności niż czystości, pełną silnych pokus, rozsiewanych wśród ludu, aby wskutek tego pozwolił poprowadzić się ku temu, co jest dlań pożyteczne – rozum nazwał retoryką. Dotąd sięga za pomocą nauk wyzwolonych ta dziedzina, która nazywa się rozumową ze względu na znaki, jakimi się posługuje.
Mowa wreszcie o trzeciej sztuce trivium: retoryce. Nie szukajmy tutaj – tak jak w przypadku innych sztuk – prawdziwie wyczerpującego określenia retoryki. Augustyn wskazuje jedynie ogólnie na umiejętność „prowadzenia [ludu] ku temu, co dlań pożyteczne”. Jest to aspekt polityczny retoryki, ściśle związany z etyką życia społecznego. W rzeczywistości retoryka dotyczy nie tylko wypowiedzi publicznych i dotyczących spraw publicznych – lecz każdej wypowiedzi, w której konieczne jest przekonywanie, w sprawie, która zdaje się dopuszczać różne rozwiązania – zaś retor wskazuje rozwiązanie i stojące za nim racje.
Zatem wbrew potocznemu skojarzeniu retoryka nie jest zwykłym krasomówstwem, nie jest też techniką wywierania wpływu, ani nie jest sofistyczną umiejętnością przekonywania do czegokolwiek. Jest sztuką uwierzytelniania takiego rozwiązania jakiejś sprawy, do którego mówca jest przekonany i do którego chce przekonać innych.
Stąd było wolą rozumu przerzucić się ku błogiej kontemplacji spraw Bożych. Lecz aby nie upaść z wyżyn, znalazł on stopnie, po których się wznosił, i sam sobie torując drogę wśród własnych dziedzin, usiłował ustalić pewien porządek. Pożądał bowiem piękna, które mógłby sam bezpośrednio oglądać, bez pomocy cielesnych oczu. Przeszkadzały mu w tym zmysły. Wobec tego zwrócił nieco swój wzrok ku zmysłom, które głosząc, że posiadają prawdę, powstrzymywały go swoim natrętnym zgiełkiem i zawracały z drogi, którą spieszył ku innym dziedzinom.
Augustyn przejdzie za chwilę od trivium do quadrivium, czyli od sztuki słów do sztuki liczb. Przejścia tego dokonuje w sposób mocno platoński, a więc przeciwstawiając sobie drogę zmysłów i czysto rozumową kontemplację. Fragment ten nie ma natomiast znaczenia dla studiowanego obecnie przez nas schematu edukacji klasycznej i sztuk wyzwolonych.
Zaczął od zmysłu słuchu, ponieważ ten utrzymywał, że do niego należą słowa, z których rozum ułożył już gramatykę, dialektykę i retorykę. Rozum jednak, doskonale umiejąc szybko rozróżniać rzeczy, od razu spostrzegł, jaka jest różnica między dźwiękiem a przedmiotem, którego dźwięk jest znakiem. Zrozumiał, że do zmysłu słuchu nie należy nic więcej, jak tylko same dźwięki, których mamy trzy rodzaje: te, które wydają istoty żywe, te, które dobywamy z dętych instrumentów muzycznych, i te, które powstają, kiedy w coś uderzamy. Pierwszego rodzaju dźwięków używają tragicy i komicy czy też chóry w teatrze i w ogóle wszystkie stworzenia obdarzone głosem; drugi powstaje przy grze na flecie i innych instrumentach tego rodzaju; trzeci wreszcie – przy grze na cytrze, lirze, cymbałach i wszelkich instrumentach, które brzmią, gdy się je uderza.
Zmierzając do muzyki, jako pierwszej ze sztuk należących do matematycznego quadrivium, Augustyn mówi o potrójnym źródle dźwięków: wokalnym i dwóch instrumentalnych (instrumenty dęte i perkusyjne). W tej ogólnej klasyfikacji nie bierze się natomiast pod uwagę dźwięków powstających bez udziału człowieka i innych istot żywych (np. szmery).
Ujrzał rozum, że rzecz ta nie ma żadnego znaczenia, jeśli dźwięki nie są ułożone według określonej miary czasu i dokładnego podziału na niskie i wysokie. Rozpoznał, że stąd pochodzą te elementy, które w gramatyce, studiując dokładnie zgłoski, nazwał stopami i akcentami. Ponieważ było dlań rzeczą łatwą odkryć, że kiedy mówimy, zgłoski długie i krótkie występują w wyrazach w mniej więcej jednakowej ilości, postarał się rozdzielić i ugrupować owe stopy według pewnych określonych zasad i kierując się słuchem jako przewodnikiem, ustalił formy podziału, które nazwał cezurami i półwierszami. Aby rytmiczny łańcuch stóp nie rozciągał się dalej niż należy, zakreślił granicę, dokąd ma on dobiegać, aby się znów powtórzyć od początku, i nazwał to wierszem. To zaś, że stopy, nie będąc ograniczone jakąś niezmienną miarą, biegną, następując po sobie według określonego w sposób rozumowy porządku – nazwał rozum rytmem, co po łacinie nie znaczy nic innego jak liczba.
Tak oto narodzili się poeci. Stwierdziwszy wielką wagę nie tylko samej harmonii dźwięków, ale i doboru słów, i głębi myśli, rozum obdarzył wysokim uznaniem poetów i dał im władzę tworzenia do woli wszelkich fikcji poetyckich. A ponieważ wywodzili oni swój ród z poprzednio omawianej umiejętności – gramatyki – pozwolił, ażeby gramatycy byli ich sędziami.
