W stulecie urodzin przypominamy sylwetkę Elizabeth Anscombe. Artykuł ukazał się w "Christianitas" 15-16/2003 zatytułowanym "Europa ideologii przeciw Europie wiary" - można go zamówić tutaj. Niedawno opublikowaliśmy także nowy tekst Pawła Grada poświęcony Anscombe.
Oprócz cnót intelektualnych i przywiązania do Kościoła katolickiego znana była również z oryginalnego sposobu bycia. Drwiła sobie z przepisów i obyczajów, które zdawały się jej bezmyślną dyskryminacją kobiet. Była kompletnie niezdolna do udawania sympatii, ale w stosunkach z przyjaciółmi wiernie okazywała czułość i praktyczną troskę o ich zdrowie, położenie finansowe czy wiarę. W tym, co uznawała za najważniejsze, potrafiła zawsze jasno uzasadnić swoje postępowanie. Filozofia była dla niej więcej niż ukochanym zawodem – była formą życia, w której szuka się prawdy dla niej samej.
Unikamy postępowania ukrywającego sprawy hańbiące, nie uciekamy się do żadnych podstępów ani nie fałszujemy słowa Bożego, lecz okazywaniem prawdy przedstawiamy siebie samych w obliczu Boga osądowi sumienia każdego człowieka (2 Kor 4,2).
Gertrude Elizabeth Margaret Anscombe (1919-2001), znakomita przedstawicielka filozofii angielskiej XX wieku, studiowała filologię klasyczną, historię starożytną oraz filozofię w St Hugh’s College w Oksfordzie (1937-41). Po zdobyciu dyplomu prowadziła samodzielne badania jako stypendystka kolegiów uniwersyteckich w Oksfordzie i Cambridge, a w 1946 roku otrzymała stałą posadę w oksfordzkim Somerville College, gdzie pracowała na różnych stanowiskach aż do objęcia katedry filozofii w Cambridge (1970). W 1967 roku została wybrana do Akademii Brytyjskiej, a później zgromadziła na swoim koncie doktoraty honorowe uniwersytetów w Louvain i Notre Dame oraz liczne nagrody, w tym również papieski medal Pro Ecclesia et Pontifice (1999). Przeszła na emeryturę w 1986 roku, ale niemal aż do śmierci, spowodowanej długotrwałą chorobą serca, zajmowała się intensywnie pracą umysłową oraz działalnością obywatelską, a w 1996 roku – jako ostatnią funkcję akademicką – przyjęła profesurę w Książęcej Akademii Etyki w Lichtensteinie. Wraz ze swym wieloletnim mężem, brytyjskim logikiem Peterem Geachem, wychowała siedmioro dzieci, a oprócz oryginalnych dokonań filozoficznych, talentu do prowadzenia sporów oraz niebanalnego stylu życia zasłynęła także z gorliwego przywiązania do katolicyzmu, które trwało nieprzerwanie od młodzieńczego nawrócenia i przystąpienia do Kościoła podczas pierwszego roku studiów aż do śmierci w podeszłym wieku. Oddanie Kościołowi przejawiało się u Anscombe zarówno w osobistej pobożności, jak i w publicznej obronie wiary słowem i czynem przeciwko takim niebezpieczeństwom, jak niesolidne myślenie w teologii, sofistyka usprawiedliwiająca niegodziwość (zwłaszcza w dziedzinie etyki medycznej) czy pospieszna rezygnacja z tradycyjnego nauczania oraz skłonność do schlebiania światu (np. w chrześcijańskiej etyce seksualnej).
