Duchowość
2024.09.14 12:39

Tajemnica Kościoła: Macierzyństwo i zwierzchność Kościoła

Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl. Z góry dziękujemy. 

 

Żadnego macierzyństwa nie można porównać z macierzyństwem Kościoła ze względu na jego szlachetność, płodność, czułość i siłę. Przyjrzyjmy się tym cechom.

Szlachetność. Macierzyństwo Kościoła pochodzi z Serca Bożego i Serca Chrystusa. Jest nieskalane i bez zmazy (zob. Ef 5,27), niepodatne na zło, nie więdnie z powodu starości. Nie rodzi do niewoli. Niesie w sobie głębokie uszanowanie samego Boga. Z jaką dumą św. Paweł sławi to macierzyństwo: „ Ale Jeruzalem górne wolne jest i ono jest matką naszą” (Gal 4,26)!

Płodność. Macierzyństwo Kościoła jest pochodną miłości, która łączy |Kościół z Chrystusem. Dlatego też nie ma granic i dokonuje się zawsze. Wszyscy ludzie mają się przez nie ponownie narodzić. „Jeśli się kto nie odrodzi z wody i z Ducha Świętego, nie może wnijść do Królestwa Bożego” (J 3,5). Rodząc się do prawdziwego życia, człowiek nadal pozostaje w łonie Kościoła, nie opuszcza go. „Rodzić dla Kościoła znaczy przyjmować swoje dzieci do swojego wnętrza; wychodzą one z niego przez swoją śmierć”1. Jednak nawet, gdy opuszczamy ten świat, w tym „dniu narodzin”, Kościół jest bardziej niż kiedykolwiek naszą Matką: w niebie jesteśmy w nim w sposób doskonały. Macierzyństwo Kościoła jest przeogromne, podobnie jak ojcostwo Boga.

Czułość. Kościół zwraca się do swoich dzieci z czułością Oblubienicy. Nikt bowiem nie kocha Chrystusa tak jak Kościół, a Chrystus nikogo nie miłuje tak jak Kościoła. Dlatego też nie ma niczego czystszego ani bardziej bezinteresownego od tej czułości. „Nie kochamy osoby – mówi Pascal – a tylko jej cechy”. Kościół jednak kocha nasze osoby i nasze dusze przede wszystkim same w sobie, nie jako ogólną ideę, a także bez względu na takie czy inne ich cechy.

Właśnie dlatego żadna matka nie potrafi modlić się za swoje dzieci tak jak Kościół. On zna wartość dobra, którego chce dla nich, i pragnie go tak, jak Serce Chrystusa. To Kościołowi również zostały powierzone słowa Modlitwy Pańskiej: „Modlitwę Pańską odmawia się w imieniu całego Kościoła”2. Wraz z Modlitwą Pańską Kościół otrzymał coś więcej niż geniusz modlitwy – otrzymał pełne posiadanie tego Ducha, który sam jest żywą i Boską modlitwą, który jest jedyną modlitwą będącą Boskim tchnieniem w głębiach Boga.

Żadna też matka nie płacze tak jak Kościół: odczuwa on wieczną stratę swoich dzieci i przeżywa żałobę z intensywnością całkowicie nadprzyrodzoną. To cierpienie Kościoła jest wyraźnym znakiem tego, jakie mogłoby być cierpienie Boga, gdyby w ogóle było ono możliwe. Kościół współczuje umierającym w doświadczeniach, przez które przechodzą, i wyraża to prawdziwie matczynym krzykiem bólu w swoich litaniach i modlitwach, ich śmierć doczesną opłakuje w pełnej smutku liturgii za zmarłych, jest także prawdziwie wierny zmarłym i wspiera ich w niewymownych cierpieniach czyśćca. Zauważmy też, jak wielkim szacunkiem Kościół zawsze otacza śmiertelne szczątki swoich dzieci!

Modlitwa i łzy, które płyną z naszych serc i oczu mogą dobrze wyrażać głębokość i czułość smutku. Czujemy jednak bliskość z tymi, których kochamy i którzy zasługują na nasze współczucie, tylko wtedy, gdy włączymy nasze pragnienia i żałobę w serce i głos Kościoła.

