Polemiki
2024.08.28 12:30

Kultura to nie piaskownica. Odpowiedź na oświadczenie liderów Wspólnoty Vera Icon

Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl. Z góry dziękujemy. 

 

Esej ten jest odpowiedzią autorki na "Oświadczenie Wspólnoty Twórców Chrześcijańskich Vera Icon" opublikowane na naszej stronie. Jest także ciągiem dalszym dyskusji o sztuce chrześcijańskiej jaka od dłuższego czasu toczy na naszych łamach. Jej początkiem były kontrowersje dotyczące "Listu Synodu Artystów". Linki do wcześniejszych głosów Czytelnik znajdzie w przypisach do tego tekstu. Pierwszą część dyskusji można znaleźć także na łamach "Christianitas", nr 93, 20233.   

 

Spór, którego kolejną odsłoną jest niniejszy tekst, może wydawać się personalnym konfliktem, ponieważ taką jego ocenę usiłuje sugerować jedna ze stron. Tak jednak nie jest. Warto wczytać się w tę wymianę zdań oraz całą zeszłoroczną polemikę wokół listu „Synodu Artystów”, aby zobaczyć, dlaczego środowisko chrześcijańskich twórców nie jest w stanie tworzyć katolickiej kultury1.

 

Jakiś czas temu poprzez media społecznościowe dotarł do mnie zabawny obrazek: dorosły mężczyzna kuca pośrodku czegoś, co przypomina piaskownicę usypaną w przestrzeni jakiegoś pokoju. Jest to artysta Dariusz Nowak, obecny prezes Fundacji Vera Icon, były długoletni lider krakowskiej grup Wspólnoty Twórców Chrześcijańskich funkcjonującej pod tą samą nazwą – Vera Icon. Nowak jest m. in performerem, ale zdjęcie nie przedstawia akcji artystycznej, lecz raczej moment konstruowania instalacji. Dzieje się to w ramach przygotowań do wystawy, której tytuł towarzyszy fotografii. Brzmi on bardzo poważnie:

Postawangardowy konserwatyzm2. Nie będę tutaj pisać ani o tej wystawie, ani na temat dzieła, które być może było całkiem interesujące. Przywołuję tylko zdjęcie twórcy w „piaskownicy”, ponieważ ma ono potencjał mema, czyli z jednej strony jest zabawne, z drugiej – jak to wiele memów – przedstawia dość smutną prawdę. Fotografia ta stanowi dla mnie słodko-gorzką ilustracją środowiska twórców chrześcijańskich, a przede wszystkim autorów oświadczenia wystosowanego przez Radę Wspólnoty Vera Icon ws. mojego tekstu zatytułowanego O głupocie, która niszczy. Przeciw queerowaniu Kościoła3. Jednym z autorów-sygnatariuszy jest właśnie Nowak. Rzeczone oświadczenie, choć zawiera wiele poważnych słów i komunikatów, także tworzy w sumie dziecinny obrazek artystów, którzy nie budują kultury w sposób odpowiedzialny, ale się w nią bawią, a broniąc swojego wizerunku posuwają się do dziecinnych manipulacji. 

Długo zastanawiałam się, czy moja odpowiedź jest potrzebna, skoro z oświadczenia Vera Icon całkiem sporo dowiedzieliśmy się o sposobie myślenia jej liderów4. W oficjalnym komunikacie pokazali oni, że – po pierwsze – zupełnie bagatelizują problem queerowania Kościoła, czyli robią dokładnie to, co spowodowało, że wspomniałam o nich w swoim poprzednim tekście. Po drugie, bardzo zdecydowanie przyznają się do wspierania koncepcji sztuki, która jest proponowana Kościołowi przez dr. Łukasza Murzyna jako głównego autora listu „Synodu Artystów”. Przypomnę, że koncepcja ta jest jawnie rewolucyjna. Po trzecie, liderzy wprost promują ideę chrześcijaństwa biernego wobec zła, tak jakby czynienie jakiegoś rodzaju dobra, zwalniało ich z reagowania na wydarzenia wprowadzające i legitymizujące zamęt w Kościele. Przy czym chodzi tu o wydarzenia, które dzieją się w ich najbliższym otoczeniu, w obszarze ich posługi, a nie na drugim końcu świata. Po czwarte, ludzie, którzy w liście „Synodu Artystów” proponują Kościołowi siebie jako ekspertów od spraw sztuki, w oświadczeniu w końcu przyznają, że nie są w stanie pomóc duchowieństwu w rzetelnej ocenie zjawisk zachodzących w kulturze – wprost zasłaniają się i usprawiedliwiają swoją bierność nazwiskami hierarchów.

Charakterystykę tego środowiska dopełnia fakt, że liderzy Vera Icon nie zdecydowali się na rzeczową odpowiedź, lecz postanowili bronić swojego wizerunku poprzez personalny atak z użyciem manipulacji. Jest to częsta metoda mająca na celu zdeprecjonowanie krytyka tak, aby podważyć wiarygodność jego tekstu. A ponieważ chodzi tu konkretnie o tekst na temat queerowania Kościoła, stawka jest dla mnie zbyt poważna, by zostawić oświadczenie bez odpowiedzi. W całym tym kontekście wyjątkowo nieszczerze wybrzmiewa końcowe „błogosławieństwo”, jakiego liderzy Vera Icon „udzielają” mnie oraz mojemu współpracownikowi. Wystarczyłaby uczciwość.

