Przed kilkoma dniami na łamach Kultury Liberalnej ukazał się ciekawy wywiad z Wojciechem Eichelbergerem pod tytułem “Polska ucieczka od wolności”. To, co wydaje się w nim najbardziej interesujące, to opis obserwacji przemian problemów psychologicznych, z jakimi Polacy zgłaszali się do terapeutów od lat 80. aż do dzisiaj. Przegląd problemów osobistych Polaków, które w pewien sposób odzwierciedlały dynamikę zmian społecznych okresu przekształcania się systemu politycznego i gospodarczego, musi oczywiście budzić zaciekawienie. Dzieje się tak w każdej sytuacji, gdy daje się zaobserwować związek pomiędzy tym, co indywidualne i zbiorowe, czy też pojawia się korelacja pomiędzy wynikami badań różnych dziedzin ludzkiej aktywności. Tu psychologia dokłada swoją cegiełke do obserwacji socjologicznych
Problem z analizami Eichelbergera pojawia się jednak w momencie, gdy czytelnik zdaje sobie sprawę, że w pewnym sensie znajduje się na planie jednego z filmów Woody Allena, a konkretnie „Wszyscy mówią: kocham cię”, gdzie jak pisał pewien recenzent “w zdrowej, demokratycznej rodzinie do stołu zasiadał jeden syn konserwatysta, fan Busha i Reagana. W końcu wykryto u niego guza, który uciskał mózg. Gdy narośl wycięto, bohater z Republikanina stał się obyczajowym liberałem.” Komizm sytuacyjny u Allena jest zamierzony, reżyser podkpiwa sobie z bliskiego mu środowiska liberalnej nowojorskiej inteligencji. Tak też akcja mniej więcej rozwija się w rozmowie Adama Puchejdy z Wojciechem Eichelbergerem, by w końcu kulminować w stwierdzeniu: “Jesteśmy świadkami klasycznej ucieczki od wolności i odpowiedzialności – w konserwatyzm, fundamentalizm religijny, nacjonalizm, represyjność, w prawne przeregulowanie obyczajowości, ksenofobię i pogardę dla innych i słabszych. Wszystko to wskazuje na powszechny brak pewności siebie i niskie poczucie własnej wartości.” Niestety komizm w wywiadzie zamierzony nie jest.
Wniosek ten wynika z innego fragmentu analizy: “Kiedy PiS pierwszy raz doszedł do władzy w 2005 r., opublikowałem w „Gazecie Wyborczej” tekst pod tytułem „Rewolta upokorzonych”. Ostrzegałem w nim, że jeśli nie znajdzie się ugrupowanie polityczne artykułujące potrzeby upokorzonych, to będą kłopoty z demokracją. Niestety okazał się proroczy. Bo na doświadczenie poniżenia można odpowiedzieć na dwa sposoby. Za wszelką cenę samemu osiągnę sukces, bo bez niego nie sposób pokazać się ani na ulicy, ani w towarzystwie. Część ludzi poszła w tę stronę. Wielu odniosło autentyczny sukces, ale wielu było takich, których sukces okazywał się jedynie krótkotrwałą, wizerunkową ściemą lub przestępstwem. Nie dali rady. Pozostał im więc resentyment upokorzonych, gniew i depresja. To oni przede wszystkim zaludniają miejskie blokowiska, małe miasteczka, popegeerowskie wsie, to spauperyzowana inteligencja, emeryci oraz starsze kobiety i wdowy, które nazwano moherowymi beretami. Wszyscy oni, tak jak kiedyś Niemcy, tylko czekali na kogoś, kto im obieca, że wstaną z kolan.”
W tym momencie czar inteligentnej rozmowy pryska i okazuje się, że rzeczywisty spór polityczny można sprowadzić do problemów natury psychologicznej. Resentyment prowadzi do zabobonu i odrzucenia jedynie słusznej i racjonalnej społecznie drogi, jaką jest liberalizm. Na plus trzeba Eichelbergerowi zapisać, to że zauważył liberalne korzenie wykluczenia społecznego w Polsce po roku 1989 i że chciał zaproponować rozwiązanie w postaci liberalnego ugrupowania reprezentującego wykluczonych. Problem polega na tym, że liberalizm jaki dominował w Polsce po roku 1989 nie mógł być sam generatorem powstania takiego ugrupowania bez powodowania sporu politycznego. Liberalizm polskich kapitalistycznych peryferii, bowiem opierał się na swoistym darwinizmie społecznym oznaczającym ustanowienie porządku społecznego za pomocą przemocy “tych, którym się udało”. Przemoc ta opierała się na mówieniu, że Ci, którym się “nie udało”, po prostu są leniwi, głupsi, zacofani, że stanowią odpad formacji homo sovieticus. Ta logika liberalna - według prostych zasad nowoczesnej utopii - dążyła do wykluczenia sporu politycznego, o kształt wolnej Polski i narzucenia jednego języka racjonalności wszystkim niezależnie od ich interesów czy zasad dobra wspólnego. Spór polityczny zawsze bowiem oznacza zagrożenie dla interesów grup dominujących oraz niesprawiedliwości i w tym sensie jest niezbędny. Dla uskutecznienia procesu petryfikacji dominacji politycznej i ekonomicznej liberałowie odwoływali się do para-religijnego autorytetu nauki: głosu ekonomistów, socjologów czy wreszcie psychologów. Odwoływano się także do tych przedstawicieli religii, którzy byli gotowi zaadaptować swoją religijność do duchowości nowoczesnego liberalizmu. Zatem polski liberalizm III RP z zasady nie był zdolny do odpowiedzi na problemy, które sam wytworzył.
