I.
O Kościele w Niemczech zwykliśmy myśleć jako o jednym z ośrodków kryzysu chrześcijaństwa europejskiego – coraz niższy poziom praktyk, coraz mniejsza liczba, coraz starszych księży, problemy z przekazywaniem nawet podstawowych prawd wiary i moralności, kryzys sakramentalny polegający na masowym przystępowaniu do Komunii Świętej i absencji przy konfesjonałach. Odruchowo też może nam się wydawać, że kryzys jakiegoś Kościoła lokalnego oznacza także spadek jego znaczenia w Kościele powszechnym. Byłoby to czymś naturalnym, trudno wyobrażać sobie by przewodnikiem wierzących był ten, który znajduje się sam w głębokim zamieszaniu co do spraw wiary. Oczywiście w sensie jednostkowym wszyscy jesteśmy grzesznikami i błądzimy, ale liczy się też stosunek do grzechu – rozpoznanie go i uznanie. Jaki jest stosunek Kościoła w Niemczech do nauczania zgodnego z wiarą i do rozpoznawania grzechu mogliśmy się przekonać w ostatnich latach, gdy hierarchom pochodzącym z tego kraju udało się wzbudzić powszechny zamęt dotykający i dyscypliny, i doktryny, i samego życia sakramentalnego całego Kościoła.
II.
Dwa synody zwołane przez Papieża Franciszka, a poświęcone rodzinie odsłoniły zadziwiającą dynamikę, w której Kościół lokalny, sam będący w rozsypce, stawia siebie jako lidera, jako obraz Kościoła powszechnego przyszłości w świecie postępu i znajduje znaczny posłuch w szerokich kręgach katolików. Na konsystorzu w lutym 2014 roku w osobie kardynała Waltera Kaspera niemieccy hierarchowie wezwali Kościół do praktykowania w nieznany dotychczas sposób miłosierdzia, czyli udzielania Komunii osobom żyjącym w związkach niesakramentalnych, a dokładnie w ponownych małżeństwach cywilnych. Pod pozorem zmiany dyscyplinarnej zaproponowano w rzeczywistości zmianę doktrynalną, dekomponującą cały „święty obieg” łaski pomiędzy sakramentami. Ktoś mógłby powiedzieć, że „obieg” może być taki lub inny. Nie jest to jednak prawdą jeśli wierzymy, że zgodnie z zapowiedzią Pana Jezusa przez wieki Duch Święty pouczał Kościół jak ma dysponować otrzymanymi darami. Co więcej niemiecka propozycja oznaczała nie tyle zmianę, co zatrzymanie tego „obiegu”, podważenie znaczenia każdego z sakramentów obecnych w Kościele i zniesienie zależności między łaską, czynem i grzechem. To nie katolicka doktryna, ale propozycja kard. Kaspera oznaczałaby oderwanie wiary od życia, likwidację realnych konsekwencji wynikających z zaangażowania religijnego, „ubeznacznienie” chrześcijaństwa.
II.
Jaka praktyczna antropologia wynikała z tej propozycji? Pytanie jest istotne, ponieważ taka autosekularyzacja, autodechrystianizacja wciąż powinna być opisywana językiem zakorzenionym w Tradycji. Ta zaś jest par exellence katolicką racjonalnością, w której współpracują rozum i Objawienie, natura i łaska. Te zaś przez wieki wypracowywały kształt obecnych w świecie „instytucje wiary”, czyli przede wszystkim liturgii i sakramentów, gwarantów obecności Bożej pośród nas. Zrekonstruujmy teraz „opcję niemiecką”. Z rozmaitych wypowiedzi kard. Kaspera, a także kard. Marksa, pojawiających się w prasie podczas burzliwych miesięcy dwóch synodów, można naszkicować teologiczną antropologię niemieckiego Kościoła dzisiaj. Przede wszystkim człowiek kasperiański nie jest wstanie oprzeć się grzechowi, grzech jest koniecznością, także dlatego, że pozostaje dla nas praktycznie nierozpoznawalny. Te skrótowe punkty prowadzą nas do opisu przekonań jakimi charakteryzujemy zwykle protestantyzm – natura człowieka jest całkowicie złamana, a przepaść między nami a Bogiem nie do przebycia w żaden sposób. Sakramenty nie mają realnego znaczenia, ale co najwyżej społeczny, Bóg zaś jeśli jest to nie tutaj, w każdym razie nie w żaden szczególny sposób gdziekolwiek w świecie. Obraz ten współgra z odrzuceniem Tradycji katolickiej, która jest przecież owocem zupełnie innego przekonania, mówiącego że łaska buduje na naturze, wydoskonala ją, a oparte na rozumnym namyśle instytucje – kościelne czy świeckie – wspierają człowieka w jego życiu i osiągnięciu celu wiecznego. Mogą też przeszkadzać jeśli są źle urządzone, jednak ze swojej istoty są czymś dobrym i potrzebnym, wynikającym z ludzkiej natury, a nie jej upadku. Zatem w propozycji kardynała Kaspera – nawet jeśli nieintencjonalnie – zawarte jest podobne do protestanckiego przekonanie, że instytucje Kościoła, jego nauczanie o grzechu, łasce i sakramentach nie jest efektem współpracy człowieka z Duchem Świętym (do którego człowiek nie ma żadnego dostępu), ale fakultatywną i czysto ludzką instytucjonalizacją wydarzenia jakim było życie Pana Jezusa. To zaś co znajdujemy w świecie jako fakultatywne może być uformowane dowolnie i zmieniane. Jednak nawet gdyby tak było, to w tradycji Kościoła znajdujemy wątki, które możemy traktować jako fakultatywne, a jednak ich usunięcie w oczywisty sposób byłoby szkodliwe dla formacji dusz. Fakultatywność wątków tradycji nie powinna nas odnosić do odruchu ich zmiany, ale do ochrony i świadomości pożytków wynikających z tego co określam mianem „względnej niezmienności”.