 

Podstawowa kompetencja

Muszę jednak przyznać, że trudno mi zachować nadzieję na jakiekolwiek porozumienie z autorami-sygnatariuszami oświadczenia. Jego treść oraz prywatne reakcje niektórych członków Rady Vera Icon, dotyczące także wcześniejszej mojej i o. Wojciecha Surówki polemiki z podpisanym przez Vera Icon listem „Synodu Artystów”, utwierdzają mnie w przekonaniu, że grono to nie jest w stanie pojąć problemów, na które wskazujemy. Myślę, że trudność zaczyna się już na etapie czytania tekstu, co widać w pierwszych akapitach oświadczenia. Kiedy liderzy Vera Icon próbują wykazać mi „nadużycie”, wmawiając czytelnikom, że z jednego mojego zdania zawierającego informację wynika jakaś moja teza, (która nie pada nigdzie indziej – gdyż jej po prostu nie stawiam), a potem pokazują, że ta teza jest nieprawdziwa, to jak na dłoni widać, że tekst pisany stanowi dla nich duże wyzwanie. Liderzy Vera Icon są oburzeni, że śmiałam ich skrytykować w tekście o queerowaniu Kościoła, ale najwidoczniej nie potrafią rozczytać, jaki był mój zarzut, choć opisałam go obszernie i jasno, a słuszność tego zarzutu swoim oświadczeniem właśnie potwierdzili. Przypomnę: pisałam o bierności Vera Icon wobec promowania ideologii queer, nie natomiast – jak twierdzą, rzekomo demaskując moją „manipulację” – o jakiejkolwiek ich współpracy z o. Tomaszem Biłką OP przy tworzeniu queerowej wystawy Daniela Rycharskiego. W oświadczeniu liderzy „argumentują”, że nie podałam na tę współpracę żadnych dowodów – zgadza się, nie zrobiłam tego, ponieważ pisząc tamten tekst, byłam pewna, że takiej współpracy nie było. Mój zarzut wobec liderów Vera Icon dotyczył ich braku publicznej reakcji najpierw na ideologiczny dokument „Synodu Artystów”, potem na sytuację, w której osoba z ich środowiska, długoletni opiekun duchowy, któremu w oświadczeniu wystawiają najserdeczniejszą laurkę, jako kurator sączy do wspólnoty Kościoła zło, jakim jest ideologia queer. Liderzy Vera Icon zupełnie nie rozumieją, na czym polega ich odpowiedzialność, więc powtórzę: nie na tym, że współorganizowali wraz z o. Biłką queerową wystawę (bo jej nie współorganizowali), lecz na tym, że swoją biernością wytwarzają klimat sprzyjający takim wydarzeniom oraz sygnalizują akceptację dla ideologii queer w galeriach związanych z Kościołem. 

 

Co z tym queer?

Moje trzy akapity o Vera Icon w tekście na temat queerowania Kościoła były doskonałą okazją, aby Wspólnota w odpowiedzi przedstawiła swoje zdanie na temat tego niepokojącego zjawiska. Po raz kolejny, tak jak wcześniej, gdy próbowałam wywołać do odpowiedzi Wspólnotę w polemice z ideologicznym listem „Synodu Artystów”, dałam liderom okazję do zabrania głosu. W tej całej dyskusji o kształcie kultury katolickiej chcieliśmy razem z o. Surówką usłyszeć ich opinię. W dodatku wierzyłam, że Vera Icon tak naprawdę nie jest wspólnotą, która chce zrewolucjonizować Kościół. Wiedziałam przecież to, o czym wspomniałam w tekście na temat queerowaniu Kościoła – a co w oświadczeniu zostało podjęte i potwierdzone – że ideologiczny list „Synodu Artystów” został podpisany i rozesłany do mediów oraz biskupów w imieniu wspólnoty przez samego o. Biłkę, bez wiedzy świeckich liderów. Taką samą sytuację zakładałam w przypadku queerowej wystawy zorganizowanej przez zakonnika, zwłaszcza, że program Galerii „Zielona 13” zawsze był jego autorskim programem. Podejrzewałam nawet, że właśnie ta queerowa wystawa była bezpośrednim powodem rozejścia się Vera Icon z dotychczasowym opiekunem duchowym. A zatem czekałam na głos liderów, którym odsuną od siebie podejrzenia o sprzyjanie ideologii queer. I jaka przyszła odpowiedź w ich oświadczeniu? 

Trudno w to uwierzyć, ale w treści oświadczenia ws. tekstu o queerowaniu Kościoła nie ma nawet jednego, choćby kurtuazyjnego zdania o tym, że poruszyłam istotny problem. Całe oświadczenie skoncentrowane jest wyłącznie na nerwowej obronie wizerunku Wspólnoty, ale nigdzie nie znajdziemy informacji na temat ich stosunku do ideologii queer. Ta nieobecność jest rażąca i naprawdę teraz daje do myślenia. Temat queerowania Kościoła jest niejako papierkiem lakmusowym pozwalającym poznać wierność katolika wobec nauki Chrystusa. Przy ograniczonych kompetencjach kulturowych można było nie pojąć, dlaczego wraz z o. Surówką tak ostro zareagowaliśmy na list „Synodu Artystów” (choć sprawa wyjaśnia się w naszym drugim tekście tamtej polemiki), ale zignorowanie zagrożenia ze strony ideologii queer, które zostało tak obszernie omówione, wydaje się wręcz nieprawdopodobne w środowisku katolików wiernych Kościołowi. Tymczasem wspólnota właśnie pokazała, że całkowicie ignoruje ten temat.

