Zbliżając się do współczesności ulega się zwykle złudzeniu powiększania znaczenia faktów i osób ze względu na ich aktualną sławę, która często rozwiewa się po upływie kolejnych lat kilkudziesięciu, tak że w następnym wieku bywa już nawet drobiazgiem nie do rozpoznania dla laika. Pamiętając o tym złudzeniu, jest się zatem powściągliwym w wyrokowaniu o tym co z tych wydarzeń jeszcze osobiście, naocznie śledzonych za własnego życia będzie mogło jako „kamień milowy” równać się lub porównać z chrztem Mieszka, mową Włodkowica, narracją sienkiewiczowską czy „cudem nad Wisłą”.
My jednak, przechodząc przez ostatnie dziesięciolecia wieku XX, mamy pewność, że są tu dwie postacie, których działanie – wewnętrznie złączone i interferujące czasowo – wybija się ponad zwykły bieg dziejowej kontynuacji, na dodatek znajdując symboliczne powiązanie z wielkimi jubileuszami. Są to: Prymas Tysiąclecia i Papież, który wprowadził Kościół w trzecie milenium.
Mimo wszystkich różnic – wynikających z odrębności pokoleniowej i odmienności temperamentalnej czy formacyjnej – prymas Stefan Wyszyński i papież Jan Paweł II są postaciami-fenomenami ściśle z sobą złączonymi, trochę jak ojciec z synem. Tę więź czy kontynuację dwóch osobowości i misji podkreślił sam Jan Paweł II, w słowach wypowiedzianych na spotkaniu Polaków z Papieżem nazajutrz po inauguracji pontyfikatu, 23 października 1978:
Czcigodny i umiłowany księże Prymasie! Pozwól, że powiem po prostu, co myślę. Nie byłoby na Stolicy Piotrowej tego papieża-Polaka, który dziś pełen bojaźni Bożej, ale i pełen ufności rozpoczyna nowy pontyfikat, gdyby nie było Twojej wiary, nie cofającej się przed więzieniem i cierpieniem, Twojej heroicznej nadziei, Twego zawierzenia bez reszty Matce Kościoła, gdyby nie było Jasnej Góry i tego całego okresu dziejów Kościoła w Ojczyźnie naszej, które związane są z Twoim biskupim i prymasowskim posługiwaniem. […]
Niech ten papież, który jest krwią z Waszej krwi i sercem z Waszych serc, dobrze służy Kościołowi i światu w trudnych czasach kończącego się drugiego tysiąclecia. Proszę Was też, abyście zachowali wierność Chrystusowi, Jego Krzyżowi, Kościołowi i Jego Pasterzom. Proszę, abyście przeciwstawiali się wszystkiemu co uwłacza ludzkiej godności i poniża obyczaje zdrowego społeczeństwa: co czasem może aż zagrażać jego egzystencji i dobru wspólnemu, co może umniejszać jego wkład do wspólnego skarbca ludzkości, narodów chrześcijańskich, Chrystusowego Kościoła.
W tej serdecznej uwadze, umieszczonej w pożegnaniu z Polską, mamy i streszczenie drogi Prymasa Tysiąclecia, i przeniesienie wypracowanego przezeń stylu na myśl o zadaniach Papieża i Kościoła. Jan Paweł II był świadom, że kardynał Wyszyński wniósł w dzieje Kościoła w Polsce określony „styl” posługi pasterskiej. Mówił o tym już po jego śmierci, stawiając jako natchnienie dla następcy i dla wszystkich polskich kardynałów:
Wgłębił się ten opatrznościowy Pasterz współczesnych pokoleń w naszej Ojczyźnie głęboko w myśl Kościoła, wsłuchał w bicie jego serca, w jego posłannictwo i sam stał się “posłannictwem”. Przeprowadził Kościół w Polsce z pierwszego do drugiego tysiąclecia chrześcijaństwa. Tak jak przeprowadzał go szczęśliwie i wielokrotnie poprzez wiele momentów trudnych i poniekąd decydujących dla życia polskiego Kościoła i Narodu. A moc swą i światło czerpał z głębokiego, dziecięcego wprost nabożeństwa i z miłości ku Tej, która w Częstochowie “z dawna Polski jest Królową”. Był on siłą Narodu, a jego siłą był Naród, na który patrzę z miłością i szacunkiem.
Powiedział on kiedyś, że Św. Wojciech i Św. Stanisław stworzyli dla Kościoła w Polsce szczególny styl i że z tym stylem jest mu “do twarzy”. Jest to styl wierności. Wierności Chrystusowi, Jego Matce, Kościołowi, Stolicy Apostolskiej. Jest to także styl wierności własnemu Narodowi, Braciom i Siostrom. Styl wierności najwyższym wartościom za najwyższą cenę. Mówię o tym, bo taki jest szczególny rys kardynalskiego powołania. “Przyjmijcie czerwony biret, znak kardynalskiej godności, który ma oznaczać, że powinniście być gotowi postępować mężnie, aż do wylania krwi, dla wzrostu chrześcijańskiej wiary, dla pokoju i spokoju Ludu Bożego, wolności i rozszerzania Świętego Kościoła Rzymskiego”[1].