Taka rewolucji teologicznej – obecna przynajmniej implicite w wypowiedziach niemieckich hierarchów – domagała się jakiejś ortodoksyjnej nadbudowy, która byłaby „katolicką” fasadą przyjętej w praktyce protestanckiej zasady „tylko łaska.
IV.
Nie powinno nas dziwić, że zasadę tę, w skrajnym odczytaniu, znajdujemy w agnostycyzmie społeczeństw liberalnych przekonanych (jeśli nie w osobistym doświadczeniu jednostek to w formie instytucji społecznych), że o Bogu nic nie wiemy i nie możemy też rozpoznać co jest dobre, a co złe. Jeśli nawet jest jakieś zbawienie to nie wiemy dla kogo, nie znamy żadnych jego kryteriów, możemy je tylko przyjmować jako przypuszczenie i kaprys Boga. Tę postchrześcijańską, a nawet postprotestancką mentalność pogłębiła jeszcze defragmentacja Pisma Świętego. Jest to proces nieuchronny w sytuacji odrzucenia hermeneutyki wiary budowanej na życiu Kościoła, którego dziedzictwem jest świadectwo Zmartwychwstania i świadectwo Apostołów, a nie tylko uśmiercona subiektywną i anachroniczną lekturą litera biblijna. Gdy znaki przymierza z Bogiem ulegają zagubieniu, gubi się też kryterium dla doczesnego ułożenia spraw. W sytuacji braku kryterium jakim jest rozpoznanie prawdziwości „instytucji zbawienia” następuje poszukiwanie innych kryteriów. Sprawiedliwość przed Bogiem zostaje zastąpiona ideą społecznej równowagi, która zresztą jest wyrażonym wprost celem (post)chrześcijaństwa. Równowagę zaś próbuje się uzyskać poprzez, np. minimalizację cierpienia i gratyfikację emocjonalna: zgoda na rozwody, potem na ponowne małżeństwa, na antykoncepcje w małżeństwie (łatwy dostęp do przyjemności jako fundament życia społecznego), na wolne związki, homoseksualizm itd. Drogę tę przeszło lub przechodzi wiele wspólnot kościelnych, które gubiąc logos chrześcijański zastępują go liberalnym językiem społecznej zmiany z pełnym przekonaniem, że to właśnie jest istota chrześcijaństwa.
V.
W społeczeństwach postchrześcijańskich uznaje się – domyślnie – że Bóg jest nierozpoznawalny, więc usprawiedliwienia w praktyce udziela śmiertelny bóg, czyli np. państwo poprzez swoje instytucje (prawo, afirmowany obyczaj) ofiarowując za to rodzaj doczesnego pokoju (równowagę). Ponieważ w świecie postchrześcijańskim to wspólnoty religijne naśladują państwo, które wytwarza „duchowe” ramy życia, także i one chcą być afirmowane przez jedynego „boga” jakiego rozpoznają – władzę społeczną lub polityczną. Od kiedy Marcin Luter otworzył drogę do odrzucenia przekonania o racjonalności tradycji, zasadą stało się subiektywne, ulegające dowolnej interpretującej racjonalności, odczytanie litery Pisma. W praktyce oznacza, że nad Pismem i nad całą Historią Świętą dominuje wola interpretatora i podporządkowany jej rozum. Gdy rozum ten pochodzi spoza Kościoła zawsze niesie on ze sobą takie braki jaki ignorancja w sprawie źródeł wiary, instrumentalne traktowanie wiary w służbie zewnętrznych ideałów, nieraz zła wola.