Dlaczego liderzy Vera Icon nie są w stanie odnieść się do tego niepokojącego zjawiska? Być może dlatego, że straciliby część sympatyków i mecenasów, ale także współprac? Na przykład w ramach kameralnej wystawy, którą przywołuje wspomniane przeze mnie zdjęcie, Darek Nowak, dla niektórych twarz krakowskiego Vera Icon, występował obok Daniela Rycharskiego. Być może byłby to neutralny fakt, ale istnieje pewien jego konkretny kontekst, czyli brak stanowiska Vera Icon wobec wystawy tego queerowego artysty przygotowanej przez bliskiego Wspólnocie o. Biłkę w kościelnej galerii. Wygląda na to, że środowisko po prostu dobrze się bawi, twórcy mają swoje wspólne projekty, nikt nawet nie zauważył, że Rycharski jest główną postacią, dzięki której rozpoczęło się w Polsce artystyczne queerowania Kościoła. A może właśnie nikomu to nie przeszkadza? 

Nad stosunkiem Vera Icon, a zwłaszcza jej obecnego opiekuna duchowego o. Jacka Hajnosa OP, do ideologii queer można było się zastanawiać także oglądając wystawę Pejzaż malarstwa polskiego, która odbyła się niedawno w warszawskiej Zachęcie. Sztuka prezentowana na pierwszym piętrze ekspozycji stanowiła głównie mieszankę wulgarności w formie i treści oraz… przedstawień Pana Jezusa. Pokaz ten wciąż można oglądać dzięki prezentacji 3D, do czego gorąco zachęcam5. W ostatniej sali wisiał obraz Jezusa Miłosiernego wykonany właśnie przez o. Hajnosa. Już sama obecność na tej wystawie dzieła, które powstało w ramach projektu Namalować katolicyzm od nowa jako – podobno – obraz sakralny, czyli przeznaczony do kultu, jest mocno wątpliwa, ale weźmy to w tym momencie w nawias. Wizerunek Jezusa Miłosiernego eksponowano w towarzystwie queerowego Jezusa Miłosiernego autorstwa Macieja Raucha. Dlaczego „queerowego”? Malarz ten znany jest przede wszystkim z gejowskich, ale także efebo-/pedofilskich w treści obrazów, które bywają pokazywane właśnie razem z wizerunkiem Pana Jezusa (tak było np. podczas jego indywidualnej wystawy w Zamku Ujazdowskim za czasów Piotra Bernatowicza)6. Także na wystawie w Zachęcie wisiały takie dzieła Raucha, a widok z ostatniej sali, dzięki otwartemu traktowi w amfiladzie, czynił z nich wizualny kontekst dla obu przedstawień Zbawiciela. Zmartwychwstały Pan namalowany przez Raucha jest jakby postacią z mrocznego, gejowskiego imaginarium, która udziela temu światu swojego błogosławieństwa.  

Ktoś może zapytać – jakie to ma znaczenie? Być może o. Hajnos nawet nie wiedział, w jakiej wystawie bierze udział, w końcu obraz Jezusa Miłosiernego należy do organizatora projektu Namalować katolicyzm od nowa i to on może nim dysponować. Czy jednak zakonnik mógł nie znać wystawy, skoro podpisał list poparcia dla jej kuratora, kiedy część malarzy zgłosiła sprzeciw wobec pokazywania ich dzieł w ramach tej ekspozycji?7. Wciąż jednak można pytać – jakie to ma znaczenie? Myślę, że w kontekście milczenia Vera Icon na temat opisanego przeze mnie zagrożenia ze strony ideologii queer, taki (kolejny) fakt ekspozycyjny jest jakąś niepokojącą wskazówką dla odbiorców, którzy obserwują aktywność liderów, członków Prezydium Fundacji i opiekuna Vera Icon. Każda decyzja o współpracy jest czegoś świadectwem i posyła w świat konkretny komunikat. Summa summarum każdy taki ruch rysuje mapę kulturowych wyborów i tym samym tworzy niejako autoportret osoby, która ich dokonuje. Jeśli człowiek działający publicznie ma pretensje o to, że jego „autoportret” jest komentowany oraz domaga się, by krytyk analizował jego głęboko ukryte motywacje zamiast zastanej rzeczywistości, to jest to postawa bardzo niedojrzała. I z taką właśnie postawą mamy do czynienia w przypadku liderów Vera Icon, którzy nawet – jak sugerują w oświadczeniu – oczekują niejako audiencji krytyka przed Radą Wspólnoty.

Każdy ruch jest legitymizacją czegoś, coś wspiera, do czegoś przyciąga uwagę odbiorców, którzy za nami podążają. Jeśli twórcy budują sieć współpracy z artystami hołdującymi ideologii, poza doraźnym zyskiem przyniesie to również długofalowe straty. Chrześcijańscy twórcy, którzy z jednej strony wspierają swoją obecnością wulgarną kulturę, a z drugiej strony swoją biernością pozwalają tej kulturze wejść do wspólnoty i instytucji Kościoła, nigdy taką strategią nie zbudują kultury Bożej. I w tym sensie jak najbardziej są współodpowiedzialni także za queerowanie naszej wiary.

