Komentarze
2010.10.22 10:42

Tajemnice geniuszu

W związku ze sporami wokół ostatniej edycji Konkursu Chopinowskiego przypominamy felieton Pawła Milcarka z Niedzieli 38/2009

Mieszkam o kilka kroków od ulicy Chopina. Ulica ta zupełnie zwyczajnie krzyżuje się ze Słowackiego. Małe miasteczko ma swoją dyskretną pamięć o tym, co wielkie w naszej kulturze – mieści ją wśród różnych zwyczajności: tuż obok jest Szkolna (co prawda bez szkoły, lecz prowadząca do szkoły na Piłsudskiego) oraz Bankowa (bez żadnego banku!).

W wielkim świecie Polska jest dla wielu „ulicą Chopina”. Niedawno, jadąc przez Warszawę, trudno było nie zauważyć plakatów i billboardów obwieszczających odbywający się w sierpniu festiwal „Chopin i jego Europa”. Festiwal ten, organizowany przez Narodowy Instytut Fryderyka Chopina, był potężnym wydarzeniem muzycznym w skali światowej. „Ulica Chopina” została w tamtych dniach rozświetlona wspaniałymi gwiazdami z całego muzycznego nieba.Uwaga skupiona była na tradycji muzycznej, w której Chopin rósł i tworzył: publiczność zgromadzona na „ulicy Chopina” nieustannie trafiała więc na skrzyżowania z „ulicami” Schumanna, Mendelssohna, Schuberta…Na tle tej uczty muzycznej – na tle koncertów, tak wspaniałych i tak zróżnicowanych jak ich wykonawcy – do głowy przychodziła szersza refleksja o formach geniuszu, nie tylko i nie przede wszystkim muzycznego.Są geniusze „przezroczyści”. Traktują wykonywane dzieło jako jednoznaczny wzorzec, po którego liniach można przejść zupełnie niezauważonym: artysta jakby zanika na tle dzieła – zapewne z intencją, aby samo dzieło zabrzmiało mocniej, „niezanieczyszczone” osobowością wykonawcy. Publiczność bije brawo, frenetycznie nagradza precyzję… – lecz ten i ów szepnie do ucha drugiemu: „Cóż, genialny nudziarz!”.Są geniusze „śmiali”. Stają na tle dzieła jak wewnątrz cudownej scenografii – która już co prawda sama „gra”, ale tak naprawdę czeka na prawdziwego artystę, który wleje w literę ducha. Artysta zna perfekcyjnie linie wykonywanego dzieła – ale po to, aby samemu zdecydować, gdzie i w jaki sposób je przełamie. Artyści „śmiali” mają swoją wierną publiczność – tę, która czeka właśnie na te momenty przełamania kanonu i ocenia, czy jej zdaniem zostały właściwie wybrane. Są zresztą utwory, które napisano jedynie dla takich artystów i dla takiej publiczności – na ich tle brak wykroczeń poza schemat wygląda jak… brak.Są wreszcie geniusze „zrównoważeni”. Chętnie wybierają dzieła, których schemat jest wyraźny, ciągły, sprecyzowany – ale ten wzór traktują nie jak linię, lecz jak wyodrębnioną liniami przestrzeń. W tej przestrzeni – czasem niezbyt rozległej, nawet wąskiej – intensyfikują swoją twórczość, używają swego wyczucia i ekspresji. Nie przekraczają linii kanonu, ale też nie spoczywają na nich cały czas, jakby nieustannie musieli trzymać się poręczy w drodze schodami pod górę… Tych osobiście cenię najbardziej: nie nużą mnie ciągami matematycznych konieczności ani nie uwodzą magnetyzmem swej burzliwej osobowości.Tak myślałem w sali Filharmonii Narodowej. Kilka dni później w Bystrej Podhalańskiej na sesji rekolekcyjnej „Mysterium fascinans” (zob. www.mf.liturgia.org.pl) debatowałem nad liturgią, jej duchem i formami, kształtem i treścią. Wróciły myśli o „geniuszu”, tym razem w traktowaniu, sprawowaniu i przeżywaniu kultu Bożego – a może i szerzej: w całym życiu oddanym Bogu. Tutaj, podobnie jak w wykonywaniu wielkich dzieł sztuki, jedni chcieliby „zniknąć” w dziele łaski i Kościoła, zaś drudzy – wręcz przeciwnie – „wyrazić się” w odchodzeniu od rytuału czy dogmatu. Bliższe jest mi to pierwsze, rozumiem tęsknotę do „przezroczystości” – tym bardziej gdy alternatywą są liturgie czy duchowości rozchwiane przez takie czy inne „ego”. Jednak coraz częściej myślę sobie, że tam, gdzie ramy kanonu są wyraźne, tradycyjne i niewzruszone, tam również naturalnie odnajduje się bujna swoboda ducha. Zamiast w powierzchownej „śmiałości”, może się wyrazić w skupieniu pójścia „na głębię”.

Paweł Milcarek


Paweł Milcarek

(1966), założyciel i redaktor naczelny "Christianitas", filozof, historyk, publicysta, freelancer. Mieszka w Brwinowie.

Komentarze

Stanisław, : Artykuł jest prowadzony tak, aby doprowadzić do "ram kanonu", cokolwiek to nie znaczy, a na końcu wypowiedzieć moło zrozumiałe "bujna swoboda ducha" oraz "skupienie pójścia na głębię". W takiej formie atykuł jest mało zrozumiały. Mam podejrzenia, że dotyczy on bardziej autora, niż problemu: autor debatował nad liturgią i uznał, że coś jest mu bliższe, a co prowdzi do skupienia pójścia na głębię. W domyśle więc jego prowadzi. Niech zatem duch, forma, kształt i treść prowadzą autora dalej. Mimo wszystko artykuł przeczytałem z zaciekawieniem, bo wyciągnąłem z niego coś dla siebie. (2010.11.09 10:53)