|
Wczesna pasja filozoficzna Miss Anscombe, objawiająca się na przykład w rozważaniu ze śmiertelnym przejęciem, czy świat zewnętrzny istnieje naprawdę lub co takiego jest rzeczywiście przedmiotem percepcji wzrokowej, znalazła sobie poręczne narzędzie – a także rodzaj lekarstwa na uciążliwe zagmatwanie pojęciowe – w opisowej metodzie Ludwiga Wittgensteina. Skupiał się on drobiazgowo na gramatyce pojęć używanych w dyskursie filozoficznym; starał się wykazać, że nierozwiązywalne problemy filozofii powstają w zasadzie ze zbyt poważnego traktowania powierzchownych zbieżności językowych, a zwłaszcza z takiego użycia języka, które nie łączy się wyraźnie z żadną praktyczną formą ludzkiego życia. Wielkiego austriackiego myśliciela i niewydarzonego profesora filozofii z Cambridge poznała Anscombe jako początkująca badaczka jeszcze w latach czterdziestych, zyskując sobie szybko jego zaufanie oraz podziw, co w przypadku kobiety było niezmiernie trudne do osiągnięcia.
Ważniejszą jeszcze inspirację niż poglądy Wittgensteina na przedmiot i zadania filozofii stanowiła dla Anscombe jego postawa życiowa: niezgoda na kompromis intelektualny, konsekwentny wstręt do wszelkiego pozerstwa, abnegacja wobec światowych zaszczytów oraz głęboki szacunek dla myśli trudnych, nawet dziwacznych i czasem na pierwszy rzut oka absurdalnych. Zagadnienia właśnie tego rodzaju ożywiały później pisarstwo filozoficzne samej Anscombe, jak widać choćby na przykładzie szkiców poświęconych niekoniecznościowemu charakterowi związku przyczynowo-skutkowego, dowodowi św. Anzelma na istnienie Boga (zrekonstruowanemu od nowa przez usunięcie edytorskiego przecinka!), zaimkowi „ja” jako wyrazowi bez odniesienia czy Parmenidesowej niemożliwości myślenia o tym, co nie istnieje. W przeciwieństwie do Wittgensteina Anscombe nie prowadziła jednak swoich rozważań w pozorowanej historycznej próżni; do jej ulubionych partnerów w dialogu filozoficznym – niekoniecznie we wszystkim aprobowanych, a często podziwianych właśnie za genialną prezentację całkiem fałszywych poglądów – należeli wielcy myśliciele przeszłości: Parmenides, Arystoteles, św. Tomasz z Akwinu, Kartezjusz i David Hume. Charakterystyczny przegląd twórczości pisarskiej Anscombe znaleźć można w trzytomowych Collected Philosophical Papers (1981), dotyczących kolejno zagadnień z historii filozofii, z metafizyki i filozofii umysłu oraz z etyki i filozofii religii.
|
Znajomość z Wittgensteinem owocowała w całym życiu naukowym Anscombe. Pilnie uczestniczyła od 1946 roku w jego kameralnych zajęciach dla garstki studentów, zorganizowała jego słynną wizytę na posiedzeniu Klubu Sokratejskiego w Oksfordzie, gościła mistrza przez prawie rok w swoim oksfordzkim domu, umożliwiając mu przy okazji kontakt z katolickim księdzem, a wreszcie – towarzyszyła Wittgensteinowi przy jego łożu śmierci. Została również wybrana, wraz z dwoma innymi uczniami, do sprawowania pieczy nad jego spuścizną rękopiśmienną oraz do przełożenia na angielski jego najważniejszego dzieła, czyli ogłoszonych pośmiertnie Dociekań filozoficznych (1953). Przekład dokonany przez Anscombe, poprzedzony edukacyjnym pobytem w Wiedniu, stał się rychło tekstem klasycznym dwudziestowiecznej filozofii, a świetną tłumaczkę postawił w rzędzie pierwszych – i najwnikliwszych – znawców i komentatorów twórczości Wittgensteina. W kolejnych latach Anscombe uczestniczyła, jako wydawca i tłumaczka, w opracowaniu jeszcze kilku innych książek swego nauczyciela (m.in. Zettel i O pewności), najobszerniej zaś skomentowała jego wczesną pracę z zakresu metafizyki i filozofii języka w książce An Introduction to Wittgenstein’s Tractatus (1959), umieszczając pomysły Wittgensteina w kontekście przełomu, który nastąpił w logice za sprawą Fregego i Russella. W swych oryginalnych rozprawach Anscombe korzystała z obserwacji Wittgensteina głównie w dziedzinie filozofii umysłu, podejmując krytycznie jego analizy rozmaitych pojęć psychologicznych, np. doznania zmysłowego, rozróżnienia tego, co wewnętrzne, i tego, co zewnętrzne, stanu umysłowego czy intencji.