 

Samoobrona przez atak pogrąża

Czy jednak potrzebne jest to moje zastanawianie się nad stosunkiem Rady Vera Icon do queer, skoro w swoim oświadczeniu tak gorąco przekonują, że wcale nie przeszkadzał im wydźwięk listu „Synodu Artystów”? Przecież tak jak list ten przygotował o. Biłce teoretyczny grunt pod zorganizowanie queerowej wystawy, tak w logiczny sposób zupełna akceptacja treści listu przez liderów Wspólnoty wyraża ich otwartość na rewolucję. W tym kontekście fakt, że nie organizowali queerowej wystawy nie ma żadnego znaczenia. Autorzy-sygnatariusze być może w ogóle nie zauważyli tej niekonsekwencji, ponieważ w oświadczeniu bardzo skupili się na tym, by wykazać moje rzekome manipulacje.

Vera Icon przyznaje, że prawdą jest to, o czym pisałam w tekście na temat queerowaniu Kościoła: list „Synodu Artystów” został podpisany w imieniu Vera Icon przez o. Biłkę za plecami świeckich liderów. Wspomniałam także, że według mojej wiedzy, kiedy liderzy już się o tym dowiedzieli, dla części z nich charakter listu stanowił problem, dlatego początkowo chcieli się od niego odciąć. Być może dokonałam nadinterpretacji przekazanej mi wiadomości – nadinterpretacji na korzyść Wspólnoty! Jest to możliwe, ponieważ byłam przekonana, że liderzy Vera Icon nie są ludźmi ideologii. Podejrzewałam tylko, że chcąc „budować sieć”, nieco się w nią zaplątali.

Autorzy oświadczenia potwierdzają, że o. Biłka rzeczywiście podpisał list w imieniu Wspólnoty bez wiedzy liderów, ale twierdzą, że treść listu im nie przeszkadzała i już po fakcie jego wysyłki i publikacji wszyscy ochoczo zgodzili się z jego wymową. To w sumie zadziwiające, że liderzy z taką energią przyznają się do wspierania ideologii – czy tylko po to, żeby wykazać mi „manipulację”, czy rzeczywiście opowiadają się ze kontrkulturą w Kościele? Dzieje się to przecież już dość długo po zamknięciu naszej polemiki z głównym autorem listu „Synodu Artystów”, dr. Murzynem, w której sam potwierdził nasze najważniejsze zarzuty wobec promowanej przez siebie koncepcji sztuki. Być może liderzy Vera Icon także tej całej polemiki nie przeczytali ze zrozumieniem. 

Dlaczego jednak miałabym ich wciąż usprawiedliwiać? Może wystarczy przyjąć do wiadomości, że wyrażone przez dr. Murzyna koncepcje są w całości koncepcjami Vera Icon? Tak samo jak być może należy przyjąć, że manipulacje liderów wcale nie wynikają z braku umiejętności odnalezienia się w polemice. Ze zdumieniem przeczytałem w oświadczeniu uwagę o tym, że kontaktując się z nimi, ograniczałam się do wysyłania wiadomości przez komunikator, skoro w celu porozmawiania na temat toczącej się polemiki osobiście przyjechałam z Poznania do Krakowa. I taka rozmowa się odbyła. Po co to kłamstwo? Po co rozwijane na nim publiczne oskarżenie o brak szczerości i otwartości z mojej strony?

Innym, podobnie nieuczciwym zabiegiem, które znajduję w oświadczeniu Vera Icon jest zasugerowanie czytelnikom mojej nierzetelności, która miałaby wynikać z faktu, że nie widziałam na żywo queerowej wystawy przygotowanej przez o. Biłkę. Myślę, że każdy, kto przeczytał tekst ze zrozumieniem, dobrze wie, że nie był on recenzją, lecz omówieniem deklaracji kuratora oraz szerokiego kontekstu zarówno ideologicznego, jak i związanego z drogą artystyczną Daniela Rycharskiego. Przy czym na temat prac artysty opowiedziałam w tym tekście o wiele więcej niż o. Biłka w dwóch promujących wystawę wywiadach. Jestem przekonana, że każdy, kto odróżnia obraz olejny od pracy o charakterze konceptualnym i politycznym (!), wie, że zobaczenie tej wystawy nie było istotne dla tego rodzaju tekstu. Czego dowiedziałabym się na miejscu? Być może poznałabym lepiej tworzywo, z którego powstały prace Rycharskiego. Ale jakie znaczenie dla oceny kuratorskich ambicji queerowania Kościoła ma wiedza, czy np. kolorowe piórka w gniazdach z krzyżami, które eksponowano w Galerii „Zielona 13”, były naturalne, czy sztuczne? Członkowie Rady Vera Icon dotąd nie są w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Oczywiście taka wiedza nie ma żadnego znaczenia dla oceny politycznego gestu kuratora. Po co więc liderzy podnieśli kwestię mojej nieobecności na wystawie? Czy nie po to, aby podważyć moją rzetelność, a tym samym skompromitować tekst na temat jednego z najpoważniejszych współczesnych zagrożeń? Czy z premedytacją usiłowali ośmieszyć alarm w sprawie queer, czy zrobili to bezmyślnie, waląc na oślep przejęci, że ktoś ośmiela się naruszyć ich nieskazitelny wizerunek?

W omawianym oświadczeniu znajdujemy jeszcze parę innych zabiegów, jak sprowadzanie rzeczy do absurdu czy sugerowanie, że moją motywacją jest urażona ambicja i jakiś osobisty problem z kuratorem. Cały ten tekst wygląda jak efekt pospiesznej burzy mózgów, albo raczej ich paniki, podczas której nie przebiera się w środkach. (Na koniec wystarczy „błogosławieństwo” – niech wszyscy zapamiętają Vera Icon jako tych, którzy „błogosławią”).

