Komentarze
2010.09.16 14:58

O potrzebie opinii katolickiej

W mądrym eseju o społeczeństwie chrześcijańskim, pisanym tuż przed wybuchem II wojny światowej, angielski poeta i myśliciel Thomas S. Eliot zauważa, że to, w co wierzą rządzący, jest – ostatecznie, z punktu widzenia całości – mniej ważne niż to, do czego czuliby się zmuszeni dostosować w swej polityce.

 

Oczywiście nie chodzi tu o osobiste zbawienie osób sprawujących władzę. Eliot chciał  nam zwrócić uwagę na znaczenie kultury religijnej dominującej w danym społeczeństwie: może być ona na tyle silna, że nawet obojętny religijnie zespół polityków będzie musiał się  z nią liczyć.

 

Owszem, to tak działa. Widzieliśmy to wiele razy w niepodległej Polsce po 1989: nawet gdy u władzy byli ateusze i antyklerykałowie z SLD, musieli stępić swój radykalizm antykatolicki. W o wiele większym stopniu dotyczy to polityków-konformistów, o niesprecyzowanym stosunku do religii i jej kanonu moralnego.

 

Zasada ta nie działa jednak w ten sposób, że rządzący w państwie demokratycznym  spontanicznie dostosowują się do tego, w co generalnie wierzy społeczeństwo. Nie, dzieje się tak dopiero wtedy, gdy czują oni idący w tym kierunku nacisk opinii.

 

Nacisk ten tylko w niewielkim stopniu wytwarza dziś oficjalny głos Kościoła – list biskupów lub oświadczenie jednego z nich. Także Eliot – co prawda anglikanin, lecz piszący w pojęciach ogólniejszych – nie uważał, że współcześni politycy będą słuchali tego głosu, tylko dlatego, że jest autorytatywny dla wierzących. Eliot zresztą domyślał się, że Kościół hierarchiczny jako partner instytucji państwowych może być niekiedy skrępowany w zbyt bezpośrednim konfrontowaniu się z nim na forum publicznym.

 

Dlatego –  przynajmniej w naszej epoce – oficjalny głos biskupów zamiast być jednym z elementów politycznej gry Kościół-państwo, powinien być głównie nauką dla wiernych. Wyraźną, argumentującą  w sposób religijny, wolną od obciążeń dyplomatycznych, zatem zdolną do nonkonformistycznego formułowania obowiązków katolickich.

 

Natomiast bezpośredni nacisk na rządzących powinien przychodzić od społeczeństwa, siłą jego opinii chrześcijańskiej. Nieformalny zespół liderów opinii katolickiej – duchownych i świeckich, publicystów i ekspertów, myślicieli i działaczy – często w praktyce decyduje swoim głosem o tym, do czego poczują się przymuszeni i rządzący, i przywódcy głównych partii. Dlatego tak ważne jest, aby ten głos zachowywał swoją niezależność – by zawsze bardziej niż lojalność partyjną miał na względzie lojalność względem zasad. Zasad, w imię których można negocjować aktualne poparcie dla tej czy innej partii.

 

Niestety może też być inaczej: że liderzy katolickiej opinii są  w istocie kimś w rodzaju partyjnych agentów wewnątrz społeczeństwa chrześcijańskiego. Zamiast formułować zasadnicze wymagania chrześcijańskie wobec polityków, usprawiedliwiają konformizm polityków wobec społeczeństwa chrześcijańskiego. Choć mogą w tej misji czuć się jak prorocy, przestali prorokować po Bożemu; stali się prorokami nadwornymi.

 

Paweł Milcarek


Paweł Milcarek

(1966), założyciel i redaktor naczelny "Christianitas", filozof, historyk, publicysta, freelancer. Mieszka w Brwinowie.

Komentarze

Lelum, : Ech..., ale żeby taka opinia katolicka powstała, wszyscy (od biskupów począwszy) powinni czytać dobre książki. Lub czasopisma ;-). (2010.09.17 10:39)