szkice
2022.03.28 16:25

Męczeństwo św. Tomasza z Canterbury w sztuce T. S. Eliota

Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.plZ góry dziękujemy.

 

Dla Imienia Jezusa i ochrony Kościoła jestem gotów przyjąć śmierć.[1]

Życiorys św. Tomasza z Canterbury, w polskiej tradycji zwanego Kantuaryjskim, to niezwykle pasjonująca lektura[2]. Urodzony w Cheapside, dzielnicy Londynu, w 1118 r. w rodzinie normandzkiego kupca, Tomasz odebrał wstępną edukację u kanoników londyńskich, po czym znalazł zajęcie w kurii prymasa Anglii, arcybiskupa Canterbury Teobalda i został wysłany na studia m. in. do Bolonii. W 1155 roku Tomasz, wówczas już archidiakon, zyskał przychylność króla Henryka II Plantageneta i został Lordem Kanclerzem królestwa. To właśnie Teobald, rozpoznawszy talent Becketa miał polecić go królowi na tę funkcję[3]. Króla i kanclerza połączyła bliska zażyłość. Razem polowali i podróżowali po Anglii. W tym czasie Tomasz miał wieść wystawne życie i cieszyć się dworskimi luksusami. Król myśląc, iż dzięki temu pozyska przychylnego sobie człowieka na najwyższym duchownym stanowisku w Anglii, uczynił swego kanclerza arcybiskupem Canterbury po śmierci Theobalda. Tymczasem Tomasz, choć bardzo zżyty z królem i szczerze go miłujący, uznał, że od tej chwili przede wszystkim będzie lojalny wobec Boga. Bez reszty oddał się służbie Kościoła. Teraz w sprawach relacji Kościół-państwo dla Tomasza liczyła się przede wszystkim wierność Chrystusowi reprezentowanemu na ziemi przez Papieża, którym od roku 1159 był Rolando Bandinelli - Aleksander III. Arcybiskup Canterbury stał się bardzo gorliwy w obronie Kościoła i radykalnie zmienił tryb życia poświęcając się duszpasterzowaniu i umartwieniom. Gdy Henryk II zażądał dla siebie większego wpływu na Kościół w Anglii, prymas czuł się zobowiązany do sprzeciwu.

W 1164 roku Henryk II wydał konstytucje z Clarendon, które stanowiły m. in., iż sądowi świeckiemu będzie wolno sądzić także duchownych, a sądowi kościelnemu tylko duchownych. Król zakazywał też apelacji do Rzymu bez swojej zgody i nałożył na angielski Kościół podatek. Prymas Anglii Tomasz Becket nie podpisał się pod tym dokumentem, przez co wszedł w konflikt z monarchą. Gdy Papież potępił ten dekret, Tomasz zrobił to samo. Wezwany do stawienia się przed sądem królewskim i zagrożony uwięzieniem, Prymas potajemnie zbiegł do Francji. Król obiecał Tomaszowi, iż będzie mógł bezpiecznie wrócić do Anglii i bez przeszkód piastować swój urząd. W międzyczasie wbrew woli Papieża na współwładcę został wybrany pierworodny syn Plantageneta, Henryk Młody Król. Koronacji dokonał Arcybiskup Yorku, z którym Becket pozostawał w konflikcie. Tomasz powrócił do kraju, ale przedtem nie uznał koronacji i ekskomunikował Arcybiskupa Yorku i dwóch innych hierarchów angielskich. Tłumy witały powracającego do Canterbury biskupa z radosnymi okrzykami podczas gdy wrogo nastawieni do prymasa pozostawali ludzie króla.

Biskupi Yorku i Salisbury udali się do przebywającego w tym czasie w Normandii króla, by donieść mu o tym, iż zostali przez Becketa obłożeni klątwą. Zirytowany Henryk miał wykrzyknąć słowa o nędznych poddanych, którzy nie odważą się usunąć nisko urodzonego „mącicielskiego klechy”, który pokrzyżował jego plany. Nie jest jasne, czy król w ten sposób zlecił morderstwo Arcybiskupa, czy też jego wybuch gniewu został nadgorliwie zinterpretowany przez ambitnych dworaków. Faktem jest, że czterech rycerzy, którym przewodniczył Reginald FitzUrse udali się z Normandii do Canterbury, by dokonać na prymasie mordu. Najpierw weszli do pałacu, by aresztować Becketa, nazywając go zdrajcą. Tomasz odmówił oddania się w ich ręce, a także nie zdecydował się na ucieczkę proponowaną przez mnichów. Został zarąbany 29 grudnia we wnętrzu Katedry Canterbury podczas odprawiania nieszporów, trzymając się z całych sił jednego z filarów kościoła tak, aby uniemożliwić rycerzom aresztowania go. Podobno mordercom towarzyszył niegodziwy duchowny, który po morderstwie rozsmarował butem mózg Tomasza na posadzce i stwierdził, że ten „już nigdy nie powstanie”. Duchowny ten znany jest jako Mauclerk – „zły kleryk”. O przebiegu tego zdarzenia wiemy dzięki relacji Vita S. Thomae spisanej przez mnicha Edwarda Grima ranionego podczas próby ochrony Arcybiskupa przed napastnikami. Właśnie z tego źródła czerpał obficie T. S. Eliot pisząc swoją sztukę. Ciało zamordowanego leżało przez kilka dni w Katedrze. Przekonani o jego świętości ludzie przychodzili do szczątków arcybiskupa, aby pobrać relikwie mocząc tkaniny we krwi męczennika.

