Komentarze
2011.01.26 10:35

Wokół cielca własnych ideałów

Kilka tygodni temu miałem przyjemność uczestniczyć w spotkaniu zorganizowanym pod auspicjami opata tynieckiego i Dominikańskiego Ośrodka Liturgicznego, z obecnością gościa specjalnego: biskupa Stefana Cichego, przewodniczącego komisji liturgicznej Episkopatu. Rozmawialiśmy o stanie służby Bożej, ale szczególnie utkwiła mi w pamięci chwila, gdy jeden z uczestników podjął sprawę „Mszy z udziałem dzieci”. Na sali szybko utworzyła się spontaniczna koalicja rodziców proszących władze kościelne o jak najszybsze ograniczenie „radosnej twórczości”, która zbyt często „ubogaca” te liturgie. Ktoś zwrócił uwagę: jako rodzic mam często wrażenie, że te nakierowane na dzieci wysiłki i gry dają rzeczywiście mnóstwo efektów i że niektóre z nich są całkiem dobre – tylko że nie są to te efekty, których pragniemy we Mszy.

Utkwił mi w pamięci ten motyw: Msza, która odwraca uwagę od Mszy. Czy może być coś takiego? Chyba tak, skoro niedawno ks. Nicola Bux, teolog i współpracownik Ojca Świętego, wydał książkę pod mocnym tytułem: „Czy można chodzić na Mszę i nie stracić wiary?”

O co chodzi we Mszy przede wszystkim? Może powiem za prosto: o bycie z Jezusem w Jego ofierze, aż do spotkania ze Zmartwychwstałym. Dziś osłabł pewien ogrójcowy, wielkoczwartkowy motyw czuwania z Jezusem – czuwania, które „nic nie daje”, bo  w jego trakcie „nic się nie dzieje”. Pamiętamy, że mieli z tym kłopoty sami Apostołowie, którzy zamiast „czuwać i modlić się” kilka kroków za Panem dokonującym swego ofiarowania, czuli się jakoś niesporo i sennie.

Myślę czasami, że Apostołowie mogli być bardziej pomysłowi – jak parę wieków wcześniej lud Izraela, który nie mogąc się doczekać Mojżesza, urządził sobie pod przewodem swej starszyzny złotego cielca, czyli takie jakieś zastępcze sacrum. Można rzec, że Apostołowie byli jednak na tyle trzeźwi, iż  nie próbowali sobie w ten sposób „zająć czasu” w Ogrójcu. A przecież niewiele rozumieli, cierpieli, zasypiali…

Pytanie, na ile my dzisiaj „czuwamy i modlimy się”, umocnieni darami Ducha Świętego – a na ile szukamy sobie czegoś, co bardziej po ludzku uzasadni nam bywanie w kościele.

Ludzkie motywacje zawsze były i są rozmaite, a życie trwa między innymi po to, by te motywacje mogły się korygować. Jednak poważniejszy kłopot pojawia się wtedy, gdy wbrew własnej logice Mszy pojawiają się w niej ambicje zastępcze, jak „przeczytać jak najwięcej”, „nauczyć się jak najwięcej”, „jak najmocniej przeżywać”, „odczuć wspólnotę”, albo ekumeniczne „budować pomosty między wierzącymi”, albo patriotyczne „umacnianie świadomości narodowej” itp.

Izrael roztańczony wokół złotego posągu mógł robić wrażenie „efektu duszpasterskiego”. Mimo to więcej duszpasterstwa działo się wtedy, gdy Jezus odwracał się co jakiś czas do przysypiających Apostołów, mówiąc do nich: „czuwajcie i módlcie się”.

Paweł Milcarek


Paweł Milcarek

(1966), założyciel i redaktor naczelny "Christianitas", filozof, historyk, publicysta, freelancer. Mieszka w Brwinowie.

Komentarze

Joanna, : Sądzę, że jest w tym sporo racji. Dzisiaj, wydaje się, stawiamy na ilość, nie na jakość w Kościele i dopóki te dwie kwestie nie zostaną uporządkowane, będziemy mieć coraz więcej tych coraz to nowych pomysłów, prób zainteresowania, socjotechnik, itp.,itd.Co więc musi się wydarzyć, by to mogło nastąpić: wydaje się, że potrzebna jest pogłębiona, mądra refleksja nad liturgią. Nad jej wymiarami, sposobami przeżywania, rolą muzyki liturgicznej. Kościół musi także przemienić się z zakompleksionego na ten zwycięski, pokładający nadzieje w Chrystusie, w idący "wąska drogą" bez triumfalizmu społecznego. (2011.01.27 00:51)