Ciekawe dane dochodzą do nas z rynku pracy – liczba kobiet pozostających bez pracy jest mniejsza od liczby bezrobotnych mężczyzn. Egalitaryści z pewnością nie będą wiedzieli, jak zareagować – wszak za rządów Prawa i Sprawiedliwości realizuje się postulat zmniejszenia strefy wykluczenia kobiet z rynku pracy, a przecież 500+ miało doprowadzić do tego, że kobiety w Polsce niemal przestaną pracować. Czy to jednak na pewno dobre dla nas dane? Można by przecież powiedzieć, że tak wysokie zatrudnienie kobiet jest charakterystyczne dla… okresów wojny.
Jednak egalitaryści mieliby nieco amunicji, którą mogliby ostrzelać rząd. Jednym z czynników obecnego stanu zatrudnienia jest prawdopodobnie zwiększona liczba kobiet przebywających na urlopach macierzyńskich, ponieważ takie kobiety w statystykach są ujmowane jako aktywne zawodowo lub po prostu jako pracujące. Co więcej, jest prawdopodobne, że część kobiet planujących macierzyństwo poszukuje pracy właśnie po to, by uzyskać prawo do urlopu, a część stanowisk obsadzonych przez kobiety przebywające na urlopach zajmują nowi pracownicy. W tym dotychczas bezrobotne kobiety. Warto też zwrócić uwagę na zjawisko znikania kobiet z rynku pracy, gdy po odchowaniu dzieci nie podejmują pracy zawodowej, ale zajmują się domem.
Do tego trzeba też dodać nieuchronną rzeczywistość starzenia się polskiego społeczeństwa i jego kurczenia się, a zatem i wzrastające zapotrzebowanie na pracownika. Katastrofa demograficzna ma w sobie właśnie coś z wojny – sprawia, że przestajemy tak bardzo zwracać uwagę na płeć i wiek, kiedy niezbędne są ręce do pracy. W ostatnich latach przeszliśmy dość gwałtownie drogę od niepokoju o pracę odczuwaną przez pracowników, na których miejsce łatwo było znaleźć kogoś innego, do sytuacji, kiedy to pracodawcy coraz bardziej rozpaczliwie poszukują kogokolwiek zdolnego do podjęcia obowiązków zawodowych w zakładach przemysłowych czy usługach. Właśnie dziś rano słyszałem w największej rozgłośni radiowej w naszym kraju reklamę pewnej sieci handlowej, która nie szukała konsumenta, ale pracownika.
Warto poruszyć przy tych danych jeszcze inny aspekt, czyli w zasadzie pominięty w komentarzach do tej sprawy temat przymusu ekonomicznego, z jakim spotykają się kobiety w Polsce. Zwykle mówi się o tym, że w naszym kraju zbyt mało jest placówek opiekuńczych – czyli żłobków i przedszkoli – co ogranicza kobietom możliwość wyboru. Można jednak pójść o krok dalej i powiedzieć, że w wielu przypadkach możliwość zostawienia dziecka w przedszkolu jest tylko ułatwieniem realizacji przymusu pójścia do pracy ze względu na sytuację ekonomiczną rodziny, czyli np. niskie zarobki męża. Zatem pojawiająca się kategoria „chcenia” w odniesieniu do kobiet i ich pracy jest dalece niejednoznaczna. Pomija się tu też te kobiety, które chciałyby pracować w mniejszym wymiarze czasu, ponieważ praca zawodowa jest źródłem osobistej satysfakcji i rozwoju, ale jednocześnie jej ograniczony zakres czasowy pozwala poświęcać więcej czasu rodzinie.
Za podkreślaniem problemu zbyt małej liczby placówek opiekuńczych obok dobrych intencji stoi też kapitalistyczna i liberalna ideologia wysokiej produktywności wypychającej kobiety na rynek także poprzez utrzymywanie niskiej zamożności społecznej, która zwiększa dostępną liczbę rąk do pracy przy niskich kosztach – ponieważ „roszczeniowego” pracownika zawsze można wymienić na tańszego. Wielokrotnie już przywoływany przeze mnie w kolejnych felietonach program „Rodzina 500+” jako element „państwa dobrobytu” zdecydowanie zmniejsza nacisk na produktywność, ponieważ daje większy margines wyboru i niezależności od pracodawcy naciskającego na możliwie szybkie rozdzielenie matki i dziecka na rzecz maksymalizacji liczby osób na rynku – zarówno jako siły roboczej, jak i jako konsumenta.
Wyciągnijmy plusy, jakie wynikają z danych o zatrudnieniu kobiet. Po pierwsze, rzeczywiście ujawniły się te kobiety, których wyborem jest macierzyństwo i to zawdzięczamy elementom „państwa dobrobytu”, takim jaki program 500+. Po drugie, zmniejszył się obszar zarządzania ubóstwem poprzez straszenie bezrobociem i nawet te kobiety, które znajdują się w sytuacji przymusu ekonomicznego, mogą go łagodzić pracą na lepszych warunkach niż do tej pory. Zmianę sytuacji potwierdzi każdy, nawet jeśli słyszał tylko radiową „reklamę pracy”, o której wspomniałem. Dobra zmiana polega w tym wypadku właśnie na przesunięciu relacji pracodawcy i pracownika z opresyjnych na bardziej podmiotowe.
Tomasz Rowiński
Felieton pierwotnie ukazał się na łamach Tygodnika Bydgoskiego
(1981), redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, publicysta poralu Aleteia.org, senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.