Aleksander III kanonizował św. Tomasza Kantuaryjskiego w 1173 roku po wielu poświadczonych cudach za jego wstawiennictwem. Grób świętego stał się celem peregrynacji z całej Europy. Atmosferę pielgrzymek do sanktuarium oddał Geoffrey Chaucer w znamienitym dziele „Opowieści kanterberyjskie”. Pielgrzymki z całego kontynentu brały za cel grób św. Tomasza, aż do zbezczeszczenia świętego miejsca przez herezjarchę Henryka VIII Tudora w 1538 roku. Tomasz jest patronem duchownych i drugim obok św. Jerzego patronem Anglii. Natomiast Henryk II pod groźbą ekskomuniki i utraty władzy zobowiązał się do pokuty. Udał się na pieszą pielgrzymkę do grobu świętego i wystawił trzy kościoły. Karę musieli odbyć także czterej rycerze, udając się do Ziemi Świętej na pokutę, z której podobno nigdy nie powrócili[4]. Henryk w ostateczności uzyskał jednak możliwość sądzenia duchownych na swojej ziemi. Ktoś mógłby przekonywać, że ofiara Tomasza poszła na marne, jednak Hillaire Belloc, przyjaciel Gilberta Keitha Chestertona wykazuje, że Tomasz walczył o ideał wolności Kościoła od państwa i choć technicznie Henryk uzyskał to czego chciał, to jednak Tomasz odniósł zwycięstwo w porządku duchowym – bo walczył o niezależność i samorządność Kościoła w epoce, w której taki przewrót byłby o wiele bardziej szkodliwy niż w XVI stuleciu[5]. W 1173 roku wybuchła rebelia, którą Henryk uznał za karę bożą za śmierć Becketa[6]. Aż do swojej śmierci król zmagał się zagrożeniami dla potężnego imperium, które stworzył – z rewoltą Młodego Króla, z buntami francuskich feudałów, ze sporami o sukcesję po śmierci pierworodnego etc. Umarł w 1189 roku, pokonany przez swojego syna Ryszarda Lwie Serce, chory i opuszczony przez wszystkich synów prócz nieślubnego Geoffreya. Po śmierci Henryka królem Anglii został Ryszard.

O napisanie sztuki o morderstwie arcybiskupa Becketa w 1170 roku, T.S. Eliota poprosił anglikański biskup George Bell. Poeta przyjął propozycję i zgodził się na podsunięty mu tytuł utworu – „Murder in the Cathedral” (po polsku „Mord w katedrze”). Sztukę wystawiono zgodnie z intencją na Canterbury Festival w 1935 roku. Jej pierwszy pokaz odbył się w na miejscu kaźni. W tym samym roku została opublikowana w formie książkowej. Choć Eliot stworzył sześć dramatów poetyckich, m. in. „Zjazd rodzinny” i „Cocktail party”, za jego największe dramatyczne osiągnięcie uznaje się właśnie „Mord w katedrze”[7]. W posłowiu do „Wyboru dramatów” Eliota Michał Sprusiński podaje ciekawe fakty z historii tej sztuki[8]. Była ona wystawiana kilka razu w tym samym roku, a potem wiele razy powracała na sceny. Zaadaptowano ją także, przy współudziale Eliota, na potrzeby filmu w 1951 roku. Ciekawe, że głosem poety mówiła postać Czwartego Kusiciela. Interesujący jest też wątek polskiego życia dramatu. W 1954 roku wydano na emigracji przekład Zofii Ilińskiej pt. „Zabójstwo w katedrze”. Eliot napisał notkę do tego wydania, w której zaznaczył, że z powodu nieznajomości polszczyzny niestety nie będzie mógł zapoznać się z dziełem tłumaczki. Poeta ubolewał nad tym, że tłumaczka poświęciła wiele lat na przekład, który z uwagi na polityczną sytuację w okupowanej przez komunistów Polsce będzie mógł dotrzeć tylko do nielicznych. Wspomniał też o długu wdzięczności dla Polaków walczących w obronie Anglii podczas II wojny światowej, szczególnie tych poległych oraz przebywających na wygnaniu. W kraju, w tłumaczeniu Jerzego Sito, którym posługuję się w tym tekście, dramat Eliota ukazał się dopiero w 1976 roku.. W 1982 roku krakowski Teatr Stary wystawił „Mord w katedrze” w reżyserii Jerzego Jarockiego wewnątrz Katedry na Wawelu, przy czym Część I rozegrano przed konfesją św. Stanisława biskupa[9]. Główną rolę zagrał Jerzy Bińczycki, a w Czwartego Kusiciela wcielił się Edward Linde-Lubaszenko. Ta inscenizacja musiała robić niesamowite wrażenie. Potem w 1991 Teatr PR nadał słuchowisko zaadaptowane i wyreżyserowane przez Henryka Rozena z Krzysztofem Kołbasiukiem w roli Becketa, a w kwietniu 2018 sztukę wystawiono w Katedrze Poznańskiej. Myślę, że Polakom „Mord w katedrze” powinien wydać się w pewien sposób bliski. Historia męczeństwa św. Tomasza jest bardzo podobna do o 100 lat wcześniejszego męczeństwa św. Stanisława biskupa, który poniósł śmierć z rąk króla Bolesława lub jego sług, za sprzeciw wobec królewskich działań politycznych. Ponadto, jak św. Tomasz jest obok św. Jerzego patronem Anglii, tak św. Stanisław ze Szczepanowa jest jednym z patronów Polski.

Sztuka podzielona jest na dwa akty, które przedziela Interludium, stanowiące Bożonarodzeniowe kazanie Arcybiskupa. Ciekawym zabiegiem poetyckim jest włączenie do utworu Chóru kobiet z Canterbury. Jest to zapożyczenie z greckiego dramatu, którym Eliot się niezwykle fascynował. Właśnie ów Chór kobiet otwiera i zamyka „Mord w katedrze”. Przybywają one do Katedry szukając pocieszenia:

 

Tu stańmy w cieniu katedry
Tu będziemy czekały[9].

 

Ale nie tyle sam budynek Katedry może dać im schronienie, co Tomasz, którego pamięć przywodzi je w to miejsce. Tomasz bowiem zbiegł do Francji z obawy przed prześladowaniami ze strony króla. Kobiety wiedzą więc, że Tomaszowi, który był zawsze łaskawy dla swego ludu groziłoby niebezpieczeństwo: byłoby źle gdyby wrócił. Ale przeczuwają także, choć nie potrafią tego doprecyzować, że niedaleka przyszłość będzie obfitowała w zdarzenia, a one będą musiały dać świadectwo:

 

Jakieś przeczucie aktu, który
musimy obejrzeć na własne oczy,
przyciąga nasze stopy ku katedrze
Musimy złożyć świadectwo.