Anscombe interesowała się poważnie problemami przynależnymi do prawie wszystkich działów filozofii z wyjątkiem estetyki, ale największą wartość zgodnie przypisuje się jej pracom z filozofii działania, w pierwszym rzędzie niespełna stustronicowej monografii Intention (1957). W gąszczu subtelnych rozróżnień, np. między intencją a przewidywaniem czy powodem a przyczyną działania, oraz dowcipnych hipotetycznych przykładów z życia codziennego odnaleźć można najważniejsze tezy dzieła, rozwijane w krótkich – skoncentrowanych i niełatwych w lekturze – rozdziałach. Wedle ustaleń Anscombe, dowolny czyn określa się jako intencjonalny, jeżeli podlega on specyficznej odmianie wyjaśnienia z użyciem pytania „dlaczego?”. Upraszczając: wyjaśnienie tego rodzaju nie stosuje się do takich działań, których podmiot nie jest wcale świadom, ani takich, o których wie wyłącznie na podstawie obserwacji swojego zachowania, ani wreszcie takich, których mimo spełnienia dwóch pierwszych warunków nie potrafi wytłumaczyć, odpowiadając na pytanie „dlaczego to robisz?”.
|
Działanie może być wszak intencjonalne tylko wtedy, gdy jest w konkretny sposób opisane: „piłowanie deski” i „piłowanie deski należącej do Smitha” to dwa istotnie różne – choć na równi prawdziwe – opisy tej samej czynności. Można przecież rozmyślnie po prostu piłować deskę, a jednocześnie bez żadnego specjalnego zamiaru piłować deskę sąsiada. W bardziej podniosłym przykładzie z tragedii Sofoklesa wprowadzone przez Anscombe szczegółowe pojęcie deskrypcji zdaje się jeszcze wyrazistsze – Edyp intencjonalnie zabija człowieka spotkanego na drodze, nieintencjonalnie zaś zabija własnego ojca. Jak argumentowała Anscombe, nie mamy tutaj wcale do czynienia z dwoma różnymi aktami, lecz z jednym i tym samym czynem, który może być co najmniej dwojako opisany. Pojęcie „deskrypcji czynu” (ang. under a description) oraz sprawa umiejscowienia intencji w tego rodzaju opisie powracały w rozprawach Anscombe z etyki, m.in. w szkicu o antykoncepcji w małżeństwie.
|
Odpowiedź podmiotu działającego na pytanie „dlaczego to robisz?” przybiera często postać innego opisu czynności, o której mowa wprost w samym pytaniu, np.: „Dlaczego pompujesz wodę?”, „Uzupełniam zapasy w naszym domowym zbiorniku”. Kiedy odpowiedź nie zdaje już bezpośrednio sprawy z tego, co dzieje się w danej chwili, lecz dotyczy jakiegoś przyszłego zajścia czy stanu rzeczy, wyraża wtedy intencję, z jaką podmiot wykonuje daną czynność, np. „Chcę po południu wymienić wodę w akwarium”. Intencja nie jest w tym ujęciu prywatnym stanem umysłu, samoświadomym skupieniem uwagi na celu czynności w trakcie jej trwania; jest raczej sprawą rozszerzonego – celowościowego – opisu działań istot żywych, takiego opisu, w którym deskrypcji wyjściowej, wskazującej np. na ruchy ciała czy ogólniej zajścia fizyczne („uściśnięcie dłoni”), zostaje przyporządkowana deskrypcja bardziej rozwinięta pod względem teleologicznym („przywitanie”). W ludzkim świecie intencje są wypowiadalne i mogą być przedmiotem najzwyklejszej komunikacji, chociaż zasadniczo podmiot działania nie musi być wcale zdolny do ich językowego czy, szerzej, symbolicznego przekazania. W słynnym passusie o kocie, który szykuje się do schwytania ptaka, Anscombe bez wahania przypisała intencje również zwierzętom.