VI.
Co zatem mogło stać się tą „katolicką” fasadą protestanckiej zasady przyjmowanej przez niemiecką teologię? Odpowiedź jest prosta – miłosierdzie. Miłosierdzie, które jest trudnym do pojęcia przymiotem Boga, i które odpowiednio zinterpretowane łatwo współgra z permisywną moralnością liberalizmu. Szczególnie, gdy chodzi o zwalnianie ludzi z praktykowania roztropności, odpowiedzialności i uznania grzechu przed Bogiem. Takie usprawiedliwienie en bloc nie jest jednak Miłosierdziem Bożym, ale miłosierdziem tych, którzy zdają się już nie wierzyć, że Bóg jest w świecie i Kościele. Praktyczny sąd, że trzeba się w końcu jakoś urządzić, prowadzi do przekonania, że dla społecznej (także kościelnej) równowagi lepiej będzie ludzi usprawiedliwić. W końcu życie doczesne, w tej perspektywie, jest tak podłe, a zbawienie tak niepewne, że dokładanie mu trosk wydawać się powinno nieludzkim. Naderwane lub zerwane przymierze z Bogiem sprawia, że to małe kłamstewko wydaje się zupełnie nieszkodliwe a wręcz pożyteczne w sytuacji przekonania o niemożności rozpoznania ludzkiego losu po śmierci. Kardynał Kasper właściwie wprost uznał model postchrześcijańskiej religijności, gdy wypowiedział swoją opinię na temat nauczania Kościoła katolickiego o małżeństwie i jego nierozerwalności. „To jest akt heroizmu, a heroizm nie jest dla przeciętnych chrześcijan”. Śmiertelny bóg chciałby wprowadzić swoje rządy także w Kościele, a do tego potrzebne mu jest zniszczenie sakramentalnego obiegu łaski. Kardynał Kasper to właśnie zaproponował.
VII.
Zatem lokalna wspólnota, której stan powinien być ostrzeżeniem dla całego Kościoła zwrócił wszystkim wierzącym uwagę, że niedopuszczanie do sakramentu Ciała Pańskiego osób zaciągających grzech w ważnej materii jest czymś co Bogu się nie podoba. Trzeba przyznać, że było to zaskakujące i dezorientujące dla wielu wierzących – przede wszystkim tych, którzy po prostu w życiu słuchają głosu swoich pasterzy ustanowionych przez Kościół. Trudność polega na tym, że niemiecki kardynał explicite reprezentuje Boga, ale implicite mówi głosem – posłużę się Hobbesowskim określeniem boga społecznego – Lewiatana. Ta dezorientacja jest sytuacją złą, ponieważ za pośrednictwem autentycznego autorytetu wprowadza błędne nauki. Kardynał Kasper zaś opracował na nowo temat, który w Kościele szczególnie rozpropagowała św. Faustyna i św. Jan Paweł II, wydrążył go z treści i przedstawił jako coś zupełnie innego – nieledwie liberalny leseferyzm. Wezwanie do nawrócenia, którego wyrazem był krzyk św. Faustyny przywołujący miłosierdzie Boże, zamienił w rodzaj pobłażliwości umacniającej przekonanie, że religia nie ma znaczenia.
VIII.
Pokłosiem niemieckich propozycji są dzisiejsze spory o adhortację papieża Franciszka, w które zaangażowane mocniej są autorytety niż argumenty. Nie dziwi to, ponieważ stanowisko niemieckich hierarchów i ich popleczników opiera się przede wszystkim na wykorzystaniu przez nich elementów własnego autorytetu, a nie dobrej teologii. Ich partnerem zaś są ci, którzy chcą Kościoła społecznie posłusznego Lewiatanowi, a zatem obszary katolickiego świata, w którym dokonuje się erozja wiary. Siłą niemieckich hierarchów jest praktyczna uległość wobec głównego nurtu kultury. Niejako w efekcie Papież Franciszek we wspomnianej adhortacji Amoris laetitia, podsumowującej dwa synody poświęcone tematowi rodziny, przychylił się ku bardziej indywidualnemu rozpatrywaniu sytuacji ponownych małżeństw. Ten zapis dokumentu, który można uznać za kontrowersyjny i otwarty na niekatolickość, na rozrywanie przymierza Kościoła z Bogiem, trzeba jednak czytać w świetle dotychczasowego nauczania Kościoła, a nie świetle nowoczesnych, liberalnych i w gruncie rzeczy politycznych interpretacji. Interpretacje traktują papieski tekst jako coś zamykającego jedną epokę w Kościele, a otwierającego nową. Można by twardo powiedzieć – zamykającego epokę przymierza i otwierającego epokę zerwania z Bogiem na rzecz przymierza z bogiem śmiertelnym, Lewiatanem.
