Siedemdziesiątnica, Niedziela Starozapustna. Z obecną niedzielą zaczyna się Przedpoście, prawie trzytygodniowy okres, który w liturgii rzymskiej ukształtował się w V/VI w., za czasów św. Grzegorza Wielkiego. Jest to przygotowanie do Wielkiego Postu, stopniowe przejście od wesela do umiaru - ale dość specyficzne, bo właśnie w Przedpościu mamy zwykle apogeum karnawału, ostatnie prawdziwie "balowe" soboty. Prawdziwa "walka postu z karnawałem"
Kolekta obecnego tygodnia, czyli Siedemdziesiątnicy (od niedzieli przypadającej 70 dni przed Zmartwychwstaniem), istnieje dziś jedynie w "starszej formie" rytu rzymskiego, co znaczy, że ta starożytna modlitwa znalazła uznanie i została zachowana w mszale kodyfikowanym przez św. Piusa V w 1570, i znajduje się także w mszale wydanym przez bł. Jana XXIII w 1962 - natomiast w oczach komisji reformującej liturgię po Vaticanum II okazała się, jak mówiono, "zbyt negatywna". Dlaczego?
Oto jej tekst:
Preces populi tui, quaesumus, Domine, clementer exaudi :
ut, qui iuste pro peccatis nostris affligimur, pro tui nominis gloria misericorditer liberemur.
Ponieważ modlitwa ta, jako się rzekło, nie przetrwała w "formie zwykłej", nie ma ona także oficjalnego, używanego w liturgii tłumaczenia polskiego. Istnieją natomiast tłumaczenia pomocnicze, zatwierdzane przez władzę kościelną na potrzeby mszalików dla wiernych. W leżących teraz przede mną dwóch takich mszalikach - z 1963 (Tyniec) i z 1966 (bp Jakiel) różnice są niewielkie, wynikają może raczej z próby pewnego unowocześnienia polszczyzny i głębszego spolszczenia stylistyki.
Obie wersje - drukowane w trakcie Soboru i niedługo po nim - wykazują natomiast jedną i tę samą sugestię interpretacyjną w odniesieniu do drugiego zdania modlitwy. Moim zdaniem jakoś skrzywiającą szeroką perspektywę tej wspaniałej kolekty - i dlatego sprobuję na użytek tego komentarza zaproponować nieco inną wersję.
Idźmy jednak po kolei. W pierwszym zdaniu Kościół mówi:
Prosimy, Panie, wysłuchaj łaskawie modlitwy Twego ludu.
Na uwagę zasługuje przysłówek "łaskawie": clementer. Użyto słowa o długiej, pięknej tradycji. Łaskawość, czyli clementia, to jedna z cnót, którą w świecie rzymskim zalecano - i niekiedy praktykowano - jako standard odniesienia imperium względem pokonanych wrogów, a raczej względem ludów podbijanych przez imperium. W tym kontekście łaskawość oznaczać miała skłonność do pozostawienia przegrywającym ich godności i obyczaju. Oczywiście wraz z naszą modlitwą kontekst zmienia się dogłębnie - ale możemy się domyślać, że wypowiadana przez rzymskich chrześcijan prośba do Boga wracała do nich natychmiast własnym zobowiązaniem do łaskawości. Krótko mówiąc: "odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom".
Pamiętajmy o obecnej w pierwszym zdaniu autoidentyfikacji: modli się Boży lud, "Twój lud".
Teraz zdanie drugie - a z nim nasz kłopot w tłumaczeniu. Tłumaczenia z mszalików podpowiadają: "i chociaż słusznie cierpimy...". Zapytajmy jednak zaraz: gdzie w tekście modlitwy jest owo "chociaż"?
Nie ma go. Tymczasem dodane słowo "chociaż" wprowadza w biegu modlitwy rodzaj zasugerowanego przeciwstawienia: chociaż słusznie cierpimy, (jednak) nas wybaw. Nie wygląda to na dobry bakcent.
Dlatego przetłumaczymy tak - mniej gładko, lecz dokładniej:
abyśmy - którzy słusznie cierpimy za nasze grzechy - zostali miłosiernie uwolnieni dla chwały Twojego imienia.
Obawiam się, że to właśnie wyrażone w tej modlitwie przekonanie, iż "słusznie cierpimy za nasze grzechy", spowodowało wykreślenie tej "gregoriańskiej" modlitwy z nowego mszału. Można tylko ubolewać, że jest to kolejny przypadek, gdy z modlitwy Kościoła znika coś, co nazwać można "duchem dobrego łotra". A to przecież Dobry Łotr - ten, który w odróżnieniu od "łotra po lewicy" wiedział, że "sprawiedliwie odbiera karę" - jest do dziś jednym z głównych świadków Tajemnicy Krzyża.
Gdy jednak Kościół modli się nadal tymi słowami, wraca do nas odpychana samoświadomość Dobrego Łotra - a z siłą konsekwencji także "prawo" do wyrażenia jego prośby o to, by Pan ujął się za grzesznikiem, "gdy już będzie w swoim królestwie". Odpowiedź na tę samoświadomą prośbę jest dobrzer znana i budzi potężną nadzieję w każdym cierpiącym grzeszniku przez wszystkie wieki.
O ile w pierwszym zdaniu upragnione wysluchanie próśb przez Boga zostało opisane słowem clementer, o tyle przedmiot prośby - wybawienie, uwolnienie, wyzwolenie - określono przysłówkiem równie gorącym: misericorditer, "miłosiernie". Pozwólmy sobie na uwagę, że być może o ile do uzyskania "wysłuchania" u Boga wystarczy po ludzku zrozumiała łaskawość - o tyle do otrzymania daru wyzwolenia z prawdziwych grzechów (grzechów, za które "słusznie" cierpimy) niezbędne jest sięgnięcie do najgłębszej natury Boga. Do której przybliża miłosierdzie, więcej niż łaskawość. Także i tutaj droga modlitwy chrześcijańskiej musi się w pewnym momencie rozwidlić z drogą zrozumiałą dla szlachetnych pogan.
Jednak niby dlaczego Pan miałby najpierw łakawie wysłuchać, a następnie milosiernie uwolnić kogoś kto wciąż i wciąż ładuje się, indywidualnie i zbiorowo, w grzechy, za które potem musi "słusznie cierpieć"?
Odpowiedź już chrześcijańska mówi: z milości. Odpowiedź tak chrześcijańska, że trudna nawet dla wielu chrześcijan brzmi jednak tak jak ta modlitwa: "dla chwały Twojego imienia". Chwałą Boga jest żyjący człowiek - lecz człowiek żyje dla chwały Boga. Wybaw nas, Panie, dla chwały Twojego imienia.
Paweł Milcarek
(1966), założyciel i redaktor naczelny "Christianitas", filozof, historyk, publicysta, freelancer. Mieszka w Brwinowie.