 

Ocena czy osąd?

Strategia obrony przez atak przestaje być konsekwentna w momencie, w którym liderzy Vera Icon, nie zgadzając się na negatywną ocenę swojego zachowania, zarzucają mi niechrześcijańską postawę wydawania osądu. Przy czym błędnie w swoim tekście utożsamiają ocenianie z osądzaniem. Mylenie oceny i osądu oraz budowanie na tym błędzie oskarżenia lub szantażu emocjonalnego wobec ludzi, którzy starają się porządkować i nazywać trudne elementy rzeczywistości, jest dość powszechnym zjawiskiem. Poza Kościołem krytyka bywa histerycznie nazywana „hejtem”, w Kościele – „osądem”, który przecież nie przystoi uczniom Chrystusa.

Kwestię oceniania można rozpatrywać tu na trzech poziomach. Po pierwsze, ocenianie jest naturalnym odruchem każdego człowieka – zarówno oceniamy, jak i na ogół chcemy być oceniani, oczywiście pozytywnie. To dlatego tak wiele osób eksponuje się w mediach społecznościowych, informując nie tylko o swojej działalności, ale często także o pozytywnym jej odbiorze, np. o dobrych recenzjach czy innych potwierdzeniach bycia dobrze ocenionym. Dopiero kiedy pojawia się ocena negatywna, możemy usłyszeć lament piętnujący to naturalne zjawisko oceniania.

Po drugie, co powinno być oczywiste dla ludzi zaangażowanych w budowanie kultury: „Kultura jest produktem oceny”8. Ale nie tylko produktem, lecz także narzędziem oceny rzeczywistości, przez co ją kształtuje. Współczesna kultura opanowana przez dyskurs ideologiczny, pozornie próbuje znieść ocenianie, a tak naprawdę wprowadza swoje, ideologiczne kryteria. Dlatego kiedy rozmawiamy o kulturze bez odnoszenia się do wiary katolickiej i bez wysiłku wskazywania na tożsamościowo katolickie kryteria, poruszamy się w chaosie. Moja aktywność jako krytyka sztuki, czyli moje ocenianie dzieł oraz strategii, jest motywowane właśnie próbą stosowania w odniesieniu do kultury kryteriów wynikających z wiary w Chrystusa, a nie w jakąkolwiek dodatkową ideę, jak np. w postęp, inkluzywność czy rewolucję seksualną.

Po trzecie, ocenianie jest nie tylko naturalnym odruchem, nie tylko warunkiem budowania kultury, ale jest także właściwą postawą chrześcijan. Nauka o belce i drzazdze, której niektórzy używają w celu dyscyplinowania krytyków, mówi o tym, by nie oceniać obłudnie, a nie o tym, by nie oceniać wcale. Ciekawe, że zaraz po tej nauce Pan Jezus mówi także: „Nie dawajcie psom tego, co święte, i nie rzucajcie swych pereł przed świnie, by ich nie podeptały nogami, i obróciwszy się, was nie poszarpały” (Mt 7,6). Skąd mielibyśmy wiedzieć, wobec kogo zachować taką ostrożność, gdybyśmy nie potrafili oceniać? Chrześcijanin musi umieć to robić, gdyż – jak wierzymy – Bóg obdarzył nas rozumem i wymaga od nas, byśmy go używali. Wiele kłopotów moglibyśmy uniknąć dzięki poprawnemu rozpoznaniu sytuacji, np. zdolność do oceny i wyciągania wniosków pozwala nam nie tkwić we wspólnotach, które okazują się toksyczne itp. Nie oznacza to, że mamy oceniać wszystko i że zawsze trzeba swoją ocenę wyrazić na głos. Wręcz przeciwnie. Cała trudność polega na tym, by rozpoznać moment, w którym ocenna reakcja jest konieczna. Według mojego rozeznania jest ona konieczna np. wtedy, gdy kurator znany w środowisku chrześcijańskich twórców pyszni się zorganizowaniem pierwszej queerowej wystawy w przestrzeni kościelnej a związana z nim wspólnota ekspertów od chrześcijańskiej kultury swoim milczeniem komunikuje przyzwolenie na takie działanie. A kiedy natomiast ma okazję sprecyzować, jakie naprawdę zajmuje stanowisko wobec ideologii queer, redaguje misterny tekst, w którym znów akurat na ten temat milczy. Sytuacją wymagającą oceny jest także moment, w którym chrześcijańscy twórcy wspierają ideologiczną koncepcję sztuki, ponieważ chcą – jak niewinnie tłumaczyła mi główna liderka – „budować sieć”. Jako krytyk sztuki piszący już wyłącznie dla wspólnoty Kościoła mam obowiązek takie momenty zauważyć i naświetlić.

Na koniec tych podstawowych rozważań o ocenianiu chciałabym jeszcze zwrócić uwagę na bardzo ważne rozróżnienie pomiędzy oceną a osądem. Osąd dotyczy najgłębszych intencji, często ukrytych pod licznymi maskami, których tak naprawdę nie jesteśmy w stanie przeniknąć, oraz ostatecznego losu danego człowieka. Dlaczego ktokolwiek miałby się tym zajmować, rozmawiając o publicznych sprawach (o sprawach kształtujących kulturę!), które dzieją się tu i teraz? Doprawdy ten publiczny rachunek sumienia, który Rada liderów Vera Icon usiłowała mi wystawić, jest jakby zasłoną dymną mającą stworzyć klimat biednej wspólnoty prześladowanej przez samozwańczego inkwizytora. Ale warto zauważyć, że oskarżenie mnie o wydawanie nieuprawnionego osądu implikuje ich pewność, że motywuje mną jakiś rodzaj nienawiści, nie np. troska o kształt kultury katolickiej, której przecież dałam wyraz niejednokrotnie. Czy liderzy Vera Icon właśnie mnie… osądzili?