IX.
Łatwo zauważyć, że chęć zmiany doktryny Kościoła jest powiązana z problemami katolickiej wspólnoty w Niemczech, a także, że znajduje się w niej jeszcze jeden fałsz. Propozycja, o której mówimy, wysunięta przez kardynała Kaspera została opakowana w bardzo subtelne warunki jakie miałyby obwarować dopuszczanie do Komunii Świętej rozwodników żyjących w ponownych związkach. Jednak to tylko zasłona dymna, która nigdy, przynajmniej w niemieckich okolicznościach, nie byłaby praktykowana. Szczegółowe rozeznawanie, nawrócenie, indywidualne duszpasterstwo? Wszystkie te wskazówki zasłaniają jedynie fakt, że od dziesięcioleci do Komunii Świętej w Niemczech przystępuje kto chce i praktycznie nikt nie interesuję się stanem duszy spożywających Ciało Pańskie. Trudno oprzeć się wrażeniu, że mieliśmy do czynienia z wysublimowaną rozgrywką, dzięki której cały Kościół uchyla drzwi rozwiedzionym pozostającym w ponownych związkach, kierując się wzbudzonym poczuciem odpowiedzialności miłosierdzia, po to by Kościół w Niemczech pozbył się jednej z ostatnich przeszkód w całkowitym rozpuszczeniu się w liberalnym społeczeństwie. Czy niemieccy kardynałowie i biskupi zdają sobie z praktycznych konsekwencji głoszonych opinii teologicznych, czy raczej sami są ofiarą społecznego kontekstu? Tego nie wiem. Dlaczego tak bardzo chcą się upodobnić do niechrześcijańskiego już społeczeństwa zamiast być małą trzódką wiernych świadków? Na to możemy spróbować odpowiedzieć.
X.
Zacznijmy od kwestii instytucjonalno-socjologicznej. Chrześcijańskie instytucje kościelne w Niemczech utrzymują się finansowo dzięki uwikłaniu ich w system fiskalny państwa. Nikt tam nie rzuca na tacę, ale każdy kto nie zadeklarował inaczej płaci podatek kościelny przekazywany wybranej wspólnocie kościelnej. Co więcej nie da się tego podatku nie płacić – odmowa płacenia poprzez odpowiednią deklarację oznacza formalne usunięcie z Kościoła. Można powiedzieć, że Kościół katolicki w Niemczech jest zatem częścią państwa, a dzięki znacznym funduszom w tej władzy partycypuje. To oczywiście sytuacja absurdalna, ponieważ okazuje się, że zależność od władzy politycznej jest w Niemczech istotniejsza od chrztu. Kościół tak uzależniony jest faktycznie rodzajem organizacji pozarządowej, zobligowanej do realizacji celów państwa Niemieckiego. Dobrze to widać w milczeniu hierarchów w kwestii deprawacji dzieci w szkołach publicznych przez seks-edukację, czy na temat etyki płciowej, którą głosi Kościół. Co ciekawe, kiedy w Polsce Kościół i katolicy chcą realizować katolicką agendę społeczną opartą oprawo naturalne i publicznie te tematy podejmują można usłyszeć, że Kościół miesza się do polityki, nigdy jednak nie słyszałem by taki zarzut stawiano niemieckiemu Kościołowi, który chce za bezcen oddawać swoje największe sakramentalne dziedzictwo byle tylko zachować odrobinę doczesnej władzy i splendoru. Można powiedzieć, że sposób funkcjonowania Kościoła sprawia, że mamy do czynienia ze swoistą sekularyzacją tej instytucji. Biskupi są zarządcami resztek religijnych przywiązań społecznych, a także zarządcami pokaźnych budżetów. Niewiele już brakuje byśmy mieli do czynienia z Kościołem niemal bez wiernych za to bardzo bogatym i obciążonym licznymi zobowiązaniami zupełnie niezwiązanymi z wiarą i religijnością. Ponieważ Kościół potrzebuje zarządzać swoją biurokracją, a nie ma już dość księży, zatrudnia ogromną rzeszę ludzi, których znaczny odsetek ma zaledwie luźny lub żaden związek z katolicyzmem. To drugi element wskazujący na procesy sekularyzacyjne wewnątrz Kościoła. Jego struktury instytucjonalne w coraz mniejszym stopniu reprezentują wiarę – raczej zawiadują masą spadkową po mniej.