Siła. Siła macierzyństwa Kościoła pochodzi z głębokiej świadomości wielkiej wartości dusz, jaką Kościół ma od Boga. Dusze są warte dla niego więcej niż wszystkie światy: „Co da człowiek w zamian za duszę swoją?” (Mt 16,26). Dusze te są warte, każda osobno i wszystkie razem, całej krwi Boskiego Oblubieńca Kościoła. To dla dusz swoich dzieci Kościół z taką stałością głosi absolutne pierwszeństwo prawa Bożego, ostrzega przed zgorszeniami i domaga się sprawiedliwości. Choć czasem bezsilny wobec jawnej niesprawiedliwości, a nawet zmuszony do milczenia, nigdy nie przestanie upominać się o prawa dusz. Dla dusz potrafi cierpliwie trwać i wielkodusznie ustępować. Dla nich też – w swoich ostrzeżeniach i zakazach – okazuje przewidującą czujność. Czasami jest aż tak o nie zatrwożony, że zdaje się przywdziewać nie tylko siłę, ale też słabość i lęk matek. Staje się matką pełną niezliczonych lęków o tych, których kocha. W miłości zachowuje jednocześnie heroizm gorliwej troski i męską surowość. Odwołuje się do posłuszeństwa, ale tylko do tego, co jest w nim najczystsze: „W posłuszeństwie miłości3 oczyściliście dusze wasze” (1 P 1,22).

Matka Boża, będąc doskonałym przykładem Bożego ojcostwa, jest jednocześnie wzorem macierzyństwa Kościoła4. Cud macierzyństwa Maryi odnawia się w Kościele, który przez wyjątkową łaskę Ducha Świętego rodzi Boga dla ludzi, a ludzi dla Boga. Powszechność macierzyńskiego pośrednictwa Maryi również dokonuje się i spełnia przez Kościół.

Macierzyństwo Kościoła dodaje wdzięku i uśmiechu wszystkim radościom wiary. To właśnie z miłości do Kościoła człowiek może powiedzieć: „Miłość wszystkiemu wierzy” (1 Kor 13,7). Reguła wiary staje się żywa i rodzinna, zaczyna być głosem kochanym i harmonijnym. Ten macierzyński autorytet oddziałuje na nas tak, że staje się zasadą całkowitego intelektualnego zawierzenia i pouczalności. Nawet gdy tylko z daleka odczuwamy urok macierzyństwa Kościoła, nie możemy już lekceważyć idei katolickości, ani pragnąć ograniczać domenę pewności katolickiej, gdyż to ograniczałoby macierzyństwo Kościoła. Gdy rozpoznamy Kościół jako Matkę naszej wiary, powinniśmy też uznać, że katolickość buduje się nie tylko na jedności serc, ale także, a może przede wszystkim, na jedności intelektów. Powinniśmy też zrozumieć, że miłość przejawiająca się w dobroczynności nie może zastąpić jedności Wiary ani wynagrodzić za naruszenia tej jedności.

Macierzyństwo Kościoła jest dla chrześcijanina zachętą zarówno do najbardziej dumnej bezkompromisowości, jak i do – jeśli można tak powiedzieć – najdelikatniejszej skromności. Chrześcijanin nie może pozwolić, aby osłabły jego lojalność i gorliwość jego posłuszeństwa. Jeśli do tego dopuści, będzie faktycznie kontestował matczyne prawo Kościoła. To tak, jakby podważał jednocześnie prawość swojego urodzenia i honor swoich rodziców.

Za miarę matczynego poświęcenia można słusznie uznać wartość pożywienia, które matka daje swoim dzieciom, i troskliwość, z jaką je przygotowuje. Rozważcie, jaki Chleb Kościół nam daje i jak go dla nas przygotowuje! „Pójdźcie, pożywajcie chleba mego i pijcie wino, które wam zamieszałam!” (Prz 9,5).

To właśnie w macierzyństwie Kościoła należy szukać źródła jego władzy korygującej. Albowiem zadaniem – a nawet obowiązkiem – matki jest poprawianie i karanie. Kościół chciałby tylko stosować to prawo w stosunku do swoich dzieci.