Prymas Tysiąclecia nie tworzył więc stylu wynikającego głównie z jego własnych cech charakteru, lecz praktykował styl, w którym szedł drogą owych „kamieni milowych” Kościoła w Polsce, stając się niejako mężnym rzecznikiem tej wielkiej tradycji wobec opresji totalitarnej, uderzającej równocześnie w życie katolickie i narodowe. Szczytem jego posługi – widocznym dla wszystkich – były Śluby Jasnogórskie Narodu w 1956, Wielka Nowenna, same obchody Tysiąclecia Chrztu Polski w 1966, a wreszcie pierwsza polska pielgrzymka Jana Pawła II w 1979 oraz towarzyszenie „Solidarności” w jej tworzeniu się jako potężnego ruchu społecznego.
Na jego pogrzebie w roku 1981 wśród wielu wieńców szczególne wrażenie zrobił ten z napisem: „Niekoronowanemu królowi Polski”. Traktowano go jako interrexa, sprawującego razem z rządem dusz także przywództwo społeczne w czasach komunistycznego „bezkrólewia” i bezprawia.
Tymczasem w ostatnich latach życia Prymasa na horyzoncie ukazał się jakby „król zza morza”: Papież-Polak. Już sam wybór Karola Wojtyły na Biskupa Rzymu, jako pierwszego w dziejach Papieża-Polaka, stanowił równocześnie niezrównaną promocję Polski i utrudnienie dla prowadzonej przez komunistów polityki odrywania polskości od jej źródeł i historycznych tradycji. Będąc ojczyzną Papieża, Polska stanęła w polu zainteresowania całego świata, natomiast Polacy – rozpoznawani teraz nawet w dalekich zakątkach globu jako rodacy Jana Pawła II – otrzymali leczniczy zastrzyk dumy.
Co więcej, Papież zadbał następnie o to, by to co w tej dumie najlepsze mogło znaleźć w nim oparcie i rzecznika. Jego kolejne wizyty w Ojczyźnie, począwszy od tej niezrównanej z 1979 roku, były zawsze potężnym świętem wspólnoty, świętem Rzeczypospolitej zupełnie innej niż podporządkowana Moskwie Polska Rzeczpospolita Ludowa. Wielokrotnie od tego czasu powtarzano tę słuszną obserwację: że Papież pozwolił wówczas Polakom przejrzeć się w ich dziedzictwie i policzyć się w tych chwilach rzeczywiście spontanicznych zgromadzeń.
Sprawując swoją misję pasterską, Jan Paweł II stawał równocześnie – na ziemi polskiej, na „tej ziemi” – jakby w miejscu, które w sercach milionów było zostawione dla króla naszej wspólnoty, poza uroszczeniami ówczesnych uzurpatorów. Zgodnie z jego własnymi wyznaniami, zgodnie z tym co sami możemy dostrzec i zgodnie ze spostrzeżeniami biografów obcego pochodzenia, nie można zrozumieć pontyfikatu Jana Pawła II bez jego zakorzenienia w drodze dziejowej chrześcijańskiej Rzeczypospolitej, w jagiellońskiej wielkości Krakowa i Uniwersytetu, w romantycznym etosie wolności i obowiązku, wreszcie w biskupiej szkole jego poprzednika, świętego Stanisława.
Papież wspierał odradzanie się niepodległości Polski nie tylko swą siłą duchową emanującą w trakcie spotkań z rodakami, ale i przez zabiegi dyplomatyczne, w kontakcie z przywódcami krajów świata, przyjaznymi i nieprzyjaznymi. Z całą swoją troską towarzyszył Polsce i jej „Solidarności” w dramatycznych dniach stanu wojennego – udzielając zawsze jednoznacznego poparcia działaniom duszpasterskim takim jakie podejmował wówczas np. błogosławiony Ksiądz Popiełuszko, ale i dążąc do stałego pogłębiania motywów antykomunistycznego oporu.
Gdy po roku 1989 nadeszły dni nowej niepodległości, Jan Paweł II przedłożył Polakom – w trakcie pielgrzymki w roku 1991 – szeroki program odbudowy społeczeństwa i państwa na fundamencie Dekalogu, w ciągłości z wielowiekową tradycją Rzeczypospolitej. Jego słowa wywoływały, jak zawsze, gorący aplauz zgromadzonych, jednak w przestrzeni debaty publicznej przedłożenie papieskie zderzyło się z opcją na rzecz nowoczesności oderwanej od tradycji i światopoglądowej neutralności instytucji publicznych. W późniejszym czasie opcja ta dawała o sobie znać coraz częściej, w związku ze sprawami takimi jak obecność katechezy w szkole, konkordat lub prawna ochrona życia nienarodzonych.
