Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl.
Z góry dziękujemy.
Kryzys na granicy polsko-białoruskiej trwa. Chociaż zima przyniosła znaczne obniżenie poziomu napięć, a oczy całego świata zwróciły się w kierunku pogranicza ukraińsko-rosyjskiego, nie ma powodu, by sądzić, że w przewidywalnym czasie na polskiej ścianie wschodniej będzie bezpiecznie. Tym bardziej warto zastanowić się, jakie zasady oceny tego konfliktu powinniśmy stosować jako katolicy i ludzie dobrej woli.
Z pewnością należy wystrzegać się prostych reguł moralizatorskich, ponieważ polityka, choć ma cele moralne, jest czymś innym niż moralność[1]. Jednocześnie, działając politycznie, nawet w sytuacji konfliktu o charakterze wojny hybrydowej, wciąż mamy pewne obowiązki humanitarne, choć zmieniają się one w zależności od sytuacji. Postawy moralizatorskie można opisać w formule dwóch skrajności. Jedna redukuje sytuację na granicy polsko-białoruskiej tylko do kwestii humanitarnej. Przykładem takiej postawy była krytyka, jaką w obecności rosyjskiego ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa przeprowadził wobec Polski abp Paul Gallagher, watykański sekretarz ds. kontaktów z państwami. Gallagher, ograniczając swoje uwagi do krytyki obronnych poczynań polskiego państwa z perspektywy ideologii imigracjonizmu (czy, jak pisze Cezary Kościelniak, openaryzmu), faktycznie wsparł polityczny plan Mińska i Kremla przeciwko Polsce. To świetny przykład pokazujący konsekwencje mylenia – tu zapewne świadomego – moralności i polityki. Jeśli jedynym punktem odniesienia dla moralnej i politycznej oceny konfliktów wchodzących w fazę wojny, nawet podprogowej, miałoby być dobro abstrakcyjnej migrującej jednostki, oznaczałoby to danie wolnej ręki w działaniu agresorom i silniejszym. Oznaczałoby to otwarcie drogi do procesu powszechnego destabilizowania różnych państw poprzez oddziaływanie na ich politykę moralnym szantażem, forsującym konieczność przyjęcia każdej osoby bez względu na okoliczności. Możliwości dalszej dywersji stałyby się nieograniczone: przemyt sabotażystów, ludzi, których główną intencją jest wykorzystanie któregoś z europejskich systemów socjalnych czy uzyskanie narzędzia służącego do wpływania na politykę ludnościową małych i średnich państw takich jak Polska. Tę listę opcji można by rozszerzyć.
Podobnie moralistyczny charakter miały wypowiedzi udzielane światowym mediom przez niektórych przedstawicieli organizacji pozarządowych zajmujących się pomocą migrantom. Całkowicie pomijały one aspekt polityczny, tak jakby Polska była zobowiązana przede wszystkim zredukować swoje działania do roli szpitala czy też przechowalni dla wszystkich ludzi, których podrzucił nam reżim Łukaszenki. Być może liczono, że stanowisko europejskich stolic będzie podobne do tego z roku 2015 i taki szantaż okaże się znów skuteczną metodą wywierania presji, by – bez sprawdzania tożsamości – wpuszczać do Unii Europejskiej możliwie liczne rzesze migrantów, zwanych zresztą często dla niepoznaki uchodźcami.
Jaka była rzeczywista rola organizacji pozarządowych w czasie jesiennej fazy konfliktu, pozostaje sprawą dyskusyjną. W ogłaszanych zbiórkach rzeczowych, które miały pomóc w doposażeniu migrantów, łamiących przecież polskie prawo i nielegalnie przekraczających granicę, można było znaleźć potrzeby bardzo specyficzne: latarki czołówki z opcją czerwonego światła, kurtki bez odblasków, czarne plecaki. Dlaczego akurat taki sprzęt był potrzebny osobom, które już znalazły się po polskiej stronie? Nie mogło raczej chodzić już o ukrycie się przed służbami białoruskimi. Warto przypomnieć także sprawdzającą akcję policji, przeprowadzoną wobec wolontariuszy warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej. Intensywna praca wizerunkowa tej organizacji po nocnym spotkaniu jej przedstawicieli z funkcjonariuszami polskiego państwa może wskazywać, że zdarzenie nie było przypadkiem i wywołało w tym środowisku pewien popłoch. Być może ktoś po prostu powiedział „sprawdzam” w tej grze, którą – jak można usłyszeć, gdy się przyłoży ucho w odpowiednim miejscu – prowadzą aktywiści różnych grup na granicy. Rzecznik podlaskiej policji Tomasz Krupa informował, że czynności przeprowadzono w związku z podejrzeniem popełnienia przestępstwa, jakim jest pomocnictwo przy nielegalnym przekroczeniu granicy. Nie chciał jednak podać, czy były wykonane w ramach konkretnego śledztwa. Zapewniał natomiast, że były przeprowadzone „zgodnie z przepisami kodeksu postępowania karnego”. To zdarzenie może stanowić swego rodzaju memento, że każde z działań o charakterze humanitarnym dokonywane w strefie podprogowej wojny, jaka toczy się na granicy polsko-białoruskiej, ma także wymiar polityczny.
