Komentarze
2010.05.26 11:20

Solidarni, czyli co? ("Fronda.pl")

Paweł Milcarek w komentarzu dla portalu Fronda.pl:

 

Solidarni 2010 będą działali w trwałej atmosferze zamykania się pewnych szans. Czy mimo to nie stracą ducha? Nie wolno im!- przekonuje filozof i publicysta Paweł Milcarek.

Przez czterdzieści parę lat życia uczestniczyłem świadomie i aktywnie w trzech dużych poruszeniach narodowych. Rok 1980 zaczął się dla mnie – jak dla wielu – w czerwcu 1979 na Placu Zwycięstwa… a potem była noszona w torbie uczniowskiej bibuła, plakaty… Rok 1989 przeżywałem z pewnym niedowierzaniem, i dopiero kampania Wałęsy w 1990 i parlamentarna Wyborczej Akcji Katolickiej w 1991 zmobilizowały mnie mocniej, z emocjami uczestnika… Wreszcie rok 2005 – w moim życiu wyraźne skrócenie osobistego dystansu do polityki partyjnej, z nadzieją na rzeczywistą „rewolucję moralną” pod natchnieniem „papieskiego kwietnia”…

 

Przypominam sobie to wszystko na raz, gdy patrzę na tytuł głośnego filmu „Solidarni 2010”. Wbrew alergicznym reakcjom „dobrego towarzystwa”, film ten nie jest jednolitym manifestem, lecz niezwykle cennym zapisem atmosfery, zebranym w miejscu, gdzie buzowało życie narodowe w kwietniu 2010.

 

Autorzy filmu nadali tej atmosferze tytuł – który przerzuca most na daleki brzeg: dla jednych – do historii, w której byli, dla drugich – do mitu, który powstał z historii, dla wielu z nas – do jednego i drugiego łącznie.

 

Wracając do moich osobistych wspomnień, stwierdzam, że w kolejnych znanych mi z doświadczenia „wybuchach solidarności” następował postęp jakościowy. Faktem jest, że prawie każdy z nich kończył się jakimś rozczarowaniem. „Karnawał” 1980/81 skończył się nie tylko rozgromieniem „Solidarności” przez czerwonych, ale i – dla mnie – utratą iluzji co do antysocjalizmu czołowych „elementów antysocjalistycznych”. Prezydentura Wałęsy przyniosła nie dekomunizację, lecz rządy Wachowskiego… „Rewolucja moralna” 2005 skończyła się nie tylko nieestetyczną koalicją z Samoobroną, ale przede wszystkim rozproszeniem energii i utratą busoli, zatupywaniem prawicy katolickiej i Lizboną.

 

A jednak – był wyraźny postęp jakościowy w wyrywaniu się kolejnych „solidarności” z objęć imposybilizmów, symbiozy z PRL, schematów eurosocjalistycznego postępu… Nawet jeśli przywódcy zawodzili, zwodzili lub wręcz zdradzali – w „solidarnych” pozostawało doświadczenie kroku naprzód. To duży kapitał.

 

Jesteśmy, być może, u początku jakiegoś kolejnego „wyżu” narodowego – choć okoliczności polityki międzynarodowej oraz stan elit politycznych zniechęcają do proroctw, że ten „wyż” jest skazany na rozwinięcie się w jakiś gest podmiotowości politycznej. Na naszych oczach kończą się dni, w których przypominających, że nasza niepodległość to w ostatnich dwustu latach raczej anomalia niż reguła, traktowało się co najwyżej jako czcigodne Kasandry.

 

Dzisiaj Kasandry stały się modne. Słychać je także w „Solidarnych 2010”. Kasandry mogą się mylić tu czy tam i dawać się ponosić fantazjom – lecz pojawiają się w takich ilościach nieprzypadkowo właśnie dzisiaj: zmienił się klimat, wszyscy to czują, nawet jeśli nie pojmują.

 

A więc komfortowe dwadzieścia lat właśnie się skończyło. Solidarni 2010 – np. ci z Ruchu Republikańskiego, jednej z formacji charakterystycznej dla obecnego czasu – będą działali być może w trwałej atmosferze zamykania się pewnych szans. Czy mimo to nie stracą ducha? Nie wolno im!

 

Jeśli jednak kwiecień 2010 ma być zapowiedzią czegoś więcej i wyjściem z dotychczasowych rozczarowań, trzeba powiedzieć jasno: w zasięgu naszej pamięci nie ma „złotego wieku”, ani w realu „naszych rządów”, ani w fantazmacie PO-PiSu. Będzie potrzeba dużo nowej odwagi, panie i panowie – w przekraczaniu barier, które także dla mentalności naszych wodzów były nieprzekraczalne. Czy właśnie na tym będzie polegał geniusz Solidarnych 2010?

 

Paweł Milcarek

Paweł Milcarek

(1966), założyciel i redaktor naczelny "Christianitas", filozof, historyk, publicysta, freelancer. Mieszka w Brwinowie.