 

Ten akt, który ma się dokonać, to właśnie męczeństwo św. Tomasza, sygnalizowane w sztuce od samego początku:

 

Czekają męczennicy i święci na tych,
którzy zostaną męczennikami i świętymi.

 

Jest grudzień i zbliża się Boże Narodzenie, wkrótce ma narodzić się Chrystus, ale jak w innych utworach Eliota, te narodziny związane są nieuchronnie z cierpieniem: Czy Syn człowieczy narodzi się znowu w barłogu wzgardy? Poeta łączy trudności z jakimi zmagała się święta Rodzina bezpośrednio przed i po narodzinach Chrystusa, z zapowiedzianym przez proroków męczeństwem Zbawiciela, a także z cierpieniami jakie spadną na Jego świadków, a w przypadku tej sztuki – na św. Tomasza.

Lud jest uciskany przez możnych. Dla władców nie liczy się dobro ludu, a jedynie utrzymanie władzy i bogactwa, co wyrażają kobiety z Canterbury:

 

Król rządzi lub baronowie rządzą
Cierpieliśmy ucisk rozmaitego rodzaju,
Lecz głównie jesteśmy zdane na
Siebie
I cieszymy się, gdy nas zostawią w spokoju.
(…) wyznają jedno prawo, wziąć władzę i utrzymać.

 

Tomasz, ostoja swojego ludu, powraca nie bacząc na niebezpieczeństwo. Jego przyjazd do Canterbury przypomina wjazd Chrystusa do Jerozolimy – lud rzuca płaszcze na ziemię i wyściela drogę liśćmi. I tak jak Pan Jezus, Tomasz zostanie wkrótce umęczony w miejscu, w którym sprawuje swój urząd kapłański. Tomasz jest ważny dla ludu, gdyż można się na nim oprzeć jak o skałę: Opoka Boża jest pod naszą stopą przeciw intrygom baronów i posiadaczy. Jeden z księży w sztuce twierdzi, iż Becket chciał się podporządkować jedynie Bogu.

Księża rozumieją, że gdyby Arcybiskup powrócił do kraju byłoby to dla niego bardzo niebezpieczne. Obawiają się o jego życie. Kobiety z Canterbury są przerażone. Próżno księża próbują je uspokoić. Wszyscy oni jednak woleliby, aby ich pasterz pozostawał poza krajem i uszedł z życiem. W dodatku, kobiety, stanowiące w pewien sposób głos owczarni Tomasza, zwłaszcza prostego ludu, boją się także, że jego przybycie, co do którego mają przeczucie, iż będzie brzemienne w skutki – przyniesie bolesną zmianę. Bez tego, lud którego są głosem, mógłby dalej trwać w spokoju, w normalnym cyklu życia, chodząc do Kościoła, wykonując swoją pracę, w przyzwyczajeniu do codzienności, do zwykłych zdarzeń, tak złych jak i dobrych, a także do niesprawiedliwego traktowania przez możnowładców. Nadejście Tomasza będzie zaburzeniem ich życia. Przy całej tragedii jaka ma nastąpić, owo przyjście, będzie właśnie przyjściem Królestwa niebieskiego, przerwaniem cyklu życia wtłoczonego w brudne ramy egzystencji. A towarzyszy tej zmianie finalny strach, jakiego nie znamy, z którym nikt nie śmie się zmierzyć, którego nikt nie rozumie. Tomasz, biskup bezpieczny i pewny swojej wiary, nieustraszony wśród cieni, jak mówi Chór, wchodzi na scenę uspokajając kobiety i broniąc je przed poirytowanymi ich biadaniem księżmi z Canterbury. Arcybiskup wie, że przed wszelkimi czynami czeka go najtrudniejsza walka – zmagania duchowe. Będą to pokusy diabelskie, o których mówi, że będą trudniejsze nawet niż męczeństwo. Przed kuszeniem, Tomasz nakazuje swoim księżom czuwanie, tak jak Chrystus trzem Apostołom w Ogrodzie Getsemani.

 

Tymczasem treścią naszych pierwszych czynów
Będą cienie i walka z cieniami.
Przerwa będzie trudniejsza niż samo spełnienie.

 

Kuszenie ma duże znaczenie także w innych dziełach Eliota. Jeszcze przed chrztem poety wewnętrzne rozterki odzwierciedlone są np. w przedstawieniu rozważań Prufrocka, bohatera poematu pod tym samym tytułem, które mają charakter zmagań z samym sobą podczas jakiejś próby moralnej czy też, jeśli możemy tak powiedzieć na tym etapie twórczości pisarza, pokusy. Tytułowy mędrzec z „Podróży Maga” kuszony jest kilkukrotnie: by zawrócić z drogi, by nie uwierzyć w Boże objawienie, którego doświadczył w Betlejem, a w końcu, by powróciwszy do domu, poddać się na nowo staremu stylowi życia wśród otaczających go pogan, z których przecież się sam wywodził. W „Środzie popielcowej” natomiast Eliot opisał duchowe rozterki osoby wierzącej, ale poddawanej głębokiemu zwątpieniu. Podmiot często wydaje się być bliski porzucenia wszelkiej nadziei, ale modli się do Boga i w końcu odzyskuje duchową równowagę. Kuszą go wspomnienia radosnej przeszłości, np. „majowy czas”, „muzyka fletu”. Walkę duchową symbolizuje też zmaganie się podmiotu z „oszukańczym diabłem schodów, który ubrał maskę nadziei i rozpaczy”. Także i „Mord w katedrze” zawiera opis duchowej walki głównego bohatera z szatanem pod postacią czterech kusicieli.

