Dyskusja w kulturze postchrześcijańskiej polega często na licytowaniu się, kto jest większą ofiarą. Tylko bycie ofiarą jest świadectwem tego, że racja jest po naszej stronie. To przekonanie – chociaż fałszywe – ma swoje korzenie w chrześcijańskiej prawdzie. Częścią postchrześcijańskiego charakteru tej licytacji jest jej perwersyjność: agresorzy i winowajcy przedstawiają się jako ofiary, żeby uniknąć odpowiedzialności za swoje słowa i zachowania. Strategia ta stosowana jest też w walkach wewnątrz Kościoła.
W ostatnim „Tygodniku Powszechnym” ukazał się artykuł Edwarda Augustyna Wojna hybrydowa w Kościele. Autor zajmuje się historią działań amerykańskiej organizacji Better Church Governance, sprawą oskarżeń abpa Carla Viganò i ostatnią publikacją Andrei Torniellego i Gianniego Valentego poświęconą tej sprawie. Zasadnicza teza artykułu, której wspomniana sprawa ma być przykładem, pojawia się w nagłówku: „Dysputy teologiczne to przeżytek. Dziś antypapieska opozycja walczy świeckimi metodami: dezinformacji i wojny psychologicznej”. W swoim wywodzie Augustyn pisze o „antyfranciszkowej opozycji” i „tradycjonalistach”. Jako pars pro toto tej grupy służą mu, w zależności od potrzeb, abp Viganò albo konserwatywni amerykańscy biznesmeni, korzystający z metod dezinformacji i kłamstw wobec papieża Franciszka. Przykład tych ostatnich skłania autora do wniosku, że za atakami na papieża stoi wizja Kościoła jako korporacji, „która powinna być kierowana zgodnie ze znanymi im [neokonom] metodami zarządzania”. Do tej grupy theoconów działających na rzecz „antyfranciszkowego puczu” Augustyn dołącza niespodziewanie kard. Müllera. Książka Torniellego i Valentego przedstawiona jest natomiast jako merytoryczny głos obrońców prawdy, którzy dają odpór temu szerokiemu „antyfranciszkowemu frontowi” złożonemu z kłamców i manipulatorów.
W artykule Augustyna jest wiele mniejszych absurdów, nad którymi można by się rozwodzić. Na przykład autor pisze: „Po publikacji listu abp. Viganò stała się rzecz dotąd w Kościele niespotykana: po stronie byłego nuncjusza, apelującego do papieża o abdykację, stanęło 24 amerykańskich biskupów (na blisko 260 diecezji)”. Jedynym wyjaśnieniem w miarę przychylnym wobec autora takiej tezy jest uznanie, że na chwilę Augustyn wymazał ze swojej pamięci najbardziej podstawową wiedzę o historii papiestwa, antypapiestwa oraz stosunku biskupów Kościoła powszechnego do Biskupa Rzymu.
Najważniejsze jednak w tym kuriozalnym tekście jest dokładne zastosowanie strategii, o której wspomniałem na początku. Jest jasne, że oskarżenia abpa Viganò w niektórych punktach budziły wątpliwości. Trudno było ocenić ich prawdziwość, a dokładne ocenienie prawdziwości w przypadkach takich oskarżeń jest kluczowe: im cięższy zarzut, tym bardziej restrykcyjne wymaganie precyzji. Z drugiej strony, na co również zwracano uwagę, nie można było ich łatwo zignorować – nie brzmiały bowiem jak czyste kłamstwa. Niezależnie jednak od tego wszystkiego i niezależnie od ewentualnych powiązań sprawy Viganò ze światem amerykańskich katolickich biznesmenów, zasadnicza teza Augustyna jest nie tylko fałszywa, ale przedstawia świat na opak, z agresorów robi ofiary i na odwrót. Samo pojęcie „antyfranciszkowej opozycji” jest manipulacją, ponieważ sprowadza wszystkich krytyków decyzji i działań Franciszka do roli wrogów jego osoby. Tymczasem wiele tych osób darzy papieża synowskim oddaniem i swoją krytykę formułowało w imię tego właśnie oddania urzędowi papieskiemu i Kościołowi. Każdy, kto zna dokładnie np. historię reakcji wspomnianego kard. Müllera na adhortację Amoris Laetitia, wie to doskonale.