XI.
Wielu tzw. „taca” oburza, a jednak jest ona jednym z regulatorów życia wspólnotowego, ponieważ buduje zaufanie i odpowiedzialność w horyzoncie rzeczywistego zaangażowania religijnego jakim jest udział w niedzielnej Mszy. To pewne uproszczenie, ale oddające zasadę zdrowych relacji pomiędzy duchowieństwem a świeckimi. Skoro jednak brak świeckich, którzy byliby wiernymi, ale są inni liczni świeccy, których wiążą z Kościołem relacje finansowe (jako z pracodawcą lub podatkobiorcą), a nie nadprzyrodzone, oczywista staje się dynamika dostosowania do oczekiwań „klienteli kościelnej”. To świetny przykład, w którym wspólnota wiary staje się przedsiębiorstwem, organizacją charytatywną itd. W początkach pontyfikatu temat takiego zagrożenia był jednym z najczęściej powracających wątków nauczania Papieża Franciszka. Sądzę, że takie właśnie interesy pod płaszczem teologicznej subtelności realizowali hierarchowie niemieccy na synodach o rodzinie. Nie zdziwiłbym się też gdyby słabo zdawali sobie sprawę jakiej logice służą, ponieważ sytuacja w jakiej się znajdują i którą wytworzyli (oni, a może jeszcze bardziej ich poprzednicy) kształtuje także ich samych.
XI.
Uwikłanie instytucjonalne jest tylko jednym z elementów tej układanki, ale bardzo ważnym, ponieważ pokazuje zasadniczą przyczynę zerwania wewnątrzkościelnej więzi. Na to nakłada się implementacja specyficznych interpretacji Soboru Watykańskiego II, w których np. dowartościowanie świeckich oznaczało ich praktyczną klerykalizację (zastępowanie przez nich zadań dotychczas objętych posługą kapłanów), przy jednoczesnym porzuceniu formowania wiary w ramach kształtowania się obrazu świeckiego jako kogoś „podmiotowego” w Kościele (emancypacja). Wreszcie także dopuszczenie do myślenia teologicznego najrozmaitszych „punktów widzenia”, które z teologią, czyli wyjaśnianiem prawd wiary katolickiej nic wspólnego nie mają. Ten obszar „nowej teologii” stał się miejscem gdzie eksplodowała kreatywna, emancypacyjna myśl świecka, nie mająca wiele lub nic wspólnego z wiarą katolicką i z czasem zastąpiła wykład wiary. Nie można przecież pominąć faktu, że wszystko to działo się pod „opieką i błogosławieństwem” niemieckich biskupów.
Wstęp do szerszego studium
Ten króciutki opis kwaśnych owoców jakie wydały niemieckie interpretacje teologiczne pokazuje nam kontekst kryzysu niemieckiego katolicyzmu, ale nie wskazuje jeszcze źródeł samych tych interpretacji traktujących bardzo po macoszemu choćby dokumenty ostatniego Soboru. Ostatecznie przecież jeśli szukać źródeł myślenia o Soborze Watykańskim II nie jako o rzeczywistości coś orzekającej, ale początku zupełnie nowego myślenia, to właśnie trzeba by wzrok skierować ku Niemcom. Podczas obrad to tzw. sojusz reński skupiony wokół niemieckich hierarchów był głównym promotorem zmian. Te z nich, które wprowadzono stanowiły jedynie uchylenie drzwi. Jednak wystarczy drzwi uchylić by wdarła się przez nie burza. Można powiedzieć, że strategia zastosowana na Soborze została powtórzona na synodach Papieża Franciszka. Nie chodzi w niej o ustalenie jakichś normatywnych zapisów, ale o niewielkie przesunięcie, które pozwoli realizować cele własne Kościoła w Niemczech – cele sekularne, polityczne, ekonomiczne, etc – i redukować dysonans sumienia.
Skoro jednak już na Soborze Watykańskim II dążenia hierarchów niemieckich często dawało się zmieścić w katolickiej nauce tylko z wielkim trudem to znaczy, że problem jest dawniejszy i wynika on z nieprzepracowanych problemów teologii reformowanej czy romantycznej, a de facto przejęcia ich sposobu myślenia nieuchronnie wikłającego wiarę w dialektycznie postępujący rozkład, nieunikniony los lektury Biblii wykorzenionej z tradycji apostolskiej.
Tomasz Rowiński
Artykuł ukazał się w pierwotnie na łamach Frondy LUX nr 80.
(1981), senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.