Sposób w jaki pisarz przedstawił walkę duchową św. Tomasza ma fundamentalne znaczenie dla całej sztuki. Jest to być może punkt centralny rozgrywającego się dramatu. Arcybiskup poddany jest przez szatana kuszeniu, które na różne sposoby ma go złamać lub, przywołując Ewangeliczną mowę Pana Jezusa, „przesiać jak pszenicę” (Łk 22,31). Opis tego kuszenia przypomina w pewien sposób pokusy z jakimi Chrystus zmierzył się na pustyni po czterdziestodniowym okresie postu (zob. Mt 4,1-11; Mk 1,12-13; Łk 4,1-13). Tomaszowi diabeł oferuje nie trzy, lecz cztery szatańskie propozycje. Są one jednak podobne do tych, którym oparł się Chrystus. Każdy kto obserwuje wnikliwie swoje wnętrze, a także zna przykłady z historii świata czy też z żywotów świętych, wie, iż diabeł w sposób najbardziej niebezpieczny i wyrafinowany kusi nie do jakiejś straszliwej postaci zła, np. zbrodni, ale do tzw. pozornego dobra, które w ostateczności okazuje się podstępem. Truciznę podaje zawoalowaną w złotą powłokę. Tak przecież jest napisane w Ewangelii, gdy diabeł proponował Chrystusowi np. zamianę kamieni w chleb (zob. Mt 4,3). Nic by się z pozoru nie stało, to przecież nie oznaczałoby zbrodni w zwykłym rozumieniu. Chrystus jako Człowiek, choć jednocześnie jest Bogiem, odczuwał głód, a zamieniając kamienie w chleb, tylko by się posilił. Była to jednak pułapka, gdyż dokonując niepotrzebnego cudu dla błahego celu Chrystus wykorzystałby swą boską moc. Każdy inny mógłby się temu poddać, ale nie nasz Pan. Taka kuszona osoba raz to zrobiwszy, mogłaby obwieścić światu, iż przyszła, by zaspokoić głodne masy – dać im darmowy chleb na skinienie ręki. Szatan chce, by Chrystus stał się „cudownym spichlerzem” zwykłego chleba. Zbawiciel odmówił. Przyszedł dla innego Królestwa. Jak to ujął raz kiedyś abp Sheen – on nie chciał być „królem chleba” – takim, którego celem jest wyłącznie użytkowe zaspokojenie ziemskich potrzeb swoich poddanych (zob. także dysputę Chrystusa z Żydami w Kafarnaum: J 6, 26-59). „Pierwszą pokusą Chrystusa na początku Jego publicznego życia było, aby stał się królem chleba i pozyskał ludzi dostarczając im pożywienia. Pewnego razu, gdy próbowali uczynić Go Królem po tym jak rozmnożył chleb, On zbiegł w góry”[10], mówił arcybiskup Sheen.

Przyjrzyjmy się zatem co proponują Tomaszowi zjawy. Pierwszy Kusiciel odwołuje się do miłych wspomnień Becketa z czasów, gdy był kanclerzem. Przedstawia się jako dworski lekkoduch, a także przyjaciel z dawnych lat. Przywołuje zabawy, muzykę, taniec. Kusiciel próbuje nakłonić Tomasza do porzucenia jego niezłomności i pojednania się z królem. Gdy przestanie upominać przeciwnika, powróci do łask. Kusiciel odwołuje się do instynktu przetrwania Becketa, aby nakłonić go do zachowania ziemskiego życia i rozkoszowania się ziemskimi przyjemnościami za cenę życia wiecznego.

 

Nie to zwierzę bezpieczne, które najgłośniej
ryczy (…)
Człowiek wyrozumiały jada najlepsze dania (…)
Zaufaj przyjacielowi. Nie wtrącaj się (…)

 

Tomasz nazywa Pierwszego Kusiciela kaprysem wiosny i ciepłym wspomnieniem, które zdecydowanie odrzuca. Drugi Kusiciel to polityk. Namawia Arcybiskupa do objęcia władcy ziemskiej jako kanclerz. Próbuje nakłonić go do powrotu do polityki:

Władza jest po tej stronie, świętość
niestety za grobem.

 

Tomasz jako kanclerz, prawa ręka króla, miałby się według zwodziciela przyczynić do ukarania złych rządców, a wziąwszy biedotę w opiekę mógłby rządzić dla lepszej sprawy, bo przecież polityka prywatna to jest zysk publiczny. Ceną za to jest uległość wobec króla, a według Kusiciela cel uświęca środki:

Władza czeka na tego kto
zechce sięgnąć po nią.

 

Tomasz musiałby tylko wyrzec się roszczeń władzy duchowej i objąć władzę polityczną, która daje potęgę i chwałę. Wie jednak, że ziemska władza nie może budować prawdziwego porządku na ziemi, lecz jedynie to, co świat przez porządek rozumie. Teraz rozporządza on władzą duchowną, mocą daną od Papieża,  a to co w dawnym życiu oznaczało dla niego szczyt, teraz byłoby zejściem w dół.

Trzeci Kusiciel, który przedstawia się jako właściciel ziemski, na wstępie odróżnia siebie samego od dwóch poprzednich:

 

Ja nie jestem polityk, nie żaden lekkoduch (…)
Jam nie dworzanin (…)
Jestem ziemianin, Pan na swoich włościach (…)
To my, ziemianie, dobrze znamy kraj;
I wiemy, czego mu trzeba
Bo to nasz kraj i my o nasz kraj dbamy.
Jesteśmy solą ziemi i kręgosłupem narodu.