Zostawmy jednak słowa. Otóż jest jasne, że owa „antyfranciszkowa opozycja”, którą ma na myśli Augustyn, wyprodukowała wiele głębokich, skrupulatnych i przenikliwych dokumentów o charakterze teologicznym dotyczących działań i słów papieża Franciszka. Czym są słynne dubia, jeśli nie prośbą o precyzyjne rozstrzygnięcie kwestii teologicznej? Prośbą zakładającą, że rozstrzygnięcie takie jest możliwe, a doktryna katolicka nie jest sferą impresji i duszpasterskiej poezji, tylko zdrowej nauki. Patrząc na pogardliwe reakcje zwolenników „dobrej zmiany” za pontyfikatu papieża Franciszka, czytając pozbawione elementarnej logiki wywody kardynałów Kaspera czy Maradiagi, można dojść do dokładnie odwrotnego wniosku niż Augustyn: „hunwejbini” papieża Franciszka poświęcili na ołtarzu rewolucji „czułości i miłości” logikę oraz rozum, natomiast „konserwatywni” krytycy niektórych jego sformułowań są osamotnionym bastionem merytorycznego podejścia do tego sporu. A takich analiz, ekspertyz i dokumentów jest więcej: wspomnijmy tylko wypowiedzi i prace kard. Müllera, Roberta Spaemanna, o. de Blignièresa, o. Kupczaka czy Piotra Kaznowskiego. Większość z nich została zignorowana i nie budzi żadnego zainteresowania postępowych „miłośników” prawdy i merytorycznej dyskusji. Powstaje niemiłe wrażenie, że Viganò zasłużył sobie na trzystustronicową analizę (oraz artykuł w „Tygodniku Powszechnym”) tylko dlatego właśnie, że w jego wystąpieniu były elementy kontrowersyjne i wątpliwe, a więc stosunkowo łatwo dało się z niego zrobić porte-parole „antyfranciszkowego puczu”. Tymczasem samemu można wtedy przedstawić się w roli, której normalnie się unika: merytorycznego dyskutanta zainteresowanego niuansami spornej kwestii.
Dołóżmy do tego co najmniej kontrowersyjne milczenie, nieścisłe wypowiedzi i odmowę jasnych deklaracji ze strony papieża Franciszka, a uzyskamy pełny obraz rzekomej „wojny hybrydowej” i posługiwania się niemerytorycznymi sposobami rozmowy. W jaki sposób „zadekretowana” została wątpliwa interpretacja słynnego przypisu z Amoris Laetitia? Najpierw wysoce niejasne, marginalne, pojawiające się w przypisie sformułowanie kwestii dotyczącej najbardziej palącego zagadnienia. Potem długie milczenie i odmowa ustosunkowania się do zarzutów. Na koniec wciągnięcie do Acta Apostolicae Sedis listu do biskupów Buenos Aires, w którym papież aprobuje ich interpretację tego przepisu, prawdopodobnie sprzeczną z doktryną wyłożoną w Familiaris consortio. To są standardy merytorycznej dyskusji? Gdybym lubił demonizować niepokojące mnie zjawiska, tak jak Edward Augustyn, powiedziałbym, że papież prowadzi wojnę hybrydową z tradycyjnym nauczaniem katolickim.
W istocie pokusa powiedzenia czegoś takiego – po obu stronach sporu – jest wielka. I to jest właśnie w tym wszystkim najgorsze. Pokusa uznania, że realna dyskusja jest niemożliwa, a więc że należy uciec się do oskarżeń i manipulacji, jest potężna. Wynika ona z tego, że prawdziwa dyskusja jest skutecznie sabotowana i zamieniana w festiwal hipokryzji i licytacji na wybite zęby: kto jest większą ofiarą, kto tak naprawdę rozumie prostych ludzi, kto jest „biedaczyną z Ameryki Południowej”, a kto obrzydliwym bogatym katolickim biznesmenem. W takich warunkach „konserwatyści” ulegają pokusie „pójścia na całość”, posługiwania się manipulacjami pod pozorem prowadzenia „dyskusji”. Być może abp Viganò uległ właśnie tej pokusie – na przykład wtedy, gdy wzywał papieża do abdykacji. Ale jest dla mnie jasne, że głównymi odpowiedzialnymi za wytworzenie atmosfery niewiary w możliwość rzetelnej dyskusji, a więc tymi, którzy tu wodzą na pokuszenie, są postępowi katolicy i liberałowie.
Paweł Grad
-----
Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.
Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)
-----
(1991), członek redakcji „Christianitas”, dr filozofii, adiunkt na Wydziale Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Autor książki O pojęciu tradycji. Studium krytyczne kultury pamięci (Warszawa 2017). Żonaty, mieszka w Warszawie.