Z macierzyństwa Kościoła wypływa również realna, choć nie sprawowana bezpośrednio, władza w sprawach doczesnych polegająca na swoistej zwierzchności wobec nich. Władza ta pozwala Kościołowi ingerować w życie państw i społeczeństw. „Więc cokolwiek w rzeczach ludzkich jest z jakiego bądź względu świętym, cokolwiek tyczy się zbawienia dusz albo służby Bożej, czy ono jest takim ze swojej istoty czy ze względu na cel, do którego zmierza, to wszystko podpada władzy i wyrokom Kościoła”5.

Zbawienie dusz – oto ściśle matczyne zadanie Kościoła; kult Boży – oto działanie Oblubienicy Chrystusa. Podsumowując: to właśnie z macierzyństwa Kościoła wypływa jego prawo zwierzchności w sprawach doczesnych.

Jak mówi św. Ambroży, cesarz jest w Kościele, a nie ponad nim, jest synem Kościoła. I przypominanie mu o tym nie jest obrazą, ale znakiem szacunku. „Czyż można bardziej uszanować cesarza niż nazywając go synem Kościoła? Mówiąc tak, nie uwłaczamy mu żaden sposób, przeciwnie – wychwalamy go. Cesarz bowiem jest w Kościele, a nie ponad Kościołem. Przeto dobry cesarz nie odrzuca pomocy Kościoła, ale szuka jej”6.

Jeśli chce się zatem zrozumieć precyzję, z jaką określony jest przedmiot prawa Kościoła do zwierzchności i interwencji, a zarazem wielość obszarów, w których to prawo się realizuje, należy zawsze pamiętać o jego związku z macierzyństwem Kościoła.

Tak, bez wątpienia, należy dokładnie określić przedmiot tego prawa: tym, co go wyróżnia, jest element duchowy, który jest zmieszany z wieloma sprawami ludzkimi, a z konieczności podlega Kościołowi. Jednak w ludzkiej rzeczywistości często trudno jest wyodrębnić ten element duchowy, ocena tej kwestii należy do Kościoła. Dokonując tej oceny, Kościół powinien kierować się nie tylko zasadami swojego wewnętrznego prawa, ale przede wszystkim – co wciąż trzeba podkreślać – wymogami swojej macierzyńskiej odpowiedzialności. Jest to zawsze pierwszy motyw działania Kościoła, choć nie zawsze mówi się o tym wprost. Tak więc działając ratio peccati („z powodu grzechu”)7, czyli dla uchronienia ludzi przed popełnieniem grzechu, Kościół może posunąć się aż do zwolnienia poddanych jakiegoś władcy z przysięgi posłuszeństwa. Przewidziane przez prawo kościelne sposoby działania Kościoła są bardzo różnorodne, ze względu na nieograniczone prawo Kościoła do ochrony swoich dzieci przed zgorszeniem. Święty Tomasz sformułował taką oto zasadę: „Może wszakże ktoś, z powodu grzechu niewiary, wyrokiem sądu być pozbawionym prawa do władzy, jak zresztą niekiedy i za inne przestępstwa”8. Zasady tej jednak nie można odnosić tylko do grzechu zgorszenia przeciw wierze. Kościół może ją także stosować, chroniąc swoje dzieci przed innymi zgorszeniami.

W stosunku do niewiernych książąt i włodarzy, którym Boskie prawo Kościoła nie odbiera ipso facto ich księstw i domen, Kościół ma władzę orzec o pozbawieniu ich władzy. Powodem takiego orzeczenia zawsze jest macierzyństwo Kościoła, które czyni z jego dzieci przybranych synów Bożych: „Niewierzący bowiem, z racji swej niewiary, zasługują na pozbawienie ich władzy nad wiernymi, którzy przeniesieni są do (Królestwa) Dzieci Bożych”9. Jednak władzę tę Kościół może sprawować tylko tam, gdzie władza doczesna jest w jego rękach albo jest w rękach suwerena wiernego Kościołowi.