 

W przeciwieństwie do poprzednika ten Kusiciel nie chce wcale, aby Tomasz wyrzekł się władzy duchowej, ale aby jako Arcybiskup związał się z określoną frakcją. Zamiast układać się królem, Becket miałby sprzyjać rewolucji społecznej prowadzonej przez zarządców ziemskich. Kusiciel przekonuje do obalenia króla, zastanego porządku społecznego i ustanowienia nowego systemu, pod którym uciśniony lud miałby doznać ulgi. Cały czas odwołuje się przy tym do narodu, którego dobra rzekomo pragnie: My – znamy naród. Mówi o dobrej koalicji mądrych interesów, a przemawia [w] imieniu silnej partii. Można zauważyć, że logika tej pokusy przywodzi na myśl tzw. teologię wyzwolenia, dla której liczy się rewolucja ludowa poparta ideologią zbudowaną na zmanipulowanej wersji Ewangelii. Dla tej frakcji baronów przychylność Kościoła i Ojca Świętego byłaby jedynie potężną pomocą w walce o wolność, która położy kres tyranii królewskiego sądu nad klerem i możnowładcami, bowiem kościół i naród łączy wspólna sprawa przeciw tronowi. Dla Becketa jednak taka postawa to zabawa w tworzenie fałszywego raju na ziemi przy pomocy władzy świeckiej. Wprawdzie G. K. Chesterton uważa, że arcybiskup był idealistą podobnym w pewien sposób do św. Franciszka z Asyżu, jednakże interesował go raczej właściwie pojęty raj na ziemi, stworzony przy pomocy i pod zwierzchnictwem Kościoła, w oparciu o Ewangelię[11]. Taki raj byłby przede wszystkim ostoją dla najbardziej pokrzywdzonych, biednych i uciśnionych, pod auspicjami Kościoła. Tak według Chestertona widział Kościół arcybiskup i myślę, że czegoś takiego chciałby właśnie Chrystus, bowiem to, że Królestwo niebieskie nie jest z tego świata, nie oznacza, iż ma się ono wyrzekać możności realnego działania w świecie doczesnym - przeciwnie. Tak czy inaczej Tomasz odrzuca pokusę i nazywa ją zdradą:

Knuj zdrady swoje jak dotychczas knułeś
O mnie nie powie nikt, że jestem zdrajcą.

 

Najtrudniejszą pokusą jest jednak czwarta, ostatnia. Trzej poprzedni kusiciele zapewniali Tomasza, że musi zmienić swoją postawę, gdyż w przeciwnym razie poniesie śmierć. Zachęcali go więc do różnych kompromisów, dzięki którym zachowałby swoje dotychczasowe życie i przy okazji zdziałałby może jeszcze coś dla tzw. sprawiedliwości społecznej. Czwarty Kusiciel proponuje, aby Becket pozostał przy swojej niezłomnej postawie, ale by zmienił motyw uporu. Kusi go, aby poniósł męczeństwo, ale dla próżnej chwały własnej, okraszonej tylko kanonizacją. Wspomina o reformacji i o tym, że grób zostanie zbezczeszczony, kościelne dobra zagrabione, a motywacje Tomasza i jego dobre imię zniesławione. Tym bardziej zachęca arcybiskupa do swojej propozycji. Becket jest zaskoczony tą postacią, ponieważ spodziewał się trzech kusicieli. Naszego Pana na pustyni szatan próbował zwieść trzema pokusami. Trzej pierwsi kusiciele ze sztuki przychodzili pod postacią znajomych Becketa z przeszłości. Tego kusiciela jednak początkowo on  nie rozpoznaje. Później jednak wpada w osłupienie, gdyż najprawdopodobniej kusiciel przybiera jego własną twarz. Chwali on niezłomną postawę Arcybiskupa:

 

Brawo Tomaszu. Twoją wolę
Trudno jest nagiąć.

 

Zaprzecza poprzednim zjawom mówiąc, że dla Becketa na próby ocalenia życia jest już za późno. Wobec tego radzi mu iść dalej do końca, aż do męczeństwa. Arcybiskup powinien według zwodziciela wystąpić śmiało przeciwko królowi i pozostałym adwersarzom, a potem, ponieść z tego powodu śmierć. Rzekomo wtedy odniósłby największe zwycięstwo nad nimi, gdyż zostałby świętym oraz bohaterem ludu. Diabeł kusi Becketa totalną kontrolą władzy duchowej, czyli władzą spoza grobu: pomyśl tylko o pośmiertnej chwale, pomyśl, Tomaszu; święci i męczennicy władają zza grobu. Skruszony król, możnowładcy, wyklęci przez prymasa biskupi, a potem także i pątnicy z całego kraju i Europy klęczeliby przed grobem świętego.

 

Szukaj drogi męczeństwa, poniż się
na ziemi.
Abyś mógł zasiąść w niebie
między świętymi.

 

Powyższe słowa na pozór brzmią przecież zgodnie z nauką chrześcijańską. Poniżeni i pokutujący dla słusznego celu na ziemi znajdą raj w niebie. Ale diabeł używa tego w złym kontekście i dla złej przyczyny. Szatan roztacza przed arcybiskupem Canterbury iście diabelską perspektywę: perfidną wizję dumnego spoglądania z rzekomej niebieskiej chwały na swoich wrogów, którzy cierpieliby mękę wieczną w piekielnej otchłani. Ale ta wizja jest złudzeniem, nie może być w niej prawdy. Pełni pychy ludzie nie idą do nieba, a taka motywacja Becketa byłaby nie oznaką świętości, ale właśnie diabelskiej pychy. Ulegając temu majstersztykowi podstępu Tomasz sam skazałby się na piekło, ale na szczęście wie o tym i nazywa tę wizję snami o potępieniu. Ta droga, jak mówi Becket, wiodłaby w otchłań pychy, na potępienie.

Arcybiskup rozumie, że w odróżnieniu od pierwszych trzech Kusicieli, którzy używali pokus doczesnych, czwarty ma inną strategię. W końcu jednak opiera się i tej pokusie.