 

Jan Chrzciciel i artyści

Każdy chrześcijanin jest wezwany do tego, żeby świadczyć o światłości. Święty Chromacjusz, wczesnochrześcijański pisarz i biskup Akwilei, różne wersety mówiące o tym, że chrześcijanie trwają w Bogu, który jest światłością, komentuje następująco: „A zatem, skoro radujemy się uwolnieniem od mroków błędu, postępujmy w świetle, jako synowie światłości. Dlatego właśnie powiada Apostoł: 'Między nimi jawicie się jako źródła światła, zawierające słowo życia'. A jeśli nie uczynimy tego, wtedy okaże się, iż naszą niewiernością, jakby zasłoną, na własną i drugich szkodę zakrywamy i zaciemniamy tak bardzo potrzebne człowiekowi światło. (…) Dlatego nie wolno nam zasłaniać pochodni wiary i przykazań, ale dla dobra powszechnego trzeba umieścić ją w Kościele jakby na świeczniku, abyśmy sami mogli korzystać z tego światła, a zarazem, by wszyscy wierzący mogli być przezeń oświecani”9. Jak widać, nasze zadanie jest proste. Wydaje się jednak niemożliwe do podjęcia, kiedy człowiek przyjmuje koncepcję chrześcijaństwa milczącego wobec zła, a tak robią liderzy Vera Icon, o czym piszą w swoim oświadczeniu. Czy ktoś, kto jest źródłem światła, może chcieć milcząco przyzwalać na mrok błędów? Czy bierność i milczenie, a także próba ośmieszenia tekstu na temat niebezpiecznego queerowania Kościoła, nie jest właśnie „zaciemnianiem światła”?

Liderzy usprawiedliwiają swoją bierność tym, że chcą przede wszystkim budować – tak jakby jakieś pozytywne działania miały zwalniać chrześcijan z rozumnej reakcji na wprowadzanie chaosu do wspólnoty i instytucji Kościoła. I nie mówimy tu o reagowaniu na wszelkie zło, ale dokładnie na to, które wydarza się tuż obok, a chrześcijańscy twórcy, ludzie kultury, w ramach swoich kompetencji, mogą je rozpoznać dużo szybciej niż np. hierarchowie kościelni. Warto podkreślić w tym miejscu, że liderzy Vera Icon w swoim oświadczeniu wykazują się wysokim stopniem formalizmu. Zasłaniają się własnym regulaminem, tak jakby jakikolwiek wewnętrzny dokument jakiejś wspólnoty był nadrzędny wobec Ewangelii. Sposób myślenia liderów Vera Icon należy nazwać także klerykalnym, gdyż w ich mniemaniu fakt, że na queerową wystawę nie zareagował negatywnie ani prowincjał dominikanów, ani arcybiskup miejsca, zwalnia ich z myślenia. Czy list „Synodu Artystów” nie był dokumentem, w którym twórcy wyrazili gotowość doradzania Kościołowi w sprawach sztuki? Pytanie więc, jakimi to doradcami chcieliby być liderzy Vera Icon, skoro właśnie oświadczyli, że nie mają ani kompetencji, ani ochoty, by oceniać zjawiska zachodzące w kulturze?

O wiele bardziej od wewnętrznego regulaminu Wspólnoty interesująca jest postać św. Jan Chrzciciel, którego Vera Icon uważa za swojego patrona. W kontekście zacytowanego wyżej komentarza św. Chromancjusza należy zwrócić uwagę, że to właśnie Jan Chrzciciel były najwybitniejszym świadkiem światłości (por. J 1,7-8). Cóż z niego rozumieją liderzy Vera Icon? Mam wrażenie, że tak jak do zadań chrześcijan podchodzą selektywnie (a ja tylko nazywam to, o czym czytam w oświadczeniu), tak samo traktują Janowy sposób bycia. Wspólnota często przywołuje słowa Chrzciciela: „Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał” (J 3,33), sygnalizując w ten sposób własną pokorę, a przecież Jan swoim życiem pokazał pełen obraz świadka światłości, a nie jedną jego cechę.

Jan mówił nie tylko prawdę o Jezusie (por. J 10,41-42), lecz także prawdę o grzechu: „…wypominał Herodowi: «Nie wolno ci mieć żony twego brata»” (Mk 6,18). Prawda o Bogu i prawda na temat grzechu to nie są dwa różne przekazy, ponieważ zwracanie uwagi na grzech jest kierowaniem uwagi na Boga, czyli na Prawdę, która od grzechu ratuje. Jan najprawdopodobniej wiedział, że w oczach króla jest kimś wyjątkowym: „Herod bowiem czuł lęk przed Janem, znając go jako męża prawego i świętego, i brał go w obronę [przed Herodiadą – przyp. red.]. Ilekroć go posłyszał, odczuwał duży niepokój, a przecież chętnie go słuchał” (Mk 6,20). Gdyby tylko Jan stał się mniej jednoznaczny, gdyby zaczął nieco niuansować swoją ocenę grzesznego życia Heroda, gdyby zamilkł, mogliby zostać przyjaciółmi! Z pewnością uniknąłby męczeństwa. A jednak ani przyjaźń z dworem króla, ani nawet życie nie były dla niego ważniejsze niż pełne świadczenie o Prawdzie. Tak, dokładnie tak jak piszą liderzy Vera Icon, prawda w chrześcijaństwie ma wymiar osobowy, dlatego właśnie nie należy jej fragmentaryzować. A tego, kto nam o tym przypomina, może nie warto starać się ośmieszyć?