Pamiętajmy, że nie mówimy tu o prawie średniowiecznym, umownym i przemijającym. To w samej Ewangelii macierzyńskie prawo Kościoła zostało ściśle określone w tym, co dotyczy jego formalnego przedmiotu: „Oddajcież tedy, (…) co jest Boskiego – Bogu” (Mt 22,21). Ewangelia również mówi o tym, że prawo to jest nieomal nieograniczone, gdy chodzi o obszary zastosowania i dostępne Kościołowi środki. Dwudrachma, której zażądano od Piotra, była zarazem podatkiem krajowym i podatkiem na świątynię. Pan mówi, że jako Syn Boży jest z tego podatku zwolniony. Co do zasady, zwolnione są z niego również dzieci Kościoła: „Zatem wolni są synowie” (Mt 17,26)10. Był to, jak powiedzieliśmy podatek krajowy; można zatem sądzić, że Pan myślał podobnie o podatkach należnych Cezarowi. Być może przesadne jest widzenie w słowach Pana: „oddajcież tedy, co jest cesarskiego – cesarzowi” jakiejś przygany, nie ma jednak niczego niestosownego w dostrzeganiu w nich znaku tego, że Kościół ma prawo samodzielnie oceniać, czy skorzystać ze swojego prawa, czy też powstrzymać się od tego.

Z powodu tego, że macierzyństwo Kościoła wymaga – jak już mówiliśmy – jakby nieograniczonego zakresu stosowania prawa zwierzchności, niekiedy pojawiali się teologowie, którzy – entuzjastycznie przyjmując naukę o prawach Kościoła – dochodzili do tego, że domagali się dla niego bezpośredniego sprawowania całej władzy ziemskiej. Słowa: „ale byśmy im zgorszenia nie dali” (Mt 17,27), które Nasz Pan wypowiada jako uzasadnienie swojej czystej i łaskawej zgody na zapłacenie wspomnianego podatku, wydały się im jedynym możliwym ograniczeniem praw Kościoła – Matki odkupionych. Czy można im z tego powodu czynić wielkie zarzuty11?

Co więcej, ten szeroki zakres możliwych zastosowań praw Kościoła był niekiedy uzasadnieniem do precyzyjnego określenia przez Kościół przedmiotu albo sposobu sprawowania swojej zwierzchności. Słowa używane przez Kościół na pierwszy rzut oka sprawiały wrażenie, że sprawuje on władzę niepodzielną. Na przykład papież Bonifacy VII kończy bullę Unam sanctam słowami: „Toteż oznajmiamy, twierdzimy, określamy i ogłaszamy, że posłuszeństwo każdej istoty ludzkiej Biskupowi Rzymskiemu jest konieczne dla osiągnięcia zbawienia”12. Dosłowne rozumienie tych słów jest proste, trzeba jednak rozumieć je w duchu synowskiego posłuszeństwa Kościołowi.

Z tego samego zresztą powodu w przełomowych momentach dziejowych na Zachodzie Kościół mógł z taką łatwością brać w swoje ręce sprawy cesarstwa i sukcesji po cesarstwie. Gdy ten trudny proces się zakończył, Kościół przekazał dziedzictwo Rzymu ochrzczonym przez siebie barbarzyńskim królom, a potem odbudował cesarstwo rzymskie w Świętym Cesarstwie.

Trzeba tu zauważyć, że Kościół praktykował swoją zwierzchność z macierzyńską delikatnością, o czym świadczą liczne koncesje dla książąt, jak również konkordaty, które w większości przypadków nie przynosiły Kościołowi korzyści i rzadko uznawały – a jeśli już, to tylko we wstępie – pełnię jego Boskiego prawa. Władze świeckie były oczywiście mniej wstrzemięźliwe w przekraczaniu granicy tego, co duchowe, a prawnicy władców – mniej oględni w swoich roszczeniach niż był Kościół w swoich interwencjach w sprawach, w których porządek duchowy mieszał się ze świeckim. Dokonując tego porównania, nie trzeba nawet koniecznie odwoływać się do faktów historycznych, wystarczy porównać sposoby postrzegania swoich praw przez świat i Kościół. Wspomnijmy o zupełnie poważnym domaganiu się przez Aleksandra i Cezara czci boskiej, a także o Oktawianie, który przyjąwszy imię August w 27 r. p.n.e., uznał się za boskiego pomazańca, jak o tym świadczy Wegecjusz. Generalnie rzecz ujmując, pogaństwo, tak w osobach władców, jak i ludów, zawsze było skłonne do tej idolatrii (zob. Dz 12,22). Również cesarze chrześcijańscy – a wśród nich Konstantyn jako pierwszy – nie odrzucali całkowicie niektórych oznak boskiego hołdu, jak świątynie budowane na ich cześć albo igrzyska organizowane w tym samym celu. Ikonoklaści w Bizancjum niszczyli obrazy Chrystusa i świętych, ale szanowali wyobrażenia cesarza. Tytuł Pontifex Maximus został porzucony przez cesarza Gracjana dopiero w IV w. Nie musimy przechodzić przez całą historię. Zauważmy po prostu, że cała bezbożna i uzurpatorska cywilizacja wszystkich czasów i wszystkich krajów została symbolicznie przedstawiona w Apokalipsie w postaci bluźnierczej bestii wychodzącej z morza oraz bestii wychodzącej z ziemi – potężnych, działających „dziwy wielkie” (Ap 13,13) i odbierających cześć, której ludzie odmówili Barankowi.

