Komentarze
2011.03.16 08:05

Czy diabestwo "wie co jest ważne"

Przy okazji lektury książki Romana Graczyka - nie, nie tylko o esbeckiej infiltracji na szczytach środowiska "Tygodnika Powszechnego", lecz szerzej: o uwikłaniu TP w system peerelowski - wracają myśli o tym, jaka była korelacja między ujmowaniem przez progresistów Vaticanum II jako "początku nowego Kościoła" - a komunistycznymi manipulacjami tymże Soborem. U Graczyka coś z tej korelacji jest widoczne: miękkim punktem środowiska TP - ale na pewno bardziej "Więzi" - była "soborowa" zasada, że z marksistami-komunistami już nie należy walczyć potępieniami, tylko dialogować. Rzecz jasna, gdy tylko SB wykryła dobrodziejstwa takiej "skłonności dialogowej", nagle okazywała się zainteresowana podbechtywaniem jej teologicznych fundamentów.

 

Coś podobnego widziałem już przed laty, dzięki drukowanej w "Christianitas" analizie tego, jak na rozpoczynający się Sobór patrzyła SB oczami swoich ekspertów. To było bardzo pouczające: przecież na początku esbecy zainteresowani byli - jakże żywo i panicznie! - tylko tym, czy na Soborze dojdzie do zapowiadanego od lat potępienia komunizmu. Owszem, po bezpieczniacku zbierali papiery trochę o wszystkim - ale jak erotomani za golizną, tak oni węszyli nieustannie tylko za tą "anatemą" (której wyraźnie się bali!). W trakcie składania sobie tych puzzli z różnych profili kardynałów itp. wyszła im jednak pewna prawidłowość: dostrzegli, że hierarchowie "nieskorzy do anatem i otwarci na dialog z marksizmem" byli równocześnie reprezentantami teologii raczej progresywnej - za to rzecznicy potępienia komunizmu znajdowali się gdzieś około "teologii konserwatywnej". Niezrozumiałe spory "progresistów" z "konserwatystami" nagle nabrały dla esbeków żywych kolorów. Od momentu wykrycia tej korelacji w myśleniu esbeków następował przełom: zamiast patrzeć na Sobór przez pryzmat jednej konkretnej sprawy, zaczęli kombinować, że już niezależnie od zablokowania anatemy zwycięstwo "strony postępowej" przyniesie wiele innych sukcesów w przyszłości, trzeba zatem jakoś wesprzeć "postępowych teologów". Niektórych zaczęło to wciągać: ze zwykłych policyjnych manipulatorów stawali się coś jakby "teologami", tyle że wciąż policyjnymi. Teologami z SB, palącymi się do tego, aby pomagać Kościołowi "spotkać się z duchem nowych czasów"!

 

Jak wiadomo, prowadziło to z czasem nawet do dyskretnego zaangażowania się SB, na forum kościelnym!, przeciw "nadużyciom w rozwijaniu kultu maryjnego" przez Prymasa Wyszyńskiego: oto nutka, która tak bardzo smakowała niektórym teologom i publicystom...

 

Gdy sobie teraz to wszystko jeszcze raz przypominam, zastanawiam się jak daleki i na ile precyzyjny jest "kierunek operacyjny" tego iście diabelskiego instynktu: czy rzeczywiście ten "niuch" jest w stanie wskazać jako cel uderzenia sprawy naprawdę pierwszorzędnie ważne z punktu widzenia wiary - czy raczej będzie to zawsze takie grube i prymitywne przybliżenie tylko na pewną odległość?

 

Czytelnicy "Montażu" Wołkowa pamiętają, że obserwując nieudaczną "ceremonię mszalną" w kościele katolickim we Francji sowiecki agent westchnął sobie, iż niemożliwe, aby Kościół porzucił swój wspaniały tradycyjny ryt - i zastąpił go nową kombinacją - bez udziału tajnych służb Imperium. To oczywiście licentia poetica - ale czy zupełnie oderwana? Czy faktycznie możemy założyć, że "operacyjne zainteresowania" służb nigdy nie zastąpily, w swej drodze "po nitce do kłębka" - od samego sedna życia Kościoła, do jego "źródła i szczytu"?

 

Jest to pytanie, na które naprawdę nie znam odpowiedzi - i nie zamierzam jej sugerować. Dla mnie jest co prawda oczywiste, że każdy ktto naprawdę chce wpłynąć na chrześcijaństwo, musi zabrać się za misteria chrześcijańskie - ale doprawdy nie mam pojęcia czy manipulatorzy ze służb komunizmu zdali sobie z tego do końca sprawę (poza tym, że próbowali, bezskutecznie, małpować liturgię chrześcijańską w swoich nędznych rytuałach).

 

Dlatego to pytanie wciąż do mnie wraca: na ile diabelstwo, czynne czasami w ludziach, naprawdę naprowadza ich na to, co źródłowo najważniejsze - czy może raczej jest zawsze skażone tą swoją groteskową ślepotą? Jest to ważne pytanie, nie wyłącznie scholastyczne. Wynika z niego między innymi to, czy - i w jakim stopniu - to ataki antychrześcijańskie mają być dla nas wskazówką które sprawy są naprawdę ważne. Bo może są ważne, owszem - ale tylko z perspektywy diabła? A więc z perspektywy, która dla nas musi być "za krótka"?

Paweł Milcarek


Paweł Milcarek

(1966), założyciel i redaktor naczelny "Christianitas", filozof, historyk, publicysta, freelancer. Mieszka w Brwinowie.

Komentarze

Wojciech Werner-Wojnarowicz, http://zycie.ca/feleitony: Miałem w swojej krótkiej działalności taką zasadę. Jak mnie za coś komuchy pochwaliły, wskazując d'dojrzałość" i 'zrozumineie złożoności" problematyki, to natychmiast się cofalem i prosiłem, ay robili rzecz inni. Pochwała wroga to znak, że idziesz po ich mysli. "Strzeżcie się Greków dary niosacych.... " (2011.04.06 20:02)