Czy w Piśmie Świętym znajdujemy jakikolwiek obraz przedstawiający milczących artystów oraz konsekwencje ich milczenia? Zwróćmy uwagę na historię o złotym cielcu. Opis upadku Izraelitów w bałwochwalstwo poprzedza scena, w której Bóg oznajmia Mojżeszowi na górze Synaj, że wybrał Besalela, Oholiaba i wielkie grono rzemieślników, aby zbudowali Namiot Spotkania wraz z Arką Przymierza. W tym samym czasie, kiedy Mojżesz trwał przed Bogiem, jak pokazuje narracja tekstu, Izraelici już rozpoczęli fałszywy kult. Nie mamy pojęcia jakie „grupy zawodowe” istniały wtedy w społeczności Izraela, ale to jedno wiemy na pewno – byli tam twórcy. Można nawet powiedzieć, że bałwochwalstwo byłoby niemożliwe bez rzemieślników. Może nie wszyscy uczestniczyli w obcym kulcie aktywnie i z wielką ochotą, pewne jest jednak, że nikt się mu nie sprzeciwił. Milczenie wobec zła także jest winą! Natomiast ocenianie w oparciu o Boże kryteria zarówno buduje kulturę, jaki i ratuje ludzi przed upadkiem.

Brak spójności – nieuświadomiony czy celowy?

Wątek złotego cielca pojawił się, choć nieco inaczej, w mojej rozmowie z o. Hajnosem, którą dwa lata temu przeprowadziłam dla magazynu Verbum10. Dziś lektura tego wywiadu budzi moje zdziwienie, ponieważ wielu pięknych myśli, które tam padły, nie da się pogodzić ze stanowiskiem popierającym ideologię. Mamy tu do czynienia albo z brakiem spójności pomiędzy deklaracjami opiekuna Vera Icon na temat sztuki a postawą liderów Wspólnoty, albo z jakimś skokowym rozwojem ich refleksji. Vera Icon potrafi z jednej strony budować zaufanie, z drugiej – niestety wprowadza zamęt. Można to rozumieć jako koszt tworzenia prężnej sieci współpracy. Żeby mieć korzyści, o jakie walczy „Synod Artystów”, trzeba wspierać ideologię i nie zgłaszać publicznych zastrzeżeń np. do tezy mówiącej, że Kościół potrzebuje ducha kontrkultury. Żeby uczestniczyć w projekcie „Namalować katolicyzm od nowa”, nie wolno głośno powiedzieć prawdy na temat skandalicznie słabego poziomu większości obrazów, które powstają w ramach tego przedsięwzięcia. Żeby komfortowo wziąć udział w Ogólnopolskim Konkursie Sztuki Sakralnej, nie należy słyszalnie podważać promowanego przez OKKSę, szkodliwego rozmywania znaczenia „sztuki sakralnej”. Żeby cieszyć się Międzynarodowymi Warsztatami Ikonopisów, nie wolno krytycznie podjąć tematu dekonstruowania ikony. Nie wolno wypowiedzieć się krytycznie na żaden temat, choć podobno w szeregach Wspólnoty są także ludzie „piszący o sztuce”, a na profilu Vera Icon niekiedy pojawiają się jakieś teksty (widocznie jednak pisanie o sztuce zostało tu sprowadzone do PR-owych notatek). Taki sposób funkcjonowania największego chrześcijańskiego środowiska artystycznego nie daje szansy na mądre uporządkowanie pojęć, wprowadzenie ładu do języka, którym mówimy o sztuce chrześcijańskiej i sakralnej ani na podniesienie poziomu dzieł przeznaczonej do kultu itp. Nie daje nawet szansy na uchronienie wspólnoty i instytucji Kościoła przed niebezpieczną ideologią. Gwarantuje natomiast to, że reprezentacja Vera Icon będzie obecna wszędzie.

Jakże to odległe od lekcji, jaką każdy chrześcijański twórca powinien wyciągnąć z historii Adama Chmielowskiego, czyli św. Brata Alberta – malarza, który porzucił karierę, by pochylać się nad ludzką biedą w czasach, kiedy świat był na nią ślepy. I nie chodzi mi o to, by wzywać współczesnych artystów do kopiowania drogi założyciela albertynów. Nie trzeba dziś od razu wstępować do zakonu – przecież nawet będąc w zakonie, robi się teraz niezłe kariery. Współcześnie karierę należy porzucić w tym sensie, że dla chrześcijańskiego twórcy wszelkie koneksje powinny stać się nieistotne, a na pewno nie ważniejsze od intelektualnej i duchowej uczciwości. Karierę dziś należy umieć zaryzykować! Nie trzeba kopiować św. Brata Alberta, podejmując temat bezdomności – dziś mamy wiele innej niezauważonej biedy, duchowej i moralnej, która wpędza ludzi w niewolę ideologii i właśnie kultura staje się narzędziem w tym procesie. Po osobach wrażliwych, jakimi podobno są twórcy, można by oczekiwać, że tę biedę rozpoznają i będą na nią reagować.