Z jakże wielką precyzją i czystością Kościół pielęgnuje ideę swojego prawa! Jest to prawo całkowicie Boskie, ale nie znosi przesady w hołdzie, którego domaga się dla sprawujących jakąś władzę w Kościele. Historycznie rzecz ujmując, nadzwyczajne hołdy składane papieżom, wzorowane na hołdach składanych cesarzom, pojawiają się późno i są niezbyt liczne. W papieskiej tytulaturze nigdy nie używano przymiotnika divinus („boski”). Aż do ósmego wieku to pałac cesarski w Rzymie był nazywany świętym. Także w tym wieku dwóch cesarzy bizantyńskich wprowadziło jednak zwyczaj całowania stóp Wikariusza Chrystusa; podobno to oni przymusili papieży do przyjęcia tego zwyczaju13.

Gdy później widzimy Kościół, który dzięki świętemu zapałowi Grzegorza VII albo wszechstronnej działalności Innocentego III łamie opór władzy ziemskiej albo zachowuje Europę w jedności, w żadnym razie nie możemy oskarżać tych papieży o jakąś skłonność do idolatrii albo szczególną ambicję rządzenia i rozkazywania. Nawet później, gdy nacisk naturalnej witalności popychający w kierunku pogaństwa zaciemnił i pomieszał w umysłach ludzkich rozumienie praw Boskich i ludzkich, gdy duch tego świata wdarł się do Kościoła, doprowadzając w nim do osobistych nadużyć władzy, ekstrawagancji przepychu i manii klasycyzmu, to nie Kościół był odpowiedzialny za przewrotne ideały przedstawione przez Machiavelliego w „Księciu”, którymi zachwycał się renesans. W duszy Kościoła niezmiennie trwał całkowicie inny ideał własnych praw, nawet wśród tego renesansowego zamętu. W tym samym czasie widzimy, jak papież bez wahania oddał nowo odkryte ziemie we władanie jednemu z europejskich królestw. Ten akt nie jest w rzeczywistości jedynie skorzystaniem z prawa arbitrażu w sprawie dotyczącej dóbr niemających właściciela (bona vacantia), a jego forma została określona przez uwarunkowania historyczne. Wypływa on jednak wprost z macierzyńskiej zwierzchności Kościoła, jest jednym z niezliczonych zastosowań tej zwierzchności, podobnie jak wskazówki i rady dotyczące polityki, których Kościół udziela w naszych czasach.

Zarówno zatem rozum chrześcijański, jak i odruch duszy katolickiej w żadnym razie nie prowadzą do mieszania dwóch władz: Boskiej i ludzkiej, ale do związania macierzyństwa Kościoła z jego zwierzchnością. Macierzyństwo Kościoła jest podstawą i miarą jego zwierzchności, a jedyne granice interwencji Kościoła wyznacza on sam. Rozum chrześcijański uznaje prawo Kościoła do bycia arbitrem i doradcą, nie tylko dobroczynnym, ale wręcz koniecznym, a także – dopowiedzmy – praktycznie niezależnym i niczym nieskrępowanym.