Augustyn jeszcze nie zawiadomił o tym czytelnika, ale powinniśmy wiedzieć, że znaleźliśmy się już na terenie następnej sztuki wyzwolonej: muzyki. Muzyka pojawia się wśród sztuk jako ta, która uczy dostrzegać harmonię dźwięków. Kładzie się więc nacisk nie na moc wywoływania wrażeń, lecz na matematyczną strukturę muzyki, po pitagorejsku. Co ciekawe, przy tym akcencie muzyka pozostaje zrośnięta z gramatyką: jako pierwszy przykład muzyki przedstawia Augustyn poezję, czyli rytmicznie ułożony tekst słowny. Jest to dobry przykład na to, że edukacja klasyczna unika przeciwstawienia humanistyki i nauk ścisłych: matematyka jest potrzebna, by zrozumieć struktury tworzące podstawy poezji.
Na tym czwartym stopniu pojął rozum, że czy to w rytmie, czy w samej modulacji tonów rządzą liczby i że cała doskonałość utworu jest ich dziełem. Zbadał więc dokładnie naturę liczb; odkrył, że są one boskie i wieczne, zwłaszcza że wszystkie poprzednio omówione umiejętności ukształtowały się dzięki ich pomocy. Musiał się z trudem pogodzić z faktem, że doskonałość i powaga liczb bledną wskutek materialnej formy wyrazów. A ponieważ to, co ogląda myśl, pozostaje zawsze obecne i jest na pewno nieśmiertelne (liczby zaś należą do tej właśnie kategorii rzeczy), natomiast dźwięki, będąc rzeczą zmysłową, odpływają w przeszłość i tylko utrwalają się w pamięci – podsunął rozum poetom, w swej życzliwości dla nich, tę rozumową fikcję, że Muzy są córami Jowisza i Memorii. Stąd owa dyscyplina, w której uczestniczą i zmysły, i myśl, otrzymała nazwę muzyki.
Pamiętajmy, że jeśli ktoś przyznaje, iż „cała doskonałość utworu jest dziełem liczb”, powtarza zasadę, która rządzi muzyką europejską aż do rewolucji romantycznej. Jest tu wszystko od chórów starożytnych i chorału gregoriańskiego aż do Bacha czy Vivaldiego. Jednak nasza obecna codzienność muzyki jest zbudowana na innych zasadach, i dlatego muzyka jako przedmiot szkolny – zwykle zresztą pogardzany – kojarzy się nie tyle z odkrywaniem harmonii dźwięków, ile z analizą ekspresji przeżyć artysty. Zatem podążanie szlakiem edukacji klasycznej to nie ogólne zapoznawanie się z kulturą muzyczną, lecz traktowanie muzyki jako sztuki zasad.
Następnie przeniósł się rozum w dziedzinę zmysłu wzroku i rozglądając się po niebie i ziemi, dostrzegł, że podoba mu się tylko piękno, w pięknie zaś – kształty, w kształtach proporcje, a w proporcjach – liczby. Zastanawiał się, czy linie, koła i inne kształty lub figury są same w sobie takie, jakimi przedstawiają się w świadomości ludzkiej, czy inne. Odkrył, że są one mniej doskonałe i że nie ma żadnego porównania między tym, co widzą oczy, a tym, co dostrzega myśl. Po zanalizowaniu i uporządkowaniu przedmiotu stworzył rozum naukę, którą nazwał geometrią.
Augustyn wprowadza kolejną sztukę matematyczną – geometrię – ciągle w tej samej konwencji następstwa odkryć umysłu. Geometrię łączy z umiejętnością oderwania miar liczbowych od wymiarów konkretnych rzeczy na niebie i na ziemi – i uformowania przez umysł idealnych figur.
Z jakiegoś powodu – nie wiemy czy przez zapomnienie czy rozmyślnie – nie mówi Augustyn osobno o arytmetyce. Wspomnijmy tu o niej jedynie dla porządku, jako o jednej ze sztuk quadrivium. Wrócimy do niej we właściwym czasie.
Jeśli chodzi dalej o ruchy ciał niebieskich, to żywo się nimi zainteresował i zabrał się do badania ich z całą gorliwością. Pojął, że i tam stałe i niezmienne odstępy czasu, w jakich ruchy te następują, że dokładnie odmierzony i określony bieg gwiazd, że jednakowe zawsze odległości w przestrzeni, jakie je dzielą – wszystko to jest królestwem, w którym władają miary i liczby. W podobny więc sposób, ujmując w definicje i porządkując te zjawiska, spowodował narodziny astronomii, nauki, która dla ludzi religijnych jest potężnym argumentem w ich wierze, a ciekawskim zamącić może w głowie.
W zakończeniu fragmentu poświęconego drodze rozumu przez sztuki wyzwolone mówi Augustyn o astronomii. Po muzyce, geometrii i arytmetyce jest to jeden z wymaganych w ramach edukacji klasycznych sposobów ćwiczenia się w logicznym oglądzie natury.
W epoce gdy formował się program edukacji klasycznej, niebo i ciała niebieskie pojmowano jako obiekty znajdujące się poza obszarem zwykłego świata „powstawania i ginięcia”; rozumiano, że obserwacja astronomiczna dotyczy przedmiotów niezmiennych. Jednak nawet jeśli dysponujemy obecnie wiedzą wykluczającą takie rozumienia, astronomia nadal wydaje się jedną z uprzywilejowanych dziedzin matematycznego ćwiczenia umysłu.
Tłum. Józef Modrzejewski
Objaśn. Paweł Milcarek
(1966), założyciel i redaktor naczelny "Christianitas", filozof, historyk, publicysta, freelancer. Mieszka w Brwinowie.