 

Ostatni chwyt był sprytniejszy od
Innych; i bardziej zdradliwy:
Uczynić rzecz właściwą, gdy powód jest
niewłaściwy.[12]

 

Zjawy ostatecznie odchodzą. Tomasz wychodzi zwycięsko z czterech prób. Nieugięta postawa, o której na początku sztuki mówiły kobiety z Canterbury i księża musi zakończyć się męczeństwem, gdyż arcybiskup trwa przy Chrystusie do śmierci. Chór kobiet prosi Tomasza o odejście i ocalenie doczesnego życia. Ten jednak uspokaja je, niczym Pan płaczące niewiasty w drodze na Kalwarię. Jest mu wyraźnie przykro, że w przyszłości ktoś mógłby ocenić jego zachowanie jako upór fanatyka, szaleńca, który nieopatrznie igrał z niebezpieczeństwem i poniósł słuszną karę za rzekomy brak rozsądku, czym zresztą później w sztuce próbuje się usprawiedliwić jeden z morderców.

Zdecydowałem się w tym tekście poświęcić tak wiele miejsca opisowi kuszenia św. Tomasza nie bez powodu. Jest to bardzo ważny moment dla całej sztuki. Ale nie mniej ważny jest dla nas, dzisiejszych chrześcijan. Pokazuje ten fragment strategie działania diabelskich sił jakim można oprzeć się mocą wiary i łaski. Chciałbym, aby tę sztukę w sposób szczególnie uważny medytowali współcześni katolicy, a zwłaszcza duchowni, którzy w sposób najbardziej podstępny narażeni są dzisiaj na kuszenie podobne do tego, które opisał poeta. Wielu z nich na różne sposoby wpada w te pułapki.

W Boże Narodzenie arcybiskup wygłasza kazanie o męczeństwie świętych, które nieoddzielalnie wpisane jest w historię Kościoła. Aby lud nie zląkł się z powodu śmierci swego pasterza, Tomasz przypomina swoim wiernym, że czas Bożego Narodzenia to także czas męczenników. O tym świadczą zarówno święci Młodziankowie zgładzeni przez siepaczy Heroda po narodzinach Chrystusa, jak i św. Szczepan, którego święto przypada bezpośrednio po dniu Narodzin Pańskich. Świadczy o tym także męczeństwo Arcybiskupa Elfega (ang. Elphege/Aelphege), którego pamięć Tomasz przywołuje. Św. Elfeg był jak Becket arcybiskupem Canterbury. Zamęczyli go w 1012 r. Duńczycy[13]. Jego drugie imię, Godwine, w języku Anglosasów stanowi odpowiednik Teofila i oznacza „przyjaciela Boga”. Ponadto pod koniec sztuki Tomasz w chwili męczeństwa przywołuje, obok Najświętszej Maryi Panny, męczenników Piotra, Pawła i Jana Chrzciciela, a także św. Dionizego, pierwszego biskupa Paryża, jednego z Czternastu Wspomożycieli i także męczennika. Choć nie ma o tym mowy bezpośrednio w sztuce, przecież także i św. Tomasz Apostoł, patron arcybiskupa, został zabity. Śmierć męczeńska świadków Chrystusowych jest potwierdzeniem Jego Ewangelii i w sposób nadprzyrodzony przynosi łaskę Królestwa Bożego. Tomasz nazywa to prawdziwą radością i to właśnie tę radość zwiastowały jego zdaniem zastępy wojsk niebieskich pasterzom w Betlejem (zob. Łk 2, 10). O tej radości mówił Pan Jezus apostołom: „(…) wy będziecie płakać i zawodzić, a świat się będzie weselił. Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz przemieni się w radość” (J 16,20). Krew męczenników, głosi Tomasz, przynosi prawdziwy pokój, nie taki jak świat daje.

 

Rozważcie także rzecz pewną, o której, być może, nie pomyśleliście nigdy. Nie dość, iż w Dzień Narodzenia Pańskiego czcimy w tej samej chwili Narodziny i Śmierć Zbawiciela, lecz dnia następnego czcimy męczeństwo Jego pierwszego męczennika, błogosławionego Szczepana. Myślicie, że to przypadek, że dzień pierwszego męczennika następuje natychmiast po Dniu Narodzin Chrystusa? Nie, to nie jest przypadek.

 

W tym kazaniu Tomasz mówi także o Najświętszym Sakramencie. Oto urodzony w rodzinie amerykańskich unitarian Eliot, konwertyta na anglikanizm, umieszcza w swoim dziele katolicką naukę o Mszy Świętej. Gdziekolwiek bowiem msza jest ofiarowana, odtwarzamy w niej Mękę i Śmierć Zbawiciela naszego; a w ten Dzień Narodzenia Pańskiego czynimy to ku czci Jego narodzin.

Gdy oprawcy przychodzą zamordować Becketa, ten jest odważny i gotowy na męczeństwo. Tomasz nie chce zrobić tego, czego domagają się oprawcy – poddać się im, opuścić swoją owczarnię, uznać wyższość prawa świeckiego nad Bożym, nie wchodzić w drogę królowi i przysiąc mu posłuszeństwo, a także zdjąć klątwę z wiarołomnych biskupów. Jest dotkliwie lżony przez czterech rycerzy. Protestuje przeciwko nazywaniu go zdrajcą, gdyż nie zasłużył na to. Pomny na Krew Chrystusa, która zbawiła ludzi, Tomasz chce położyć swoje życie w ofierze. Ochoczo pragnie spłacić swoim męczeństwem dług z wdzięcznością za to jedyne w swoim rodzaju poświęcenie się Zbawiciela dla rodzaju ludzkiego.

 

Tu jestem.
Nie żaden zdrajca, lecz ksiądz;
I chrześcijanin, obmyty krwią Chrystusa
Gotowy własną krwią
Cierpieć. To znak Kościoła; na wieki.
Krew za krew. To znak krwi.
Jego krew, za mnie wylana, kupiła moje
życie;
Teraz krwią moją płacę za Jego śmierć;
Śmierć za Śmierć.

 

Tomasz, na podobieństwo Dobrego Pasterza, kładzie swoje życie za owce. Zaklina się na Imię Boże, aby nie tknęli jego ludzi:

 

Czyńcie ze mną, co chcecie, na własną
swoją hańbę i potępienie.
Lecz żadnego z mych ludzi,
Tak duchownych, jak świeckich, nie
ważcie się tknąć –
Zabraniam mową Imienia Bożego.