Albowiem chrześcijanin łączy suwerenne prawo publiczne Kościoła z czterema niewzruszalnymi przymiotami, które poświadczają Jego Boskie pochodzenie i ustrój. Pierwszym z nich jest jedność, która w sposób konieczny gromadzi i wprowadza do Kościoła wszystkie ludy i wszystkie państwa. Drugim jest świętość, która czyni go niedostępnym dla błędów i odpornym na wrogie zakusy prawodawstwa świeckiego. Powszechność z kolei wyłącza Kościół z wszelkiej podległości narodowej, a apostolskość jest pieczęcią jego kapłaństwa i wałem obronnym jego jurysdykcji14. Te Boskie gwarancje, gdy są wprowadzane w życie, mają w sobie jakiś aspekt jeśli nawet nie nieskończoności, to przynajmniej nieograniczoności.

Chrześcijanin posuwa się aż do tego, że pragnie dla Kościoła może nie próżnej chwały, ale wspaniałości – posługi najpiękniejszej sztuki, uszanowania przez nauki, wreszcie pełnego rozwoju całego jego życia jako Miasta Króla Królów.

Ta nadludzka moc prawa Kościoła, która jest konieczna do sprawowania jego macierzyńskiej misji, w ostatecznym rozrachunku działa jednak tylko dla miłości. Jak napisał św. Franciszek Salezy, „wszystko w Kościele świętym jest z miłości, w miłości, dla miłości i przez miłość”15. W myśli tego Doktora Kościoła miłość nie odbiera niczego mocy Kościoła. Kościół jest mocny, ale jednocześnie zasługuje na całą wzajemność naszej miłości. Ma prawo do naszej najprostszej, najbardziej ufnej miłości, ponieważ jesteśmy i zawsze na ziemi pozostaniemy jego małymi dziećmi. On bierze nas na ręce i nieustannie nosi w naszej nędzy i nagości moralnej i cielesnej, jak tylko matka potrafi. On obnaża nas przy chrzcie, aby nas naznaczyć swoim namaszczeniem, on unosi nasz całun, aby ponownie nas namaścić, gdy jesteśmy na łożu śmierci. Całe nasze życie: wewnętrzne i zewnętrzne, prywatne i publiczne, bez żadnych zastrzeżeń i zawstydzenia zależy od Kościoła.

Kościół ma także prawo do naszej miłości najbardziej heroicznej, a przynajmniej tak stale szczodrej, żeby nawet w zwykłych sytuacjach życiowych przenikała nas ta sama dobra wola i radosna gotowość, która łączy się z heroizmem. Choć bowiem jest tak mocny, Kościół nie chce stracić żadnej z tych słabości, które są umiłowane przez Boga i wspiera nas, gdy ich doświadczamy. „Kościół zbiera razem wszystkie powody, dla których ze względu na sprawiedliwość możemy się spodziewać pomocy. A ze sprawiedliwości szczególne wsparcie należy się słabym, sierotom, opuszczonym żonom i obcym”16. Kościół jest przy nas w tym wszystkim. Należy mu się więc mężne oddanie od wszystkich jego dzieci.

Nasza miłość do Kościoła jest znakiem, że jesteśmy wierni obecnemu w nas Boskiemu darowi miłości, żywej i osobowej gwarancji Nieskończonej Miłości do nas – Duchowi Świętemu. Kochając Kościół, kochamy Jedność, a nasza miłość, pomnażając się o całą miłość, jaka jest w Kościele, rośnie w nieskończoność, zatraca się w Jedności Miłości i przygotowuje jej wypełnienie. „I my również otrzymujemy Ducha Świętego, jeśli miłujemy Kościół, jeśli miłością wzajemnie się łączymy, jeżeli miano katolika i wiara radość nam sprawia. Wierzymy bracia, iż w jakiej mierze ktoś kocha Kościół Chrystusa, w takiej ma Ducha Świętego. (…) Masz coś, jeśli miłujesz; jeśli kochasz jedność, masz to, co ktoś w niej posiada”17.

o. Humbert Clerissac

 

Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.