Jakiś czas temu Paweł Milcarek podzielił się bardzo ciekawą obserwacją na temat dynamiki rozwoju środowisk i wspólnot: „Dawno temu pewien mój przyjaciel rzekł mi, że idee dobrze jest poznawać od najbystrzejszych ich autorów – ale oceniać ich wpływ po trzecim garniturze wyznawców. Osobiście myślę, że trzeba wyciągać pewną średnią z obu tych faktorów – a nade wszystko obserwować, co w danej myśli wychodzi na wierzch jako siła napędowa. Bywa przecież, że jakiś ruch uruchamia się jako wartościowy i twórczy – ale żeby uzyskać wpływ, wpada pod panowanie żywiołu silniejszego i degenerującego, który okazuje się albo głośniejszy, albo wręcz bardziej kierowniczy.Owszem, w trzewiach każdego ruchu ideowego – a ja myślę teraz o środowiskach katolików – znajdują się właściwe każdemu ‘wady główne’. Kto widzi, że to wady, zapewne dba o to, by zostały co najwyżej w zamkniętej szafie. Kto myśli, że to nie wada, lecz paliwo, ten przygotowuje upiorną degrengoladę”11. Cała wypowiedź jest godna uwagi, jednak chciałabym wyłonić z niej jeden motyw, który w kontekście Vera Icon wydaje się mieć ogromne znaczenie. Wpływ – „…żeby uzyskać wpływ”. W przypadku chrześcijańskiego środowiska twórców już sama ta motywacja jest błędem, ową – jak pisze Milcarek – „wadą główną”. Artyści potrafią wiele poświęcić, by „uzyskać wpływ”, gdyż ich ego potrzebuje dowodów uznania, a w artystycznym curriculum vitae zawsze przyda się kolejna pozycja, więc zabawa musi trwać. Tę słabość być może należy uznać za jakieś wytłumaczenie, jednak wytłumaczenie nie zwalnia z odpowiedzialności, lecz dopiero pokazuje problem. Rozwiązać go może jedynie zmiana myślenia.

Karolina Staszak

 

Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.

 

1 Ł. Murzyn, List synodu artystów; https://www.ekai.pl/synod-artystow-chce-sie-angazowac-na-rzecz-wspolnoty-kosciola-co-proponuje/ [dostęp: 24.06.24].

W. Surówka, K. Staszak, O zanikaniu tożsamości. W sprawie listu synodu artystów, https://christianitas.org/news/o-zanikaniu-tozsamosci-w-sprawie-listu-synodu-artystow/ [dostęp: 24.06.24].
Ł. Murzyn, Jaka sztuka w Kościele? Odpowiedź, https://christianitas.org/news/jaka-sztuka-w-kosciele/ [dostęp: 24.06.24].

W. Surówka, K. Staszak, O zanikaniu tożsamości, niestety. Ponownie w sprawie listu synodu artystów. https://christianitas.org/news/o-zanikaniu-tozsamosci-niestety-ponownie-w-sprawie-listu-synodu-artystow/ [dostęp: 24.06.24].

2 Postawangardowy Konserwatyzm, siedziba Klubu Jagiellońskiego w Krakowie, 31.05. – 02.06.2024 r.

3 K. Staszak. O głupocie, która niszczy. Przeciw queerowaniu Kościoła, https://christianitas.org/news/o-glupocie-ktora-niszczy-przeciw-queerowaniu-kosciola/ [dostęp: 24.06.24].

4 Oświadczenie Wspólnoty Twórców Chrześcijańskich Vera Icon do tekstu Karoliny Staszak opublikowanego na stronie christianitas.org, https://christianitas.org/news/oswiadczenie-wspolnoty-tworcow-chrzescijanskich-vera-icon/ [dostęp: 24.06.24].

5 Pejzaż malarstwa polskiego, Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki, 17.11.2023 – 5.02.2024, https://wnetrza3d.pl/realizacje/zacheta/pejzaz-malarstwa-polskiego-6170/ [dostęp: 24.06.24].

6 Por. Maciej Rauch, Inne Dni, Centrum Sztuki Współczesnej „Zamek Ujazdowski”, 07.10 – 14.11.2021, https://u-jazdowski.pl/program/project-room/maciej-rauch [dostęp: 24.06.24].

7 List otwarty 55 artystek i artystów przeciwko upartyjnianiu kultury, https://teologiapolityczna.pl/list-otwarty-55-artystow [dostęp: 24.06.24].

8 R. Scruton. Kultura jest ważna. Wiara i uczucia w osaczonym świecie, Poznań 2010, s. 19.

9 Św. Chromacjusz, Komentarz do Ewangelii św. Mateusza, Traktat 5, 1. 3-4, https://brewiarz.pl/indeksy/pokaz.php3?id=6&nr=184 [dostęp: 24.06.24].

10 Wytrzymać napięcie, rozmowa K. Staszak z br. Jackiem Hajnosem OP, https://magazynverbum.pl/zycie/rozmowa/wytrzymac-napiecie/ [dostęp: 24.06.24].

11 P. Milcarek, wpis na portalu Facebook z 16 czerwca 2024, https://www.facebook.com/pawel.milcarek/posts/pfbid0N3hBPc27kXPGiufwQt8SohCDVvBJBjbp3T2oWmJHYMHGnJx2BtDkRcG4kenfmVLRl [dostęp: 24.06.24].


Karolina Staszak

(1985), krytyk sztuki, dawniej redaktor naczelna miesięcznika o sztuce „Arteon”, współtwórca oraz zastępca redaktora naczelnego magazynu „Verbum”.