 

Tomasz pada pod mieczami czterech rycerzy. Po zabójstwie podchmieleni zabójcy tłumaczą przed publicznością swój postępek wyższą koniecznością dla dobra państwa. Na zakończenie sztuki przemawia Chór kobiet z Canterbury. Niewiasty wygłaszają pochwałę Boga widoczną w całym jego stworzeniu, zjawiskach przyrody, porach roku etc. Jednakże najbardziej pragną uczcić Stwórcę w jego świętych męczennikach. Kobiety, jako głos społeczności, pokazują, że ofiara Tomasza dokonała przemiany ludu. Jego męczeńska śmierć stanowi świadectwo dla narodu, jest ich utwierdzeniem w wierze Kościoła. Te same niewiasty, które początkowo obawiały się o życie Tomasza teraz dziękują Bogu za wydarzenie, które na zawsze zmieniło historię Anglii.

 

Dzięki Tobie składamy za miłosierdzie
krwi, za Twoje przez krew
Odkupienie. Za krew męczenników
i świętych,
Która użyźnia ziemię i tworzy miejsca święte.
Bo tam, gdzie święty przebywał, gdzie
męczennik krew swoją rozlał
za krew Chrystusa,
Ziemia jest święta, jej świętość nigdy
zniknąć nie zdoła (…)

 

Ze sztuki Eliota wyłania się czytelnikowi obraz człowieka silnego duchowo, niezłomnego, gotowego ponieść męczeństwo dla Chrystusa, a także stanowiącego opokę dla swojej owczarni. Poeta przybliża nam w fascynujący sposób postać tego wielkiego świętego. Śmierć jaką ponosi Becket jest niezwykłym wydarzeniem dla ludu Canterbury, a także dla całej Anglii, dla Kościoła katolickiego i Europy. Jest ona symbolem wyższości Prawa Bożego strzeżonego przez wiernego nauce katolickiej Papieża i podległych mu hierarchów, nad prawem świeckim. Monarchowie i możnowładcy, którzy odważą się podnieść rękę przeciw Kościołowi są więc wrogami Boga – odnoszą tylko pozorną, chwilową przewagę, a wkrótce dosięga ich Boża sprawiedliwość. O tym świadczy dobitnie życie św. Tomasza. Psalmista mówi:

 

Miecze nieprzyjaciół opadły na zawsze,
Zburzyłeś ich miasta
ich pamięć zginęła do szczętu.
A Pan trwa na wieki;
przygotował na sąd stolicę swoją
i sam w sprawiedliwości sądzić będzie ziemię,
sądzić będzie narody wedle prawa.[14]

 

Biskup wierny i oddany Prawdzie powinien, tak jak Tomasz, w każdym czasie dbać o prawidłowe głoszenie nauki, o właściwe relacje władzy świeckiej z duchowną, a w razie konieczności stanąć w opozycji nawet do swych dotychczasowych przyjaciół, a także ludzi możnych, gdyby tego wymagało od niego Prawo Ewangelii. Męczeństwo św. Tomasza jest wielkim zwycięstwem Ducha Bożego. Jego śmierć nie tylko daje świadectwo Prawdzie, ale jest też źródłem łaski, z którego wypłyną autentyczne nawrócenia i narodziny nowych wyznawców dla Kościoła. Powinniśmy również wierzyć, że autentyczny żal z powodu zbrodni odczuwał król Henryk i czterej rycerze. Myślę, że sztuka ta mówi też czym naprawdę jest Boże Narodzenie. W dobie powszechnej konfuzji na ten temat, gdy dla większości niestety kojarzą się one wyłącznie z wystawnymi ucztami, powierzchownymi spotkaniami, zakupami, drogimi prezentami czy rozrywkowymi filmami, takie dzieła jak „Mord w katedrze” są bardzo potrzebne.

Jest jeszcze aspekt, który wyczytuję ze sztuki - historiozoficzny. To w moim mniemaniu wiara, że ziemia angielska, mimo powstania herezji anglikanizmu kiedyś powróci do Kościoła katolickiego. Jest ona na zawsze ziemią, gdzie za wiarę przelewali krew męczennicy. Jednym z nich był właśnie św. Tomasz z Canterbury. Chesterton pisze, że dzień, w którym dokonano zbrodni na arcybiskupie był prawdopodobnie najbardziej brzemiennym dniem w angielskiej historii i w pewien sposób przyniósł klątwę na angielską monarchię, rodzaj znamienia Kainowego odciśniętego na koronie królów tej ziemi[15]. Dla słynnego apologety Becket jest w ogóle kluczową postacią dla zrozumienia tamtej epoki w Anglii[16]. Osobiście powiedziałbym jednak, że historia św. Tomasza może być kluczem dla zrozumienia całej historii Anglii, a nawet w pewien sposób całej chrześcijańskiej Europy. Ziemia, w którą wsiąkła krew świętych, a w historii angielskiej było ich niemało, na zawsze pozostaje ziemią pobłogosławioną przez Boga. W historii św. Tomasza widzę swojego rodzaju punkt nadziei – jego ofiara i jej następstwa mówią o tym, że zwycięstwo przeciwników Kościoła jest tylko krótkotrwałe. Niech świadczy o tym dobitnie miecz jednego z zabójców, który według relacji mnicha Grima[17] podczas uderzenia w głowę leżącego na podłodze Tomasza trafił częściowo w posadzkę i złamał się….