 

1 J.-B. Bossuet, Pensées Chrétiennes et Morales, Oeuvres oratoires de Bossuet, wyd. J. Leclerq, t. 6, Paryż 1896.

2 Oratio dominica profertur ex persona communi totius Ecclesiae, S.Th., II-II, q. 83 a. 16 ad 3; cyt. za: Suma Teologiczna, t. 19, tłum. F. W. Bednarski OP, Londyn 1971, s. 45.

3 Zgodnie z tekstem greckim: „w posłuszeństwie prawdzie” (przyp. autora).

4 Gdyby autor mógł dokończyć swoje dzieło, zapewne napisałby więcej o podobieństwach między macierzyństwem Kościoła a macierzyństwem Maryi. Ukazałby ten sam zamysł Boga, choć w dwóch różnych formach, widoczny i w Maryi, i w Kościele (przyp. wydawcy francuskiego).

5 Leon XIII, Encyklika „Immortale Dei”, cyt. za: https://opoka.org.pl .

6 „Quid honorificentius quam ut Imperator Ecclesiae filius esse dicatur? Quod cum dicitur sine peccato dicitur, cum gratia dicitur. Imperator enim intra Ecclesiam, non supra Ecclesiam est; bonus enim Imperator queerit auxilium Ecclesisae, non refutat”, św. Ambroży, Sermo Contra Auxentium De Basilicis Tradendis, https://catholiclibrary.org .

7 To „z powodu grzechu”, w który dusze mogą być wprowadzone przez jakiś przepis prawa albo polecenie władzy świeckiej, choć dyspozycje te mają charakter ściśle doczesny, Kościół ma pośrednią władzę nad sprawami doczesnymi (przyp. wydawcy francuskiego).

8 Aliquis per infidelitatem peccans potest sententialiter jus dominii amittere, sicut etiam quandoque propter alias culpas, S.Th., II-II, q. 12 a. 2; cyt. za: Suma Teologiczna, t. 15, tłum. P. Bełch OP, Londyn 1966, s. 100. Oczywiście, gdy chodzi o władzę suwerena nad poddanymi, władzy tej nie można utracić z powodu jakiejkolwiek winy, lecz jedynie z powodu winy, która stawia w poważnym niebezpieczeństwie dusze poddanych. Literalnie czytając tekst, św. Tomasz mówi tylko o grzechu przeciwko wierze: „odstępstwo od wiary całkowicie zrywa z Bogiem, co nie zachodzi przy niektórych innych grzechach”, tamże, ad 3; „człowiek odstępca złym sercem złość knuje i rozsiewa kłótnie (por. Prz 6,14), siląc się oderwać ludzi od wiary”, tamże. Jednak, czy inne przestępstwa nie mogą narażać dusz poddanych na podobne niebezpieczeństwo? (przyp. wydawcy francuskiego).

9 Quia infideles merito infidelilatis suae merentur potestatem amittere super fideles, qui transferuntur in filios Dei, S.Th., II-II, q. 10 a. 10; cyt. za: dz. cyt., s. 87.

10 św. Tomasz tak samo tłumaczy ten fragment (S. Th., II-II, q. 10 a. 10).

11 Czy czytając uważnie listy św. Grzegorza VII, nie znajdziemy tam teorii bezpośredniej władzy Kościoła? (przyp. autora).

12 Subesse Romano Pontifici omnem humanam creaturam declaramus, diffinimus, dicimus et pronuntiamus omnino esse de necessitate salutis, cyt. za: http://www.literatura.hg.pl .

13 Zob.: C. Lattey, Ancient King-Worship, Londyn 1910.

14 Zob.: H. Clérissac, La bienheureuse Jeanne d'Arc: Triduum monastique, Abbaye Notre-Dame d'Oosterhout 1911.

15 św. Franciszek Salezy, Traktat o miłości Bożej, tłum. M. B. Bzowska VSM, Kraków 2002, s. 20.

16 J.-B. Bossuet, Oraison funèbre de M. Le Tellier, [w:] Recueïl des oraisons funèbres, Paryż 1689.

17 św. Augustyn, In Iohannis Evangelium tractatus, XXXII, 8, cyt. za: tenże, Homilie na Ewangelie i Pierwszy List św. Jana, część pierwsza, tłum. W. Szołdrski, W. Kania, Warszawa 1977, s. 423.


Humbert Clerissac