Dziesięć lat po przełomie roku 1989, w bezprecedensowej „mowie tronowej” wygłoszonej wobec połączonych izb Parlamentu Rzeczypospolitej Jan Paweł II dzielił się radością z „pozytywnych przemian dokonujących się w Polsce, a równocześnie sygnalizował wyzwania i troski nowego czasu. Powiedział m.in.:
Dzisiaj zostało wam powierzone tamto dziedzictwo odważnych i ambitnych wysiłków podejmowanych w imię najwyższego dobra Rzeczypospolitej. Od was zależy, jaki konkretny kształt przybierać będzie w Polsce wolność i demokracja. […] Wyzwania stojące przed demokratycznym państwem domagają się solidarnej współpracy wszystkich ludzi dobrej woli - niezależnie od opcji politycznej czy światopoglądu, którzy pragną razem tworzyć wspólne dobro Ojczyzny. Szanując właściwą życiu wspólnoty politycznej autonomię, trzeba pamiętać jednocześnie o tym, że nie może być ona rozumiana jako niezależność od zasad etycznych. Także państwa pluralistyczne nie mogą rezygnować z norm etycznych w życiu publicznym. «Po upadku w wielu krajach ideologii, jak napisałem w Encyklice Veritatis splendor, które wiązały politykę z totalitarną wizją świata - przede wszystkim marksizmu - pojawia się dzisiaj nie mniej poważna groźba zanegowania podstawowych praw osoby ludzkiej i ponownego wchłonięcia przez politykę nawet potrzeb religijnych, zakorzenionych w sercu każdej ludzkiej istoty: jest to groźba sprzymierzenia się demokracji z relatywizmem etycznym, który pozbawia życie społeczności cywilnej trwałego moralnego punktu odniesienia, odbierając mu, w sposób radykalny, zdolność rozpoznawania prawdy. Jeśli bowiem "nie istnieje żadna ostateczna prawda, będąca przewodnikiem dla działalności politycznej i nadająca jej kierunek, łatwo o instrumentalizację idei i przekonań dla celów, jakie stawia sobie władza. Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm"» (11.06.1999).
Papież stał się głównym autorytetem przemawiającym na forum światowym w obronie podstawowych praw człowieka, a także w obronie praw narodów i praw rodziny. Stanął na drodze zarówno totalitarnym reżimom w rodzaju komunizmu – które budują swoje rachuby na poniżeniu człowieka i sumienia, jak i tym możnym siłom, które nazywał „cywilizacją śmierci”, a które praktykują – mówiąc słowami Papieża – „wolność wynaturzoną”. Wielką bitwę z totalitaryzmem praktycznie wygrał, mając swój udział w upadku systemu sowieckiego. Wielkie zmaganie z „cywilizacją śmierci” – w imię cywilizacji życia – wypełniło zaś niemal całą drugą część jego pontyfikatu: do końca niezliczone i mocne były wypowiedzi Jana Pawła II o konieczności całkowitej ochrony życia, od poczęcia do naturalnej śmierci, oraz o niezastąpionej pozycji rodziny opartej na związku małżeńskim mężczyzny i kobiety.
Encykliki takie jak Centesimus annus, Fides et ratio czy Evangelium vitae są i dziś świadectwem upominania się przez Kościół Jana Pawła II o podstawowe gwarancje życia prawdziwie ludzkiego: o ufundowanie władzy na prawach naturalnych i Boskich, o szacunek dla prawdy, o ochronę życia każdego. Papież-Polak jest Doktorem naturalnych fundamentów cywilizacji chrześcijańskiej, z naszej najlepszej tradycji Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Kierował Kościołem przez ponad ćwierć wieku – można więc mówić z całą odpowiedzialnością zarówno o epoce Jana Pawła II, jak i o pokoleniu, dla którego był rzeczywiście jak ojciec, czyli ktoś jedyny, kto był „zawsze”. Zawsze i blisko: przybliżyły go nie tylko coraz doskonalsze środki masowego przekazu, ale w zupełnie niezrównany sposób – jego jakże liczne podróże apostolskie na wszystkie kontynenty. Przygotował i wprowadził Kościół w trzecie tysiąclecie. Jest kamieniem milowym w naszych polskich i w powszechnych dziejach chrześcijaństwa.
Paweł Milcarek
-----
Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.
Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)
-----
[1] Jan Paweł II, pozdrowienie pielgrzymów polskich, Rzym, 5 lutego 1983.
(1966), założyciel i redaktor naczelny "Christianitas", filozof, historyk, publicysta, freelancer. Mieszka w Brwinowie.