Wiedzę praktyczną, tzn. nieobserwacyjną wiedzę, jaką podmiot działający ma o swoich własnych czynach intencjonalnych, porównała Anscombe do stosunku między listą zakupów a zawartością sklepowego koszyka. Zauważając niezgodność między tym, w co powinien się zaopatrzyć, a tym, co znajduje się w jego koszyku, klient zmienia zawartość koszyka w taki sposób, aby odpowiadała ona liście planowanych zakupów. Odwrotnie postępuje natomiast detektyw – personifikacja wiedzy pochodzącej z obserwacji świata – który śledzi poczynania klienta i na podstawie tego, co widzi w jego koszyku, sporządza katalog artykułów przeznaczonych do zakupu. Ten pomysłowy przykład na symetryczną różnicę w „kierunku dopasowania” (ang. direction of fit) między dwoma typami zjawisk wykorzystywano później także w innych dziedzinach filozofii, m.in. w teorii aktów mowy (w typowym stwierdzeniu słowa dostosowują się do stanów rzeczy uprzednich wobec samej wypowiedzi, w obietnicy zaś – powołują do istnienia realne zobowiązanie).
|
Maksymalna jasność w poprawnym opisie ludzkiego działania, uwzględniającym dążenia, motywy oraz intencje, które przyświecają podmiotowi, ale również to, czym dany akt jest sam w sobie bez względu na motywacje i ewentualne skutki, stanowiła - zdaniem Anscombe – warunek owocnego uprawiania etyki. Zdegustowana poglądami swoich uniwersyteckich kolegów, Anscombe wygłosiła w 1958 roku popularny w zamyśle referat radiowy Współczesna filozofia moralna, który w wersji drukowanej spowodował w anglosaskiej etyce zwrot ku pojęciom cnoty oraz naturalistycznie rozumianego dobra ludzkiego (ang. human flourishing). Język „powinności moralnych” traktowała autorka w tym tekście śmiało jako relikt etyki religijnej, opartej na boskim prawie, a więc niestosownej jako podstawa dla świeckiej filozofii moralnej. Etyka cnót w postaci zaproponowanej przez Anscombe, rozwijana później przez takich filozofów, jak P. Foot, P. Geach, A. MacIntyre, B. Williams czy J. McDowell, stworzyła w anglosaskim piśmiennictwie trwałą przeciwwagę wobec utylitaryzmu, preskryptywizmu oraz różnych odmian etyki przyznającej prymat regułom postępowania.
|
Anscombe wielokrotnie wracała do problemów, którymi zajmowała się w tych dwóch wczesnych pracach, zarówno na poziomie metaetycznym (analizując m.in. funkcjonowanie sylogizmu praktycznego, czyli takiego rozumowania, w którym wnioskiem z przesłanek jest samo działanie), jak i w rozprawach dotyczących konkretnych zagadnień moralnych, np. obowiązywania obietnic, dopuszczalnego użycia przemocy przez władzę państwową, a także eutanazji, aborcji i antykoncepcji.