Drugi rodzaj moralizatorskiej skrajności ma zupełnie przeciwny charakter. Pomija on aspekt humanitarny, redukuje konflikt do kwestii politycznej, a samych migrantów widzi w sposób analogiczny do amunicji wystrzeliwanej przez wroga w kierunku Ojczyzny. Moralizm tej postawy, podobnie zresztą jak i pierwszej, unika próby zrozumienia bardziej złożonych aspektów konfliktu. Moralizm patriotyczny tworzy czarno-białą wizję relacji, w której polskie państwo, strona „dobra”, usprawiedliwiona w każdym swoim działaniu podjętym z intencją ochrony obywateli, mierzy się nawałą „zła”. Tym zaś jest zmieszana, odczłowieczona masa ludzka złożona z migrantów i białoruskich służb. Z tej perspektywy brak działań humanitarnych jest traktowany jako bezpośredni środek odstraszający. Ten rodzaj moralizmu idealistycznie przypisuje dobro i zło stronom konfliktu oraz, co oczywiste, wyklucza jakąkolwiek pomoc rzekomemu złu. Migranci, z racji tego, że przybyli na Polską granicę świadomie i równie świadomie zamierzali wziąć udział w konflikcie przeciw naszemu krajowi, nie podlegają żadnej taryfie ulgowej. W tej perspektywie nie jest przyjmowana do wiadomości jakakolwiek złożoność ich losów, np. możliwość bycia ofiarą oszustw przemytniczych.
Jak widzimy, na przykładzie konfliktu granicznego moralizm w polityce oznacza przymykanie oczu na te aspekty rzeczywistości, które nie pasują do wyznawanego schematu. Polityka, nie chcąc popadać w tego typu wybiórczość, musi chcieć zrozumieć dynamikę zdarzeń, ich złożoność i okoliczności. Dopiero zejście do poziomu konkretów pozwala dokonać oceny tego, czy dla uzyskania celu politycznego (który – jak już zostało powiedziane – ma charakter moralny) użyto właściwych środków. Przede wszystkim musimy przyznać, że konflikt na granicy ma charakter zarówno polityczny, jak i humanitarny, a rzeczywistości te wzajemnie się przenikają. Świadomie piszę o wojnie podprogowej czy wojnie hybrydowej. Według wojskowych doktryn formułowanych przez państwa strefy postsowieckiej sytuacja na granicy polsko-białoruskiej ma właśnie taki charakter. Można uznać to za realistyczny opis sytuacji, pomagający we właściwej ocenie sposobów zachowania polskich służb. Teatr tej wojny, jak każdej innej, ma różne poziomy intensywności, mieliśmy i mamy do czynienia z różnymi stanami napięcia. Zmieniają się one nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie. W gorącej fazie wojny jest czymś oczywistym, że nie zawsze, nie każdemu i nie w każdej strefie można udzielić pomocy. Choćby dlatego, że istnieje cel bardziej podstawowy, np. konieczność stawiania oporu czy konieczność pokazania przeciwnikowi, że państwo polskie jest w stanie udaremnić wrogie działania przeciwko integralności jego granic. Dlatego migranci niejednokrotnie musieli być poddawani presji, także fizycznej, by wymusić na nich cofnięcie się na stronę białoruską. Czy to w sytuacjach, gdy służby Łukaszenki przepychały ich przez polskie umocnienia, najpierw je niszcząc, czy to gdy dokonywano push-backów – które można określić jako odprowadzenie do granicy – w sytuacjach, gdy udaremnienie nielegalnego przekraczania granicy nie udało się bezpośrednio.
Push-backi budziły wiele kontrowersji w dyskusjach jesienią 2021 roku. Jednak Europejski Trybunał Praw Człowieka orzekł w lutym roku 2020, że Hiszpania stosująca tę praktykę na granicach swoich afrykańskich enklaw jednak nie łamała praw człowieka. „Wielka Izba stwierdziła, że skarżący próbowali, wraz z dużą grupą innych osób, siłą wedrzeć się na hiszpańskie terytorium w miejscu do tego nieprzeznaczonym. Tymczasem istniały miejsca, przez które można było legalnie wejść na to terytorium, a więc skarżący sami spowodowali, że ich działanie było nielegalne, i z tego względu nie wydano indywidualnych decyzji w ich sprawach” – takie stanowisko można przeczytać w komunikacje o sprawie, jaki opublikowała Helsińska Fundacja Praw Człowieka. To realistyczne podejście i obejmuje ono większość podejmowanych przez polskie służby działań. Toczące się przed ETPC postępowania przeciwko Polsce dotyczą innych sytuacji. „Różnica pomiędzy sprawą hiszpańską a skargami w sprawach przeciwko Polsce polega przede wszystkim na tym, że skarżący na przejściu granicznym w Terespolu próbowali wykorzystać legalną drogę wjazdu. Ponadto w postępowaniach prowadzonych na poziomie krajowym Naczelny Sąd Administracyjny uchylił wszystkie zaskarżone decyzje o odmowie wjazdu, stwierdzając, że Straż Graniczna wadliwie dokumentowała przebieg rozmowy pomiędzy cudzoziemcami a funkcjonariuszami SG co do deklarowanego przez cudzoziemców celu wjazdu do Polski” – relacjonował sprawę prawnik HFPC Jacek Białas w komentarzu dodanym do komunikatu o wyrokach dotyczących Hiszpanii.