Eichelberger w samym wywiadzie pada ofiarą słów, które wypowiada. Jego wyobrażenie o ugrupowaniu będącym reprezentantem wykluczonych sprowadza się do przekonania o konieczności większego zainteresowania “przegranymi” przez elity liberalnej władzy. Za jego słowami - gdy mówi o problemach z demokracją - kryje się obawa, że przegrani - czyli leniwi, głupsi, mniej zdolni i udolni (Ci z depresją, narcyzmem i borderlinem) - mogą się zbuntować w imię swoich irracjonalizmów i zabobonów, dlatego trzeba ulżyć ich biedzie, by pozostali na swoim miejscu. Odpowiedzialność liberalnych elit III RP w tej narracji właściwie znika. To wszystko jest opowiedziane językiem całkowicie tabuizowanym, w którym “demokracja” oznacza przede wszystkim władzę liberalnych, kolonialnych moralnie elit, a nazwy zaburzeń, odmienność polityczna, religijność oznaczają obszar niebezpiecznego irracjonalizmu, w którego polu już nie podejmuje się nawet próby rozróżnienia na to, co dobre i złe, ponieważ wszystko na tym polu stanowi zagrożenie dla liberalnej tożsamości i jej utopii politycznej. Dlatego pojawienie się konfliktu politycznego wyrosłego z woli reprezentowania wykluczonych i kwestionującego liberalną przemoc oraz ustanowiony przez nią porządek społeczny, musi być w logice zaprzeczania polityce - będącej zagrożeniem dla burżuazji, traktowany, jako czyste zagrożenie egzystencjalne, schorzenie psychologiczne, szaleństwo.
Niezdolność uchwycenia, że w dynamice społecznej i poszukiwaniu właściwych rozwiązań, nie chodzi tylko o zachowanie władzy, politykę tożsamości, nieustanne stygmatyzowanie przeciwnika, jako niezdolnego do racjonalnego prowadzenia sporu, przy równoczesnej własnej odmowie prowadzenia dyskusji, jest niestety charakterystyką nagminnie obecną w dyskursie liberalnym a szerzej w dyskursie III RP. Analiza struktur dyskursu polskiej sceny politycznej wydaje się bardziej skuteczna, dla bliższego bezstronności rozpoznania zasad rządzących nowoczesną przemocą liberalną obecną zarówno u samych liberałów jak i znacznej części ich oponentów.
Tendencja do opisywania przeciwników politycznych jako osób z zaburzeniami psychicznymi nie jest zresztą cechą charakterystyczną tylko dla polskich liberałów. Można sądzić, że jak większość swoich przekonań ten sposób relacji ze światem także zapożyczyli oni od swoich zachodnich kolegów. Dopiero co ukazał się wywiad z Wojciechem Eichelbergerem, a już mamy informację o tym, że grupa amerykańskich psychologów orzekła, że Donald Trump cierpi na zaburzenia psychiczne i powinien ustąpić z urzędu. Orzeczenie to przyszło z miejsca o znakomitej renomie naukowej czyli uniwersytetu w Yale. Problem z tym orzeczeniem polega jednak na tym, że żaden z tych psychologów prezydenda amerykańskiego nie zbadał.
„Nie możemy siedzieć cicho. Naszym obowiązkiem jako lekarzy jest informowanie opinii publicznej o stanie zdrowia psychicznego najważniejszej osoby w państwie” - przekonywał dr James Gilligan, psychiatra i profesor z Uniwersytetu w Nowym Jorku. Trudno jednak nie mieć wręcz pewności, że deklaracja psychiatrów ma charakter polityczny. Nie można jednocześnie wykluczyć, że działają oni w dobrej intencji i nie potrafią zauważyć pomieszania swojej dziedziny badawczej z polityką, która jest czymś realnym i realnie reprezentuję sprawy ludzkie niezależnie od zdrowia psychicznego reprezentantów. Zamknięty umysł liberałów po prostu nie potrafi do siebie dopuścić wiedzy, że ktoś kto nie zgadza się z jego wizją świata może nie być po prostu wariatem
Tomasz Rowiński
Felieton jest rozszerzoną wersją tekstu, który ukazał się na portalu malydziennik.pl.
(1981), redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, publicysta poralu Aleteia.org, senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.