|
W trosce o to, co uznawała za zagrożone dobro, posuwała się zresztą tak daleko, jak tego wymagały jej konsekwentne poglądy. I tak, w 1939 roku ogłosiła własnym sumptem wraz z kolegą ze studiów pamflet przeciwko udziałowi Wielkiej Brytanii w nadchodzącej wojnie, przewidując słusznie, że uczestnictwo w konflikcie polegałoby m.in. na mordowaniu ludności cywilnej. Biskup Birmingham nakazał wtedy wycofać z księgarń publikację, która rościła sobie prawo do reprezentowania stanowiska katolickiego bez imprimatur, a Anscombe – choć silnie przekonana o własnej racji – podporządkowała się kościelnemu zarządzeniu. Z tych samych powodów samotnie protestowała w 1953 roku przeciw nadaniu byłemu prezydentowi Harry’emu Trumanowi doktoratu honorowego przez Uniwersytet w Oksfordzie. Jako osoba politycznie odpowiedzialna za zrzucenie bomb atomowych na japońskie miasta Truman nie zasługiwał, zdaniem Anscombe, na żadne akademickie honory. Elokwentna przemowa, którą wygłosiła z tej okazji na otwartych obradach władz uczelnianych, stała się później klasyczną rozprawą dwudziestowiecznej filozofii wojny. Wbrew przemożnej opinii publicznej na Zachodzie jeszcze przed ogłoszeniem encykliki Humanae vitae zdecydowanie popierała Anscombe zakaz używania środków antykoncepcyjnych przez katolickie małżeństwa, a ogłoszenie papieskiego dokumentu podtrzymującego tradycyjne stanowisko Kościoła w tej kwestii świętowała z rodziną szampanem. Dostrzegając niebezpieczeństwa związane z rozwojem medycyny, została współzałożycielką Programu Badań nad Prawami Człowieka w Medycynie na Uniwersytecie w Minnesocie, opracowywała ekspertyzy etyczne dla Ośrodka Etyki Medycznej w Londynie i występowała z referatami w różnych organizacjach obrony życia. W aktach obywatelskiego nieposłuszeństwa – już po ukończeniu siedemdziesięciu lat i mimo wątłego zdrowia – uczestniczyła w blokadach przed klinikami aborcyjnymi, za co została dwukrotnie aresztowana, a dwoje z jej dzieci trafiło za podobną działalność do więzienia.
|
Odwaga cywilna Anscombe wynikała w niektórych kwestiach z przywiązania do katolickiej tradycji moralnej. Wychowana przez rodziców w atmosferze wolnomyślicielskiej, korzystała ze swobody w doborze lektur wbrew ich oczekiwaniom, kierując uwagę w stronę średniowiecznych autorów chrześcijańskich. Jak później wspominała, książki przeczytane między dwunastym a piętnastym rokiem życia – zwłaszcza pisma św. Anzelma – odegrały zasadniczą rolę w jej nawróceniu na katolicyzm, a później oficjalnym przystąpieniu do Kościoła w kwietniu 1938 roku. Zostało ono poprzedzone osobistą katechezą u oksfordzkiego dominikanina Richarda Kehoe. Z rozbawieniem uspokajał on młodą podopieczną, że jej niezgoda na twierdzenie, jakoby Bóg mógł wiedzieć, co stałoby się z człowiekiem, gdyby nie umarł w dzieciństwie, lecz żył dalej aż do starości, nie stanowiła wcale przeszkody do pełnej jedności z Kościołem. Sprzeciw Anscombe przypominał stanowisko dominikanów w dawnym sporze teologicznym o tzw. scientia media, lecz w jej przypadku opierał się na samodzielnym przekonaniu, że taka alternatywna wobec rzeczywistego przebiegu czyjegoś życia przyszłość nie może być w ogóle przedmiotem wiedzy. Wkrótce po nawróceniu Anscombe poznała na mszy u oksfordzkich dominikanów innego konwertytę Petera Geacha, za którego po trzyletnim narzeczeństwie wyszła za mąż na Boże Narodzenie 1941 roku. Anscombe miała przez całe dorosłe życie wielką sympatię do angielskich dominikanów, spierała się z nimi ostro w istotnych sprawach (np. w debacie na temat pigułki antykoncepcyjnej z o. Herbertem McCabe), a w Oksfordzie i Cambridge chodziła zawsze na mszę do ich kościoła zakonnego.