Sprawy odnoszące się do Terespola dotykają ważnej kwestii: jak państwo powinno postępować z osobami, które deklarują w sposób przewidziany międzynarodowymi regulacjami chęć skorzystania ze swoich praw migranta lub już znalazły się poza strefą konfliktu i np. wymagają jakiejś formy ratunku? Należałoby zapytać, czy polskie służby nie były zbyt bierne, jeśli chodzi o pomoc w strefie nadgranicznej, i zbyt skłonne do pomijania pewnych praw humanitarnych, jakie dotyczą migrantów deklarujących chęć zalegalizowania swojej sytuacji. To zresztą tylko pytanie do praktycznych rozważań, ponieważ – przypomnijmy – realistyczny charakter ma ocena, zgodnie z którą na polskiej granicy wschodniej mamy do czynienia z wojną podprogową, a migranci, którzy się tam znajdują, działają w znacznej mierze w sposób świadomy, licząc, że siły państwa białoruskiego umożliwią im ominięcie służb polskich. Mamy zatem często do czynienia z wrogą zmową, której uczestnicy mogą przecież instrumentalnie traktować różne zapisy prawa międzynarodowego dla osiągnięcia przewagi politycznej lub osobistych korzyści. Pytania jednak pozostają i Polska powinna wypracować jakieś stanowisko oraz schemat działania.
Zastanówmy się nad celami polskiego państwa, które ma ono w strefie przygranicznej. W końcu rozmowa o polityce powinna dotyczyć właśnie przede wszystkim celów i środków. Czy jest nim zatrzymanie całej migracji? Taki cel nie wydaje się realny, gdyż po prostu nie jest możliwy do osiągnięcia. Celem państwa wydaje się raczej potrzeba pokazania zdolności bezpośredniego powstrzymywania, które nie mogło odbyć się bez użycia siły. Ma ono podwójny charakter, chodzi o powstrzymywanie służb białoruskich, ale także o zniechęcenie „społeczności migranckiej”, organizującej się na rozmaitych forach i grupach internetowych do wybierania trasy do Europy Zachodniej przez Polskę. „Droga trudna i niemożliwa” – coraz częściej można przeczytać o granicy polsko-białoruskiej. Choć jako zasadę trzeba przyjąć, że państwo polskie musi pokazywać zdolność do ochrony integralności swoich granic, to jednocześnie trzeba odrzucić „hipostazowanie” państwa, podobnie jak ubóstwienie abstrakcyjnego imigranta.
Podsumowując, powinniśmy sobie życzyć, by w sprawie konfliktów takich jak ten na granicy dominowało w debacie publicznej myślenie praktyczne, gdzie waży się cele, a także środki stosowane w konkretnych sytuacjach konfliktu i nie zastępuje się ich ogólnikami moralnymi, tworzonymi na podstawie abstrakcyjnych sądów. Ten błąd nie musi cechować tylko strony liberalnej, ale może – o czym była już mowa – usprawiedliwiać np. nadmierne stosowanie przemocy na granicy. Nie tylko los nieznanej migrującej ludzkiej jednostki, ale także państwo, naród, jakaś rzeczywistość zbiorowa może stać się politycznym bóstwem, zaburzającym trzeźwość oceny. Dlatego jeszcze raz zachęcam do schodzenia na poziom konkretów: odpowiedzialności funkcjonariuszy, pełniących służbę przy samej granicy, czy trudności decyzyjnych, przed jakimi stoją władze w Warszawie. To jest dopiero dobra perspektywa, abyśmy mogli właściwie, po chrześcijańsku oceniać sytuację. Inaczej grozi nam popadanie w rodzaj ideologicznego szkodnictwa, albo po prostu w niesprawiedliwość, która może się objawić ignorowaniem naturalnych potrzeb osób – z racji ich podobieństwa do Boga, jak i wspólnot – z racji porządku, jaki przewidział dla świata.
Tomasz Rowiński
-----
Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.
[1]Mógłby się w tym miejscu pojawić argument, że sam jestem moralistą forsującym jednoznaczne stanowisko w sprawie ochrony życia nienarodzonych, a jeśli chodzi o migrantów, postuluję pewien rodzaj realizmu. Nie jest to trafne zestawienie już choćby dlatego, że aborcja to intencjonalne zabicie człowieka, a push-back jest tylko rodzajem niedogodności, może nawet bardzo przykrej. Ogólną zasadę ochrony życia można zdefiniować następująco: że nie można nikomu odmówić pomocy, kto znajduje się w sytuacji zagrożenia życia czy zdrowia, ani nikogo nie można w taką sytuację wprowadzić. Można ją zastosować zarówno do dzieci nienarodzonych odrzucanych przez ich rodziców, jak i do migrantów.
(1981), redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, publicysta poralu Aleteia.org, senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.