A może to właśnie dzięki wstawiennictwu świętego arcybiskupa z Canterbury naród angielski nawróci się? Pamiętajmy, że Anglia był katolicka przez osiem stuleci, a protestancka jest dopiero przez niepełne pięć. Za dopustem Bożym odpadła ona od Kościoła na jakiś czas, ale nie wiemy tego, czy Pan Historii nie zaplanował dla niej chwalebnego powrotu na łono Matki Narodów w wybranym czasie. W średniowieczu Anglia znana była tak bardzo ze swojej wierności Kościołowi i szczególnego nabożeństwa dla Najświętszej Maryi Panny, że nazywano ją Posagiem Maryjnym. W 1399 roku arcybiskup Canterbury Tomasz Arundel, być może nazwany tak na cześć Becketa, pisał: „(…) my, Anglicy, jako w sposób szczególny odziedziczeni przez Nią słudzy i Jej własny posag, jak jesteśmy powszechnie nazywani, winniśmy przewyższyć innych w zapale naszych pochwał i nabożeństw.”[18]

Niestety, w 1538 po powstaniu schizmy anglikańskiej Henryk VIII nakazał zniszczenie Sanktuarium św. Tomasza w Canterbury. Słowa padające z ust jednego z kusicieli w sztuce o tym, że zniszczą sanktuarium i zgarną w podołek jego zasoby dziwka i wesołek są z pewnością aluzją do tego haniebnego czynu. Rozpoczął się okres protestanckiego anty-katolicyzmu przyjmującego często postać bardzo krwawego prześladowania. Okres ten trwał przez wieki aż do momentu, gdy, jak twierdzi Michael Voris, protestancki anty-katolicyzm został zastąpiony przez ateistyczny anty-katolicyzm[19]. Czy jednak historia świętego Tomasza, jednej z najważniejszych postaci w historii Anglii, nie powinna dawać nam nadziei na koniec schizmy anglikańskiej? Stanowi wszak ona znak zwycięstwa Boga nad przeciwnikami Kościoła. Bo tam, gdzie święty przebywał, gdzie męczennik krew rozlał za krew Chrystusa, Ziemia jest zawsze święta, jej świętość nigdy zniknąć nie zdoła, Choćby zdeptały ją armie, choćby nachodzili ją turyści z przewodnikami (…). Nawet koszmar reformacji i panująca współcześnie ateizacja, przybierająca coraz częściej oblicze bardzo agresywne, nie są w stanie odmienić planów Boga, którego wszechmoc wyznajemy.

Mam nadzieję, iż udało mi się wykazać jak ważna i aktualna jest ta sztuka. Autor wykonał bardzo ciężką i owocną pracę. Wydaje się, że jest to sztuka, którą równie dobrze mógłby napisać rzymski katolik. Jedyne nad czym w tym wypadku należy się smucić to fakt, że Eliot nie został katolikiem, że do końca życia pozostał anglikaninem związanym z tzw. kościołem wysokim. Trzeba jednak docenić jego trudną drogę duchową, bowiem urodzony w rodzinie amerykańskich unitarian dobrowolnie zdecydował się w dorosłym życiu na chrzest w imię Trójcy Świętej, choć u anglikanów. W sposób umiejętny, a nawet fascynujący poruszając w swoich utworach wątki chrześcijańskie próbował przyczynić się do re-chrystianizacji współczesnej kultury. A czynił to w sposób godny podziwu i naśladowania dla poetów, którzy - jak on - chcieliby przywrócić Ewangelii pierwszoplanowe miejsce w kulturze narodów. „Nie jest tak, aby wiara chrześcijańska potrzebowała dramatu, dla swych ewangelicznych posłannictw, ale dramat potrzebuje wiary chrześcijańskiej” – te słowa pisarza cytuje Sprusiński[20]. Jan Paweł II, który również był poetą i dramaturgiem, podkreślał bardzo mocno rolę twórczości artystycznej w życiu ludzkim. Napisał nawet słynny „List do artystów”. Nie wiem czy Papież Polak znał jakieś utwory T. S. Eliota, ale myślę, że gdyby tak było, z pewnością Ojciec Święty byłby pod wrażeniem nie tylko literackiego kunsztu pisarza, ale także niezwykłego potencjału ewangelizacyjnego jego twórczości.

Szymon Pietrenko

 

----- 

Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.

 

[1]https://sourcebooks.fordham.edu/source/grim-becket.asp

[2]https://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/12-29.php3

[3]https://www.history.com/this-day-in-history/the-making-of-an-english-martyr

[4]http://www.barham-kent.org.uk/history_sir_reginald_fitzurse.htm

[5]H. Belloc, Europe and the Faith, Project Gutenberg

[6]https://www.historic-uk.com/HistoryUK/HistoryofEngland/King-Henry-II-of-England/

[7]T. S. Eliot, Wybór dramatów, Kraków 1982, s. 360

[8]http://www.cyfrowemuzeum.stary.pl/przedstawienie/354/mord-w-katedrze

[9] Wszystkie cytaty kursywą w dalszym tekście pochodzą z przytoczonego w przyp. 8 wydania dramatu.

[10]https://www.theworkofgod.org/Devotns/Euchrist/holy_eucharist.asp?psearch=Fulton

[11]G. K. Chesterton, A Short History of England, Project Gutenberg, s. 78

[12]W oryginale ostatnie fragment cytatu brzmi: That is the greatest treason to do the right deed for the wrong reason.

[13]https://www.newadvent.org/cathen/05394a.htm

[14]Psalm 9, 7-9 w: „Księga Psalmów”, tłum. L. Staff (przekład z Wulgaty), Toruń 1994, s. 14.

[15]G. K. Chesterton, A Short History of England, Project Gutenberg, s.s. 79 i 85.

[16]Tamże, s. 74

[17]https://sourcebooks.fordham.edu/source/grim-becket.asp

[18]https://udayton.edu/imri/mary/o/our-ladys-dowry-england-as.php

[19]https://www.youtube.com/watch?v=EI7hgAs6Eb

[20]T. S. Eliot, Wybór dramatów, Kraków 1982, s. 363-364

 

 


Szymon Pietrenko

(1993), absolwent anglistyki Uniwersytetu Zielonogórskiego i Jagiellońskiego. Interesuje się historią, literaturą, filmem, językami, muzyką. Chętnie spędza czas spacerując na łonie natury, jeżdżąc na rowerze, czytając. Pochodzi z Krosna Odrzańskiego.