|
Nie napisała wiele z filozofii religii i chociaż kierowała swoje teksty w tej dziedzinie przede wszystkim do sióstr i braci w wierze, nie zaś do filozofów, nie pozwalała sobie w niczym na rezygnację z solidności intelektualnej. Nie znosiła wszelkiej apologetyki chrześcijańskiej, która dla wyższych celów przymyka oko na nieuprawnione wnioskowania lub zagmatwanie pojęciowe: w polemice ze znanym pisarzem C. S. Lewisem dowiodła, że jego argument przeciwko naturalizmowi, zaprojektowany jako obrona chrześcijańskiego twierdzenia o możliwości cudów, opierał się na błędnym rozumowaniu. Jej teksty o przeistoczeniu czy wierze realizują w sumie dość pokornie minimalistyczną koncepcję tego, jak filozofia może być użyteczna w teologii oraz w refleksji zwykłych wiernych. Filozofia nie dostarcza wierze żadnej podstawy systemowej ani nie dysponuje uprzywilejowanym wglądem w sprawy niebieskie – jedyne, na co ją stać, to rozjaśniać wypowiedzi i zachowania religijne, odrzucając śmieci nagromadzone w dyskursie religijnym przez zbyt ambitnych filozofów. Może również cierpliwie wykazywać, że wiara Kościoła nie jest ani sprzeczna, ani nonsensowna, chociaż środkami filozoficznymi nie sposób rozstrzygnąć, na czym polega jej prawdziwość – nie sposób więc usunąć z religii tajemnicy.
|
Oprócz cnót intelektualnych i przywiązania do Kościoła katolickiego Anscombe znana była również z oryginalnego sposobu bycia, nie licującego raczej ze stereotypem angielskiego filozofa. Mówiła zawsze bardzo wolno, często przerywając wypowiedź milczeniem, a piękny – nadzwyczaj niski – głos dodawał jej słowom anegdotycznej powagi. Drwiła sobie z przepisów i obyczajów, które zdawały się jej bezmyślną dyskryminacją kobiet: aresztowana o piątej rano za spacerowanie po ulicy z rozpuszczonymi włosami, nie chciała nawet podać policjantowi swojego nazwiska, a gdy odmówiono jej wstępu do restauracji dlatego, że miała na sobie spodnie zamiast spódnicy, zrzuciła je w progu i weszła do środka w samej bieliźnie. Nie posługiwała się nigdy nazwiskiem męża, zaznaczając swoją samodzielność intelektualną, która nie przeszkadzała jednak szczęściu małżeńskiemu i owocnej współpracy filozoficznej z Peterem Geachem. Paliła cygara, wytrwale uczyła przyjaciół jazdy konnej, dotrzymywała bez wyjątku niewygodnych obietnic. Zawsze z otwartością przyjmowała w swym zabałaganionym domu wszystkich studentów, którzy mieli ochotę na poważne rozmowy nawet wśród pieluch i dziecięcego rozgardiaszu. Nie stroniła od określeń dosadnych i wojowniczych, również w sytuacjach akademickich, wzbudzając u niektórych przestrach swoją bezlitosną szczerością, np. w ocenie chybionego argumentu czy zdatności rozmówcy do pracy filozofa. Była kompletnie niezdolna do udawania sympatii, ale w stosunkach z przyjaciółmi wiernie okazywała czułość i praktyczną troskę o ich zdrowie, położenie finansowe czy wiarę. W tym, co uznawała za najważniejsze, potrafiła zawsze jasno uzasadnić swoje postępowanie. Filozofia była dla niej więcej niż ukochanym zawodem – była formą życia, w której szuka się prawdy dla niej samej.
Wojciech Jajdelski
-----
Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.
Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)
-----